Kontaktu z zakażonymi wirusem HIV nigdy się nie bałem. Może dzięki temu, co mi się przytrafiło wiele lat temu, gdy przez parę miesięcy weryfikowałem swoje kapłańsko-zakonne powołanie. Po wrzuceniu w nowicjacki magiel mój organizm ogłosił strajk, ujawniając szereg spektakularnych objawów. Przełożeni kazali mi się porządnie przebadać, a jeden z doktorów zalecił testy na obecność wirusa HIV.
W 1995 roku było to naprawdę coś. Zgłosiłem się do ukrytej w jakimś lochu Poradni Chorób Zakaźnych i Odzwierzęcych, gdzie w jednym z gabinetów natrafiłem na naprawiających coś robotników w kraciastych flanelowych koszulach. Jeden z nich spożywał właśnie kanapki – pamiętam jak dziś – z grubo pokrojoną wędliną. Była tam również emanująca spojrzeniem królowej angielskiej pielęgniarka. Nieśmiało zapytałem, czy jest lekarz, na co odezwał się jedzący i oznajmił, że to właśnie on. Podałem skierowanie, a on przeszedł do konkretów: – Gejem pan jest czy narkomanem? Odpowiedziałem, że ani jednym, ani drugim. – A co mi pan będziesz kit wciskać! Normalnych nie badają! – odburknął i polecił posępnej muzie, by pobrała mi krew. Mój Boże! Jak ona nakładała te rękawiczki! Gdyby się dało – włożył
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń