Dopóki diecezja i parafia będą beneficjum, a więc źródłem dochodu, dopóki będziemy mieszkać w pałacach, na plebaniach i w klasztorach, a nie po prostu, najzwyczajniej w domach, i nawet jeśli będziemy się nazywali wspólnotami, to będziemy tylko członkami wspólnoty, a nie siostrami i braćmi.
Kilka tygodni temu dowiedzieliśmy się, że „Kościół katolicki jako instytucja traci zaufanie Polaków. Tak wynika z sondażu przeprowadzonego w dniach 12–13 września przez IBRiS dla Polskiej Agencji Prasowej. Tylko 7,2 procent polskiego społeczeństwa »zdecydowanie ufa« Kościołowi. A poziom nieufności wzrósł w ostatnich dziewięciu latach z 24,1 do 47,1 procent”. Nietrudno się domyślić, że to podwojenie nieufności do Kościoła jednych cieszy, innych smuci, co więc z tą słodko-kwaśną informacją zrobić?
Moja babcia Rozalia, gdy znalazła się w sytuacji bez wyjścia, powiadała: „A daj spokój, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”, a gdy się wydawało, że nie pozostaje już nic innego, jak tylko siąść i płakać, stanowczo oświadczała: „Nawet prorocy nie znają Boskiej mocy”. Co oznaczało, że co się ma zawalić, niech się zawali, a co ma wzrastać, to trzeba pielęgnować, wierząc, że czy się jest w kolebce, czy w grobie, w gruncie rzeczy wychodzi na jedno. Dlatego jeśli coś możemy zrobić, to umierającemu pomóc umrzeć, a rodzącemu się urodzić. Nie można natomiast bezradnie opuścić rąk, stać w zachwycie, jak ciele przed malowanymi wrotami.
Wygląda jednak na to, że coś takiego przydarzyło się nam, Kościołowi w Polsce. Zbyt długo zapatrzeni w świetlaną przeszłość i bohaterskie dziedzictwo starsi Kościoła, biskupi i prezbiterzy, jak też pozostali bracia i siostry w Chrystusie, staraliśmy się nie tyle ratować, co się da, ile konserwować to, co jest, bo nie jest najgorzej, gorzej miało być tylko na Zachodzie. Tymczasem, jak mówił papież Franciszek, staliśmy się dzisiaj „strażnikami popiołów” czy też bezdusznymi medykami stosującymi uporczywą terapię. W takim skansenie na siłę podtrzymywanym przy jako takim życiu mało kto chce mieszkać, nie dziwmy się więc, że on pustoszeje. Jeśli w tej sytuacji coś może dodać nam otuchy, to paradoksalnie świadomość, że w przeszłości bywało podobnie, a nawet gorzej.
Od dni Jana Chrzciciela aż dotąd królestwo niebios doznaje gwałtu i gwałtownicy zagarniają je siłą (Mt 11,12).
To dziwne, a powinno być oczywiste i tym bardziej godne uwagi oraz zastanowienia, że ilekroć – jak się zdawało – Kościół, a z nim kultura, którą stworzył, odchodziły w niebyt, zawsze zjawiali się tacy gwałtownicy i prawie zawsze byli wyklinani, ekskomunikowani, zabijani, nie tylko przez obcych, ale przez swoich, ale to przez nich Bóg „przychodził swojemu ludowi na ratunek” (por. Ps 29), choćby w 1962 roku, gdy Jan XXIII zwołał Drugi Sobór Watykański. Jeśli dzisiaj przestraszeni wyludnianiem się kościołów cofniemy się w nie tak znowu daleką przeszłość i popatrzymy, po czyjej stronie był Duch Święty, okaże się, że nie tam i nie w tych, którzy na „mocy władzy udzielonej nam przez prawo kanoniczne” zapewniali, że ów Duch mówi przez nich, gdyż „mają Jego asystencję”. Przeciwnie, Duch był w tych, których wyrzucano z Kościoła z kwitkiem anathema sit. Na szczęście Pan Kościoła w wielu przypadkach był odmiennego zdania.
I tak 18 listopada 2007 roku został przez Benedykta XVI beatyfikowany włoski ksiądz Antonio Francesco Davide Ambrogio Rosmini Serbati (1797–1855). Ciekawe, czy gdzieś, w którymś z polskich kościołów można zobaczyć Błogosła
Zostało Ci jeszcze 85% artykułu 
                 
                                                 
                                                 
                                                 
                                                 
                                                 
                                                 
                                                 
                                                 
                                 
                                     
                     
                     
                     
                     
                     
                     
                     
                     
                     
                     
                     
                     
                     
                     
                     
                     
                     
                     
                     
                     
                     
                     
                     
                     
                     
     
                 
     
                 
     
                 
        
        
                 
        
        
                 
        
        
                
Oceń