Glendalough – Dolina Dwóch Jezior

Glendalough – Dolina Dwóch Jezior

Oferta specjalna -25%

Ewangelia według św. Łukasza

0 opinie
Wyczyść

Na dnie doliny spoczywają dwa jeziora, Górne i Dolne, które łączy płynąca leniwie rzeczka Gleneala. Właśnie w tym miejscu, w szóstym stuleciu, powstał klasztor, który w dość krótkim czasie rozrósł się w olbrzymią osadę klasztorną (civitates), przyciągając swoją sławą, a także świętością swego założyciela św. Kevina (Coemgen), pielgrzymów z całej Europy.

Jesteśmy w samym sercu gór Wicklow. Lipcowy poranek. Niebo nad doliną zasnuwa szara materia chmur, co chyba jeszcze bardziej potęguje wrażenie niezwykłej, tchnącej zewsząd ciszy i spokoju. Od północy ciągnie się grań wzgórz Camaderry, od południa dolinę opasują zalesione zbocza gór Lugduff i Derrybawn. Tutejsza bujna roślinność mieni się wieloma odcieniami: od niemalże czarnej zieleni irlandzkich cisów, malachitu leszczyn, grynszpanowej zieleni jesionów i dębów aż po bladą zieleń paproci i szmaragd soczystych traw. Na dnie doliny spoczywają dwa jeziora, Górne i Dolne, które łączy płynąca leniwie rzeczka Gleneala, wpadająca od zachodu do Jeziora Górnego. Strumień wypływający z Jeziora Dolnego zlewa się jeszcze z potokiem Glandasan wijącym się między wzgórzami Camaderry. Właśnie w tym miejscu, w szóstym stuleciu, powstał klasztor, który w dość krótkim czasie rozrósł się w olbrzymią osadę klasztorną (civitates), mającą przez kilka następnych stuleci pełnić rolę prężnego ośrodka nauczania, życia religijnego i kulturalnego, przyciągając swoją sławą, a także świętością swego założyciela św. Kevina (Coemgen) pielgrzymów z całej Europy.

Co wiemy o św. Kevinie? Zachowało się sześć wersji Żywota świętego: trzy łacińskie oraz trzy w języku irlandzkim. Najpełniejsza z nich zawarta jest w Księdze Żywotów Irlandzkich Świętych, znanej pod nazwą Codex Kilkenniensis, spisanej najprawdopodobniej przez nieznanego z imienia mnicha z Glendalough na przełomie dziesiątego i jedenastego wieku, przechowywanej obecnie w Bibliotece Marsha w Dublinie. Przyjmuje się, że Kevin urodził się około roku 520, a więc jego życie przypada na okres działalności wielkich świętych irlandzkich: Finniana z Clonard, Brendana z Clonfert, zwanego Żeglarzem, Columcille’a czy Ciarana z Clonmacnois, jest to zatem czas kształtowania się Kościoła celtyckiego, opartego na powstających licznie i dynamicznie rozwijających się klasztorach.

Wszystkie źródła zgodnie podkreślają szlachetne urodzenie Kevina. Wywodził się on z Dal Messe Corb, klanu władającego w owym czasie wschodnią częścią Leinsteru. Już jako chłopiec zostaje oddany pod opiekę trzem świątobliwym mężom: Lochanowi, Ennanowi oraz Eogoinowi, „by w ich klasztorze wychowano go na ucznia Chrystusa”. O jednym z nich — Eogoinie — wiemy, że był stryjem chłopca, a także założycielem oraz pierwszym opatem klasztoru w Cualann, miejscowości trudnej dziś do zlokalizowania. W szóstym wieku zwyczaj oddawania młodych chłopców na wychowanie do klasztoru z myślą, że w przyszłości wdzieją habit, był w Irlandii dość powszechny. Zapewne miało to na celu wczesne wdrożenie chłopca do życia w surowych warunkach ascezy i przygotowanie do wyłącznej służby Bogu w jego nowej rodzinie (familia), jaką stanowiła dla niego wspólnota klasztorna. Właśnie ów wątek zerwania więzi rodzinnych pojawia się w hagiografiach wielu świętych pierwszych wieków chrześcijaństwa na wyspie. W myśl starej irlandzkiej zasady, przekroczywszy furtę klasztorną należy zapomnieć o swoich najbliższych, tak jakby się już było umarłym.

W klasztorze pod okiem trzech świątobliwych mężów młody Kevin zdobywa wiedzę, czyta psałterz, który każdy z mnichów musi umieć recytować z pamięci, uczy się gramatyki i retoryki, by w późniejszym okresie podjąć studia nad Pismem, pełni także funkcję piwnicznego. Z tego okresu pochodzi zdarzenie, o którym wspomina jedynie łacińska wersja Żywota. Otóż pewna młoda i piękna dziewczyna do tego stopnia straciła dla Kevina głowę, który był według przekazów mężczyzną nadzwyczaj urodziwym, i tak go emablowała, że ten uciekł przed nią do lasu, gdzie się rozebrał i nago wytarzał w zaroślach parzących pokrzyw. A gdy i tam się za nim udała, Kevin, ubrawszy się, wychłostał ją po twarzy, rękach i stopach rózgą z pokrzyw. Zrozumiawszy, że młodzieniec oprze się każdej cielesnej pokusie, uklękła przed nim, prosząc o wybaczenie.

W klasztorze, oddając się modlitwie, nauce i pracy, Kevin wzrasta w miłości i bojaźni Bożej, jednakże jego najgłębszym pragnieniem jest życie anachorety. Wzorem mnichów egipskich, którzy odwróciwszy się od świata w samotności szukali „przedsmaku życia wiecznego”, pragnie znaleźć swoją pustelnię i poddać się najtrudniejszej próbie świętości, sprawdzianowi „człowieka wewnętrznego”. Wśród mnichów irlandzkich szóstego stulecia, wykazujących skłonność do życia w surowej ascezie oraz umartwiania, była to postawa budząca podziw i ze wszech miar godna naśladowania. Podejrzewam, że dla wielu z nich życie we wspólnocie było jedynie przygotowaniem do prawdziwej drogi — anachorezy. Lecz czy młody Kevin dojrzał już do takiej próby? Zdaniem jego opiekunów zapewne nie, skoro dowiadujemy się, iż Kevin wymyka się bez ich zgody z klasztoru i wyrusza na poszukiwanie stosownego dla siebie schronienia. Wędrując przez góry (trudno dzisiaj odtworzyć szlak jego wędrówki) dociera do Górnego Jeziora, gdzie postanawia się zatrzymać. Niczym mnich–dendryta urządza sobie celę w dziupli na drzewie. Żywi się leśnymi owocami i wodą. Po wielu dniach znajduje go, bardzo już osłabionego, pewien pasterz pasący w okolicy swoją trzodę. Udziela Kevinowi pomocy i, mimo jego sprzeciwu, wynosi na noszach z lasu. Wieści o odnalezieniu Kevina docierają do jego opiekunów, którzy natychmiast przybywają, by zabrać go z powrotem do monastyru. Ale już w jakiś czas potem Kevin ponownie opuszcza klasztor, tym razem mając błogosławieństwo swoich nauczycieli, i wkrótce otrzymuje święcenia kapłańskie z rąk biskupa Lugidusa, który powierza mu misję założenia nowego kościoła.

Kevin zbiera grupę braci (należy przypuszczać, że było ich dwunastu) i wyrusza do miejscowości o nazwie Cluainduach (dziś już nie istniejącej), gdzie ma zamiar wybudować kościół. Nie pozostaje tam jednak długo, być może dochodząc do przekonania, iż okolica ta jest zbyt uboga, by wyżywić jego wspólnotę. A może, jak podaje jeden z hagiografów, do Glendalough, dokąd w końcu przybywa wraz z braćmi, przywiódł go anioł, który niejednokrotnie wskazywał świętym miejsce (locus), w którym wznosili swoje klasztory, kościoły i eremy. Niewykluczone, że znana mu już przecież dolina, położona wśród zalesionych gór, o niezwykle urokliwej przyrodzie i żyznej, nadającej się pod uprawę ziemi, z jeziorami i strumieniami obfitującymi w ryby, była właśnie tym, czego wtedy szukał. Kto wie, może przekonał Kevina jej właściciel, niejaki Dimma, który zaofiarował mu ją w darze, chcąc mieć za sąsiadów świątobliwych braci, jednakowoż stawiając przezornie jeden warunek, by administratorem (erenach) tego terenu był zawsze któryś z mnichów należący do jego rodziny.

Niemożliwością jest dzisiaj odtworzyć dokładnie kształt pierwotnej osady klasztornej wzniesionej przez Kevina i jego współbraci. Powstawała etapami, stopniowo, wraz z napływem mnichów, pielgrzymów oraz tak zwanych klientów klasztoru, przekształcając się w olbrzymią monastyczną wioskę, z całą, by tak rzec, infrastrukturą. Zresztą Kevin, do czego jeszcze powrócę, nie zamierzał porzucić swojej drogi. Po pewnym czasie ustanawia swego następcę, któremu powierza troskę nad klasztorem, a sam oddala się na swoją pustynię, by wieść żywot eremity, nie zrywając jednakże kontaktu z braćmi.

Z licznych opisów i wzmianek, jakie przetrwały do naszych czasów, wiemy natomiast, jak powstawał i jak wyglądał wczesnochrześcijański klasztor irlandzki, zadanie rekonstrukcji możemy zatem powierzyć naszej wyobraźni. Zachowane w Glendalough kamienne budynki oraz ich pozostałości pochodzą z okresu znacznie późniejszego. Dla Kevina i jemu współczesnych podstawowym materiałem budowlanym było drewno, glina, sitowie oraz w mniejszym stopniu kamień, a więc surowiec, jakiego w Glendalough było pod dostatkiem. Klasztor taki w znacznym stopniu odbiegał od rozpowszechnionego na kontynencie klasztoru modelu benedyktyńskiego, z wirydarzem, krużgankami oraz przylegającymi doń pomieszczeniami. Irlandzki monastyr z szóstego stulecia przypominał otoczoną najczęściej kolistym grodziskiem kolonię małych, krytych strzechą chat w kształcie uli oraz kilku większych, wykonanych z drewna budynków — kościoła oraz kilku innych budynków gospodarczych.

Budowę klasztornej osady rozpoczynano od wzniesienia ogrodzenia, rodzaju wału (vallum), którego kolistemu kształtowi przypisywano symbolikę kosmosu. Ogrodzenie wyznaczało równocześnie obszar sacrum. Prawdopodobnie w przypadku Glendalough, szczególnie w późniejszym okresie, linia ogrodzenia miała kształt nieregularny, co podyktowane było ukształtowaniem terenu oraz jego znaczną powierzchnią. Niektóre wspólnoty obywały się bez grodziska, zaś świętą przestrzeń wyznaczały określone znaki, na przykład — rzeźbione w kamieniu krzyże. Krzyże stawiano także u wejścia do monastyru. W tej świętej przestrzeni istniał jeszcze obszar wydzielony — sanctum sanctorum, gdzie nie mieli wstępu świeccy oraz kobiety (rodzaj klauzury). W tym najświętszym dla wspólnoty miejscu spoczywały relikwie należące do patrona lub ciało założyciela. O tym, jak wielkie znaczenie przywiązywano do posiadania relikwii mówią odnotowane przypadki kradzieży przez mnichów kości, zębów, czy choćby kawałków odzieży należących do świętego. Podobno kiedy umierał Abban, przy jego łożu czekali już mnisi z dwóch wspólnot, gotowi zabrać jego ciało. Nie wiemy, czy i gdzie w klasztorze Kevina złożono takie relikwie.

W centralnym miejscu klasztoru znajdował się kościół, określany mianem oratorium, jak również dairtech, co w języku irlandzkim znaczy „dębowy dom”, jako że do jego budowy używano zazwyczaj drewna dębowego. Znajdował się tam także refektarz wraz z kuchnią (praindtech) oraz dom gościnny (technoiged), a w zależności od zamożności i wielkości klasztoru: stodoły, spichrze, stajnie, obory. Kamienna wieża, która pełniła funkcję dzwonnicy i baszty obronnej, tak charakterystyczna dla irlandzkiego krajobrazu, pojawiła się dopiero na przełomie IX i X stulecia. Mnisi, jak już wspomniałem, mieszkali w krytych strzechą chatach w kształcie pszczelich uli, zwanych celami. Chatę zamieszkiwało zwykle dwóch lub trzech mnichów. Przywilejem opata było posiadanie osobnej celi, położonej w pewnej odległości od pozostałych. Osobne cele służyły też jako warsztaty rzemieślnicze oraz skryptoria.

Wiele wskazuje na to, że pierwsze zabudowania klasztorne wzniesiono nieopodal Jeziora Dolnego, u zbiegu strumieni Gleneala i Glendasan. Z upływem czasu klasztor stopniowo się rozbudowywał i rozrastał, obejmując coraz to większą połać doliny. O jego wielkości może świadczyć choćby fakt, iż wzniesiono tutaj aż siedem kościołów. Największym spośród nich, położonym w centrum osady, jest Katedra, określana też często w kronikach jako Opactwo. Pierwotny drewniany budynek spłonął w roku 832, a po kolejnym pożarze w parę lat później wzniesiono na jego miejscu budynek z kamienia, co niestety nie uchroniło go przed zniszczeniami, jakie niosą pożary i grabieże. Ogień i łupieżcze napady nie oszczędzały zresztą całego klasztoru. W roku 770 miał miejsce pierwszy duży pożar, nie wiemy jednak, co było jego przyczyną. W ciągu kolejnych czterech stuleci podobnych przypadków odnotowano aż dwadzieścia, z czego sprawcami przynajmniej dziewięciu byli Wikingowie, dla których kościoły i klasztory stanowiły szczególnie łakomy kąsek. Z budową Katedry związana jest pewna legenda. Wznoszący ją robotnicy byli zobowiązani do pracy według maksymy: wstawać ze skowronkiem, zaś na spoczynek kłaść się z jagnięciem. Po kilku tygodniach pracy, św. Kevin, który nadzorował budowę, spostrzegł, że robotnicy wyglądają na bardzo zmęczonych, i zapytał ich o przyczynę. Ci opowiedzieli mu o umowie, zgodnie z którą muszą wstawać do pracy już o świcie wraz ze skowronkiem. Świętemu zrobiło się żal robotników, pomodlił się, a modlitwa jego została wysłuchana. Podobno od tamtego czasu w dolinie nie słychać już śpiewu skowronków.

Tuż nad rzeczką Gleneala usytuowany jest najlepiej zachowany z klasztornych zabudowań kościół św. Kevina, z powodu swojej interesującej konstrukcji, z wieżyczką przypominającą komin, nazywany potocznie „Kuchnią św. Kevina”. Do pochodzącego najprawdopodobniej z IX wieku budynku kościoła dobudowano później zakrystię i prezbiterium, po którym widoczne są już jedynie fundamenty. Bardzo oryginalny jest stromy, kamienny dach, wykonany techniką korbelową, jaką posłużono się między innymi przy budowie clochanów na Skellig Michael czy kaplicy Gallarusa na Dingle, polegającą na precyzyjnym dopasowaniu i układaniu pod pewnym kątem ciosów kamiennych bez zaprawy. Wydawać się to może wręcz niewiarygodne, lecz budynki te bez większego uszczerbku przetrwały ponad czternaście stuleci. W przeszłości uważano, że właśnie w tym miejscu mieszkał św. Kevin, a dopiero po jego śmierci dom powiększono i przebudowano na kościół. Obecnie hipoteza ta nie znajduje jednak żadnego potwierdzenia. Nie wiemy, gdzie szukać celi świętego, w której mieszkał, kiedy przebywał na terenie klasztoru; nie pozostał po niej żaden ślad.

Gdy ukończono pracę przy budowie, Kevin wyznaczył swoich zastępców, którym powierzył troskę o klasztor, i pozostawiwszy swoje błogosławieństwo mające strzec całej wspólnoty, przeniósł się do małej, kamiennej chatki, dosłownie wciśniętej „między górę i jezioro”, położonej na południowo–wschodnim brzegu Jeziora Górnego. Tutaj mógł wreszcie wieść żywot pustelnika. Obywając się bez ognia i ciepłej strawy, żywił się wyłącznie szczawiem i pokrzywami. Według podań, przychodziły do niego z lasu dzikie zwierzęta i piły wodę z jego dłoni. Długimi godzinami modlił się, stojąc zanurzony w zimnym jeziorze. Pewnego razu, kiedy odprawiał liturgię godzin, jego psałterz wysunął mu się z dłoni i wpadł do wody. Natychmiast jednak został mu przyniesiony przez wydrę, bez najmniejszego śladu zniszczenia. Inna, chyba najsłynniejsza opowieść o Kevinie związana jest z kosem. Cela świętego była tak ciasna, że kiedy się modlił, jedna z uniesionych dłoni wystawała przez okienny otwór. Nadleciał ptak i w jego otwartej dłoni uwił gniazdo, w którym złożył jajka. Kevin spostrzegł to i postanowił wytrwać w tej pozycji, póki z jajek nie wylęgną się młode. W Żywotach oraz utrwalonych przez tradycję podaniach widzimy, jak wielką miłością darzył św. Kevin świat przyrody. Nie był w tym wszakże odosobniony. Pierwszym uczniem św. Ciarana miał być odyniec, do którego dołączyły wkrótce inne zwierzęta: lis, wilk oraz borsuk. Zwierzęta bywały też posłańcami Boga. Świętemu Brendanowi Archanioł Michał objawił się pod postacią pięknego ptaka. Także ptaki opłakiwały śmierć Molua’y. Można by rzec, że ów szczególny, pełen głębokiej miłości i podziwu stosunek do natury był elementem chrześcijańskiej kultury irlandzkiej, czego najlepszy wyraz znajdujemy w lirykach zapisywanych i tworzonych przez irlandzkich mnichów.

W miejscu, gdzie stała cela świętego, mnisi wznieśli mały kościółek nazwany Teampull na Skellig, co znaczy Kościół na Skale. Dzisiaj znajdują się tu jedynie szczątki budowli pochodzącej z dwunastego wieku: fragment granitowego wejścia zachodniego, resztki murów porosłe trawą i mchem. Stąd już tylko kilka kroków do miejsca zwanego Łożem św. Kevina, groty usytuowanej na wysokości sześciu metrów nad taflą jeziora, wyżłobionej w skale na głębokość dwóch metrów, gdzie święty często przebywał. Któregoś razu, kiedy Kevin odbywał wielkopostną pokutę, zjawił się anioł, by ostrzec go przed grożącym mu niebezpieczeństwem — obluzowany głaz miał lada moment stoczyć się w dół, dokładnie tam, gdzie przebywał Kevin. Jednak święty niewiele się tym przejął, zganił jedynie anioła, iż ten przeszkadza mu w modlitwie i rozmyślaniach. W nagrodę za jego wielką pobożność głaz był podtrzymywany aż do wigilii Wielkiej Nocy, tak długo, jak pozostawał tam święty.

Przepięknie usytuowany pośród leszczynowego lasku, nieopodal wodospadu Poulanass, znajduje się kościółek Reefert. Co do daty jego powstania oraz roli, jaką odegrał, istnieją rozbieżne hipotezy. Według jednej z nich, kościół wzniesiono w pobliżu miejsca zwanego Celą św. Kevina, dokąd święty na jakiś czas przeniósł się z Teampull. Jego nazwa nawiązuje do słowa Rioghfheart, co w języku irlandzkim oznacza cmentarz królewski. Także sama nazwa pozostaje wciąż przedmiotem spekulacji. Kiedyś przypuszczano, że jest to miejsce pochówku Kevina. Bardziej prawdopodobne wydaje się jednak, iż pochowano tutaj Laurence’a O’Toole’a, opata i biskupa w jednej osobie, który zarządzał klasztorem w dwunastym stuleciu, a pochodzącego z jednej z rodzin władających tą częścią Leinsteru.

Niestety, nie zachowały się żadne annały klasztorne. Zapewne spłonęły wraz z wieloma kopiowanymi i spisywanymi tutaj księgami, z których część mogła też zostać zagrabiona, by bezpowrotnie zaginąć lub ulec zniszczeniu. O klasztorze Glendalough dowiadujemy się więc głównie z licznych, acz bardzo lakonicznych wzmianek zamieszczanych w kronikach. Są to na ogół daty śmierci kolejnych opatów oraz wydarzeń, takich jak choćby wspomniane pożary czy napady grabieżcze.

Początkowo mała osada klasztorna rozrasta się i w krótkim czasie staje się nie tylko centrum kultu religijnego, lecz także ośrodkiem kultury i nauki, przypominając nieco dzisiejsze miasteczka uniwersyteckie. Spełniła się przepowiednia anioła, który matce Kevina przepowiedział, iż syn jej zostanie „ojcem wielu mnichów”. Do Glendalough, podobnie jak do innych klasztorów irlandzkich tamtego okresu, przybywają adepci nauki z całej wyspy oraz z Anglii i wielu innych krajów. Są wśród nich zarówno mnisi i księża, jak i świeccy, szlachetnie urodzeni oraz osoby niskiego stanu, wywodzący się z rodzin zamożnych, jak i ubogich. Wspomina o tym Beda Czcigodny, wyrażając swój podziw dla gościnności irlandzkich mnichów, którzy „przyjmowali wszystkich z ochotą, żywili bez zapłaty i nauczali także za darmo”.

Klasztorne studia obejmowały trzy główne dziedziny. Pierwszą stanowiła nauka łaciny. Rzecz znamienna, wiązało się to z lekturą nie tylko ortodoksyjnych autorów chrześcijańskich, lecz również pogańskich, przede wszystkim rzymskich i greckich. Obok dzieł Ojców Kościoła studiowano także utwory Homera, Wergiliusza, Owidiusza czy Horacego. Drugą dziedziną będącą przedmiotem nauczania była teologia w najszerszym tego słowa znaczeniu; studenci zaznajamiali się między innymi z dogmatyką, teologią moralną, prawem kanonicznym oraz liturgią. Trudno przecenić znaczenie, jakie przywiązywano do trzeciej dziedziny, czyli studiów nad Pismem Świętym. Oprócz dogłębnej lektury samego Pisma, wiele uwagi poświęcano komentarzom, wydobywaniu z tekstu ukrytych znaczeń, posługując się przy tym najczęściej metodą Kasjana i Eucheriusza. Najlepszym, po latach nauki, przyznawany był tytuł Doktora Pisma.

W klasztorach powstawały również dzieła, były to głównie podręczniki do gramatyki, kroniki, żywoty irlandzkich świętych, litanie oraz komentarze. W swoich zainteresowaniach irlandzcy mnisi nie ograniczali się do zagadnień religijnych. Wśród manuskryptów, jakie przetrwały znajdują się księgi poświęcone prawu, matematyce, traktaty medyczne i astronomiczne. Wielu mnichów, przeważnie nieznanych z imienia, zajmowało się poezją, często pisywaną dla chwili wytchnienia od żmudnego kopiowania manuskryptów, w której obok tematyki religijnej odnajdujemy tak bliskie duchowi irlandzkiego monastycyzmu motywy przyrody, opisy życia w leśnej pustelni, towarzystwo zwierząt i ptaków, zauroczenie wszelkim stworzeniem, całym światem widzialnym, w którym nie dostrzegali, tak jak to się działo w przypadku pustelników egipskich, jedynie źródła pokus i grzechu, a raczej manifestację potęgi i miłości Boga.

Za jedno z najużyteczniejszych zajęć, będącym jednocześnie ćwiczeniem ascetycznym, uważano kopiowanie ksiąg, zajęcie praktykowane już przez eremitów z Nitrii oraz uczniów św. Pachomiusza. Według św. Hieronima był to znakomity sposób zwalczania lenistwa i grzechów ciała. W rzeczywistości praca ta nie sprowadzała się wyłącznie do przepisywania, była to cała sztuka sporządzania ksiąg, poczynając od wytwarzania pergaminu (najczęściej ze skór cielęcych lub jagnięcych), a kończąc na iluminowaniu oraz inkrustowaniu. W sztuce tej irlandzcy mnisi osiągnęli najwyższe mistrzostwo. Przykładem może być słynny, powstały w VII stuleciu Ewangeliarz z Kells, dzieło przypisywane mnichom z Iony, kunsztownie kaligrafowany, z oryginalną ornamentyką (plecionki, spirale, motywy zoomorficzne). Spośród licznych, jak należy przypuszczać, manuskryptów powstałych w Glendalough zachował się jedynie Mszał Drummonda oraz kilka stronic podręcznika do łaciny.

Irlandzcy mnisi, setki anonimowych skrybów z rozsianych po całej wyspie klasztorów i eremów, podejmując się dzieła utrwalenia literatury łacińskiej, dokonało rzeczy niezwykłej, trudnej wręcz do przecenienia — pomogło przetrwać dziedzictwu kultury europejskiej okres zamętu i chaosu, jaki zapanował wraz z upadkiem Rzymu, przez który przetaczały się kolejne fale barbarzyńskich plemion, kiedy upadało piśmiennictwo, ginęły księgozbiory i znikały biblioteki. Interesująco pisze o tym T. Cahill w swojej książce pod wymownym tytułem Jak Irlandczycy ocalili cywilizację. Ale irlandzcy mnisi z nie mniejszym zapałem zabrali się do spisywania literatury rodzimej, która podówczas funkcjonowała wyłącznie w tradycji ustnych przekazów. Rozmiłowani w języku i literaturze skrybowie kopiowali nawet utwory, których wartość z religijnego punktu widzenia wydawać się mogła co najmniej wątpliwa. W założonym przez św. Comgalla klasztorze w Bangor spisany został między innymi cykl zwany ulsterskim, opisujący czyny celtyckiego herosa Cuchulainna. W klasztornych skryptoriach utrwalono także, głównie w języku staroirlandzkim, inne słynne cykle epickie: mitologiczny, feniański oraz sięgający już czasów chrześcijańskich cykl zwany królewskim. Można by rzec, że właśnie w klasztorach spotkały się i przenikały dwa istniejące dotąd odrębnie światy: celtycki i łaciński, pogański i chrześcijański.

Św. Kevin zmarł w roku 618 — tę datę podają Kroniki Ulsterskie. Na łożu śmierci przyjął ostatni sakrament od jednego ze swoich uczniów, Brytona o imieniu Mochuarog, a na następcę–opata wyznaczył swojego bratanka Molibba. Wszystko wskazuje na to, że zmarł nie w swojej pustelni, lecz wśród braci, na terenie klasztoru. Nie wiadomo, gdzie pochowano jego ciało (w dolinie nie przeprowadzono jak dotąd większych prac archeologicznych), przypuszcza się natomiast, że doczesne szczątki świętego mogą spoczywać w kościele Najświętszej Panny lub Domku książęcym. Gdziekolwiek się znajdują, uświęcają całą dolinę Glendalough. Złoty okres klasztoru trwał nieprzerwanie przez sześć stuleci, aż do najazdu Normanów. Potem miał jeszcze klasztor doświadczyć zniszczeń i grabieży dokonanych przez Anglików, co również odnotowują kroniki, by wreszcie, poczynając od wieku szesnastego, popaść w zapomnienie. Dzisiaj Glendalough jest znów miejscem tłumnie odwiedzanym, choć może nie przez głodnych wiedzy studentów i spragnionych duchowej pociechy pielgrzymów.

Glendalough – Dolina Dwóch Jezior
Wojciech Falarski

urodzony w 1958 r. – nauczyciel języka angielskiego, tłumacz współczesnej literatury irlandzkiej. Mieszka w Toruniu. Autor książki Podróże po Irlandii monastycznej...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze