Wyobrażałem sobie, że zacznę tę recenzję w taki sposób: Szanowni Czytelnicy, proszę, żeby podniosły rękę osoby, które znają osobiście kogoś, kto odszedł (formalnie albo tylko czasowo) z Kościoła. Dziękuję, już policzyłem. A teraz proszę, aby podnieśli rękę ci, którzy sami chcieli – w ten czy inny sposób – zrezygnować z Kościoła. Tak, można podnieść dwie ręce. No to już wiecie, o czym jest książka Marka Kity.
Teraz jednak, gdy od kilku dni krążę wokół tej porywającej lektury i zastanawiam się, co napisać i w jaki recenzyjny dialog z nią wejść, widzę, że niewiele zrozumiałem. Samo podniesienie rąk i zobaczenie, ilu nas jest, to rzecz bardzo ważna. Marek Kita idzie jednak znacznie dalej i głębiej.
Jestem pogorzelcem i mam problem
Kościół płonie. Nie chcę tej refleksji rozmiękczać i mówić, że zawsze się potykał, upadał, a jego pożary – te większe i te mniejsze – zdarzały się w każdej epoce. Kościół płonie na moich oczach, zatem jest to przeznaczone dla mnie – dla moich czasów, dla moich oczu. I domaga się odpowiedzi – nie od historyków i myślicieli – również ode mnie. Marek Kita w swoim eseju Zostać w Kościele / Zostać Kościołem punktuje przedstawianą przez polski episkopat diagnozę kryzysu Kościoła, zgodnie z którą wszystkiemu winne są przede wszystkim współczesna kultura, erotyzm i sekularyzacja. Słowem: przyczyny kryzysu pochodzą spoza Kościoła; winny jest świat, winni są oni, a nie my. Dlatego nie ma w myśleniu o kryzysie Kościoła ani mea culpa, ani przepraszam. Marek Kita pisze to, co wie większość z nas: „Palącym problemem Kościoła są autorytaryzm i przemocowość, a osoby, które się na takim Kościele sparzyły, głośno krzyczą i gwałtownie się odsuwają”. Kim zatem jesteśmy my, którzy – przyznajmy to – mamy problem z Kościołem, a jednocześnie zaufaliśmy przestrzeni sakramentów i Słowa? Pogorzelcami.
Bardzo mocno brzmi metafora współczesnego chrześcijanina zaproponowana przez Marka Kitę. Mój duchowy dom płonie, a ja jestem pogorzelcem. Płonę i spopieliło mi się wszystko. Nadzieja, zrozumienie, zaufanie. Wszystko, powiadam, wszystko poczernione i nie ma już innych kolorów. Czytam o kolejnych drapieżcach seksualnych w sutannach oraz ich bezkarności, widzę upupiające traktowanie „świeckich” przez księży, wysłuchuję kolejnych listów episkopatu napisanych przedziwną katomową i zgrzytam zębami. Czuję popiół, oczy mam opuchnięte, nie ma tu czym oddychać. Wypaliło się. „Pogorzelcy spod znaku nadziei pozostają w przestrzeni doktryny, sakramentów i społeczności swego Kościoła, który »stanął w płomieniach«, lecz wychodzą ze »spalonych«, zdyskwalifikowanych przez kryzys schematów rozumienia i przeżywania tej doktryny, tych sakramentów i tej społeczności”. Czy pogorzelcy chcą porzucić Kościół? Nie chcemy budować nowych atrap – zastrzega Marek Kita – chcemy jedynie odejść „na głębię” (por. Łk 5,4). A to oznacza uczciwe przeczytanie jeszcze raz Ewangelii, aby zrozumieć, czym jest Lud Boży, Gmina Zwołanych, Ekklēsia Nowego Testamentu.
Gdzie zgubiliśmy Kościół?
Gdzieś w epoce Konstantyna Wielkiego. To wtedy na wspólnotę, która uważała siebie po prostu za ludzi „duchowych”, nałożono siatkę administracyjną, aby łatwiej było zarządzać. Wprowadzono hiera
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń