Spośród tekstów pisanych w bólu zaraz po katastrofie smoleńskiej najbardziej poruszył mnie ten opublikowany w „Rzeczpospolitej”, autorstwa Zdzisława Krasnodębskiego, zatytułowany Już nie przeszkadza. Napisany w bardzo osobistym i emocjonalnym tonie pokazywał, jak przez lata poniżano, wyszydzano i wyśmiewano prezydenta Lecha Kaczyńskiego, zniekształcając jego wizerunek i tak zakłamując przekaz medialny, by wzbudzić w odbiorcach pogardę i odrazę. Konkluzja była bardzo gorzka: „Teraz już nie będzie przeszkadzał. Nie ma człowieka, nie ma problemu”. Te słowa i cały ten tekst przyszły mi na myśl niemal natychmiast po usłyszeniu wiadomości o śmierci papieża Franciszka.
Ale po kolei. W odległym 1986 roku, zaraz na początku mojej zakonnej formacji, po raz pierwszy wyjechałem na Zachód, a konkretnie do Anglii. To, co najbardziej zapamiętałem, to wcale nie oświetlone ulice czy pełne półki sklepowe. Mieszkając, pracując i ucząc się w jednej z naszych międzynarodowych wspólnot, po raz pierwszy w życiu miałem możliwość prowadzenia bezpośrednich rozmów ze współbraćmi z najróżniejszych zakątków świata. Przede wszystkim jednak – i właśnie to najbardziej pamiętam – po raz pierwszy w życiu usłyszałem, jak katoliccy księża, zakonnicy, moi współbracia bezpardonowo krytykowali papieża. Mnie, młodemu wówczas jezuicie z Polski, nie mieściło się to w głowie. I bynajmniej nie dlatego, że papieżem był wtedy Polak, tylko dlatego, że przeczyło to wszystkiemu, czego uczon
Zostało Ci jeszcze 75% artykułu
Oceń