Polskie społeczeństwo jest nie tylko głęboko podzielone – ale staje się (i będzie) coraz bardziej zróżnicowane również narodowościowo. Obie te okoliczności powinny nas prowadzić do namysłu nad tym, jak utrzymać spójność społeczną – co nas spaja i spajać powinno.
Być może nic Polaków nie łączy bardziej niż przekonanie, że jesteśmy straszliwie podzieleni. To jedno z obiegowych oczywistych twierdzeń. Ma ono zdumiewająco długą tradycję. Kiedy poeta Marcin Świetlicki pisze o Polsce, że „twarz ma przeciętą Wisłą”, lapidarnie wskazuje to samo, o czym pisał pod koniec XIX wieku Stefan Żeromski: „Tępimy się wzajemnie już nie dlatego, że stojemy na przeciwnych słońcach wyznań i przekonań, ale dlatego, że nie ma w nas jednego jakiegoś tchu, jaki łączy wszystkich Francuzów, wszystkich Niemców, wszystkich Moskali. Spójrzcie na naszą prasę, na nasze towarzyskie życie, na naszych społecznych działaczów. Nie ma dla nas między sobą tej delikatnej miłości, że Polacy jesteśmy wszyscy”.
Nasza umiarkowana – eufemistycznie ujmując – skłonność do konsensusu znajduje swój wyraz w powiedzeniach („Gdzie dwóch Polaków, tam trzy zdania”), uwidacznia się także w rozmaitych badaniach. Nim jeszcze rozstrzygnęła się tegoroczna prezydencka elekcja (kwiecień 2025), CBOS zapytał respondentów, czego oczekują od przyszłej głowy państwa. Aż 78 procent uznało, że powinna być „prezydentem wszystkich Polaków”, 75 procent – że powinna to być osoba otwarta na dialog, porozumienie i współpracę. To pośredni dowód na to, że mamy (uwaga: przez niemal wszystkich podzielaną!) świadomość, że budowanie wspólnoty to w polskich warunkach potrzebne i ważne wyzwanie.
Nie tylko Paweł i Gaweł
Wśród setek memów, które powstały w reakcji na niedawną podróż naszego rodaka na okołoziemską orbitę, jeden zdaje się naznaczony polskością bardziej nawet niż kosmiczne pierogi. Oto astronauta patrzy z galaktycznej perspektywy na Ziemię i obwieszcza: „Widać zabory!”. Hasło to samo stało się memem (czy jak niegdyś mówiono – skrzydlatym słowem), rytualnie powtarzanym podczas analiz wyborczych wyników.
Polityka to najbardziej oczywisty obszar polskich podziałów i społecznych konfliktów. Wszyscy to wiemy i wielokrotnie już to przerabialiśmy: jeśli chcemy zachować dobre relacje w rodzinie i w pracy, tematu polityki lepiej nie poruszać. To nie jest szczególnie kontrowersyjna ani oryginalna teza: politycy, wykorzystując mechanizmy współczesnych obiegów informacji, mediów społecznościowych i całej wycinkowej kultury clickbaitu, czynią z nas plemiona. Już nie tylko sobie niechętne, lecz coraz częściej też żywiące do siebie nienawiść czy odrazę. Partie rozgrywają nasze emocje – już nie ma oponentów, nie ma nawet przeciwników, druga strona to po prostu nasi wrogowie. Oglądamy stacje telewizyjne i czytamy portale internetowe, które potwierdzają naszą wizję świata; aby nasz światopogląd nie został poddany drobnej nawet próbie, z pomocą przychodzą internetowe algorytmy. „Najlepszym sposobem, by panować i posuwać się naprzód bez ograniczeń, jest sianie rozpaczy i budzenie ciągłej nieufności, nawet jeśli jest to zakamuflowane pod maską bronienia pewnych wartości. Dzisiaj w wielu krajach stosowany jest polityczny mechanizm jątrzenia, rozdrażniania i polaryzacji” – pisał nieodżałowany papież Franciszek we Fratelli tutti
Zostało Ci jeszcze 85% artykułu
Oceń