Pierwszy List do Koryntian
Ks. Jan Krucina, Pokój społeczny, pokój głębi, Wydawnictwo Wrocławskiej Księgarni Archidiecezjalnej, Wrocław 2001, s. 226
Dziś może mniej o samej książce, a trochę więcej o problemach, do których poruszenia prowokuje jej lektura.
Nie da się zaprzeczyć, że jednym z najbardziej dotkliwych stanów świadomości społecznej jest poczucie rozczarowania. Na dzisiejsze polskie frustracje składa się z pewnością wiele czynników. Można się zastanawiać, czy główne źródło owej powszechnej goryczy tkwi wyłącznie w trudnościach ekonomicznych, których szczególnie bolesnym przejawem są rozległe obszary ubóstwa, wysoka przestępczość i stale rosnące bezrobocie. Czy też na czarny obraz naszej rzeczywistości niemały wpływ mają także czynniki subiektywne, a zwłaszcza uprawiana z zapałem w mediach publicznych, niechętnych obecnemu układowi politycznemu, propaganda klęski? Jakakolwiek będzie odpowiedź, nie może być ona usprawiedliwieniem.
Warto sobie uświadomić, że w czasie, gdy Jan Paweł II ogłaszał encyklikę Centesimus annus, w większości byłych krajów socjalistycznych rozpoczynał się długi i uciążliwy proces przemian nazywany transformacją, którym to terminem określamy drogę do wolnego społeczeństwa obywatelskiego i gospodarki rynkowej. We wspomnianej encyklice znajdujemy wyraźne ostrzeżenie przed jednostronną, skrajnie liberalną ideologią, która nie liczy się z zasadami etyki społecznej i godnością człowieka. Liczne doświadczenia, choćby niektórych krajów Ameryki Łacińskiej, pokazują, że jest to bardzo niebezpieczna droga. Czeski ekonomista Lubomir Mlčoch zauważył niedawno, iż kraje postkomunistyczne przy przejmowaniu doświadczeń kapitalistycznej gospodarki rynkowej z rozwiniętych krajów zachodnich najszybciej uczą się tego, co najgorsze. Jeśli bowiem teoria transformacji zaczyna przybierać postać fałszywego mesjanizmu, to rodzi się iluzja, że „tym razem już naprawdę” mamy szansę zbudować raj na ziemi. W imię tej iluzji udzielamy sobie dyspensy — oczywiście, „tylko na pewien czas” — dyspensy od odwiecznych zasad moralnych. Podczas kwietniowego sympozjum na Uniwersytecie Kardynała Wyszyńskiego w Warszawie ks. prof. Paweł Góralczyk przypominał, że Kościół polski w stanie wojennym okazywał wielką solidarność z prześladowaną opozycją i wspierał rodziny internowanych, ale od początku też niepokoił się laickimi nurtami w „Solidarności”, którym ostatecznie udało się dojść do władzy. Właśnie od tego momentu wielu Polaków zaczęło wybiórczo traktować zasady moralne i dystansować się wobec Kościoła.
Niestety, coraz częściej zapominamy o tym, że pokój społeczny, tak ściśle przecież zależny od poczucia bezpieczeństwa i satysfakcji obywateli, często bywa bardziej zagrożony od wewnątrz niż przez przeciwności zewnętrzne. Taką tezę wysuwa ks. prof. Jan Krucina w swojej książce pt. Pokój społeczny, pokój głębi, opublikowanej przez Wydawnictwo Wrocławskiej Księgarni Archidiecezjalnej. Czytamy tam:
Trzeba na nowo tłumaczyć istotne źródło owych pogubionych wartości na konkretny, uchwytny sposób ich uobecniania na każdym kroku — przede wszystkim w życiu publicznym. Ileż wymaga to ożywczych wspólnot — rodzin, szkół, stowarzyszeń, partii i parafii, skąd owe iskry dobra i szczęścia mogłyby być pobierane i szeroko rozniecane.
Fragment ten mówi wyraźnie o sytuacji zagubienia i… potrzebie powrotu do źródła („trzeba na nowo tłumaczyć”). W związku z tym raz jeszcze powraca zasadnicze pytanie, czy aby główną przyczyną niepowodzeń obozu solidarnościowego w Polsce nie było odcięcie się od etosu i ślepe zaufanie prawom rynku. Jedna z czytelniczek „Tygodnika Powszechnego” (nr 16 z 22 kwietnia br.) w dramatycznym tonie wypomniała dzisiejszym elitom władzy ów zanik społecznej wrażliwości, przypominając jednocześnie o tak niedawnych przecież latach, gdy jeden drugiego brzemiona starał się nosić:
Otóż wtedy osoby represjonowane, zwalniane z pracy z powodu swojej postawy, otaczano opieką. Oznaczało to nie tylko osłabienie skutków represji — pozbawienie środków do życia w solidarnej społeczności nie następowało, ale także zmieniała się sytuacja psychiczna ofiar. Kara stawała się nagrodą, a mimo utraty stanowiska nie dochodziło do degradacji w hierarchii społecznej. (…) Jeśli ogół uwierzy, że „przerwanie kręgu nieprawości” musi kończyć się degradacją, trudno będzie nawet przekazać pamięć o innych niż pragmatyczno–egoistyczne zasadach postępowania.
To bardzo mocne oskarżenie pod adresem tych, którzy dochodząc do władzy, wyrzekli się etosu, a właściwie go zdradzili. Zapomnieli bowiem, że wszystkie instytucje — z gospodarką rynkową włącznie — są tylko ludzkim wytworem i jako takie są niedoskonałe, zmienne, podlegające działaniu czasu. Nie da się położyć żadnego innego fundamentu niż ten, który już został położony. I o tym jest m.in. książka ks. prof. Kruciny. Chodzi w niej przede wszystkim o przywrócenie Polsce szacunku dla podstawowych wartości, o dobry klimat społeczny, a także „o wysokość ducha, biorącego się z rzetelnej edukacji, której znana jest niezbywalna cena życia”. Pokój społeczny, pokój głębi składa się z trzech części: Między rozpadem a odnową, Kierunki odrodzenia oraz Dobra, wartości, cele. Autor próbuje zdiagnozować czas teraźniejszy (zwłaszcza w rozdziale zatytułowanym Milenijne przesilenie — Gdzie jesteśmy?), ale nie koncentruje się na rozwiązywaniu doraźnych problemów, lecz umiejscawia je w szerszej perspektywie, historycznej, społecznej i teologicznej, wskazując tylko na pewne istotne tropy. Punkt wyjścia do rozważań stanowi wnikliwa, a przy tym bardzo zwięzła ocena dwudziestego wieku. Jednak szczególnie interesujące wydają się prognozy dotyczące obecności i roli chrześcijaństwa w rozpoczynającym się tysiącleciu:
Mimo zgłaszających się tu i ówdzie presji przeciwnych wobec wiary, nacisków lekceważących Kościół — chrześcijaństwo nie podejmie emigracji z życia publicznego, nie zatrzyma się w wnętrzu świątyń. Przeciwnie — chrześcijaństwo potrafi z siebie wydobyć szansę, być może największą w swoich dziejach. (…) Przeobrażenia cywilizacyjne, chcąc nie chcąc, nie mogą naruszyć sedna chrześcijańskiego przesłania. Gdzie czas gwałtownych przyspieszeń chce nas gorączkowo wciągać w jakiś niepoczytalny wyścig konkurencyjny — chrześcijanie nie zapominają, że to właśnie trwa czas zbawienia. „Teraz jest czas stosowny, teraz jest czas zbawienia…”.
Istotnie: teraz. Inny czas nie będzie nam dany. Warto o tym pamiętać. Książka ks. Kruciny dodaje nam otuchy.
Oceń