Ewangelia według św. Jana
Bóg poszedł „za daleko”. Pokazał człowiekowi taką bliskość, której on już nie jest w stanie przyjąć, nie potrafi odpowiedzieć „tak” na tę wielką propozycję bliskości. Dlatego próbujemy Boga zakwestionować albo odrzucić.
Człowiek jest stworzeniem religijnym. Poddany przemijaniu, czasowości, wszystkiemu, co nazywamy rytmem życia, nie potrafi ani ciągle odpoczywać, ani tylko pracować. Potrzebuje niekiedy czasu świętowania, który uświadamia mu istnienie w życiu wartości nieprzemijających.
Wejście we wspólnotę
Od zawsze towarzyszą człowiekowi symbole religijne. Posługujemy się nimi na co dzień, przybliżają nas do tajemnic wiary. Niekiedy przez przyzwyczajenie przestajemy je zauważać. Tymczasem one służą temu, abyśmy potrafili żyć, czerpiąc źródło siły z prawdy, że Bóg jest naszym Panem i Panem wszystkiego.
Jednym ze znaków religijnych najczęściej używanych przez chrześcijan jest znak krzyża. Po raz pierwszy naznaczyli nim nasze czoło rodzice, chrzestni i ksiądz w dniu naszego chrztu. Jest to znak przyjęcia do wspólnoty Kościoła. Kiedy do chrztu przychodzi dorosły, znakiem krzyża naznacza go cała wspólnota, która przygotowuje go do przyjęcia tego sakramentu. Wtedy znak ten jest jeszcze bardziej wyraźny.
Od momentu ochrzczenia każde nasze przeżegnanie się w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego jest rytualnym powtórzeniem tego pierwszego znaku i przypomnieniem chwili wejścia do Kościoła.
Znak tortur
Warto uświadomić sobie, że wielu niechrześcijanom znak krzyża kojarzy się ze starożytnym narzędziem zbrodni i tortur. Niejednokrotnie Kościół spotyka się z pytaniem, dlaczego posługuje się w swojej religijnej symbolice znakiem śmierci. Nikt przecież nie zawiesza na ścianie szubienicy, pistoletów czy innych narzędzi służących do zabijania jako znaków religijnych. Krzyż w zamyśle jego twórców rzeczywiście służył do zabicia człowieka.
Krzyż składa się z dwóch części: jedna — pionowa belka — była wbijana na stałe w miejscu egzekucji, do drugiej — belki poziomej — przywiązywano skazańcowi ręce w drodze na miejsce śmierci. Jeśli po drodze, osłabiony, przewracał się, nie mógł wyciągnąć rąk, żeby się podeprzeć, belka przygniatała go do ziemi. Na miejscu ukrzyżowania zawieszano razem z nią skazańca, aby umierał w strasznych mękach. Śmierć na krzyżu była śmiercią przez uduszenie, towarzyszył jej ogromny fizyczny ból. Kiedy egzekucja się przeciągała i stawała się już zgorszeniem dla uczestniczących w niej, żołnierze, uderzając kijami nogi skazańca, łamali je, aby nie podpierał się na nich i szybciej się udusił.
Żydzi z zasady nie przeprowadzali tego typu egzekucji, uznając, że jest to zbyt okrutny sposób zadawania śmierci. Rzymianie zaś wymierzali tę karę jedynie niewolnikom i buntownikom. Obywateli rzymskich nie krzyżowano. Dlatego święty Paweł został ścięty, a Piotr przywiązany do krzyża.
Pojednanie
Dla chrześcijan krzyż nie jest znakiem śmierci, pomimo że wywodzi się ze znaku szubienicy. W Chrystusie na krzyżu widzimy znak miłości, w której jest miejsce na oddanie, wyrzeczenie się siebie, na przyjęcie ciężaru. Chrześcijanie, wpatrując się w krzyż, od samego początku nadawali mu znaczenie symboliczne. Już przez swój kształt symbolizuje on pojednanie. Belki pionowa i pozioma oznaczają, że poprzez wydarzenie Chrystusowego krzyża Bóg jedna się z człowiekiem, a człowiek zostaje pojednany z Bogiem. Owocem jest zgoda pomiędzy ludźmi. W bóstwie Chrystusa odkrywamy naszą komunię z Bogiem, a Jego człowieczeństwo mówi, że człowiek może się spełnić w akcie miłości oddającej wszystko.
Wyznawcy Jezusa zaczęli publicznie używać znaku krzyża, gdy tylko chrześcijaństwo stało się religią dozwoloną. Ponoć pierwszy wyrzeźbiony krzyż, z IV wieku, znajduje się na drzwiach kościoła św. Sabiny w Rzymie.
Gdzie słońce wschodzi
Chrześcijanie szybko zaczęli budować świątynie na planie krzyża. Kościół chrześcijański był orientowany na wschód. Tertulian pisał: „Modląc się, należy patrzeć w stronę, gdzie wschodzi światło, ponieważ to jest symbolem duszy patrzącej tam, skąd przychodzi prawdziwe Światło, Jezus Chrystus”. Natomiast św. Tomasz mówił tak: „Modlimy się zwróceni ku wschodowi, bo uwielbiamy Boży majestat, kierujący ruchem nieba”. To ma oznaczać, że modlitwa człowieka ma także kosmiczny wymiar. Akwinata kontynuował: „Modlimy się zwróceni ku wschodowi, bo ziemski raj był na wschodzie, a my do tego raju wracamy; modlimy się zwróceni ku wschodowi, bo Chrystus jest Światłem świata, a wschodzące słońce przypomina nam Światło prawdziwe. Chrystus został nazwany przez Zachariasza »Wschodem« i ze wschodu przyjdzie Pan powtórnie na końcu czasów”.
Modląc się zwróceni ku wschodowi, wyczekujemy dnia Jego przyjścia. Religioznawcy, mówiąc o chrześcijanach modlących się w świątyni i kierujących swoją twarz ku wschodowi, zwracają uwagę, że gdyby spojrzeć na świątynię w jej usytuowaniu kosmicznym, świątynia–krzyż przesuwa się wraz z kulą ziemską i wybiega na spotkanie ze słońcem.
Liczby i proporcje
Obok osi wschód — zachód świątynie miały drugą oś: północ — południe. Na starych rysunkach, które pokazują, jak świątynie były budowane, widać też wymiar pionowy. Wbija się jakby w środek krzyża–kościoła pionową oś, która biegnie od przestworzy do środka ziemi. W ten sposób krzyż kościoła pokazuje trzy wymiary przestrzeni. Takie trójwymiarowe krzyże są rysowane jako ornamenty szczególnie w świątyniach greckich.
Człowiek, który stoi w świątyni, znajduje się właśnie w centrum takiego krzyża, stoi w miejscu, z którego może zwrócić się na sześć stron świata. Liczba sześć oznacza w Biblii świat stworzony. Dodając do niej punkt, w którym w świątyni staje człowiek, mamy liczbę siedem, oznaczającą pełnię, a więc nie tylko ten świat, ale świat napełniony Bogiem. Znaczy to, że Bóg nadaje światu i nam pełnię jedności z kosmosem i z Nim samym.
Również proporcje świątyni nie były obojętne. Liczyły się wymiary planu krzyża, na którym wznoszono sakralną budowlę. Gdy spojrzy się na klasyczne formy świątyń, to można zauważyć, że mają proporcje człowieka stojącego z rozciągniętymi na bok rękami. Takie właśnie proporcje ma katedra w Chartres czy romańska katedra w Bambergu.
Świątynia wybudowana na planie krzyża, w którym zbiegają się wymiary kosmiczne świata, aby przypominać, że Bóg jest obecny w tym świecie, jest miejscem przekazującym prawdę, że Chrystus, Syn Boży działa w nim jako Ukrzyżowany. Ten, który pragnie dać się ukrzyżować i rzeczywiście daje się ukrzyżować. W Ewangelii znajdujemy fragment, kiedy Jezus do przebywających w świątyni Żydów mówi: „Zburzcie tę świątynię, a Ja w trzech dniach wzniosę ją na nowo” (J 2,19). Chrześcijanie dopatrują się tutaj symbolicznej zapowiedzi, że zmartwychwstałe ciało Chrystusa stanie się Kościołem. Wspólnota Kościoła, czyli mistyczne Ciało Chrystusa, symbolizowana jest zaś przez świątynię. Można powiedzieć, że świątynia symbolizuje człowieczeństwo Chrystusa, który oddaje siebie w ofierze krzyża. Jest widzialnym znakiem niewidzialnego Kościoła i ma przypominać, że Zmartwychwstały Chrystus jest obecny na ziemi i dalej działa wraz ze swoim ludem. I jeszcze więcej: ma uświadamiać, że każdy wierny napełniony jest życiem Bożym i jest z Chrystusem związany tak, jak proporcja krzyża związana jest z proporcjami ciała Chrystusa.
Boże usprawiedliwienie
Jan Paweł II w rozmowie z Messorim mówi, że znak krzyża stanowi dla człowieka wyzwanie i zgorszenie, bo zmusza do reakcji. Wtedy, kiedy spoglądamy na Chrystusa ukrzyżowanego, rodzi się w nas pytanie, czy naprawdę było potrzebne, żeby Bóg oddał swojego Syna na taką straszliwą śmierć. Papież odpowiada, że Bóg, chociaż nie musiał, chociaż mógł milczeć, próbuje „usprawiedliwić” siebie wobec zarzutów człowieka, wskazując na krzyż Chrystusa. Bóg pokazuje, że dzieli los człowieka, że uczestniczy w losie człowieka grzesznika, który Go odrzucił.
Chcąc to pojąć, trzeba wyzwolić się z oświeceniowych koncepcji obrazu Boga: Stwórcy, Obserwatora i Prawodawcy, Boga dalekiego. Trzeba za to świadomie trwać przy obrazie Boga miłującego, który się objawia w Ojcu posyłającym swojego Syna na krzyż. Bóg chce być tam, gdzie rozgrywa się ludzki dramat, gdzie jest jakiekolwiek cierpienie. Co mówi o sobie Bóg, który decyduje się na taki znak solidarności z człowiekiem? Papież odpowiada, iż Bóg objawia w ten sposób swą wewnętrzną bezradność wobec faktu, że obdarzył człowieka podobieństwem do siebie. Jeśli nas nim obdarował, to jest w tym konsekwentny i nie wycofuje nigdy tego daru. Pozwala, aby człowiek Go osądzał.
Św. Jan przytacza w swojej Ewangelii pytanie Piłata skierowane do Jezusa: „Czy Ty jesteś królem żydowskim?”, „Czy to prawda?”. To jest to samo pytanie, które my zadajemy. Ono się pojawia od samego początku historii Zbawiciela. Papież streszcza to w następujący sposób: „Człowiek, który sądzi Boga, nie wie, co robi”. Osądzając Boga, pokazuje swoją przewrotność, bezsilność i niepodobieństwo do Niego. Pokazuje, że to on powinien być osądzony, bo jest odpowiedzialny za skazanie Jezusa. Człowiek, wydając wyrok na Syna Bożego, wydaje wyrok na siebie. Szansą ocalenia dla człowieka pozostaje tylko zmartwychwstanie Chrystusa.
Chrześcijanin bierze swoją tożsamość z krzyża, jako grzesznik, który oczekuje zmartwychwstania, żeby uwolnić się od winy odrzucenia Boga. Czerpie z krzyża siłę, aby stanąć przed Bogiem, prosząc Go o przywrócenie łaski synostwa. Tego najbardziej potrzebujemy od Boga. Możemy otrzymać ten dar, gdy chcemy chociaż w cząstkowy sposób być Chrystusem ukrzyżowanym w tym świecie, chcemy być „ukrzyżowani z Chrystusem”.
Wąż
Pamiętamy z Pisma Świętego historię niewierności Izraela i plagi węży na pustyni. Decyzją Boga Mojżesz sporządził miedzianego węża i umieścił go na wysokim palu. Kiedy ktoś spojrzał na niego z wiarą, ocalał (Lb 20,1– –1,9). Miedziany wąż jest znakiem zapowiadającym Tego, który został powieszony na drzewie krzyża. Niektórzy Ojcowie Kościoła nazywają Chrystusa Nowym Wężem. „Dawniej był wąż miedziany, a teraz mamy Węża Nowego, który przynosi wyzwolenie już nie tylko ze śmierci cielesnej, ale ze śmierci duszy”.
Symbol węża miedzianego umieszczonego na wysokim palu i postać Chrystusa zawieszonego na drzewie krzyża odsyłają nas również do węża na drzewie kuszenia w raju. Kuszenie spowodowało, że człowiek odwrócił się od Boga, teraz Nowy Wąż — Chrystus na drzewie krzyża — spowoduje, że człowiek znowu połączy się z Bogiem.
Pieczęć
Powróćmy do znaku łaski, którym jest krzyż. Kreślimy go na czole, na ustach, na piersiach w różnych sytuacjach życiowych. W czasie wprowadzania dorosłych w misterium inicjacji chrześcijańskiej jest moment, w którym przygotowujący się do sakramentu staje się katechumenem właśnie przez naznaczenie znakiem krzyża. To jest pierwszy krok. Może on poprzedzać chrzest o parę miesięcy, niekiedy nawet o kilka lat, ale naznaczenie krzyżem jest już początkiem celebracji. Ten znak pozostaje w nas. Od tego momentu katechumen ma prawo żegnać się w Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.
Obrzęd naznaczenia znakiem krzyża w starożytności nazywał się sphragis. We wszystkich świadectwach, które opisują drogę do chrztu, jest on wyraźnie obecny. Nie zawsze odbywał się na początku celebracji. Nieraz miał miejsce w czasie samego chrztu albo nawet po nim. Pewne jest, że krzyżem naznaczano wielokrotnie.
W pogańskiej starożytności słowem sphragis określano najczęściej pieczęć do odciskania woskowych znaków na dokumentach, czasami wykonaną bardzo ozdobnie z drogich kamieni. Św. Paweł używa słowa sphragis w Pierwszym Liście do Koryntian, kiedy mówi: „Wy jesteście pieczęcią (sphragis) mojego apostołowania w Panu”. To znaczyło, że pieczęcią poświadczającą autentyczność głoszenia Pawłowego są wierni, którzy od niego uczyli się wiary w Chrystusa. Słowo sphragis było używane także w związku z pieczętowaniem własności, z przypisaniem jej do właściciela. Pasterze znaczyli zwierzęta, przybijając im pieczęć za pomocą rozpalonego żelaza. W wojsku rzymskim znakiem przynależności do danego oddziału był tatuaż z imieniem jego dowódcy.
Stawiając znak krzyża na czole chrzczonego, przypisujemy go do owczarni Chrystusa. To owczarnia Dobrego Pasterza, który broni swoje owce, karmi je, oddaje za nie życie i zna je po imieniu. Grzegorz z Nyssy tak o tym mówi: „Przystąpcie do mistycznej pieczęci, aby Pan was poznał. Dajcie się zaliczyć do świętej duchowej trzody Chrystusa, abyście kiedyś stanęli po Jego prawicy”. Oznacza to, że Pan rozpoznaje tych, którzy do Niego należą, po znaku krzyża odciśniętym na nich. Przez ten znak znajdujemy się wśród wybranych i świętych.
Grzegorz z Nazjanzu mówi, że pieczęć to pewność zachowania nas przez Pana na dzień Jego przyjścia i znak przynależności do Niego. Chroni nas on i nic złego nie może się nam przydarzyć, bo prawdziwe zło może dotknąć nas tylko wtedy, kiedy jesteśmy oddzieleni od Boga. On rozpozna nas w dniu swego przyjścia. Oczywiście nie chodzi tutaj o udawanie, że nie istnieje grzech i możliwość odejścia od Pana Boga, ale o podkreślenie, że człowiek naznaczony krzyżem ma zawsze otwartą drogę powrotu do Boga i do pojednania z Nim, bez względu na to, co zrobił i co się wydarzyło w jego życiu.
Warto jeszcze przywołać podobieństwa do armii, które nie wszystkim muszą się dobrze kojarzyć. Ci, którzy są naznaczeni znakiem krzyża, są wpisani do rejestru. To ci, którzy złożyli przysięgę swemu dowódcy — Chrystusowi, są Jego żołnierzami. Odtąd będą mogli dowieść swojej gotowości do tego, żeby wypełnić obietnicę — tak to komentował Grzegorz z Nazjanzu.
Sposób na demony
Znak krzyża, którym jesteśmy naznaczeni, czyni nas groźnymi dla demonów. Dla pierwszych pokoleń chrześcijan, w czasach Ojców Kościoła, fakt, że człowiek jest rzeczywiście narażony na napaść ze strony złego ducha, był przyjmowany jako oczywisty. Dzisiaj trochę przymykamy oczy na to, że pokusy, które nam towarzyszą przy różnego typu problemach — od pokusy do złego, po pokusy relatywizowania naszej sytuacji, czyli przeświadczenia, że to ja decyduję o tym, czy jestem z Bogiem, czy nie — są rzeczywiście dziełem złego ducha. A przecież szatan za wszelką cenę próbuje wyrwać nas z rąk Chrystusa. Przez chrzest zostaliśmy wyrwani z mocy szatana. Nie pozostajemy już pod jego panowaniem, a należymy do Chrystusa. Przez znak krzyża, który został na chrzcie na nas odciśnięty i który możemy na sobie powtórzyć, skutecznie szatana odpędzamy.
Dodajmy jeszcze jedno skojarzenie. Czoło niewolnika było znaczone rozpalonym szpikulcem, co pozostawiało bliznę w odpowiednim kształcie. Tatuaże tego typu mieli też na sobie wyznawcy bóstw pogańskich.
Św. Paweł w Liście do Galatów pisze słowa zupełnie zaskakujące: „Odtąd niech nikt nie sprawia mi przykrości: przecież ja na ciele swoim noszę blizny, znamię przynależności do Jezusa” (Ga 6,17). Paweł wspomina, skąd wzięły się te blizny: z wielokrotnego bicia, obrzucania kamieniami, ze spotkań z dzikimi zwierzętami. Mówi o tych bliznach jako o znamieniu swojej przynależności do Chrystusa, mieni się Jego niewolnikiem. Blizny były dowodami, że nie należy już do siebie, lecz do Pana Jezusa, a to było jego pragnieniem. Mówi: „Teraz zaś już nie ja żyję, ale żyje we mnie Chrystus” (Ga 2,20).
W Biblii znaki przynależności — pieczęcie — pojawiają się jako prorocze zapowiedzi znaku krzyża. W Księdze Rodzaju znajdujemy opis, w którym Bóg, kiedy Kain zamordował swojego brata, wypędza go, ale daje mu znamię przynależności do siebie, aby nikt go nie zabił. W Księdze Ezechiela spotykamy symboliczną historię, kiedy prorok opieczętowuje wybranych znakiem TAW (Ez 9,4nn). Grecka litera tau była pisana tak jak duża polska litera „T”. Ojcowie Kościoła znajdują tu analogię do znaku krzyża. W Księdze Apokalipsy z kolei znajduje się opis opieczętowania wybranych pieczęcią Boga (Ap 7,3).
Chrześcijanin jest kimś nienaruszalnym, należy do Kogoś, kto go broni. Jezus przez krzyż pokonał moc szatana, a my dzięki temu znakowi, który nosimy na sobie, uczestniczymy w Jego zwycięstwie. Ojcowie mówią o tym bardzo obrazowo: kiedy chrześcijanin żegna się znakiem krzyża, przypomina szatanowi — ojcu pychy — jego klęskę i upokarza go. W ten sposób go odpędza.
Cyryl Jerozolimski mówi o tym w następujących słowach:
Nie wstydźmy się Chrystusowego krzyża. Jeżeli się ktoś kryje, ty otwarcie czyń znak krzyża na czole [mówi o sphragis], aby szatani na widok królewskiego znaku z drżeniem daleko uciekli, uczyń znak krzyża przy jedzeniu, piciu, gdy siedzisz, gdy kładziesz się, gdy wstajesz, gdy mówisz, idziesz, krótko mówiąc — we wszystkich zajęciach.
W żywocie Grzegorza Cudotwórcy napisanym przez Grzegorza z Nyssy znajdujemy historię zachęcającą do robienia znaku krzyża w czasie wszystkich zajęć. W małej miejscowości była publiczna łaźnia, wówczas miejsce rozpusty. Pewien diakon przechodził tamtędy bardzo zmęczony i zapragnął kąpieli. Dozorca przestrzegł go, że w łaźni panuje demon ludobójca. Kto udaje się tam po zmierzchu, nie wychodzi żywy bądź zapada na nieuleczalną chorobę, dlatego teraz jest w niej pusto. Diakon mimo wszystko poprosił o otwarcie drzwi. Gdy wszedł do łaźni, różne złe duchy rzuciły się na niego, otaczając go jakby płomiennym kręgiem; czuł, jak parzą go płomienie. Grzegorz z Nyssy pisze, że „chroniąc się za pieczęcią”, czyli za znakiem krzyża, „wzywając imienia Chrystusa”, przeszedł pierwsze pomieszczenie łaźni. W drugim pomieszczeniu czekały go nowe zjawy, więc uczynił kolejny znak krzyża. Po zażyciu kąpieli wyszedł rześki, odświeżony i zadowolony, a strażnik wpadł w osłupienie.
Znak krzyża odstrasza demony i osłabia ich działanie. Odstrasza dlatego, bo przypomina im, że zostały przez Chrystusa pokonane na krzyżu.
Obrzezanie serca
Trzeba jeszcze wspomnieć o znaku obrzezania, który był dla Izraela znakiem przynależności do ludu Pierwszego Przymierza. Przez obrzezanie w ósmym dniu życia chłopiec stawał się synem Izraela. Wierzymy, że poprzez chrzest dokonuje się „obrzezanie naszego serca”, bo wprowadza nas on do ludu Nowego Przymierza. Nowy Testament, mówiąc o obrzezaniu serca, chętnie używa określenia „pieczęć Ducha”. Św. Paweł mówi w Liście do Rzymian, że tak jak „Abraham otrzymał znak obrzezania jako pieczęć usprawiedliwienia osiągniętego z wiary, tak i my”, od kiedy zostaliśmy naznaczeni tą prawdziwą pieczęcią w Nowym Przymierzu, należymy do ludu, który przyjął swoje usprawiedliwienie, swoją tożsamość z wiary w Chrystusa Zbawiciela. Znak krzyża jest dla nas rękojmią, gwarancją i potwierdzeniem przynależności do Chrystusa. Św. Paweł w cytowanym już Liście do Galatów mówi też tak: „Co do mnie, nie daj Boże, bym się miał chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa. (…) Bo ani obrzezanie nic nie znaczy, ani nieobrzezanie, tylko nowe stworzenie” (Ga 6,14–15).
Obrzezanie jest figurą chrztu, który dokonuje się poprzez zanurzenie w śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa. Ten znak sprawia, że chrześcijanin upodabnia się do Chrystusa w Jego śmierci, ale też otwiera na realizację obietnic Boga, na wylanie darów Ducha Świętego.
Znak przymierza pomiędzy nami a Bogiem — krzyż — jest niezatarty, bo zobowiązania Boże wobec człowieka są nieodwołalne. Św. Cyryl mówi w katechezie do tych, którzy mają być ochrzczeni: „Niech Bóg da wam świętą, nienaruszalną pieczęć Ducha Świętego”. Bóg zawsze pozostaje zaangażowany wobec nas, ochrzczonych, przyznaje nam prawo do udziału w dobrach swego królestwa. Stąd bogactwo skutków tego znaku w nas. Rytuałowi chrztu towarzyszą zewnętrzne znaki tej tajemnicy: zanurzenie w wodzie, przypominające nam zniszczenie grzesznego człowieka, biała szata, oznaczająca nasze zmartwychwstanie w Chrystusie, i namaszczenie krzyżmem, które jest znakiem przymierza pomiędzy nami a Bogiem.
Zbyt blisko
Warto raz jeszcze powrócić do rozważań Papieża na temat Chrystusa ukrzyżowanego, zawartych w książce Przekroczyć próg nadziei. Dla człowieka ukrzyżowany Chrystus jest nieraz znakiem zbyt trudnym do przyjęcia. Papież przypomina, że Bóg pragnie przymierza miłości, chce nawiązać z człowiekiem tak intymną więź, jaka tworzy się przez zaślubiny. Sakramentalne małżeństwo decyduje się na bycie ze sobą zawsze i we wszystkim, w pełni możliwości każdej z osób.
Bóg, który chce być tak bliski nas, budzi w człowieku obawę. Pojawia się pytanie: czy aż tak bardzo Bóg może się do nas zbliżyć? Czy naprawdę Bóg stał się człowiekowi tak bliski poprzez wcielenie, mękę i zmartwychwstanie? Wydaje się niemożliwe, aby Bóg czynił tyle dla człowieka, drobinki zagubionej we wszechświecie. To za dużo.
To, co Bóg objawia, z jednej strony budzi nasz lęk. Z drugiej strony często dziwimy się, że jest On jakby stale ukryty w jakimś znaku albo słowie. Pytamy, dlaczego Bóg nie może zrobić jeszcze jednego kroku, tak by był bardziej czytelny. Skąd bierze się zło, jeśli Bóg jest dobry? Dlaczego niektórym tak trudno Go znaleźć? Dlaczego istnieje ateizm na świecie?
Papież odpowiada, że w objawieniu miłości w Chrystusie „[Bóg] poszedł w pewnym sensie za daleko”. Pokazał człowiekowi taką bliskość, której on już nie jest w stanie przyjąć, nie potrafi odpowiedzieć Bogu „tak” na tę wielką propozycję bliskości. Oto powód tego, że próbujemy Boga zakwestionować albo odrzucić. „W pewnym sensie człowiek już nie mógł tej bliskości wytrzymać i zaczęto protestować”. Wymyślał różne argumenty, żeby powiedzieć Bogu, że nie jest On aż tak bliski. Jednak Bóg nie chce zrezygnować z tej przytłaczającej dla człowieka bliskości. Przez swoją śmierć i zmartwychwstanie potwierdza, że nie zrezygnuje z pragnienia bliskości wobec nas.
Nawet jeśli człowiek nie potrafi przyjąć Boga w ten sposób, może to robić poprzez rytuał powtarzania symboli. Takim gestem jest choćby naznaczenie siebie znakiem krzyża. Podczas drogi wtajemniczenia dorosłych w misterium chrztu ma miejsce obrzęd naznaczania znakiem krzyża różnych części ludzkiego ciała, aby różne funkcje i działania człowieka też mogły być przeniknięte tajemnicą Zbawienia. Czynimy znak krzyża na czole, żeby myśl była przeniknięta Bożą prawdą, na ustach, żeby mowa była orędziem miłości, na sercu, żeby było przez Boga wyzwolone i oczyszczone, na rękach, żeby czyny były czynami miłości, na nogach, żeby droga, którą człowiek kroczy, była drogą z Chrystusem. Znaczymy krzyż na ramionach, żeby nasza postawa była dla innych znakiem wiary, zaś krzyż na oczach i uszach, żeby widzieć, słyszeć i rozumieć to, co Bóg mówi. Wszystko może być oddane Chrystusowi przez to, że będzie zanurzone w znaku krzyża, którym jest naznaczony chrześcijanin. Wszyscy, którzy noszą w sobie pieczęć przynależności, jako niewolnicy i żołnierze Chrystusa są duchowo odrodzeni w tym znaku. Zanurzeni w krzyżu i przeniknięci tajemnicą miłości krzyża Chrystusa. Zdolni do podobnej miłości, którą przypomina nam krzyż Chrystusa.
Literatura:
- Etienne Dahler, Święta i symbole, Wydawnictwo Księży Marianów, Warszawa 1999.
- Jean Danielou, Wejście w historię zbawienia, chrzest i bierzmowanie, Cerf–Kairos — Wydawnictwo M — Znak, Kraków 1996.
- Jean Hani, Symbolika świątyni chrześcijańskiej, ZNAK, Kraków 1998.
- Jan Paweł II, Przekroczyć próg nadziei, RW KUL, Lublin 1994.
Oceń