List do Galatów
W obecnym numerze do rubryki „Szukającym drogi” jej autor, ojciec Jacek Salij OP zaprosił ojca Karola Meissnera benedyktyna, lekarza, autora wielu książek dotyczących ludzkiej płciowości.
Pragnę zaznaczyć, że moje (a raczej nasze, moje i żony) pytanie wypływa z troski o świętość życia i nie ma nic wspólnego z zaczepną polemiką. Otóż nasza wątpliwość dotyczy użycia środka antykoncepcyjnego w postaci prezerwatywy. Obecnie mamy jedno dziecko, planujemy jeszcze kolejne, ale nadejdzie taki moment, kiedy stwierdzimy, że tyle powinno wystarczyć. Oczywiście zawsze, kiedy pojawi się niespodziewanie następne, przyjmiemy je z miłością. Nurtuje nas pytanie, czy użycie prezerwatywy w okresie potencjalnie niepłodnym (kilka dni przed miesiączką) zamiast stosowania metody naturalnej jest niedozwolone? Długo rozmyślałem na ten temat i doszedłem do wniosku, że między metodą naturalną a stosowaniem prezerwatywy w tym okresie nie ma żadnej różnicy poza techniką. Zatem przy pozytywnym nastawieniu obojga małżonków do nieoczekiwanego dziecka można powiedzieć, że jest to na płaszczyźnie moralnej tożsame z metodą naturalną. To, że odważyłem się napisać ten list, wynika z faktu, że żona odczuwa duży stres przy stosowaniu metody naturalnej, jednocześnie twierdząc, że nie byłoby tego czynnika podczas stosowania prezerwatywy tuż przed miesiączką. Niestety, w naszym przypadku brak możliwości użycia prezerwatywy zaowocuje wstrzemięźliwością, czego wolelibyśmy uniknąć. Proszę o poradę w tej delikatnej sprawie i gorąco pozdrawiam.
Odpowiedź na to pytanie jest trudna, dlatego że — jakakolwiek by była — nie rozwiązuje trudności doświadczanych przez małżonków. Przedstawiona kwestia pozornie dotyczy płaszczyzny moralnej, ujawnia jednak głęboki niedostatek więzi małżeńskiej. I ten właśnie niedostatek jest trudnością doświadczaną przez małżonków. Zamierzając odpowiedzieć na postawione pytanie, jestem w sytuacji bardzo niekorzystnej, ponieważ są w nim ukryte sprawy, których pytający nie jest świadomy, a poruszenie ich wkracza w dziedzinę intymności związku między osobami, czego mogą one sobie nie życzyć. Problem bowiem dotyczy wewnętrznej postawy zarówno męża, jak i żony we współżyciu, a nie tylko zagadnienia porządku moralnego dotyczącego sposobu współżycia. Zatrzymajmy się na tym, co zostało napisane w liście:
- Pytanie wypływa z deklarowanej troski o świętość życia.
- Chodzi o użycie środka antykoncepcyjnego w postaci prezerwatywy.
- Pytanie, czy użycie prezerwatywy w okresie potencjalnie niepłodnym (kilka dni przed miesiączką) zamiast naturalnego współżycia, które nie może w danej chwili przyczynić się do powstania nowego życia, jest niedozwolone?
- Doszedłem do wniosku, że między metodą naturalną a stosowaniem prezerwatywy w tym okresie nie ma żadnej różnicy poza techniką.
- Zatem przy pozytywnym nastawieniu obojga małżonków do nieoczekiwanego dziecka można powiedzieć, że jest to na płaszczyźnie moralnej tożsame z metodą naturalną.
- Żona odczuwa duży stres przy stosowaniu metody naturalnej, jednocześnie twierdząc, że nie byłoby tego czynnika podczas stosowania prezerwatywy tuż przed miesiączką.
Użycie przez Autora listu terminu „metoda naturalna” stwarza niejasność. W tym bowiem wypadku przez „metodę naturalną” autor rozumie zbliżenie dokonane naturalnie, ale nieprzyczyniające się do powstania życia. Otóż Autor deklaruje, że „nie widzi żadnej różnicy” między takim normalnym naturalnym zbliżeniem małżeńskim a zbliżeniem z zastosowaniem prezerwatywy. Co więcej, referuje, że u małżonki taki normalnie dokonany stosunek rodzi stres, którego nie odczuwa, gdy mąż zakłada przed stosunkiem prezerwatywę. Nasuwa się tu pytanie, czym dla tych małżonków jest ich współżycie? Dla męża „w zdefiniowanym okresie” nie ma żadnej różnicy między współżyciem normalnym a tym z użyciem prezerwatywy. Dla żony współżycie normalne rodzi duży stres.
Trzeba by postawić małżonkom pytanie: jak woleliby współżyć? Nie spotkałem małżonków, którzy nie woleliby współżyć normalnie. Żona zapewne należy do tych kobiet, które żyjąc skądinąd w małżeństwie, wolałyby w ogóle nie współżyć. Jest ich niemało. Z mojego doświadczenia pracy z małżeństwami wynika, że stanowią dwie trzecie wszystkich.
Otóż żadna odpowiedź na postawiony problem moralny nie jest w stanie wpłynąć na zmianę formacji psychoseksualnej, czyli stopnia dojrzałości psychoseksualnej małżonków. Nie jest w stanie zmienić ich wzajemnych odniesień (miłości?), ich przeżywania męskości i kobiecości, a co za tym idzie, ich przeżywania zbliżenia małżeńskiego.
Ponieważ jednak pytanie zostało postawione, postaram się udzielić odpowiedzi, ubolewając, że wobec ujawnionej w pytaniu postawy, nie będzie ona mogła być zrozumiana we właściwy sposób, to znaczy jako odczytanie Bożego zamysłu względem męskości i kobiecości oraz małżeństwa.
Pytanie zostało postawione w imię troski o świętość zarówno małżeństwa, jak i małżonków. „Małżeństwo” — cytuję teraz encyklikę Humanae vitae, nr 8 i 10 —
ustanowił Bóg Stwórca mądrze i opatrznościowo w tym celu, aby urzeczywistniać w ludziach swój plan miłości. (…) Do zadań odpowiedzialnego rodzicielstwa należy, aby małżonkowie uznali swe obowiązki wobec Boga, wobec siebie samych, rodziny i społeczeństwa przy należytym zachowaniu porządku rzeczy i hierarchii wartości. Konsekwentnie w pełnieniu obowiązku przekazywania życia nie mogą oni postępować dowolnie, tak jak gdyby wolno im było na własną rękę i w sposób niezależny określać poprawne moralnie metody postępowania; przeciwnie, są oni zobowiązani dostosować swoje postępowanie do planu Boga–Stwórcy, wyrażonego z jednej strony w samej naturze małżeństwa oraz w jego aktach, a z drugiej — określonego w stałym nauczaniu Kościoła.
W numerze 12. encykliki Paweł VI podkreśla, że zachodzi nierozerwalny związek między znaczeniem współżycia małżeńskiego a jego odniesieniem do rodzicielstwa. To, że współżycie płciowe ma jakieś znaczenie, jakiś sens, coś wyraża, jest chyba uznawane przez wszystkich. I tu tkwi problem. Jesteśmy skażeni skutkami grzechu pierworodnego, skłonnością do nieładu zarówno w zakresie myślenia, jak i w zakresie działania woli i w sferze uczuć. Dotyka on też życia seksualnego człowieka w taki przede wszystkim sposób, że zadowolenie seksualne, które jest warunkiem koniecznym, by w ogóle ludzie na świat przychodzili, by istniało małżeństwo i rodzina, a więc społeczeństwo, może zostać niejako wyodrębnione z całej struktury męskości i kobiecości i stać się celem poszukiwanym dla niego samego, rodząc uzależnienie takie samo, jak alkohol, narkotyki czy uzależniające procesy. Amerykańscy psychologowie mówią o sex addiction albo sexual addiction. Każde uzależnienie jest nieustępliwe, podstępne (szuka usprawiedliwień) i niszczy. Anna W. Schaef mówi nawet bardziej radykalnie: „zabija” 1
Na pytanie postawione przez Autora należałoby zatem odpowiedzieć pytaniem: Dlaczego małżonkowie, którzy pragnęliby współżyć normalnie, wybierają frustrujące działanie obezpłodnienia ich stosunku? Czy jest to w imię miłości? Jakiej miłości? Czy jest to w imię świętości? Czy w imię nadania jakiegoś sensu ich zbliżeniu? Czyż w takim ich spotkaniu nie ujawnia się właśnie nieuporządkowana „potrzeba” o charakterze emocjonalnym czy wprost fizjologicznym?
No, właśnie. Co wyraża mąż żonie, zakładając prezerwatywę przed stosunkiem (niezależnie od okoliczności czasu)? Miłość? Przełóżmy to na inny gest miłości: na pocałunek. Pocałunek przez papier? Przez szybę? Referowana postawa małżonki wskazuje jasno stan wzajemnych odniesień. Żonę normalny stosunek frustruje, rodzi „stres”. Zastanawiające. Kim dla niej jest małżonek? Czym jest małżeństwo, jeśli wypełnienie istotnego dla małżeństwa zadania rodzi stres?
Przytaczane przez Autora okoliczności czasu nie są w stanie zmienić ani struktury samego współżycia małżeńskiego, ani ich wzajemnej postawy. Uciekanie się do stosowania działania antykoncepcyjnego w zbliżeniu małżeńskim jest moralnie niedopuszczalne niezależnie od okoliczności.
Jeżeli więc ktoś korzysta z daru Bożego, pozbawiając go, choćby tylko częściowo, właściwego mu znaczenia i celowości, działa wbrew naturze tak mężczyzny, jak i kobiety, a także wbrew ich głębokiemu zespoleniu. I właśnie dlatego sprzeciwia się też planowi Boga i Jego świętej woli (Tamże, nr 13).
Wyraźmy to samo innymi słowy: moralna prawidłowość zbliżenia małżeńskiego nie zależy od możliwości powstania nowego życia — jako skutku aktu — lecz od struktury samego czynu jako działania, które powinno być wyrazem tego, czym jest małżeństwo, a więc wzajemnym oddaniem i przyjęciem oddania.
Jeśli istotnie małżonkowie żywią troskę o świętość swego związku, to dobrze będzie, gdy przypomną sobie ślubowanie małżeńskie: „Ślubuję ci miłość, wierność, uczciwość małżeńską…”. Co przez to rozumieli? Prosili Boga w Trójcy jedynego o pomoc w spełnieniu tego ślubowania. Nie można mieć żadnej wątpliwości, że Najwyższy zawsze wierny swojej miłości nie przestanie wspierać małżonków w urzeczywistnianiu doskonałości i świętości tego wielkiego sakramentu miłości.
1 When society becomes an addict, Harper, San Francisco 1997.
Jonasz, 17 marca 2023
Z całym szacunkiem dla autora, ale porównanie pocałunku przez papier do stosunku z prezerwatywą pokazuje, że autor nie traktuje poważnie pytającego i wykazuje się totalnym brakiem empatii oraz niezrozumieniem trudności życia w małżeństwie.
Naturalne metody planowania rodziny nie są pozbawione wad. Fora dyskusyjne katolikow pelne są pytań o okresy po ciąży, nieregularne cykle, brak ochoty na współżycie w okresie niepłodnym itp itd. a Kościół dalej traktuje NPR jako remedium na wszystko.
Powołanie sie na Humanum Vitae? Warto sięgnc do historii jej powstania, przeczytać raport większości papieskiej komisji. Papiez wybrał podejscie bardziej konserwatywne, ale jesli 60 lat temu ludzie powołani przez niego rozumieli problemy malzenstw, to tym bardziej powinniśmy rozumieć je dzisiaj.
Dlaczego zamiast górnolotnych, często filozoficznych odpowiedzi jak ta powyzej, nie zachęcimy małżonków do własnego rozeznania ich sytuacji. To oni biorą odpowiedzialność za siebie, wzajemne dobro, ponoszą odpowiedzialność za ewentualnie poczęte dzieci. Dlaczego szukamy odpowiedzi w sprawach, w których nalezalo by powiedzieć „nie wiem, nie ma jasnej odpowiedzi”.
A teraz konkretnie-jesli żona pytającego stresuje sie NPR’em to złem jest jego stosowanie a nie stosowanie prezerwatywy. Nie chodzi przecież o slepe wypełnianie doktryny, ale milosc i pragnienie dobra drugiego człowieka.