magia ma się całkiem dobrze i to nie tylko ta spod znaku okołoświątecznych reklam. Nie chodzi o żaden z synonimów niezwykłości czy wyjątkowości, ale o ezoteryczne praktyki, które jak grzyby po deszczu pojawiają się w naszej rzeczywistości.
Oczywiście ktoś może zapytać: Co w tym złego? Czy niezobowiązująca wizyta u wróżki, postawienie dla zabawy tarota, oczyszczanie aury lub ochrona przed klątwą za pomocą szlachetnych kamieni musi od razu stać w sprzeczności z chrześcijaństwem? W poszukiwaniu odpowiedzi na te pytania odsyłam Państwa do naszych tekstów.
Dla pełnego obrazu trzeba dodać, że Kościół w tej sprawie też ma swoje za uszami. Przypomnijmy sobie pandemię koronawirusa, która ujawniła ogromne pokłady zabobonnego podejścia do wiary. Wystarczy wspomnieć o pomyśle kropienia drzwi domów wodą święconą, bo przez takie drzwi wirus miał się nie przedostawać. Albo o niewidzialnych rękawiczkach, które rzekomo otaczają dłonie księdza, powodując, że te nie przenoszą zarazków. Dziś można z tego kpić, ale dyskusje toczone wtedy nie miały w sobie nic śmiesznego i angażowały osoby z tytułami profesorskimi przed nazwiskiem.
Problem jest szerszy i nie dotyczy wyłącznie tego, czy na ścianie swojego mieszkania powiesimy krzyż, czy może łapacz snów. To raczej pytanie o ostateczną perspektywę, w jakiej funkcjonujemy, która, jak trafnie zauważa jeden z naszych autorów, sprowadza się do prawdy o tym, że „nie zbawiła ludzkości magiczna sztuczka, ale niewolne od wątpliwości, lęku i bólu świadectwo miłości”.
Życzę Państwu spokojnych, rodzinnych świąt Bożego Narodzenia oraz nieustającej chęci szukania i odkrywania perspektywy namacalnego i wcielonego Słowa, które zamieszkało między nami. Bo wiara ma być świadomą decyzją, a nie magicznym zaklęciem.
Oceń