Cuda
Mój drogi Kasjelu,
wspomniałeś w Twoim ostatnim liście o sprawie, którą niesłusznie bagatelizujesz. Na Twoim miejscu przyjrzałbym się uważniej tęsknocie za autorytetami, którą ostatnio przeżywa Twój podopieczny. Wiem, że on sam traktuje to jako przejaw własnej pokory, umiłowania tradycji i konserwatywnego światopoglądu. Rzeczywiście, tak może być. Obawiam się jednak, że w tym konkretnym wypadku wszystko może się skończyć zwykłym bałwochwalstwem (w najlepszym razie snobizmem) albo krańcową nieufnością wobec jednych ludzi połączoną z bezkrytycznym podejściem wobec innych. Pamiętaj, Kasjelu, że te same zjawiska w życiu naszych podopiecznych mogą być znakami zupełnie różnych rzeczywistości. Twoją zaś rolą, przynajmniej do czasu, póki nie znajdziesz mu jakiegoś dobrego kierownika duchowego, jest po prostu celna i prawdziwa interpretacja różnych objawów życia duchowego.
Twój podopieczny, goniąc za autorytetami, przejawia niebezpieczną skłonność do traktowania ludzi jak bogów. Pierwszym przymiotem, którego poszukuje w ludzkim autorytecie, jest nieomylność, drugim – wszechwiedza. Co gorsza, tej nieomylności domaga się od autorytetów wcale nie w dziedzinach, w których autorytetami są, ale także, a może przede wszystkim w dziedzinach, na których on sam po prostu się nie zna. Kłopot polega na tym, że w tych właśnie sprawach ci, którzy są jego autorytetami, mają nie całkiem święte, ale jednak niezbywalne prawo być równie pogubieni i niezorientowani, jak on sam. W rzeczywistości z prawa tego raczej nie korzystają. W ten sposób wybitny naukowiec staje się autorytetem moralnym, a pisarz autorytetem politycznym. To, Kasjelu, jedna z tych wyjątkowych sytuacji, kiedy nasi podopieczni nie chcą skorzystać z uprawnień, które im przysługują. Uprawnienia do niezawinionej omylności i ograniczonej wiedzy (które wchodzą w pakiet uprawnień znanych pod wspólną nazwą pokory) zostały dane ludziom, aby uchronić ich od śmieszności wynikającej z pychy. Dlaczego z nich nie korzystają? Dlaczego ludzkie autorytety zgadzają się, by traktować je jako wyrocznie w sprawach, w których autorytetami nie są? Mój drogi Kasjelu, to nie jest takie proste oddać trzy czwarte ofiarowanego ci królestwa wyłącznie z tego powodu, że należy ci się tylko ćwiartka. Po jakimś czasie zaś, skoro inni chcą widzieć w tobie władcę absolutnego, zaczynasz wierzyć, że władza absolutna ci się słusznie należy. A że jest to władza dusz i umysłów, pokusa jest trudna do zauważenia.
Obawiam się, Kasjelu, że ostatnio w świecie naszych podopiecznych różnica między podejściem do autorytetu a kultem jednostek i bałwochwalstwem zaczyna się zdecydowanie zacierać. Jedni ubóstwiają piosenkarzy i piłkarzy, a inni intelektualistów (czyli tych, którzy nie znając się porządnie i dogłębnie na niczym, wypowiadają się autorytatywnie o wszystkim). Widzisz, rzecz ma się trochę tak, jak z ich systemem rządzenia. Podobnie bowiem, jak w demokratyczny sposób nie mają prawa się zrzekać swych swobód i uprawnień na rzecz dyktatora, obdarzając go jednocześnie absolutną władzą (co już raz przynajmniej w swojej historii zrobili), tak też nie mają prawa się zrzekać swojej odpowiedzialności za poglądy i wybory na rzecz autorytetów, które uznają za wszechwiedzące i nieomylne. Sam wiesz, Kasjelu, że ostatecznie tłumaczenie typu „zwiódł mnie i zjadłam”, „dała mi owoc i zjadłem” nie będzie specjalnie skuteczne. Nieomylność w ich świecie przysługuje zasadniczo jedynie rzeczywistości mierzalnej i doświadczalnej oraz Stolicy Apostolskiej. Z pierwszej korzystają fizycy, z drugiej teologowie. Poza tymi dwoma autorytetami wszystkie inne są omylne. A i te dwa mają ograniczony zakres. Rzeczywistość mierzalna i doświadczalna nie jest w stanie nic autorytatywnie powiedzieć o ludzkiej duszy, a Stolica Apostolska o kopenhaskiej interpretacji teorii względności czy teorii strun. Cokolwiek by powiedzieć, autorytet nieomylny i nieograniczony przysługuje jedynie naszemu Panu. Mogą to przyjąć albo odrzucić. Jeśli jednak odrzucą, ich świat zaroi się od autorytetów, którym stale będą się musieli kłaniać. W pewnym momencie będzie ich tyle, że nie zdołają się wyprostować, bo cały czas zgięci będą w ukłonach należnych autorytetom.
Mój drogi Kasjelu, świat duchowy w tym akurat jest podobny do świata materialnego, że nie znosi próżni. Autorytet Boga musi być zastąpiony innym autorytetem – jakiemuś złotemu cielcowi trzeba się pokłonić. A ponieważ szybko się okazuje, że żaden pojedynczy autorytet nie wystarczy, by zastąpić autorytet naszego Pana, ludziom się wydaje, że autorytety trzeba mnożyć. Tu jednak przecież nie chodzi o ilość, a o jakość. Są takie jakości, których nie da się zastąpić czymś innym, choćby w największej ilości. W obecnej epoce na całym świecie mamy do czynienia ze zjawiskiem, które nazywają popkulturą, i postaciami, które nazywają celebrities. A to wyraźnie wskazuje, jak bardzo nasi podopieczni potrzebują kogoś do kochania, podziwiania i składania pokłonów. Twojego podopiecznego ta sytuacja oczywiście nie dotyczy. On jest bardziej subtelny. Jego celebrities to szpakowaci intelektualiści mający słuszne poglądy na wszystko. Mechanizm jest jednak ten sam. Tak swoją drogą, mój podopieczny – kiedy pracowałem jeszcze w oddziale Bożej Opatrzności indywidualnej – zaczął pisać doktorat na temat symultanicznej historii powstania i rozwoju inteligencji i popkultury. Nie skończył, bo udało mi się go na szczęście w tym czasie wyswatać ze wspaniałą dziewczyną i w związku z tym zmieniły mu się życiowe priorytety. Polecam Ci jednak, Kasjelu, pierwsze trzy rozdziały, które napisał – są w naszej bibliotece, na tym samym regale, co Zmierzch cywilizacji Zachodu.
Problem z ubóstwianiem ludzi polega na jeszcze jednym. Widzisz, mój drogi przyjacielu, choćby nawet nasi podopieczni bardzo chcieli stać się bogami, to jednak barki żadnego z nich nie mają tyle siły, by unieść wszechwiedzę i nieomylność. W pewnym momencie nie są w stanie dźwignąć zobowiązań, które chętnie przyjęli. Pod koniec nie ma różnicy – i gwiazdy popkultury, i intelektualiści zmierzają w depresji (najpopularniejszej chyba chorobie ich czasów) wspomaganej oczywiście nałogami do smutnej prawdy, że nie są bogami. Tyle że nie mogą się do tego przyznać. Olimp jest strasznie stromą górą, a na taką łatwiej się wchodzi, niż z niej schodzi.
Z modlitwą
Zeruel
Oceń