Często ułatwialiśmy sobie drogę, licząc, że politycy załatwią pewne sprawy, że ustawowo osiągniemy cel, który zostanie narzucony, a nie będzie wypływał z sumienia czy potrzeby serca. Zabrakło ewangelizacji, rozmowy, tłumaczenia.
Z biskupem Arturem Ważnym rozmawia Tomasz Maćkowiak
Chciałbym zapytać o tweeta, którego ksiądz biskup niedawno opublikował. Padła tam informacja, że zaufanie do Kościoła w Polsce spadło z 58 procent do 31 procent w ciągu dziewięciu lat. To wpis bardzo poruszający, ale czy ta statystyka jest dla księdza biskupa zaskoczeniem?
Patrząc na sytuację Kościoła w innych miejscach na świecie, musimy przyznać, że nie jest to szokujące. Raczej było do przewidzenia, że jeśli nie podejmiemy żadnych działań, nie wprowadzimy żadnych reform, żadnych zmian, to właśnie tak się to skończy. To dla nas kolejny mocny sygnał ostrzegawczy. Traktuję te wyniki bardzo poważnie, bo za każdą cyfrą kryją się konkretni ludzie, którzy utracili zaufanie. Mam w pamięci spotkanie sprzed roku z księdzem Jamesem Mallonem z Quebecu na Kongresie Nowej Ewangelizacji w Tarnowie, podczas którego opowiadał o programie odnowy parafii opartym na kursach Alpha – spotkaniach, na których głosi się podstawy wiary chrześcijańskiej. Mówił, że ta odnowa musi się zacząć od zmiany sposobu myślenia, przyjęcia innej perspektywy. I rozpoczął swoje wystąpienie od słów, które bardzo zapadły mi w pamięć: „Przyjeżdżam do was z waszej przyszłości”.
Jak to rozumieć?
To ostrzeżenie. Jeśli Kościół w Polsce nie będzie reagował na procesy zachodzące w społeczeństwie, to czeka nas podobny los, jak wspólnotę katolicką w Quebecu. I kiedy teraz słyszę o wynikach tego sondażu, to te słowa wracają do mnie bardzo mocno. Widzimy bowiem znaki czasu, które się pojawiają, ale my często nie potrafimy ich odczytywać. Ja sam też często nie potrafię ich czytać. Niekiedy się łudzimy, że pewne procesy nas nie dotkną, że jakoś nas ominą, ale przecież one następują i tak. A jeśli jeszcze dodamy do tego naszą bierność, nasze słabości, to sami przyspieszamy erozję zaufania do Kościoła.
Wróćmy jeszcze do księdza Mallona. W jakim sensie mówił on o przyszłości?
On przyjechał z Quebecu, miejsca, które kiedyś było bardzo religijne. Quebec przez wiele lat miał dużo powołań, księży, zakonnic, kościołów pełnych ludzi. Podobnie w Holandii – to był kraj głęboko religijny, mocno związany z Kościołem. Polska też przez długi czas miała taką pozycję. A dziś Quebec jest, jak ujął to ksiądz Mallon, nie tyle postchrześcijański, ile wręcz prechrześcijański. Tam już praktycznie nie widać śladów dawnej żywotności Kościoła. Dlaczego? Właśnie dlatego, że Kościół został w starych schematach, w dawnych modelach duszpasterskich i nie wprowadził zmian. W efekcie sam zaprzeczył swojej misji. Mallon odwoływał się też do obrazu Jezusa, który wkracza do świątyni jerozolimskiej i robi porządek – przewraca stoły, wygania handlarzy. Nie chodziło Mu tylko o same transakcje, lecz o to, że Żydzi zajęli w tej świątyni miejsce przeznaczone dla pogan. Dziedziniec pogan miał przecież być miejscem, gdzie poganie – ludzie, którzy nie znali Boga Izraela – mieli sza
Zostało Ci jeszcze 85% artykułu
Oceń