Jak przetrwać spotkanie z Potterem?
Oferta specjalna -25%

Ewangelia według św. Łukasza

0 opinie
Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 59,90 PLN
Wyczyść

Pamiętam, że 6 stycznia 2006 roku, w uroczystość Objawienia Pańskiego zwanego popularnie świętem Trzech Króli na ekrany polskich kin wszedł film Lew, czarownica i stara szafa. Wybór daty nie był przypadkowy. Powszechnie znany jest fakt chrześcijańskiej inspiracji Opowieści z Narnii. Przed oficjalną premierą odbywały się seanse dla nauczycieli, katechetów i duszpasterzy. Po takich projekcjach organizatorzy rozdawali materiały przedstawiające film jako pretekst do przeprowadzenia ciekawych lekcji. Propozycje katechetyczne przekonywały, że katecheta, wychodząc od treści filmu czy książki C. S. Lewisa, może dojść do konkluzji, iż: „Każdy z nas jest grzeszny i zasługuje na karę. Jezus przez swą śmierć na krzyżu uratował nas od kary za nasze grzechy. Każdy sam musi zdecydować, czy chce wierzyć i przyjąć ratunek od Jezusa”.

Zróżnicowane oceny

W tym kontekście trudno uniknąć porównań z dwoma innymi dziełami: powieściami, które zostały sfilmowane – Władcą Pierścieni J.R.R. Tolkiena oraz z Harrym Potterem Joanne K. Rowling. Choć światy przedstawione przez powieści i ilustrujące je filmy prócz ludzi i czarodziejów zamieszkują fauny i centaury, karły i olbrzymy, trolle i smoki, choć we wszystkich mamy do czynienia z czarami, zaklęciami oraz magicznymi przedmiotami, to ich ocena jest bardzo różna. O ile nietrudno znaleźć teksty wskazujące na motywy chrześcijańskie u Tolkiena i Lewisa, o tyle twórczość Rowling wzięli na cel obrońcy czystości wiary. Do dominikańskich ośrodków zajmujących się sektami i ruchami religijnymi już po ukazaniu się pierwszego tomu przygód małego czarodzieja trafiali rodzice, którzy dowiedzieli się, że Harry Potter to propagowanie demonologii i okultyzmu, że powieść zagraża ich dzieciom. Takie obawy zyskały na znaczeniu, gdy kilka lat temu ukazała się w Polsce książka Gabriele Kuby Harry Potter dobry czy zły mająca za rekomendację list kard. Josepha Ratzingera z 7 marca 2003 roku, w którym ówczesny prefekt Kongregacji Doktryny Wiary pisał: „Dobrze, że wyjaśnia pani sprawę Harry’ego Pottera, ponieważ jest to subtelne uwiedzenie, które oddziałuje niepostrzeżenie, a przez to głęboko, i rozkłada chrześcijaństwo w duszy człowieka, zanim mogło ono w ogóle wyrosnąć”. W tekstach przeciwników – na przykład Roberta Tekielego – można przeczytać, że „Harry Potter nie jest postacią do naśladowania. Bohater często kłamie, jest egoistą, nie odczuwa też w związku z tym wyrzutów sumienia. Wydawać by się mogło, że ratuje cały świat, w praktyce zaś ratuje samego siebie. (…) Dziecko czytające książki [Rowling] nie uczy się wrażliwości i współczucia, rozumienia drugiego człowieka, ale odwracania się od tego, co go nie bawi”. Ponadto powieści Rowlig „wzmacniają naturalny i rozwojowy egoizm i subiektywizm dziecka, dowartościowują i utrwalają pierwotne dziecięce odruchy”.

Pojawiły się też pozycje, które nie mówiły już o subtelnym uwiedzeniu, tylko wytaczały najcięższe zarzuty, dowodząc, że Joanne K. Rowling propaguje religię Antychrysta, ukazuje tożsamość Dobra i Zła w postaci holistycznego satanizmu, że cała powieść funkcjonuje na poziomie egzoterycznym i rozpowszechnia mroczną fascynację śmiercią. Nie zabrakło również argumentów, że cykl nasycony jest numerologią i okultyzmem, że uczy klasycznego, grzesznego i niebezpiecznego mediumizmu oraz jest szlakiem inicjacji gnostyckiej, deprawacją ducha i manipulacją w sferze seksualnej.

Sądzę, że nawet dorosłym trudno byłoby zweryfikować prawdziwość takich ocen, nie mówiąc już o młodych czytelnikach. Jeszcze trudniej będzie dorosłym przekonać swoje pociechy, że Gandalf jest postacią pozytywną, a Dumbledore’a powinny się wystrzegać. Podejrzewam, że większość rodziców, którzy nie znajdą czasu na przeczytanie tysięcy stron powieści trójki Anglików oraz zapoznanie się z argumentami interpretatorów, będzie odwoływać się do autorytetów. Jedni będą twierdzić, że pisanie o niebezpieczeństwach Harry’ego Pottera to ciemnota religijna, a drudzy, powołując się na krytyczną opinię Benedykta XVI i księdza Posackiego, będą zabraniać pociechom czytania „zwodniczych książek i oglądania demoralizujących filmów”. Żadna postawa nie jest oczywiście ani mądra, ani odpowiedzialna. Młodzi ludzie staną sami wobec zaczarowanych światów Hogwartu, Śródziemia czy Narnii, książki bowiem i tak przeczytają, a filmy i tak obejrzą.

Czy jestem niewrażliwym ignorantem?

Pytany przez rodziców o mój stosunek do Harry’ego Pottera próbowałem sam zmierzyć się z tym problemem po ukazaniu się siódmego, ostatniego tomu. Znając z wcześniejszych lektur i filmów dzieła Tolkiena i Lewisa, przeczytałem całą historię czarodzieja pobierającego nauki w Hogwarcie oraz przewertowałem dziesiątki tekstów na jego temat. Sama powieść mnie nie zachwyciła. Miałem wrażenie, że składa się z kalek i klisz. Sprawnie łączy motywy znane mi z innych książek i filmów. Czyta się to lekko i szybko. Literaccy smakosze kręcili nosami, że książka ich nudzi, akcja jest przewidywalna, a postaci papierowe, ale mnie to nie przeszkadzało. Natomiast przy lekturze omówień niezmiernie zdumiał mnie fakt, że wielu autorów atakujących Harry’ego Pottera przytacza argumenty zdradzające, że nie czytali tej powieści. Wielu krytyków popełnia błędy świadczące o ich ignorancji lub kopiuje pomyłki, które popełnili przy interpretacji ich poprzednicy. Dobrym przykładem zdumienia, jakie może wywołać lektura podobnych tekstów, jest artykuł pani Małgorzaty Klunder z obecnego numeru „W drodze”. Z analogiczną sytuacją spotkałem się niejednokrotnie w dyskusjach. Musiałem często kończyć rozmowę, gdy zażarci przeciwnicy Pottera stwierdzali, że nie czytali książek Rowling.

Inną kwestią pozostaje interpretacja Harry’ego Pottera w stylu ks. Aleksandra Posackiego. Dopóki mówi on fabularnych wątkach powieści, mogę z nim dyskutować, czy Voldemort jest wcielonym złem i czy ma cechy boskie. Mogę się nie zgadzać, kiedy twierdzi, że Potter jest częścią duszy samiwieciekogo albo że Harry oddał pokłon swemu przeciwnikowi. Przyznaję jednak, że nie potrafię z Posackim ani się zgodzić, ani mu zaprzeczyć, gdy zaczyna udowadniać powiązania powieści Rowling z satanizmem i okultyzmem, z różokrzyżowcami i wolnomularzami, gdy zarzuca im ezoteryzm i mediumizm. Nie potrafię się zgodzić, bo jego argumenty sprawiają wrażenie, że ich autor wszędzie dopatruje się diabła i jego czcicieli. Sądzę, że gdyby ks. Posacki przeczytał fragment z Księgi Liczb, w którym Mojżesz wywyższył węża na pustyni, i nie wiedział, że pochodzi z Biblii, to na pewno by się w tym geście dopatrzył gnostyckiego rytuału inicjacyjnego, zmieniającego znak minus na plus i utożsamiającego dobro ze złem. Nie potrafię mu też zaprzeczyć, bo nie wiem na przykład, jaki jest osiemnasty stopień wolnomularstwa nazwany „Kawaler Róży Krzyża” nadany po raz pierwszy w 1754 roku we Francji. Mógłbym zaufać wiedzy i erudycji jezuity, ale trudno mi ufać komuś, kto potrafi interpretować tekst w sposób tak dziwaczny, że uwłacza to zdrowemu rozsądkowi.

Co zrobić z Harrym Potterem?

Czy zatem pozostajemy bezradni wobec nasyconego magią tekstu pani Rowling, skazani na opinie autorytetów? Studiując historię Kościoła i czytając o dziele ewangelizacji Europy, dowiadywałem się, że chrześcijanie pierwszych wieków, będący grupą dynamiczną, potrafili zawłaszczać miejsca, terminy czy zwyczaje wywodzące się z kultów pogańskich. Umieszczenie Bożego Narodzenia w dniu przesilenia zimowego, przekształcanie kultu przodków w uroczystość Wszystkich Świętych, budowanie kościołów czy klasztorów na miejscu świętych gajów, drzew czy źródeł, to tylko niektóre przykłady odwagi naszych braci w wierze. Nie przejmowali się oni wtedy, że na jakimś miejscu odprawiano obrzędy pogańskie, że dana data może mieć astrologiczne uzasadnienie, a rytuał wskazuje na okultystyczne pochodzenie. Chrześcijanie mieli w sobie tyle wiary w moc Chrystusa, że kulty bożków czy demonów nie były dla nich groźne. Tymczasem w wielu środowiskach chrześcijańskich odczytuję strach przed wszystkim, co może mieć pozór magiczności, co zaledwie jest dalekim echem okultyzmu. Sądzę, że lęk jest głównym motywem obaw przed Harrym Potterem.

Nie twierdzę, że powieściom Rowling można bezkrytycznie zaufać, że ukazują zastęp szlachetnych bohaterów do naśladowania oraz precyzyjnie określają, co dobre, a co złe. Trzeba się z tymi niejednoznacznościami zmierzyć, bo histeryczne uciekanie przed czarami Pottera prowadzi tylko do wznoszenia muru między dziećmi a ich rodzicami. Jeden z moich znajomych, Michał Nolywajka z Katowic, postawił pytanie: „Co robić z Harrym? Zabronić czytać? Wyczyścić biblioteczki naszych podopiecznych z efektownie wyglądających wydań tego komercyjnego megahitu? Obrzydzać, ile wlezie, a od czasu do czasu dla pewności straszyć możliwością odejścia od chrześcijaństwa i przejścia na ciemną stronę nieprzyjaznych nam mocy?”. Odwołał się przy tym do krakowskiego spotkania z ojcem Jacque’em Marią Verlinde, człowiekiem, który o ezoteryzmie i New Age wie wyjątkowo wiele. Gdy zadano mu pytanie o Harry’ego Pottera, powiedział: „To wspaniałe, że nasze dzieci mają wyobraźnię. To wspaniałe, że potrafią się nią bawić, rozwijając przy okazji swoje zdolności. Problem zaczyna się wtedy, gdy świat fantazji, wyobraźni, wyimaginowanych wydarzeń i magicznych umiejętności staje się dla nich światem ucieczki od tego, co mogą przeżywać na jawie i do czego są powołane, lub też sposobem na radzenie sobie z problemami. Jest to wtedy sygnał ostrzegawczy dla nas, dorosłych. Pamiętajcie, że dla chrześcijanina źródłem mocy jest zawsze Jezus Chrystus, nasza osobowa relacja z Nim. Pomagajmy dzieciom ją odkrywać, a wtedy nie ulegną żadnej pokusie ucieczki w czary i magię”. W podobnym duchu wypowiedział się mój współbrat, o. Tomasz Marjański, który stwierdził, że „jedyną odpowiedzią na Harry’ego Pottera jest dobra edukacja nauczycieli i rodziców, kapłanów i katechetów. Ta powieść jest szansą do wejścia w dialog z dziećmi i młodzieżą”. Sam Tomasz jako dyrektor Ośrodka informacji o sektach i nowych ruchach religijnych przeczytał siedem tomów powieści i dzięki temu niejednokrotnie rozmawiał z uczniami podczas lekcji religii, wyjazdów wakacyjnych czy przygodnych spotkań. Okazuje się bowiem, że gdy przeczyta się już tę powieść, to może ona zainspirować do rozmów o dojrzewaniu, o samotności w rodzinach toksycznych, o zwalczaniu przejawów zazdrości, pychy czy odwetu. Dzięki wątkom obecnym w powieści Rowling można porozmawiać z młodymi o miłości i o śmierci, o wartości rodziny i budowaniu przyjaźni, o niesympatycznych typach karierowiczów i lizusów, wreszcie wskazywać, że postawa Harry’ego uczy znosić niechęć i prześladowanie ze strony większości.

Mam wrażenie, że tu tkwi istota rozwiązania kłopotów z Harrym. Za każdym razem w filmach/powieściach obok hobbita Froda Bagginsa, rodzeństwa Pevensie czy Harry’ego, Rona i Hermiony stają osoby, które są dla nich oparciem i autorytetem, przy których czują się bezpiecznie. Dorośli nie starają się jednak zastąpić bohaterów, podjąć za nich decyzji, osłonić ich przed brutalną rzeczywistością, bo nie są w stanie pokonać wszelkich niebezpieczeństw. Pomagają natomiast zrozumieć świat, tłumaczą jego zawiłości, proponują właściwą drogę i dają nadzieję na pokonanie piętrzących się trudów. Nawet pani Kuby, zażarta przeciwniczka Pottera, stwierdza w ostatnim rozdziale swojej książki: „Jeśli w wychowaniu w rodzinie zostanie położony chrześcijański fundament, a młodzi będą związani ze wspólnotą, w której istnieją normy dla dobra i zła, wtedy indoktrynacja Harrym Potterem nie będzie groźna”. Powiedziałbym więcej: jeśli młodzi czytelnicy znajdą w swoich rodzicach, nauczycielach czy katechetach swoich Gandalfów, Kirke’ów lub Dumbledore’ów, żadna lektura nie będzie dla nich niebezpieczna, a spotkanie z bohaterami Tolkiena, Lewisa czy Rowling może ich wiele nauczyć. Gorzej jeśli spotkają się z przestraszonymi przeciwnikami Harry’ego, którzy w każdym symbolu i w każdym nazwisku znajdą okultystyczne powiązania i numeryczne uzasadnienia. Wtedy albo zarażą się ich strachem, albo wyśmieją przestraszonych dorosłych, albo – co najgorsze – zafascynuje ich, czego tak bardzo się lękają ci biedni chrześcijanie.

Jak przetrwać spotkanie z Potterem?
Paweł Kozacki OP

urodzony 8 stycznia 1965 r. w Poznaniu – dominikanin, kaznodzieja, rekolekcjonista, duszpasterz, spowiednik, publicysta, wieloletni redaktor naczelny miesięcznika „W drodze”, w latach 2014-2022 prowincjał Polskiej Prowincji Zakonu Kaznodziejskiego. Obecnie mieszka w Dom...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze