W poszukiwaniu prawdziwej przyjaźni

W poszukiwaniu prawdziwej przyjaźni

Oferta specjalna -25%

Pierwszy i Drugi List do Tesaloniczan

0 opinie
Wyczyść

Pytanie, czy Aelred był gejem, musi ubawić każdego poważnego historyka swoją anachronicznością. Nigdy nie wolno przerzucać na przeszłość dzisiejszych pojęć i kulturowych stereotypów.

Nie pamiętam, gdzie i w jakich okolicznościach usłyszałem o nim po raz pierwszy. Czy ktoś mi o nim opowiedział? Może natrafiłem na jego imię, gdy — pracując nad tłumaczeniem listów Jordana z Saksonii — starałem się dowiedzieć, co w średniowieczu pisano na temat przyjaźni. Czy też był to ten niewielki obrazek, reprodukcja ozdobnego inicjału XII–wiecznego manuskryptu z Douai: wpisany w literę „U” młody mnich w białym habicie rozwija na kolanach niezapisany rulon. Drobne literki nad obrazkiem nie pozwalają pomylić się co do osoby: Ailredus mo[nachus]. Papierowa wstęga w rękach zakonnika przykuwa uwagę i aż prosi, żeby umieścić na niej jakąś maksymę — prawdopodobnie kopista rękopisu nie miał czasu na dopracowanie szczegółów. Domyślam się jednak, że gdyby zależało to od Aelreda, bez wahania umieściłby w tym miejscu słowa świętego Augustyna: amari et amare — być kochanym i kochać.

Syn księdza

Jego angielskie imię brzmiało Ethelred, co — jak wyjaśnia nam jego sekretarz i biograf, Walter Daniel — oznacza „pełen rady”. Doskonałe imię dla przyszłego doradcy królów, mistrza cysterskich nowicjuszy, opata. Ten sam biograf zlatynizował „barbarzyńsko” brzmiące imię swojego mistrza, wprowadzając go do historii jako Aelreda z Rievaulx.

Aelred przyszedł na świat w mieście Hexham w północnej Anglii, w roku 1110. Nie były to czasy spokojne. Zaledwie czterdzieści lat przed jego urodzeniem Wyspy Brytyjskie, które dopiero co zrzuciły jarzmo duńskiej hegemonii i osadziły na tronie anglosaskiego władcę, stały się widownią nowej wojny. W jej wyniku, po słynnej bitwie pod Hastings, władzę objęli Normanowie. Dało to początek niekończącym się konfliktom i potyczkom wokół problemu sukcesji i wzajemnych zależności feudalnych pomiędzy wyspami a kontynentem. Na szczęście Anglia nie była jedynie sceną krwawych bojów — jakby na pocieszenie, słynie ona również świętością swoich mnichów, których asceza i mądrość znane są w całym chrześcijańskim świecie i których imiona zapełniają liturgiczne kalendarze. Z jednym z nich, Cuthbertem, rodzina Aelreda była związana przez szczególne nabożeństwo.

Otóż pradziadek naszego bohatera, Alured, był kapłanem i opiekunem sanktuarium przechowującego szczątki tego świętego mnicha i biskupa w Durham. Sprawował pieczę nad jego grobem, a nawet, jak wspominają kroniki, obcinał włosy i paznokcie świętego Cuthberta, które pomimo upływu lat wciąż odrastały. Alured jest historycznym protoplastą znakomitego rodu, w którym kapłaństwo przechodzi z ojca na syna. Jego zasługi dla sanktuarium w Durham sprawiły, że dziadek Aelreda, Eilaf, osiągnął zaszczytne stanowisko honorowego kanonika tamtejszej katedry. Jednak czasy się zmieniały. Wilhelm Zdobywca przyniósł z kontynentu europejskiego nie tylko nowy język i nowe dworskie obyczaje, lecz także — zapoczątkowaną w połowie XI wieku — reformę gregoriańską, a ta niechętnym okiem patrzyła na lokalne tradycje i żonatych księży. Pragnąc zreformować i ujednolicić liturgię oraz naprawić rozluźnione obyczaje kleru, papież Grzegorz VII odwołał się do pomocy zakonów. Te nie tylko wypełniły kościoły dźwiękami niebiańsko brzmiących melizmatów, ale również oddały się z zapałem dziełu ewangelizacji. Coraz powszechniejszy celibat radykalnie zmieniał charakter życia i posługi kapłanów; nie byli to już ojcowie rodzin i gospodarze ziemscy, lecz coraz bardziej dyspozycyjna i zdyscyplinowana kadra w służbie Kościoła. Księża–ojcowie rodzin, tacy jak Eilaf, byli reliktem zmierzchającej epoki. Nic więc dziwnego, że poprosił on biskupa o przeniesienie do Hexham, gdzie zrujnowany wojną budynek kościelny domagał się odbudowy. Tam pozostał do śmierci, zapełniając odnowioną świątynię coraz to nowymi relikwiami angielskich świętych. Owo połączenie patriotyzmu i pobożności stało się dziedzictwem, które przekazał swojemu synowi. Syn otrzymał po nim także imię (Eilaf) i kapłański urząd, coraz bardziej naznaczony piętnem starego porządku. Kiedy po latach, w zaciszu klasztornej celi w Rievaulx, Aelred będzie wspominał ojca, w jego słowach, oprócz miłości, da się odczuć pewne zażenowanie, wywołane obrazem owego żonatego księdza, który dał mu życie. No cóż, Aelred nie tylko był dzieckiem czasów reformy. Jako cysterski mnich był również jej heroldem.

Na królewskim dworze

Jednak droga do mniszej klauzury jest jeszcze długa. Młody Aelred nie wydaje się powołany do kontynuowania rodzinnej tradycji. Kiedy, zgodnie z duchem reformy, kościół w Hexham zostaje obsadzony kanonikami regularnymi na niekorzyść Eilafa, ten ostatni, rozumiejąc, że nie ma szans na przekazanie parafii synowi i zapewnienie mu w ten sposób kariery kościelnej, postanawia wysłać go do Szkocji, na dwór króla Dawida. Trudno o lepszy wybór. Dwór szkocki był miejscem, gdzie stare anglosaskie tradycje doskonale współistniały z nowymi normandzkimi zwyczajami i gdzie czcigodne rody Northumbrii, do których należała rodzina Eilafa, cieszyły się zasłużonym szacunkiem. Aelred opuścił rodzinny dom jako dziecko (według niektórych historyków mógł mieć około siedmiu lat), nic więc dziwnego, że przeznaczono go na towarzysza królewskiego syna, Henryka.

Na dworze Aelred uczęszcza do szkoły. Choć później ze wstydem będzie przyznawał, że jego wykształcenie pozostawia wiele do życzenia i że bardziej zna się na prowadzeniu kuchni niż na księgach, to jednak musiał tam pobierać solidne humanistyczne nauki, skoro to właśnie wtedy odkryje dzieło Cycerona O przyjaźni i nim się zachwyci. Na kuchni też jednak musiał znać się nie najgorzej, gdyż kiedy tylko osiągnął odpowiedni wiek, król mianował go swoim podczaszym. Urządzanie balów, uczt, zabaw — oto czym zajmuje się młody Aelred. Nieraz później ostro będzie siebie ganił za lata strawione na uciechach, żartach, sprośnych rozmowach i dworskich intrygach. Wkrótce staje się faworytem króla, a ten — pomny na jego pochodzenie — postanawia osadzić go na stanowisku biskupa–prymasa Szkocji. Chcąc zapewnić mu odpowiednią w tym celu formację, Dawid umieszcza go w otoczeniu Thurstana, biskupa Yorku. Teraz życie Aelreda zmienia się zupełnie: uczestniczy w naradach, spotkaniach dostojników, towarzyszy biskupowi w jego podróżach. To właśnie jedna z nich zadecyduje o jego życiu i sprawi, że na zawsze pożegna się z perspektywą prymasowskiego tronu i państwowej kariery.

Jest rok 1134. Orszak biskupa zatrzymuje się w niewielkim opactwie cysterskim w Rievaulx. Dwunastu białych mnichów pod kierunkiem opata Wilhelma, byłego sekretarza samego Bernarda z Clairvaux, od niedawna wiedzie tu surowy żywot według odnowionej reguły zakonu z Citeaux. Gdy po kilku dniach świta Thurstana będzie opuszczać opactwo, udając się w dalszą drogę, w jej szeregach zabraknie jednego człowieka — Aelreda.

Cysterski mnich

Co skłoniło go do tak nagłej decyzji? On sam nigdy nie opowiada tego wprost, jednak wśród wielu autobiograficznych aluzji, których nie szczędzą nam jego pisma, możemy wyśledzić bieg jego duchowej przemiany.

Aelred od najmłodszych lat wyróżniał się wybujałą uczuciowością. Łatwo znajdował sobie przyjaciół i przywiązywał się do nich głęboko. Cóż z tego jednak, kiedy młodzieńcze fascynacje nie trwały długo: przyjaciele odchodzili, doznawał wielu rozczarowań. Gubił się pomiędzy pragnieniem wiecznej, czystej miłości a ulotnymi, płytkimi związkami. Również ciało, które zdawało się drogą do przyjemności, często sprawiało, że doznawał rozczarowań i zawodów. Aelred jednak nie ustaje w poszukiwaniach, a jego serce wciąż szuka kogoś, komu mogłoby się oddać zupełnie i ze wzajemnością. Po szkolnych kolegach przychodzą przyjaciele–dworzanie, syn króla, znajomi duchowni ojca — wszędzie odnajduje jakby zwierciadlane odbicie światła miłości, nigdzie jednak nie widzi jego źródła. Poza tym Aelred czuje, że brak wewnętrznego pokoju jest również jego winą: on sam bywa niestały, zbytnio poddaje się namiętnościom, zbyt dużą wagę przywiązuje do urody, pochodzenia, znaczenia swoich przyjaciół.

Szuka mistrza, który pomógłby mu nauczyć się zasad prawdziwej przyjaźni. Na krótki okres znajduje go w osobie Cycerona, autora rozprawy De amicitia. Choć dzieło starożytnego filozofa budzi w nim podziw, to jednak szybko zniechęca się, uznając jego reguły za zbyt trudne i wyszukane. Znów jest sam ze swoim niezaspokojonym pragnieniem miłości. I w takim właśnie stanie, mając 24 lata, przybywa do Rievaulx.

Wrażenie musiało być silne. Grupa mnichów żyjących w zgodzie i miłości, surowych i delikatnych zarazem, oderwanych od świata, a jednocześnie — dzięki doświadczeniu wspólnego życia — doskonale znających trudności i kłopoty ludzkich serc. Oto szkoła miłości, o jakiej marzył: przecież nawet ich podstawowa reguła nosi tytuł Carta Caritatis! Oczywiście to tylko nasze mniemania, ale jest wielce prawdopodobne, iż tak właśnie myślał Aelred, kiedy pozostawał w klasztorze i bez żalu patrzył na niedawnych przyjaciół znikających za bramą opactwa.

Życie w klauzurze przyniosło mu upragnione ukojenie. Oczywiście nie było łatwo i do końca życia Aelred będzie się zmagał z samym sobą, jednak odnalazł nareszcie przyjaciela, który nigdy go nie opuści, nie zdradzi, któremu może bez lęku i wstydu powierzać swoje biedy — Jezusa Chrystusa.

Pierwsze lata zakonnego życia upłynęły Aelredowi na studiowaniu Pisma Świętego oraz na trudnej nauce życia we wspólnocie. Wkrótce jednak burzliwa historia jego kraju zapuka do murów opactwa. W 1140 roku umiera biskup Thurstan. Niestety, istnieje podejrzenie, iż jego następca, Wilhelm, uzyskał urząd drogą symonii. Cystersi, którzy od zawsze opowiadają się po stronie reform kościelnych, bez wahania angażują się w konflikt, stając na straży prawa i czystości wiary. Aelred doskonale zna kręgi kościelno–dworskie, dlatego zostaje wysłany do Rzymu, aby wraz z kilkoma braćmi przedstawić sprawę papieżowi. Po drodze spotyka Bernarda z Clairvaux i dwaj mężczyźni natychmiast znajdują wspólny język. W liście polecającym do papieża Bernard maluje obraz Aelreda kolorami entuzjazmu, podziwu i szacunku. Później zaś sugeruje braciom z Rievaulx, aby mianowali Aelreda mistrzem nowicjuszy, a sam nakazuje mu, aby zaczął pisać. Owocem tej zachęty będzie Speculum caritatis (Zwierciadło miłości).

Trzy lata później Aelred zostaje przełożonym małej wspólnoty w Revesby. Wkrótce potem, w roku 1147, powraca jednak do Rievaulx, aby objąć urząd opata wspólnoty, która przed laty przyjęła go i uformowała. Tu dopiero w pełni rozwija swój talent duchowego mistrza i przełożonego. Zbiorowa pamięć jego współbraci zachowała obraz człowieka pełnego radości, spokoju i równowagi. Dużo czasu poświęcał innym, zawsze gotowy, aby ich wysłuchać, pocieszyć, pokrzepić radą. Chętnie spędzał czas z nowicjuszami, często zapraszając na osobiste rozmowy tych, którzy przeżywali jakieś trudności. Oczywiście nie obywało się bez kłopotów. W jednym ze swoich kazań Aelred wspomina, jak rozsierdzony jego decyzją mnich wpadł do jego celi i usiłował wrzucić go do płonącego w dużym kominku ognia. Na ogół jednak otaczała go miłość i zaufanie braci.

Na kilka lat przed śmiercią dotknęła go ciężka, reumatyczna choroba. Odezwały się w ten sposób pierwsze lata w zakonie, kiedy to Aelred, naśladując celtyckich ascetów, umartwiał swoje ciało drastycznymi postami i kąpielami w lodowatej studni. Coraz ciężej było mu się poruszać i pisać, wymagał ustawicznej opieki. W tej trudnej sytuacji cystersi dali dowód, iż głoszona przez nich idea braterskiej miłości nie jest jedynie martwą literą. Kapituła generalna zakonu zgromadzona w Citeaux udzieliła Aelredowi wielu dyspens, a wśród nich pozwolenia na zbudowanie niewielkiego domku, w którym schorowany opat zamieszkał wraz z dwoma braćmi. Nadal, choć przykuty do łóżka, sprawował rządy i przyjmował braci. Bywało ich nieraz tak dużo, że niewielki pokój nie mieścił gości. Stali więc przed drzwiami, tłoczyli się wokół okien i jedni drugim powtarzali szeptem słowa duchowego mistrza. Choć coraz trudniej utrzymać mu pióro, Aelred pisze bez ustanku, jakby chciał zachować na pergaminowych kartach doświadczenie całego życia. I zanim, w roku 1167, śmierć połączy go już na zawsze z Ukochanym, którego poszukiwał całe życie, zdąży jeszcze napisać: De vita regis Eduardi (Biografia króla Edwarda), De anima (O duszy), cykl 33 kazań De oneribus (O obowiązkach) i wreszcie przepiękny dialog De spiritali amicitia (O przyjaźni duchowej), który wraz ze wspomnianym wcześniej Speculum caritatis zapewni mu miejsce w panteonie mistrzów chrześcijańskiej duchowości.

Dialog ten to zapis rozmów prowadzonych przez Aelreda z nowicjuszami opactwa Rievaulx. Oczywiście nie mamy tu do czynienia z reportażem, lecz ze starożytną literacką formą dysputy pomiędzy mistrzem a jego uczniami. Wystarczy jednak przeczytać parę stron, aby dostrzec, jak zza pięknych i dopracowanych zdań wyłaniają się żywi ludzie: młodzi zakonnicy, którzy przeżywają swoje pierwsze radości i smutki na drodze ku duchowej doskonałości. Atmosferę całego dzieła wyznacza początek pierwszego rozdziału, kiedy to Aelred zwraca się do brata Iwa: „Oto jesteśmy sami: ty i ja. A trzecim, jak ufam, jest między nami Chrystus”.

Jałowe dyskusje naukowców

Zanim jednak zapoznamy się bliżej z nauką Aelreda na temat przyjaźni, wypada mi ustosunkować się do pewnej kwestii, która co kilka lat burzy — łagodne zazwyczaj — charaktery uczonych zajmujących się historią duchowości i teologii pierwszego pokolenia cystersów. Ostatni raz spór ten toczył się przed niespełna dziesięciu laty pomiędzy M. L. Dutton a B. P. McGuire’em 1.

Otóż lektura pewnych fragmentów pism Aelreda skłoniła niektórych jego czytelników do stwierdzenia, iż miał on skłonności homoseksualne. Można sobie wyobrazić zamieszanie wywołane podobną opinią! Z jednej strony gorący jej zwolennicy, którzy chcieliby widzieć w cysterskim mnichu mężczyznę popierającego, ba!, nawet uprawiającego miłość homoerotyczną, z drugiej zaś jej przeciwnicy, dla których podobne posądzenia są jedynie brukaniem pamięci świętego człowieka. O tym, jak bardzo popularne jest łączenie imienia Aelreda z „kwestią gejowską”, niech świadczy fakt, iż jeżeli wystukamy w internetowej przeglądarce imię naszego bohatera, zdarzyć się może, że otrzymamy adres jakiejś gejowskiej wspólnoty religijnej. Spróbujmy więc poważnie, dalecy od namiętności i uprzedzeń, podjąć ten delikatny temat.

Przede wszystkim, pytanie, czy Aelred był gejem, musi ubawić każdego poważnego historyka swoją anachronicznością. Nigdy nie wolno przerzucać na przeszłość dzisiejszych pojęć i kulturowych stereotypów; grozi to tym, iż zamiast ją poznawać, rozumieć i uczyć się od niej rzeczy dzisiaj nieznanych, będziemy jedynie szukać w niej odbicia naszych własnych czasów, zamykając się stopniowo w jakimś ideowym i intelektualnym getcie. Anachronizm wspomnianego przed chwilą pytania polega na tym, że w czasach Aelreda i w jego kulturze nie istniało ani pojęcie osoby homoseksualnej, ani zjawisko społeczne, które my dzisiaj określamy mianem „gejowskie”. Oczywiście, ludzie średniowiecza doskonale wiedzieli o istnieniu mężczyzn (prawie nigdy nie odnosiło się to do kobiet), których nazywano mało pochlebnym przydomkiem „sodomitów”, jednak nie było mowy o jakimś typie osobowości, odmiennej grupie ludzi czy rodzaju kultury. Homoseksualizm, oceniany jako skrzywienie natury, postrzegany był jedynie na płaszczyźnie aktów, nigdy zaś na płaszczyźnie psychiki czy osobowości. Trudno się zresztą temu dziwić, skoro badania nad psychiką osób homoseksualnych, wyróżnienie ich jako grupy charakterologicznej, a nawet samo słowo „homoseksualizm” pojawiły się w Europie bodaj dopiero pod koniec XIX wieku. Aelred zatem zdziwiłby się mocno, gdyby zobaczył, jak niektórzy usiłują wtłoczyć go w ramki dzisiejszych, a dla niego z pewnością zupełnie niepojętych, kategorii myślenia.

Po zapoznaniu się z długą listą cytatów przedstawioną w artykule Dutton, a także analizami zawartymi w książce McGuire’a można powiedzieć jedynie, że choć wiele przemawia za tym, iż to właśnie mężczyźni byli dla Aelreda przedmiotem uczuciowych zapałów, to jednak trudno z całą pewnością wypowiadać się na temat rodzaju jego uczuciowości. To prawda, że w tym, co pisze on na temat miłości, pożądania lub czystości, z rzadka tylko pojawiają się przykłady związków pomiędzy mężczyzną i kobietą, lecz może wynikać to również z faktu, iż Aelred żył w środowisku mężczyzn i dla niego tworzył swoje traktaty i kazania. W autobiograficznych wspomnieniach z okresu spędzonego na królewskim dworze Aelred nie wspomina kobiet, a jedynie swoich męskich przyjaciół. Jednak nie spodziewajmy się znaleźć tam jakichś pikantnych fragmentów; choć czyni on nieraz aluzje do swojej słabości, to nigdy nie pozwala sobie na — zawoalowaną nawet — pochwałę nieczystości. Jednocześnie jest w nim jakaś ujmująca zdolność łączenia ostrych wymagań z cierpliwością i życzliwością, których nigdy mu nie brak, gdy tłumaczy zawiłości uczuciowego życia swoim nowicjuszom. Oto, co mówi jednemu z nich na temat pocałunków:

Istnieją trzy rodzaje pocałunków: pocałunek cielesny, pocałunek duchowy i pocałunek intelektualny. Pocałunek cielesny łączy usta, pocałunek duchowy jednoczy dusze, pocałunek intelektu to przyjęcie łask wylewanych przez Ducha Bożego. Pocałunek cielesny można ofiarowywać i przyjmować jedynie w rzadkich i przyzwoitych okolicznościach. Na przykład na znak pojednania pomiędzy dawnymi nieprzyjaciółmi; na znak pokoju, jak to czynią osoby zamierzające przyjąć komunię świętą w kościele, które pokój wewnętrzny manifestują zewnętrznym pocałunkiem; na znak wybrania i umiłowania, jak to przystoi małżonkom; oraz między przyjaciółmi, na znak radości po długim okresie rozstania 2.

Owa mieszanka kategoryczności i pobłażliwości z trudem jest rozumiana przez dzisiejszych czytelników Aelreda. Dwoje wspomnianych przeze mnie naukowców wyciąga z niej odmienne wnioski. Otóż dla Dutton fakt, iż wydaje się, że Aelred skrupulatnie zachowuje ślub czystości i całym sercem zachęca do tego swych braci oraz że tu i ówdzie odwołuje się on również do „heteroseksualnych” przykładów, świadczy niezbicie, iż z pewnością nie przyzwalał on na najmniejsze nawet rozluźnienie obyczajów w murach klauzury i nie był osobą homoseksualną. Z kolei McGuire, który okrasza swoją książkę freudowskimi analizami na temat stosunków panujących w rodzinie angielskiego mnicha i który zwraca uwagę na jego łagodność w kwestiach uczuć oraz sentymentalny język jego tekstów, uważa, iż Aelred był homoseksualistą, a aluzje do trudności z zachowaniem ślubu czystości należy rozumieć jako echa jego homoseksualnych związków, również w klasztorze.

Jeśli dobrze przyjrzeć się tym na pozór odmiennym opiniom, to nie sposób pozbyć się wrażenia, iż właściwie mówią one to samo, a mianowicie, że jeśli ktoś jest osobą homoseksualną żyjącą w klasztorze, to niechybnie takie życie musi go doprowadzić do homoerotycznych związków z jego współbraćmi. Doskonale tu widać, jak za naukowymi opiniami kryją się, zupełnie niezwiązane z nauką, przekonania ich twórców. Czyż tak trudno wyobrazić sobie, że osoba homoseksualna, która otrzymała od Boga powołanie do życia mniszego, może zachować czystość podobnie jak osoba heteroseksualna? I czy naprawdę aż tak istotny jest rodzaj pokus, z jakimi musi się borykać w swoim życiu duchowym?

Postać Aelreda doskonale wytrąca nas z naszych współczesnych, wścibskich i małostkowych dociekań. W swoich pismach ów dwunastowieczny mnich nie tyle walczy ze swoją (domniemaną przez współczesnych badaczy) skłonnością do mężczyzn, ile próbuje odnaleźć drogę prawdziwej przyjaźni: wiernej, oddanej, bezinteresownej, uczciwej, opartej nie na fizycznej lub intelektualnej fascynacji, a na głębokim zjednoczeniu ducha. Drogę, na którą wejść może każdy mężczyzna i każda kobieta, przekraczając i przemieniając własne ograniczenia, skłonności i problemy. Może więc rozsądniej jest po prostu posłuchać tego, co ma on nam do powiedzenia, niż z miną wszechwiedzących znawców dokonywać na jego osobie prób swoistego uświadomienia seksualnego post mortem.

cdn.

1 Patrz: Marsha L. Dutton, Aelred of Rievaulx on Friendship, Chastity and Sex: The Sources, w: Cistercian Studies Quaterly, t. 29.2, Kalifornia 1994, s. 121–196; Brian Patrick McGuire, Brother and Lover, Aelred of Rievaulx, Crossroad, Nowy Jork 1994.
2 Tłumaczenie: P. Krupa OP, za: Aelredi Rievallenisis, Opera omnia (De spiritali amicitia), ediderunt A. Hoste OSB et C. H. Talbot, CCCM I, Turnholti, Brepols 1971, s. 307.

W poszukiwaniu prawdziwej przyjaźni
Paweł Krupa OP

urodzony 4 lipca 1965 r. w Żyrardowie – dominikanin, doktor teologii, historyk mediewista, studiował w Krakowie, Paryżu i Rzymie, charyzmatyczny kaznodzieja, rekolekcjonista, dyrektor Instytutu Tomistycznego w Warszawie (2010-2016), od 2020 roku dziekana dekanatu północnego...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze