Liturgia krok po kroku
Przynależysz do narodu, w którego języku się modlisz.
Już więcej niż rok minął od czasu, kiedy pisałem o Lewaszowskiej Pustoszy pod Sankt Petersburgiem. Przypomnę więc tylko: w lesie, który wyrósł pomiędzy wojskowym lotniskiem a niewielką wsią, dwadzieścia kilometrów od miasta świętego Piotra, w latach wielkiego terroru pochowali bolszewicy ponad czterdzieści sześć tysięcy ludzi. Wszystkich rozstrzelano w podwałach leningradzkiego „wielkiego domu”, czyli tamtejszej siedziby NKWD.
Wśród pomordowanych dominują Rosjanie, ale już następną grupą narodowościową są Polacy, po nich Białorusini, Finowie, Żydzi, Ukraińcy, Litwini, Łotysze, Estończycy, Niemcy, ludzie z wielu narodów Europy i Azji. Jeszcze w 1990 roku wysokiego płotu, który chronił od niepowołanych oczu Lewaszowskie Pustkowie, strzegli żołnierze KGB. Rok później rozpadł się Związek Sowiecki i jak wiele jego tajemnic również ta, o Lewaszowie, ujrzała światło dzienne. Na tym jakże bolesnym cmentarzu pojawili się bliscy tych, co tam znaleźli wieczny spoczynek. Drugiego dnia prawosławnej Paschy 1993 roku stanęły tam krzyże–pomniki: prawosławny i katolicki…
Uroczystość
Jesienią 1992 roku był jeszcze na Lewaszowie tylko jeden niewielki krzyż i kamień. Obok tego kamienia, 30 października, składano kwiaty i wieńce. Na uroczystości zorganizowane przez „Memoriał” autobusami, elektryczkami i czym kto mógł, przyjechali ci wszyscy, którzy zaledwie wczoraj dowiedzieli się, że tam spoczywają ich najbliżsi, a także wszyscy ci, których bliscy znaleźli swoje ostatnie miejsce na Ziemi w norylskich lodach, w błocie Kołymy, na sybirskich bezdrożach i na liesopowale (wycinka lasu prowadzona przez stalinowskich więźniów; tysiące Polaków nie wróciło nigdy z liesopowała, szczególnie z terytorium Komi i z doliny Siewiernoj Dwiny). Czarnymi wołgami przyjechali — bynajmniej nie wszyscy — przedstawiciele miejscowych władz, limuzynami — petersburski korpus dyplomatyczny. I też nie w komplecie, brakowało Chińczyków i Kubańczyków.
Jak zwykle były przemowy. Była także prawosławna panichida. Kwiaty i wieńce…
Kobieta
Kiedy już cała oficjalszczina się skończyła, zupełnie niespodzianie podeszła do nas — do mojego kolegi, Pawła Przeciszewskiego, i do mnie — niemłoda kobieta. W Polsce mówi się dziś o takich: prosta babinka. Wyraźnie skrępowana zapytała:
— Panowie jesteście polskimi konsulami?
— Tak, jesteśmy. W czym możemy pani pomóc?
Pytanie zadała nam po rosyjsku, odpowiedź padła więc również w tym języku i tak już kontynuowaliśmy rozmowę.
— Czy jesteście, panowie, katolikami?
— Tak, jesteśmy.
— A czy moglibyście pomodlić się ze mną przy krzyżu?
— Pani jest katoliczką?
— Tak, jestem katoliczką, rodzice ochrzcili mnie w tej wierze.
— Czy pani jest Polką?
— Mój tatuś był Polakiem, mamusia — Żydówką, oboje pochodzili z Rygi, ale ja urodziłam się w Leningradzie. Rodzice przyjechali do Piotrogrodu w czasie wojennych ewakuacji i już tu zostali.
— Pani nie zna polskiego?
— Póki tatuś żył — rozmawialiśmy w domu po polsku. Tylko po polsku.
Wtedy była sroga zima, to było 8 lutego 1938 roku — miałam zaledwie dziewięć lat, ale pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj. Tatuś poszedł, jak co dzień, do pracy. I już nie wrócił. Nam powiedziano, że jako polski szpieg dostał dziesięć lat bez prawa pieriepiski, na Kołymie. Później już mnie poinformowano, że zmarł tam na raka wątroby w 1941 roku, a kilka tygodni temu dotarła do mnie wiadomość, że rozstrzelano go jeszcze w lutym, wtedy…
— A mama?
— Jak go zaaresztowali, to mamusia szybko dowiedziała się, że to za nacjonalnost’ (narodowość). Nie mogłyśmy wtedy już rozmawiać po polsku, byłyśmy rodziną wroga ludu. Później przyszła blokada i mamusia zmarła z głodu. Ja przeżyłam w dietdomie, sama nie wiem jak. Przeżyłam i zachowałam pamięć. Nigdy też nie przestałam się modlić.
Podeszliśmy do krzyża i nasza rozmówczyni rozpoczęła czysto po polsku Anioł Pański. Później Wieczny odpoczynek i Pod Twoją obronę — wszystko po polsku.
— Pani pięknie mówi po polsku!
— Niestety, nie. Modlę się po polsku. Całe życie, nawet wtedy, kiedy zabrali mojego tatusia, w tajemnicy przed sąsiadami, modliłyśmy się z mamusią po polsku. Inaczej nie potrafię. Dla mnie język polski, język mojego dzieciństwa, na całe życie pozostał językiem modlitwy.
Moja modlitwa
Wyczytałem gdzieś, że modlitwa jest jednym z najważniejszych wyznaczników przynależności narodowej. Czy tak jest? Czy tak jest w Kościele powszechnym? Pewnie tak, bo przecież nie przypadkiem rodzimy się w narodzie.
A ja codziennie rano, od czasu mojego przyjazdu na Ruś, oprócz polskich modlitw odmawiam ruską. I wiem, że Pan darował mi ją nie przypadkiem. Oto ona — w moim, jakże nieudolnym, polskim przekładzie:
MODLITWA OPTYŃSKICH STARCÓW
Panie, daj mi z duszy spokojem spotkać wszystko, co mi przyniesie nadchodzący dzień. Daj mi całkowicie oddać się woli Twojej świętej. W każdej godzinie tego dnia, we wszystkim mnie prowadź i umacniaj. Jakiekolwiek wieści bym otrzymał w czas dnia, naucz mnie każdą z nich przyjąć z duszą spokojną i silnym przekonaniem, że wszystko jest wolą Twoją świętą. We wszystkich moich słowach i sprawach kieruj moimi myślami i uczuciami. We wszystkich nieprzewidzianych zdarzeniach nie daj mi zapomnieć, że wszystko od Ciebie pochodzi. Naucz mnie prosto i rozumnie postępować z każdym członkiem mojej rodziny, nikogo nie trwożąc i nie napełniając goryczą. Panie, daj mi siłę wytrwać w trudach i we wydarzeniach, jakie niesie ze sobą nadchodzący dzień. Kieruj moją wolą i naucz mnie modlić się, wierzyć, mieć nadzieję, cierpieć, przebaczać i kochać. Amen.
jesień 1996
Oceń