List do Galatów
Hania, która pomaga mi w rachunkach, zmęczona oczekiwaniami skierowanymi do niej zewsząd, zaczepiła mnie kiedyś, pytając, czy bym nie zrobił kiedyś czegoś dla kobiet takich jak ona, a nie tylko wiecznie dla studentów i młodzieży.
— Niech ojciec mi wierzy, nie tylko studentki swoją kobiecość boleśnie przeżywają. My także, mężatki, pracujące zawodowo, samotne kobiety. Przed kim mamy się wypłakiwać?
Powiedziała to tak, jakby była głodna i naprawdę czegoś oczekiwała. A że Hanię lubię interesownie i bezinteresownie, odpowiedziałem natychmiast pozytywnie.
— Tak, zrobimy coś dla kobiet, ale muszę was porwać na Jamną, bo tutaj was zawsze mężowie dopadną. Zwołaj baby i usiądziemy nad papieskim listem apostolskim Mulieris dignitatem i jeszcze czymś innym przy okazji…
Baby (czytaj: niewiasty czule i pieszczotliwie) nadspodziewanie szybko się porozumiały, wiadomość bez specjalnego wysiłku docierała do zainteresowanych. Tak że na Jamnej w ostatni weekend października spotkało się około 30 różnych kobiet: mężatki, studentki, stare panny, radosne, poranione, sfrustrowane, z pretensjami, obrażone, z ambicjami i bez ambicji…
Zaczęliśmy od kazania Karola Wojtyły do kobiet, jeszcze z czasów krakowskich. Były to wtedy rekolekcje dla studentów. Po kazaniu do wszystkich kardynał poprosił, ażeby zostały same kobiety. Jego słowa ukazywały wizję kobiecości przy Chrystusie. Kobieta przy Chrystusie, Chrystus spotykający się z kobietami… Przychodziły do Niego smutne i poranione, odchodziły wyprostowane. Coś musiało być w sposobie traktowania kobiet przez Chrystusa, że ich nie upokarzał, nie ranił, nie poniżał, ale przeciwnie — podnosił. Kobieta przy Chrystusie jest zawsze dojrzała i samodzielna. Nad wszystkim dominuje w niej macierzyństwo. Zawsze jest matką, nawet jeśli nie ma własnych dzieci. Matka wychowuje nie tylko dzieci, ale przede wszystkim i o wiele wcześniej mężczyznę, ażeby go nauczyć siebie samej, odpowiedzialności za potencjalne i realne macierzyństwo, jakie w sobie nosi. To jej wielkie i podstawowe zadanie.
Na zewnątrz było już ciemno. W domu ciepło i przytulnie. Płonął ogień na kominku, a my byliśmy zasłuchani w pełne tkliwości teksty Karola Wojtyły. Potem jeszcze nieszpory, wspólna Msza święta i różaniec. I tak upłynął dzień pierwszy naszych rekolekcji dla kobiet.
Dzień drugi… List Ojca Świętego Jana Pawła II do kobiet napisany przy okazji konferencji w Pekinie we wrześniu 1995 roku. Tam kolejna nowość: tajemnica kobiety i walka o jej godność. Wielka wdzięczność dla kobiet za to, że są kobietami. To było coś takiego, jakby Papież Polak po polsku pocałował je wszystkie w rękę.
Przypomniały mi się słowa Ojca Świętego, mówiące o spojrzeniu na kobietę. Jego delikatność i potęga ducha urobione w klimacie polskiej kultury i wiary uczyły nas spoglądać na wszystkie kobiety z podziwem i czułością. Pamiętam, jak kiedyś to mówił, i zapamiętałem sformułowanie po francusku, że na kobiety mamy patrzeć avec admiration et tendresse! Zawsze z podziwem i czułością. Każdy na każdą, mąż na żonę również. Myślałem wtedy, że Papież podnosi nam nie tylko nasze myślenie, ale również nasze spojrzenia.
Kobiety traktowane jako towar, wystawiane na pokazach i ulicach (nie muszę tego przyjmować na wiarę, codziennie wieczorami wystają pod oknem mojej celi), kobiety, którymi posługują się jak towarem, a młodzi bez żenady towarem nazywają („o, towary przyjechały” — wykrzykują radośnie), są zawsze czyimiś żonami, córkami i siostrami.
Kiedyś jeden chłopak w grupie koleżków zaproponował, żeby zawołać jakąś cizię i wspólnie się zabawić. Na to jeden z obecnych powiedział: „Po co szukać daleko, masz przecież siostrę, to ją dawaj czem prędzej”. Wtedy ten pierwszy odpowiedział: „Nie, absolutnie nie, bo to moja siostra…”.
Dom św. Jacka wypełnił się modlitwą i treścią…
Szczytów sięgaliśmy i nieba, kiedy usiedliśmy nad Pieśnią nad pieśniami. Podzieleni na grupy, próbowaliśmy opowiedzieć słowami Pieśni o czterech wyjątkowych kobietach, jakimi są Maryja, Kościół–Ecclesia, dusza ludzka i wszyscy zbawieni.
Starożytność chrześcijańska przekazała nam doktrynę o czterech znaczeniach tekstu biblijnego: dosłownym, metaforycznym, moralnym i eschatologicznym.
Pierwsze znaczenie dosłowne jest kluczem i jest ono tak mocne i szczelne, że jak fundament wspiera budowlę. Oblubieniec i oblubienica są autentyczni, prawdziwi, zakochani. I tylko dlatego, że ta pierwsza warstwa tekstu jest prawdziwa i szczelna, możemy na niej wznosić budowlę znaczeń i sensów.
Mając taki klucz w ręce, możemy najpierw jako oblubienicę widzieć Maryję, a jako oblubieńca samego Boga. „Ducha Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię. Dlatego też Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym” (Łk 1,35).
Drugie czytanie pozwala nam widzieć w oblubienicy Kościół–Ecclesię, a w oblubieńcu oczywiście Chrystusa (Ef 5,23–32). Powiedzieć o Kościele, że jest instytucją, to jakby powiedzieć o kobiecie, że jest instytucją! Nikt rozumny tak nie powie.
Kiedy po raz trzeci przystępujemy do czytania, w oblubienicy z Pieśni nad pieśniami widzimy każdą duszę ludzką, która chciana i kochana przez Boga, zdolna jest do uczestnictwa w Bożej miłości. Oblubieńcem jest oczywiście Chrystus, który wydał samego siebie, abyśmy życie mieli w pełni. Chrystus, który tak bardzo przyzywa nas do siebie, że „niespokojne jest serce nasze, dopóki w Nim nie spocznie”.
Kiedy po raz czwarty przeczytamy ten natchniony tekst, w oblubienicy być może dostrzeżemy dusze wszystkich zbawionych, którzy jak ewangeliczne mądre panny czekają, a potem idą za swym oblubieńcem Chrystusem.
Te cztery poziomy są jak najczystszy akord Słowa Odwiecznego, które stało się człowiekiem z miłości do nas. Wsłuchiwaliśmy się dobrze w te nieziemskie brzmienia. Dołączaliśmy do chóru zakochanych i pijanych miłością. Sami otwieraliśmy usta w pieśniach chwalących miłość. Aby to święto nie miało końca…
Pamiętaliśmy jeszcze o wierszu Słoty O zachowaniu się przy stole, o Bogurodzicy, o Zapiskach więziennych kardynała Wyszyńskiego, gdzie tak pięknie mówi, że trzeba wstawać, jeśli do pomieszczenia wchodzi kobieta… Nie wiem, czy pomogłem kobietom, które przyjechały na Jamną, pokonując kilkaset kilometrów. Wiem jedno, że na pewno pomogły sobie same, że na pewno pomógł im Pan Jezus, który na każdą z nich patrzy z miłością i przy którym stają się one dojrzałe i samodzielne.
Oceń