Drugi List do Koryntian
Ze swej podróży do Ziemi Świętej w Roku Jubileuszowym zapamiętałem szczególnie jedno zdarzenie. Grupa Polaków, wśród której się znajdowałem, wyruszała znad Jeziora Galilejskiego na spotkanie z Janem Pawłem II na Górze Błogosławieństw. Obok nas szli chrześcijanie z Egiptu. Obie ekipy śpiewały te same piosenki, ale każda w swoim języku. To było niezwykłe przeżycie: widzieć, jak młodzi Egipcjanie z niezwykłym entuzjazmem śpiewają kantyk Mojżesza – pieśń radości z powodu klęski Egipcjan. „Pogrążył w wodach morza konia i jeźdźca jego”, śpiewali na cześć Jahwe, który zatopił faraona i jego rydwany.
Przypomniałem sobie o tym podczas lektury autobiografii Benedykta XVI, który wspominając czasy dzieciństwa przypadające na okres nazizmu, pisał: „Ojciec mój przewidział bezbłędnie, że zwycięstwo Hitlera nie byłoby zwycięstwem Niemiec, lecz zwycięstwem antychrysta, który zaprowadziłby czasy apokalipsy dla wszystkich wierzących i nie tylko dla nich”.
Podobnie widział to podczas II wojny światowej Dietrich Bonhoeffer, który w liście do przyjaciela pisał: „Chrześcijanie w Niemczech staną przed alternatywą straszliwą: będą musieli albo chcieć klęski własnego kraju po to, żeby przeżyć mogła chrześcijańska cywilizacja, albo chcieć zwycięstwa narodu i tym samym naszą cywilizację zniszczyć. Co do mnie, wiem, którą z tych alternatyw wybiorę”.
Polacy jako naród nie stawali nigdy przed tak drastycznie postawionym wyborem między własną ojczyzną a własną religią. W nieco innej formie podobnej próbie poddani zostali w XIX wieku, kiedy papiestwo opuściło Polskę. Grzegorz XVI w swej encyklice Cum primum z 1832 roku potępił nawet powstanie listopadowe i udzielił poparcia rosyjskiej agresji. W pokoleniu romantyków wywoływało to bunt wobec Stolicy Apostolskiej. Słowacki pisał: „Polsko, twa zguba w Rzymie”. Chopin wyobrażał sobie Boga jako żandarma z pejczem. A jednak obaj zmarli pogodzeni z Kościołem. Przyszły arcybiskup warszawski, błogosławiony Zygmunt Szczęsny Feliński jako młodzieniec był świadkiem śmierci Słowackiego, który odszedł opatrzony sakramentami. Podobnie jak Chopin, na łożu śmierci wyznający ks. Aleksandrowi Jełowickiemu, dzięki któremu nawrócił się w ostatnich dniach życia: „Bez ciebie, mój drogi, byłbym zdechł – jak świnia!”.
Losy obu romantyków obrazują doświadczenie zbiorowe Polaków, którzy z jednej strony z Bogiem się wadzili, ale z drugiej w końcu się z Nim godzili. W podobnej sytuacji znajdowali się w tym samym okresie Włosi, ale oni reagowali inaczej. Sytuacja opuszczenia przez papiestwo we Włoszech – jak pisze Rocco Buttiglione – „otwiera niezabliźnioną przez długi czas ranę w stosunkach między Kościołem i narodem”, natomiast „w Polsce opuszczenie to przeżywane jest jako analogiczne do opuszczenia przez Ojca, którego Chrystus doświadczył na krzyżu po to, aby do końca ukazać czystość ofiary własnego życia złożonej za wszystkich ludzi”.
„Idee mają konsekwencje”, jak pisał Richard Weaver. Być może była to najbardziej dobroczynna konsekwencja XIX–wiecznego mesjanizmu.
Oceń