Istnieje zasadnicza sprzeczność w deklarowaniu miłości Boga i odrzucaniu drugiego człowieka. Mógłby ktoś powiedzieć, że Boga kochać łatwiej, bo nas na co dzień nie irytuje, nie puka do naszych drzwi i nie sięga do naszych kieszeni, ale to dość prymitywne rozumienie miłości.
Przesłanie Ewangelii nie pozostawia wątpliwości – najważniejszymi przykazaniami są miłość Boga i bliźniego (Łk 10,27). Nie można ich oddzielać. Ewangelista Jan, pisząc o relacji między obu przykazaniami, podkreśla, że kto nie miłuje swojego brata, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi (1 J 4,20). Problem w tym, że brata też się czasem nie widzi; patrzy się na niego, ale się go nie dostrzega. Brat to bliźni, a w odpowiedzi na pytanie uczonego w Prawie, kto jest moim bliźnim, Jezus opowiada przypowieść o miłosiernym Samarytaninie (Łk 10,25–37). Nie trzeba być uczonym, żeby ją zrozumieć. Prościej się nie da. Nie ma tu żadnych abstrakcji ani zawiłych dywagacji o istocie człowieczeństwa. Jest przedstawiciel pogardzanej przez Żydów nacji, dla którego nie ma znaczenia, że potrzebujący pomocy człowiek jest mu obcy. Ci pobożni zawiedli, popatrzyli i odeszli. W gospodzie Samarytanin nie prosi gospodarza o przekazanie nieszczęśnikowi informacji, komu zawdzięcza ocalenie. Nie oczekuje wdzięczności ani rekompensaty za okazaną pomoc. Jest dokładnie odwrotnie – umawia się z gospodarzem na zwrot dodatkowych kosztów, jeśli pozostawiona na opiekę nad rannym człowiekiem kwota okaże się niewystarczająca. Nie postrzega zatem okazanej mu dobroci jako czegoś nadzwyczajnego. Można przypuszczać, że zapytany o to, dlaczego zaangażował się w pomoc, odpowiedziałby, że tak po prostu trzeba, nie ma o czym dyskutować. Uczony w Prawie po wysłuchaniu przypowieści jednoznacznie wskazuje Samarytanina jako tego, który okazał się bliźnim. Zrozumiał bezbłędnie, intuicja go nie zawiodła, znajomość Prawa nie była potrzebna. Nie jesteśmy od niego mniej rozumni, teoretycznie to ogarniamy, braliśmy udział w katechezie. Dziesiątki razy słyszeliśmy tę przypowieść, a wyrażenie „miłosierny Samarytanin” funkcjonuje w języku niezależnie od religijnego kontekstu. To nie z teorią mamy problem, tylko z praktyką. A to praktyka – według słów Jezusa – decyduje o tym, że będziemy żyli (Łk 1
Zostało Ci jeszcze 85% artykułu
Oceń