Widząc różne obawy i lęki związane ze spowiedzią, zawsze zadaję sobie pytanie: Dlaczego? Przecież spowiedź to moje spotkanie z Chrystusem, więc dlaczego mam uciekać? Dlaczego mam się bać Tego, który mnie nieskończenie miłuje? Często w czasie spowiedzi zdarza mi się zadać pytanie o to, czego wyznaniem jest ten sakrament. Oczywiście padają odpowiedzi, że grzechu, niegodności, słabości, upadków. A zapomina się o najważniejszym: spowiedź jest przede wszystkim wyznaniem miłości. Kocham Jezusa i dlatego wstydzę się, że nie odpowiedziałem na Jego miłość. Warto więc wracać do spowiedzi po to, żeby wyznać moją miłość i ją odnowić.
Warto też zobaczyć, że każda nasza spowiedź to sprawienie radości w niebie. Jest więcej radości w niebie z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych. Oczywiście jest wstyd, obawa, głupio nam, że zawaliliśmy. Tyle razy już mówiłem, że tego nie zrobię, a znowu zrobiłem. Ale nie uciekajmy od Pana Jezusa. Nie naśladujmy w tym naszych pierwszych rodziców, którzy zamiast pójść do Boga, upaść przed Nim, prosić o wybaczenie, schowali się przed Nim w krzakach. W pewnym sensie wygnanie z raju jest właśnie potwierdzeniem ich wyboru, tego, że oni się przed Nim chowają.
Święty Piotr po zaparciu się Jezusa wyznaje Mu miłość potrójnie i wcale nie słyszy żadnego upomnienia. Mimo że naprawdę zawalił, słyszy: „Paś baranki Moje” (J 21,15). To może być dla nas pociechą i zachętą, żebyśmy nie bali się pójść do spowiedzi, ale żebyśmy wręcz chcieli przyjść do Pana.
Pisze w rozdziale „Spowiedź” Wojciech Morawski OP, praktyk, penitencjarz zwyczajny Apostolskiego Kolegium Penitencjarzy w bazylice Santa Maria Maggiore w Rzymie. Całość przeczytasz w książce Chwalić, błogosławić, głosić. Przewodnik dominikański, którą wydaliśmy z okazji jubileuszu 800-lecia Zakonu Kaznodziejskiego w Polsce, z którą możesz spędzić cały rok – od dowolnego momentu.
Oceń