„Oto wielka tajemnica wiary” – mówi kapłan podczas każdej mszy świętej, podkreślając obecność żywego Boga pod eucharystycznymi postaciami chleba i wina. Sformułowanie to dla wielu jest ogromnym wyzwaniem intelektualnym. Próbują sobie z nim poradzić, stawiając m.in. pytania: „Jak rozumieć ową tajemnicę?” lub „Czy te słowa bezpowrotnie zamykają drogę do używania rozumu, przez co jest się skazanym na bezrefleksyjne przyjmowanie prawd wiary?”.
W najnowszym wydaniu miesięcznika próbujemy się zastanowić nad tym, dlaczego w sprawach dotyczących wiary, które często nas przerastają i które trudno wytłumaczyć, zasłaniamy się tajemnicą. Niektórzy mówią, że jest to nieuniknione, ponieważ Bóg zawsze pozostanie dla nas nieuchwytny. Inni, że zasłanianie się sformułowaniem o tym, że czegoś „nie wiemy” to nic innego, jak ucieczka od trudnych tematów teologicznych.
Co ciekawe, przez wiele wieków Kościół zdawał sobie sprawę z powyższych trudności. Z powodzeniem rozwijał nurt duszpastersko-kaznodziejski opisywany słowem mystagogia, oznaczającym „naukę o tajemnicach”. Brzmi intrygująco, w rzeczywistości chodziło jednak o podstawowy wykład prawd wiary, wytłumaczenie sensu sakramentów oraz znaczenia słów i gestów liturgii.
Jak się okazuje, wciąż tego potrzebujemy, by nie kwitować: „Tak, bo tak”, ale szukać uzasadnień w języku zrozumiałym dla odbiorców. O wierze można oczywiście mówić, używając słów o transsubstancjacji, hipostazie czy apokatastazie, które są poprawnymi terminami teologicznymi. Domagają się jednak wytłumaczenia właśnie po to, by nie stały się terminami martwymi, którym bliżej do magicznych zaklęć niż do prób wyrażenia Niewyrażalnego.
Oceń