Mówię od razu, żeby nie było. Film Wróbel nie zdobył na festiwalu w Gdyni wyróżnienia, ale Jacek Borusiński, odtwórca głównej roli, otrzymał nagrodę dla najlepszego aktora. A pierwsze zdanie wynika z tego, że grałem z nim w tym obrazie, więc nie jestem obiektywny. I taki będzie dalszy ciąg tekstu.
Czasownik „grać” stanowi oczywiste nadużycie, bo wprawdzie kilka razy pokazuję się na ekranie i nawet wydobywam z siebie głos, ale w sumie trwa to mniej więcej tyle, ile potrzebuje Usain Bolt do przebiegnięcia stu metrów. Więcej czasu zajmuje mi gwizdanie motywów muzycznych napisanych do filmu.
Wróbel to nazwisko bohatera. Na imię ma Remigiusz. Jest mężczyzną po czterdziestce, pracuje jako listonosz. W proteście rzuca tę pracę, bo postawa przełożonego kłóci się z zasadami etycznymi wyznawanymi przez Remka. Ma honor, ale nie ma za co żyć. Zostaje na lodzie, samotny, w starym domu w małym miasteczku.
Ma dwie pasje: wertowanie encyklopedii i grę w piłkę w lokalnym klubie. Aż któregoś dnia dowiaduje się, że w domu spokojnej starości przebywa jego dziadek, którego w życiu nie widział na oczy. I trzeba coś z tym zrobić.
Film jest niezwykle ciepły. Smutny, wzruszający, ale niektóre sceny bawią, jakby to była życiowa komedia. Postać głównego bohatera jest tak sympatyczna, że spytałem reżysera, czy podczas kręcenia scen mogę zwracać się do niego per Remuś. Jak do kogoś bliskiego. – Oczywiście – usłyszałem, bo to właśnie jest naturalne.
Reżyserem jest Tomasz Gąssowski, znany dotychczas jako kompozytor mu
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń