Msza święta z okazji 50-lecia miesięcznika „W drodze” i prezenty dla Czytelników

W niedzielę 22 października o 13:00 u oo. dominikanów w Poznaniu została odprawiona Eucharystia w intencji wszystkich pracowników, czytelników i dobrodziejów miesięcznika „W drodze”, na którą tłumnie dotarliście, za co ślicznie dziękujemy.

Mszę świętą celebrował bp Jan Glapiak, koncelebrowali dominikanie: Łukasz Wiśniewski OP, Tomasz Grabowski OP, Paweł Kozacki OP, Antoni Staszewski OP, Paweł Dąbrowski OP, Jacek Pietrzak OP, Grzegorz Kuraś OP, Maciej Soszyński OP, Wojciech Prus OP, Dominik Jarczewski OP, Roman Bielecki OP, Krzysztof Lorczyk OP, Michał Golubiewski OP, Wojciech Morawski OP.

Homilię wygłosił prowincjał Łukasz Wiśniewski OP:

Nasze głoszenie ewangelii nie dokonało się samym tylko słowem, lecz mocą i działaniem Ducha Świętego oraz wielką siłą przekonania. Te słowa chciałbym wydobyć z dzisiejszej Ewangelii, które nam mówi Święty Paweł. Paweł w tych słowach chce nam powiedzieć o pewnej strukturze głoszenia ewangelii, elementach koniecznych, aby człowiek mógł spotkać Boga i aby w jego sercu zrodziła się wiara.

Trzy elementy: słowo, moc Ducha Świętego i siła przekonania.

Słowo. Nasze codzienne narzędzie komunikacji. Jest ono wypowiadane w określonym języku, ma swoją gramatyczną strukturę, ma literacką formę, swój styl, swoją jędrność, barwę. I właśnie to narzędzie, zachowujące wszystkie cechy, o których mogą rozprawiać filologowie, wybrał Bóg, aby posłużyło Mu do komunikacji z nami. Do przekazu treści, która jest w nim zawarta, ale która wykracza poza to słowo. W słowie skończonym, mierzalnym, w opisywalnym języku ukrył Bóg swoje Słowo, które jest nieskończone. Jeden z paradoksów wiary: jak w tym, co skończone, może być ukryte to, co nieskończone. „Fides ex auditu”, mówi Święty Paweł w Liście do Rzymian. Wiara rodzi się z tego, co się słyszy, a słyszy się słowo. To linia przekazu wiary. Tradycja. Trwa od wieków, od zawsze – od Chrystusa i Apostołów, i dalej jeszcze, od Abrahama. Usłyszeliśmy słowo od tych, którzy byli przed nami, dlatego mogliśmy spotkać Boga i Go przyjąć. Tradycja to przekazywanie, tak, jak przekazuje się pałeczkę w biegu sztafetowym, a pałeczką jest słowo.

Słowo wypowiada człowiek. Dobiera je, tworzy. Osoba w krwi i kości, ze swoim doświadczeniem, jakimś intelektualnym backgroundem, sobie właściwymi talentami. I Bóg nie tylko zdecydował się na to, aby przekazać swoje Boskie słowo, nieskończone słowo w naszym ograniczonym języku, ale – co więcej – również zdecydował się na to, by przekaz ten był zabarwiony osobistym kolorytem doświadczenia konkretnej osoby.

Duch Święty, Jego moc, to drugi element w tej strukturze, którą opisuje Paweł. On strzeże tego procesu przekazu, dba o jego autentyczność, by nie sprzeciwić się Bożej prawdzie, inspiruje tego, kto mówi, kto tworzy, by dobrał słowo adekwatne, ale towarzyszy również sercu tego, który słucha, który przyjmuje. Duch Święty uprzedza pojawienie się słowa. Przygotowuje serce słuchacza, by słowo było dla niego żyzną glebą, by zostało przyjęte, by nie zostało potraktowane z obojętnością. Ale Duch następuje i po słowie, po jego wypowiedzeniu, aby słowo, które jest przyjęte mogło wydawać owoce.

I siła przekonania. To trzeci element. Siła świadectwa. Ten, który mówi nie jest tylko chłodnym i bezstronnym obserwatorem rzeczywistości. Mówi o tym, co sam usłyszał, czego sam doświadczył, co sam przyjął, co sam przeżył i czuje wewnętrzne przynaglenie, by mówić i nie zatrzymać tego tylko dla siebie. Opowiadamy „cośmy usłyszeli o Słowie życia, co ujrzeliśmy własnymi oczami, na co patrzyliśmy i czego dotykały nasze ręce” – tak Święty Jan otwiera swój list. Świadek, ten, który mówi z siłą przekonania nie błądzi razem z błądzącymi, bo już znalazł, ale znalazłszy – szuka dalej. Znajdując prawdę, nie przestaje jej szukać.

I takie liturgiczne słowo otrzymujemy dzisiaj, gdy wspominamy i czcimy pięćdziesiąt lat istnienia miesięcznika „W drodze”. Założyli go nasi bracia wizjonerzy, dla których miesięcznik miał być pismem duszpasterskim, przedłużeniem ambony, ale również przedłużeniem dyskusji w naszych duszpasterstwach, gdzie nie było tematów tabu, gdzie potrzeba było szukać, aby w tym wszystkim, co ludzkie i zwyczajne, odnajdywać Boże odniesienie i Boże światło. I miesięcznik, tworzony słowem, jest jednym z tych narzędzi, poprzez które przekazywana jest wiara. Tworzy część tej sztafety. Miesięcznik był i jest pismem do szpiku dominikańskim. Nie był dziełem indywidualisty, samotnego wilka, ale idea powstania miesięcznika wyrosła z dyskusji, ze wspólnoty wartości, ze wspólnoty pragnień, które były dzielone między ojcami założycielami. I trzeba tutaj wymienić ich nazwiska: ojciec Marcin Babraj OP, ojciec Jan Andrzej Kłoczowski OP, Konrad Hejmo OP, Jacek Salij OP. Tworzyli wspólnotę wartości, pragnień, mimo, że oczywiście niekwestionowanym liderem był ojciec Marcin.

To było i jest pismo na wskroś dominikańskie, bo wpisywało się w pragnienie Świętego Dominika, by wyruszyć w drogę, na krańce, w stronę człowieka, który zadaje pytania, poszukuje sensu, zrozumienia, prawdy – poszukuje Boga.

Było i jest to też pismo soborowe, powstało na fali entuzjazmu posoborowych lat. Było pismem skierowanym nie od, ale do świata. Gotowym dzielić wartości i nadzieje, smutki i trwogi człowieka współczesnego. Ale było i jest pismem soborowym, bo od początku gromadziło szerokie środowisko, angażowało świeckich, którzy byli zaproszeni do współodpowiedzialności za powstawanie miesięcznika, za tę wspólną drogę w stronę człowieka, który poszukuje prawdy i zadaje pytania, który poszukuje Boga.

We wstępie do pierwszego numeru ojciec Marcin Babraj OP zawarł swoistego rodzaju misję założycielską pisma, mission statement, której pismo jest i było wierne przez kolejne lata. Ojciec Marcin pisał tak: »„W drodze” poświęcamy wszystkim, którzy są blisko i daleko, którzy szukają swojej wewnętrznej prawdy i kontaktu z żywym Bogiem. (…) Chcemy przyczynić się do tworzenia klimatu wiary myślącej, pokazując jednocześnie, jak bardzo może być nam dzisiaj pomocny odczytany na świeżo skarbiec tradycji. (…) Nie chcemy, by „W drodze” było pismem gotowych diagnoz i formuł. Poprzez trud myśli, modlitwy i życia pragniemy dochodzić do Prawdy. Uważamy, że jest to naszym zadaniem jako dominikanów, których ideałem zakonnym jest łączenie pustyni z rozgwarem wielkiego miasta, kontemplacji z głoszeniem Ewangelii«. Miesięcznik wychodził zatem ku człowiekowi, który jest w drodze. W drodze wiary ku chrześcijaństwu pełnemu i głębokiemu, ale również na drodze poszukiwań, niepewności, wątpliwości, zmagań, dylematów – zwłaszcza wobec zmagań i dylematów, które stawia codzienne życie. Pismo stało się więc towarzyszem w drodze, ale stało się też jednocześnie drogowskazem w drodze. Inaczej przecież nie miałoby sensu. Bycie w drodze bez celu to czyste włóczęgostwo. Musi być cel. Było pismem dla szukających drogi, ale z pełną świadomością, że droga ta „przed wiekami zrobiona”, parafrazując Norwida.

„W drodze” miało ambicję zaproszenia na drogę chrześcijaństwa, które nie jest tanie i uładzone, ale trudne i wymagające, bo tylko takie chrześcijaństwo jest autentyczne. Tak pisał o tym w pierwszym numerze ojciec Jan Andrzej Kłoczowski OP: „Chrystus nigdzie nie głosił, że Jego nauka jest łatwa. Mówił natomiast o bramie, która jest wąska, i o drodze, która nie jest łatwa. (…) Czytając niektóre publikacje, można odnieść wrażenie, że uwspółcześnienie chrześcijaństwa ma polegać na jego ułatwieniu. Surową strawę chcielibyśmy uczynić zestawem łatwo przyswajalnych pigułek, dostępnych w każdym narożnym kiosku. Oszukujemy samych siebie, gdy chcemy zaoferować chrześcijaństwo okaleczone, pozbawione patosu i wielkości, wyzbyte zmysłu i tragedii. Chrześcijaństwo przypominające rady starszej ciotki, a nie ogień, jaki Mistrz z Nazaretu przyniósł na świat. Trzeba niepokoić zbyt zadowolonych z siebie i sytych, aby móc uczciwie zrozpaczonym głosić nadzieję. Ostateczną prawdę zdobywa się za cenę najwyższego ryzyka”.  

Miesięcznik stawiał pytania, intrygował, wprowadzał w niewygodne rejony, ale zawsze z wnętrza Kościoła, potrzebując Kościoła, służąc Kościołowi i tworząc Kościół, który jest – mówiąc za Janem Chryzostomem – 'syn-hodos’, drogą, którą przebywamy wspólnie. Do tworzenia tej wspólnej drogi miesięcznik zapraszał, stąd chociażby artykuł Yvesa Congara OP w pierwszym numerze Dlaczego kocham Kościół?. Artykuł ten został przypomniany w numerze jubileuszowym, który będziecie Państwo mogli zabrać ze sobą po wyjściu z kościoła.

Jubileusz to wdzięczność, którą trzeba wyrażać imiennie i są imiona, które muszą tutaj paść – w przestrzeni liturgicznej, i chcę żeby w niej padły dlatego, że za te osoby chcemy się modlić, Panu Bogu dziękować. Za Marcina z jego wizjonerskim uporem. Za pozostałych ojców założycieli: Jana Andrzeja, Konrada, Jacka. Za Jana piszącego od pierwszego numeru „Z nogami za kaloryferem”. Za mistrza Romana, który głębiej od pozostałych mógł zrozumieć Jezusa z Nazaretu. Za grono świeckich mistrzów pióra: Annę, Romana, Stanisława, Kazimierę i rzeszę innych. Za redaktorów jakże interesujących czasów przemian i przełomu tysiącleci: Pawła i Jana. Za wielu braci dominikanów: Antoniego, Wojciecha, Grzegorza, Dominika, drugiego Grzegorza, Michała, Mateusza, drugiego Wojciecha, Tomasza i wielu innych. I za obecną redakcję: za Katarzynę, Ewelinę, Łukasza, Kornelię, Magdę, Pawła, Romana. I za ciężko pracujących w ukryciu, dzięki którym to pismo może być wydawane każdego miesiąca. Za nich wszystkich składamy Tobie Boże serdeczne dzięki.

Po Mszy świętej zaprosiliśmy wszystkich na urodzinowy tort – najodważniejsi, najmłodsi czytelnicy zdmuchnęli świeczki. A prezentem dla każdego był papierowy, jubileuszowy miesięcznik „W drodze”, który czytaliście na gorąco.

E-wydania specjalnego numeru jubileuszowego pobierzesz za darmo tutaj.

Do 19 listopada zapraszamy do „Jubilat. miejsce + spotkań” na „50/50 • przegląd okładek z 50 lat istnienia miesięcznika „W drodze” • 1973-2023”.

Relacja także na Facebooku.

Zdjęcia: Agnieszka Weber-Ciereszko i Adam Ciereszko

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze