Pierwszy i Drugi List do Tesaloniczan
Po pierwsze: zawsze zadajmy sobie trud wyboru bajki. Po drugie: zawsze znajdujmy czas, by tę bajkę obejrzeć razem z dzieckiem. Jest wtedy okazja, by coś dopowiedzieć, wytłumaczyć, pochwalić, skrytykować i odnieść do swojej rodziny, swojego dziecka.
Gdyby dzieci nie oglądały telewizji, sytuacja byłaby idealna. To marzenie zarówno rodziców, jak i psychologów czy pedagogów. Sytuacja byłaby jeszcze bardziej idealna, gdyby dorośli mogli (i umieli!) zawsze sami „animować” dzieciom zabawę. Owa idealność sytuacji jest o tyle trudna, że telewizja to też programy dla dzieci – w tym uwielbiane przez nie bajki animowane. I tu koło się zamyka, a ideał sięga… ekranu!
Na początku zauważyć musimy jedną ważną kwestię: otóż żyjemy bardzo mocno zanurzeni w kulturze popularnej. Nasza świadomość jest przesiąknięta jej wytworami. Podobnie jest z naszymi dziećmi – Barbie czy Myszka Mickey to swoiste ikony popkultury! A zatem – jak wychowywać, jak bawić, jak otwierać przestrzenie bajkowe, by nie szkodzić? Musimy bowiem zdawać sobie sprawę, że nasze dzieci – dorastające w świecie kultury makdonaldyzowanej – muszą otrzymać od nas, rodziców taki fundament wiedzy, przekonań i postaw, żeby dobrze w tej przestrzeni funkcjonować w przyszłości. Nie wychowuje się bowiem „w oderwaniu od”, bo „od” problemów się nie ucieka – trzeba stawić im czoło. I pewnie nie ma tu wyjścia idealnego, ale są co najmniej dwa dobre rozwiązania.
Po pierwsze: zawsze zadajmy sobie trud wyboru bajki. Po drugie: zawsze znajdujmy czas, by tę bajkę obejrzeć razem z dzieckiem. Jest wtedy okazja, by coś dopowiedzieć, wytłumaczyć, pochwalić, skrytykować i odnieść do swojej rodziny, swojego dziecka.
Sięgnąć po sprawdzone
Wróćmy do punktu pierwszego, czyli do wyboru bajki. To sprawa nieprosta, bo dobrodziejstwem popkultury jest jej różnorodność. Jest w niej niemal wszystko, a rozrywka dla dzieci to część zakrojonego na szeroką skalę przemysłu i trzeba mieć nie lada orientację, by się w tym wszystkim nie pogubić. Dlatego warto sięgnąć po to, co sprawdzone i wrócić na grunt polski, do klasyki polskiej animacji, bo chociaż głównymi ośrodkami produkcji filmu animowanego są niezmiennie Stany Zjednoczone, Kanada, Wielka Brytania, Włochy, Japonia i Czechy – to bardzo oryginalny i wyraźny ślad w rozwoju światowej animacji artystycznej odcisnęli właśnie twórcy polscy. Polska animacja liczy sobie już 60 lat. Zresztą ten rok został ogłoszony Rokiem Polskiej Animacji.
Mamy więc świetną okazję, by przyjrzeć się bliżej wydanej w grudniu ubiegłego roku przez Polskie Wydawnictwo Audiowizualne Antologii Polskiej Animacji dla Dzieci. To zbiór trzech płyt DVD, na których znajdziemy przekrój tego, co w polskim filmie animowanym najważniejsze – od filmu rysunkowego, poprzez filmy lalkowe, wycinankowe, plastelinowe, aż do technik kombinowanych.
Uwaga: ten zbiór to prezent dla całej rodziny. Odbiorca jest zróżnicowany, bo mamy tu bajki dla zupełnych maluchów: jak ukochany przez naszą córeczkę Bognę Piesek w kratkę Zofii Ołdak (z 1968 roku); czy jeszcze starsza (z 1959 roku) – i jeszcze bardziej ukochana – Pyza Lucjana Dembińskiego według pomysłu Hanny Januszewskiej. Są też propozycje dla „nieco” starszego widza – jak jedna z 14 bajek z Królestwa Lajlonii Leszka Kołakowskiego, czyli bajka O największej kłótni Zbigniewa Koteckiego (z 1999 roku), czy genialne propozycje Juliana Antonisza, Daniela Szczechury oraz Zbigniewa Rybczyńskiego.
Szczególnie warto zobaczyć Lokomotywę (z 1975 roku) na podstawie uwielbianego przez dzieci wiersza Juliana Tuwima – zrealizowaną właśnie przez Rybczyńskiego, polskiego laureata Oscara (za genialne ośmiominutowe Tango).
Edukacja przez zabawę
Nazwiska mówią same za siebie – jakość obrazu, genialna plastyka, abstrakcyjne formy wyrazu i zupełnie niezwykłe sposoby narracji – całość okraszona jeszcze dużą dawką dobrej muzyki. Wszystko docenione na międzynarodowych festiwalach. Już po kilku filmach kiełkuje we mnie myśl, że dawniej animacja dla dzieci była wielką sztuką – teraz tylko nią bywa…
Nie ma tu przemocy, obrazy nie migają jak stroboskopowe światła w dyskotece, bohaterowie nie mają wad wymowy i nie są agresywni. Są za to wielkie postaci polskiej muzyki (choć nie tylko): Krzysztof Penderecki ze swoją muzyką w bajce Bulandra i diabeł Jerzego Zitzmana i Lechosława Marszałka (z 1959 roku); Kazimierz Serocki we Wspaniałym marszu (1970) Witolda Giersza, ale jest też Waldemar Kazanecki, Marek Wilczyński, Tadeusz Paciorkiewicz i Marcin Pospieszalski.
A nade wszystko jest niepisana zasada, że dla dziecka nie ma lepszej formy edukacji, jak ta przez zabawę. Uczyć się możemy znaków drogowych (Maluch z 1965 roku Lucjana Dembińskiego), empatii wobec zwierząt (cudownie papierowy Kundelek z 1969 Lidii Hornickiej), abstrakcyjnego myślenia (Bajka Ryszarda Kuziemskiego z 1968 roku), a także historii – od historii czasów Napoleona we wspomnianej już bajce Wspaniały marsz, po historię początków państwa polskiego, jak w jednej z pierwszych polskich, czarnobiałych jeszcze bajek, czyli Za króla Krakusa Zenona Wasilewskiego (z 1947 roku).
Refleksja logopedy
Mocno chcę zaakcentować wartość „logopedyczną” wybranych filmów. Niezastąpione bowiem są zawarte w nich zabawy dźwiękonaśladowcze – niezastąpione dla prawidłowego rozwoju mowy u dziecka. Reksio poliglota Lechosława Marszałka (1967) to właściwie bajka logopedyczna! Nasz Reksio nasłuchuje, rozpoznaje i naśladuje głosy: kaczki, świnki, indyka, kury, koguta, byka, a nawet kozy. A przecież „ko ko”, „kwa kwa”, „bee” czy „mu” to pierwsze onomatopeje, które stanowią świetną stymulację językową dla małych dzieci, jak również dzieci, u których występują opóźnienia w rozwoju mowy.
I jeszcze jedna „zawodowa” refleksja logopedy – mianowicie kwestia muzyki. Muzyka w większości bajek Antologii Polskiej Animacji dla Dzieci jest z ducha ilustracyjna, towarzyszy tylko (aż!) obrazowi. Nie ma tu zalewu tekstu, jeśli występują zwierzęta, to „mówią po swojemu”. Nie ma tu przekłamania językowego – jest za to cudownie działająca na wyobraźnię słuchową muzyczna praca motywiczna. Uśmiecham się na samo wspomnienie Pyzy, nasza Bogunia świetnie bowiem rozpoznaje w niej właśnie muzyczny motyw głównej bohaterki i cała rozradowana woła „lala” na chwilę przed jej pojawieniem się na ekranie, ale także wtedy, kiedy jej tę melodyjkę nucimy. A przykłady tak pozytywnych jakości w tej Antologii można mnożyć – jest tu bowiem i sztuka ludowa (znów wspomnę Pyzę Dembińskiego oraz projekty plastyczne Adama Kiliana z ludowymi wycinankami), i muzyka klasyczna (Uwertura – Wilhelm Tell Gioacchino Rossiniego w bajce Władysława Nehrebeckiego Kusza z Bolkiem i Lolkiem w rolach głównych). Są i podróże w kosmos, jest klasyka polskich baśni, są odgłosy przyrody, są fundamentalne wartości, są bohaterowie, jak choćby wspomniani: Bolek i Lolek, Pyza, Reksio, Piesek w kratkę, ale też Smok Barnaba czy Krawiec Niteczka.
I choć trochę brak Misia Colargola, Pomysłowego Dobromira i Misia Uszatka, to jednak jest to niewiarygodne uczucie wszechogarniającej radości, spontanicznego zachwytu i wręcz gęsiej skórki, kiedy na ekranie telewizora pojawia się logo łódzkiego „Semafora”, Studia Filmów Rysunkowych w BielskuBiałej czy Studia Miniatur Filmowych w Warszawie.
* * *
Dla nas, rodziców, to sentymentalna podróż w czasie. A wiadomo, że w podróży nic nie liczy się tak bardzo, jak towarzystwo – zatem zabierzmy nasze dzieci w tę bajkową drogę. Obecność obowiązkowa!
Oceń