List do Galatów
Niedawno zrobiłem sobie krótki urlop. Trzy samotne dni w górskim czeskim kurorcie, jazda na nartach, dłuższy sen, spacery, zaległa lektura.
W niedzielę pojawiłem z dużym wyprzedzeniem w maleńkim neogotyckim kościółku, z pięknym, choć nieco zaniedbanym, wnętrzem. Usiadłem wygodnie w ławce. Na każdej leżały modlitewniki i kartki z tekstem jakiejś modlitwy. Zaciekawiony przyjrzałem się bliżej jej treści. Moja znajomość czeskiego jest niemal żadna, ale z pewnością właściwie odebrałem jej treść. Po zakończonej liturgii odmówili ją wszyscy obecni.
Panie Jezu, dziękujemy Ci, że mamy między sobą księdza, Twojego sługę i wykonawcę boskich tajemnic. Prosimy Cię, daj mu wierność i wytrwałość w tak świętej służbie, a nam żywą wiarę, żeś Ty go posłał. Uczyniłeś go naszym duchowym przewodnikiem, daj mu ducha mądrości i rady. Daj mu szczerość ojcowskiej miłości, a nam dar uwagi i gorliwości, abyśmy uważnie słuchali jego słów. Wybrałeś go spośród nas i dla nas. Człowieka, który musi się borykać ze słabościami naszymi i swoimi. Daj nam i jemu cierpliwość i wzajemne zrozumienie. Daj mu zdrowie w jego ciężkiej służbie. Bo jesteś naszym dobrym Pasterzem i doprowadzisz nas do nieba.
Miałem i mam przed oczami słowa modlitwy, którymi wspólnota modliła się za swojego kapłana. Było i jest mi wstyd za formę mojego katolicyzmu. Za podejście do Kościoła jak do przedsiębiorstwa o charakterze usługowym. Za dyskusje i rozmowy na temat niskiego standardu świadczonych przez Kościół usług. Czy przypadkiem przez ostanie osiemnaście lat wolności nie zgubiliśmy, jako polscy katolicy, czegoś bardzo ważnego?
Oceń