Pierwszy List do Koryntian
„Więź”
Wiara i wątpliwości
„Wiara to coś dużo więcej niż religijny światopogląd” przypomina w najnowszej „Więzi” dominikanin, ojciec Jacek Salij. Często jednak towarzyszą jej wątpliwości intelektualne. Zasłużony w wyjaśnianiu takich problemów ojciec Salij cytuje refleksję Romano Guardiniego, który zastanawiając się nad tym, „dlaczego w średniowieczu ludzie nie mieli takich trudności w wierze, jakie trapią ludzi współczesnych”, odpowiadał, że dużo się modlili. Zdaniem Salija, dzięki modlitwie rzeczywistość wiary przestaje być abstrakcyjna i daleka, staje się częścią powszedniego życia. Częścią codzienności są jednak także pytania, które stawiamy sobie sami i które stają przed nami. Liczyć na uzyskanie jasności w każdej z trudnych spraw jest ryzykiem – przynajmniej tak twierdzi ks. Tomasz Węcławski: „Bóg sam nie odpowiada wprost na wiele z naszych najtrudniejszych pytań; odpowiada jedynie w ten sposób, że przeżywa je i stawia razem z nami, razem z każdym doświadczającym ich człowiekiem – w krzyżu Jezusa, swojego Syna”. Tę nadzieję autora podkreśla jeszcze tytuł jego artykułu Dobra Nowina wobec naszego niepokoju.
Jak jeszcze można radzić sobie z wątpliwościami? Artykuły w „Więzi” mogą służyć jako przewodnik w tej sprawie. Ojciec Salij w rozmowie z Józefem Majewskim i Zbigniewem Nosowskim doradza stanięcie z nimi twarzą w twarz; „trzeba [im] spojrzeć prosto w oczy i bez lęku. To znaczy – należy je przede wszystkim wyraźnie nazwać”. Innym problemem jest zwątpienie, które dominikanin określa jako „wycofanie, a przynajmniej zawieszenie pełnego zawierzenia siebie Panu Bogu”, podczas gdy wątpliwości wywodzą się z naszego intelektu. Możliwości intelektu są także ograniczone – na rolę wewnętrznej uczciwości, świętości serca i czystości rozumu człowieka poszukującego prawdy wskazuje za Fiodorem Dostojewskim Elżbieta Mikiciuk w tekście Hosanna w piecu zwątpień, czyli Chrystus Dostojewskiego.
Szukanie prawdy ma miejsce także w Kościele – pytania o jego błądzenie i nieomylność zadają ks. Tadeusz Dzidek i Piotr Sikora, którzy zauważają, że „istnieje prawda myślenia, ale także prawda bycia. Uwzględnienie obu tych wymiarów musi się stać tłem refleksji o błędzie i nieomylności Kościoła”. Autorzy w tekście Prawda w glinianych naczyniach zastanawiają się także nad różnicami pomiędzy nauczaniem nieomylnym a autentycznym i zestawiają listę błędnego nauczania Magisterium Kościoła. Jeżeli więc chcemy sprawdzić, w co jeszcze należy, a w co już nie trzeba wierzyć, sięgnijmy do majowej „Więzi”.
(AG)
„Znak”
Czy jesteś uzależniony?
Co jest istotą uzależnienia? Jakie drogi prowadzą do odzyskania wewnętrznej wolności? Nad tymi pytaniami zastanawiają się autorzy najnowszego numeru „Znaku”. Według Wiktora Osiatyńskiego, stan uzależnienia można opisać jako „życie w kłamstwie”. Świat osób pogrążonych w nałogu staje się dramatem „iluzji i ułudy”, „coraz bardziej oddala się od świata rzeczywistego, aż wreszcie dzieli je przepaść trudna do przebycia”. Uczciwość i pokora wobec własnej słabości są warunkami wewnętrznego wyzwolenia. Nieprzypadkowo program wspólnoty Anonimowych Alkoholików, tzw. Dwanaście Kroków, oparty jest na swoistej „duchowości bezsilności” (Ewa Woydyłło). Oznacza ona, iż „do trwałego wyzdrowienia i całkowitego zaprzestania picia niezbędna jest akceptacja uzależnienia i pogodzenie się z bezpowrotną utratą kontroli nad alkoholem, a więc innymi słowy, pogodzenie się z bezsilnością wobec alkoholu” . O trudzie walki z nałogiem i jednocześnie o możliwości zwycięstwa opowiadają poruszające, osobiste świadectwa ludzi bardzo różnych, ale złączonych tą samą chorobą m.in. kapłana, obecnie duszpasterza trzeźwości, znanego profesora prawa czy sławnego muzyka jazzowego.
Niebezpieczeństwo uzależnień dotyka nas wszystkich. Jak pisze o. Anzelm Grün OSB, w każdego wpisana jest tęsknota, na którą nie ma odpowiedzi w otaczającej nas rzeczywistości, a którą nierzadko odkrywamy w „pragnieniach i potrzebach, które rozbudza i stara się ukoić społeczeństwo konsumpcyjne”. Wówczas tęsknota przybiera postać różnych manii, które „są dziś chorobą powszechną – nie tylko narkomania czy alkoholizm, mania obżarstwa czy odchudzania, lecz także mania hazardu, pracy, związków z innymi, akceptacji, mania imponowania czy podbojów erotycznych”. Trzeba zdać sobie sprawę, iż odpowiedź na tę tęsknotę może dać tylko Bóg: „czy tego chcemy, czy nie, we wszystkim, czego z pasją szukamy, ostatecznie tęsknimy za Bogiem”.
Wśród pozostałych artykułów najnowszego „Znaku” należy wspomnieć o głosie Janusza Poniewierskiego kontynuującym redakcyjną refleksję nad „sprawą poznańską”. Autor konstatuje, iż „najistotniejsze są chyba pytania o Kościół – o jego struktury i o jego świętość. O głęboki kryzys, przed którym staje właśnie Kościół w Polsce. I o zainicjowany przez Papieża rachunek sumienia, który teraz – po Poznaniu – nie może dotyczyć wyłącznie przeszłości. Oraz o nawrócenie, które nie jest tylko słowem–wytrychem, użytecznym w głoszeniu kazań, ale rzeczywistością Kościoła. A także o odpowiedzialność, która teraz nie może się już ograniczać tylko do składki na Kościół ani nawet do modlitwy”.
(PŁ)
Tomáą Špidlik, Sztuka oczyszczania serca, Poznań 2002, Wydawnictwo W drodze. s. 84
Czyszczenie serca
Książka Tomáąa Špidlika Sztuka oczyszczania serca jest małym, przystępnie napisanym podręcznikiem życia duchowego opartym na myślach Ojców Pustyni, doświadczeniach mistyków i świętych chrześcijaństwa. Autor z jednakową swobodą korzysta z mądrości Kościoła zachodniego i wschodniego. Zestawiając poglądy pochodzące z odmiennych tradycji, wykazuje, jak bardzo się mogą dopełniać i służyć człowiekowi pragnącemu kroczyć drogą modlitwy. Książka ma charakter katechizmu – składa się z krótkich pytań i zwięzłych odpowiedzi nasyconych dogłębną znajomością psychologii. Zawarta w nich wizja człowieka niesie dużo wyrozumiałości wobec ludzkiej grzeszności i pogody płynącej z wiary w Zmartwychwstałego. Sztuka oczyszczania serca jest napisana w taki sposób, że każdy, kto się modli, znajdzie w niej sytuacje znane z własnego doświadczenia. Książka ukazuje również ślepe uliczki oraz niebezpieczeństwa życia wewnętrznego. Autor, prowadząc czytelnika w przestrzeni duchowej, nie zapomina o cielesnym wymiarze człowieczeństwa. Przekonuje, że pokój duszy promienieje na twarzy i uśmierza namiętności, a uspokajające ćwiczenia fizyczne uciszają duszę i przygotowują ją do modlitwy.
Špidlik, wychodząc od pytania, unde malum, systematyzuje wiedzę o pochodzeniu zła. Pokazuje drogę od pokusy do grzechu, wiodącą przez kolejne etapy flirtowania ze złem do przyzwolenia na jego panowanie, a w konsekwencji do zniewolenia namiętnościami. Autor wskazuje na Jezusa kuszonego na pustyni jako najlepszy przykład sprzeciwu wobec insynuacji Złego. Tłumaczy, jak zastosować Pismo Święte w obliczu zwodzenia, jak uczyć się skupienia prowadzącego do kontrolowania namiętności oraz łatwego wchodzenia na drogę dobra. Špidlik, odwołując się do Ewagriusza i Grzegorza Wielkiego, przytacza małą typologię ośmiu głównych pożądliwości mogących zagrozić spokojowi wewnętrznemu. Stara się je przeanalizować oraz proponuje środki mogące je zwalczyć. Nie zawsze jednak pokusa przychodzi w postaci zła. Czasem ojciec kłamstwa przybiera postać anioła światłości, dlatego w oczyszczaniu serca niezbędna jest sztuka rozpoznawania duchów pozwalająca rozróżniać natchnienia Boga od złudzeń. Autor wyjaśnia reguły, które pomagają w wyrobieniu takiej intuicji. Szczególną wagę przywiązuje do tradycji hezychastycznej prowadzącej do modlitwy serca, czyli kontemplacji Boga i zjednoczenia z samym sobą.
(AP)
Ahmed Rashid, Talibowie, Kraków 2002, Wydawnictwo Znak, s. 416
Talibowie
Ahmed Rashid jest stałym korespondentem „Daily Telegraph” oraz „Far Eastern Economic Review”, współpracuje z BBC, CNN–em i innymi stacjami informacyjnymi. Problematyką, która stanowi tło książki, zajmuje się od ponad dwudziestu lat. Dziennikarz odpowiada na pytania, które od 11 września 2001 roku stawia sobie ludzkość. Skąd wywodzą się talibowie, czyli dosłownie „uczniowie islamscy”, jak doszło do powstania ich ruchu, jak on funkcjonuje, kto mu przewodzi, jakie stawiają sobie cele, jak je realizują oraz – co dla świata najważniejsze – jakie niosą ze sobą dalsze zagrożenia?
Pierwsze rozdziały Talibów to niemal studium historyczne sięgające do początków ruchu, do zdobycia przez nich władzy i zajęcia Kabulu. Rashid opisuje stosunki z państwami ościennymi: Turkmenistanem, Iranem, Pakistanem; historię walk o rurociągi i gazociągi zainicjowaną przez Carlosa Bulgharoniego, Argentyńczyka, który wprowadził talibów w świat wielkich finansów i polityki naftowej. Znajdziemy tu również przypomnienie początków romansu talibów ze Stanami Zjednoczonymi z roku 1997, kiedy zabiegali w Waszyngtonie o uznanie swego rządu przez Amerykanów. Książka przedstawia również dalsze zawiłe dzieje relacji amerykańsko– –talibańskich.
Druga część Talibów jest wstrząsająca. Ukazuje sytuację kobiet i dzieci skazanych przez ideologię talibów na zagładę poprzez restrykcyjne zakazy i nakazy dotyczące życia publicznego, społecznego, odcięcie dostępu do edukacji i nierzadko podstawowej opieki medycznej. Afgańskie społeczeństwo wyniszczone dwudziestoletnimi działaniami wojennymi umierało na skutek ekstremizmu talibów. Fakty i liczby z doniesień międzynarodowych organizacji, które podaje Rashid, przerażająco obrazują rzeczywistą sytuację. Raport UNICEF–u stwierdza, że większość dzieci była świadkami przemocy i nie miała szans na przeżycie. Autor sugestywnie ukazuje niewyobrażalną nędzę całego społeczeństwa spotęgowaną klęskami trzęsień ziemi. Czytając Talibów, odnosimy wrażenie, że zagłada dzielnego narodu sparaliżowanego przez rządy fundamentalistów, kryzys ekonomiczny, narkotykowe mafie i rozdrobnienie etniczne były nieodwracalne. Książka powstała przed interwencją amerykańską, dlatego na jej kartach nie znajdziemy odpowiedzi na pytanie o dalsze losy Afgańczyków.
(KK)
Henri J. M. Nouwen, Kielich życia, Kraków 2002, Wydawnictwo Znak, s. 96
Mozaika
Ks. Henri J. M. Nouwen napisał tę książkę w 1996 roku, w ostatnich miesiącach życia, z perspektywy Daybreak, kanadyjskiego domu „Arki” Jeana Vaniera. Pod koniec lat 80. Nouwen został kapelanem tamtejszej wspólnoty ludzi upośledzonych. W Świcie wyznał, że jako pisarz i wykładowca uniwersytecki służył słowu. Ostatnie lata całkowicie zmieniły jego optykę. Służbę słowu zamienił na służbę ciału, na bezpośrednie spotkanie z drugim człowiekiem, który bardziej od słowa potrzebował jego obecności, dotyku i miłości. W Daybreak spotkał wiele bólu, ale i radości.
Nouwen buduje rozważania wokół symbolu kielicha, nawiązuje do pytania zadanego przez Jezusa synom Zebedeusza: „Czy możecie pić kielich, który Ja mam pić?”. Autor zestawia kielich Chrystusa z kielichem każdego z nas. Uprawia teologię, która trafia do każdego. Przykłady z życia nabierają waloru symbolicznego i uniwersalnego.
Kielich oznacza życie człowieka, jego radości i smutki, wzloty i upadki. Są kielichy zwycięstwa i goryczy, gniewu i śmierci. „Kielich, o którym mówi Jezus, nie jest ani symbolem zwycięstwa, ani symbolem śmierci. To symbol życia wypełniony smutkami i radościami”.
„Czy potrafimy uchwycić kielich swojego życia, unieść go i wypić, jak zrobił to Jezus?” – pyta autor. Chwycenie kielicha oznacza uczciwe i obiektywne przyjrzenie się swemu życiu. Wymaga to wielkiej odwagi, gdyż człowiek może się przerazić tym, co zobaczy. Uniesienie kielicha jest zaproszeniem do afirmacji i świętowania wspólnoty. Kiedy podnosimy kielich życia, patrząc sobie w oczy, mówimy: „Niechaj nie będzie lęku ani strachu. (…) Nie bójmy się uznać rzeczywistości naszego życia, zachęcajmy się wzajemnie, byśmy byli wdzięczni za dary, które otrzymaliśmy”. W ten sposób wyznajemy, że chcemy się wspierać w naszej wędrówce i tworzyć wspólnotę.
To, co dotyczy wspólnoty, nigdy nie jest łatwe. We wspólnocie powiadamy: „Życie jest pełne zysków i strat, radości i smutków, wzlotów i upadków – ale nie musimy przeżywać ich w osamotnieniu. Chcemy wypić nasz kielich razem. Rany naszego indywidualnego życia są nie do wytrzymania, kiedy żyjemy w osamotnieniu. Stają się jednak źródłem uzdrowienia, kiedy przeżywamy je we wspólnocie miłości”. Wspólnota jest jak wielka mozaika. Każda cząstka z osobna znaczy niewiele. Dopiero gdy wszystkie kawałki zostaną złożone razem, utworzą oblicze Chrystusa. Jeśli zabraknie choć jednego z nich, ta twarz nie będzie kompletna. (JJ)
(JJ)
F. Schubert, Sonate D. 958, Alain Plančs, HMX 2981564, (Les Indispensables), Harmonia Mundi, 1996, 2001
Schubertowskie dziedzictwo
Twórczość wiedeńskiego kompozytora Franciszka Schuberta, a zwłaszcza jego dość nieszczęśliwe życie, często pada ofiarą popularnej i najczęściej bezzasadnie sensacyjnej literatury. Stwierdzenie genialności pieśni, symfonii czy muzyki scenicznej oraz prostego piękna muzyki fortepianowej i kameralnej nie kosztuje słuchacza wiele. Dostrzeżenie stojącej za nimi duchowej wartości wymaga już przełamania uprzedzeń i licznych pozostawionych nam stereotypów.
Muzyka ta jest niełatwa, ale gdy już uda się nam do niej dotrzeć, przekracza nasze oczekiwania. Franciszek Schubert daje nam apoteozę ludzkiego cierpienia i rozczarowania. Jego ekspresja prawdziwie przesycona jest niespełnieniem, ułomnościami i duchową nieporadnością człowieka. Głos dzieł Schuberta jest „widokówką z tego świata” – miejsca przesiąkniętego tandetą i zapatrzeniem we własne nieudolne i płytkie ludzkie pragnienia. Jednak nad to wszystko wyraża świat przepełniony realnymi tęsknotami za prawdziwym pięknem i dobrem, a ostatecznie za Bożą Łaską.
Metafizyczny wymiar Schubertowskiego dziedzictwa głęboko przejął Tomasza Manna, Ingmara Bergmana czy Stanisława Barańczaka, którzy wprowadzili jego muzykę do kanonu najważniejszych symboli kultury i duchowości europejskiej.
Wytwórnia Harmonia Mundi, w serii dwudziestu najważniejszych w jej historii publikacji, wznowiła nagranie Sonaty c–moll D.958, Czterech Impromptus D.899 oraz Dwunastu Tańców Niemieckich D.790 Schuberta zarejestrowanych przez francuskiego pianistę Alaina Plančs. Artysta ten, choć nagrywa z rzadka, rejestruje utwory niezwykłe.
Dwie główne kompozycje pochodzą z ostatnich lat życia Schuberta. Chronologiczne sąsiedztwo Czterech Impromptus oraz Sonaty c–moll napisanych odpowiednio w latach 1827 i 1828, z bez wątpienia najważniejszym w historii muzyki cyklem pieśni Winterreise (1827) stawia przed wykonawcą duże wyzwanie interpretacyjne. Pod palcami Alaina Plančs utwory te znajdują oryginalne, właściwe wyłącznie Schubertowi, intymne i tragiczne napięcie, które silnie dotyka zaledwie pozornym, spokojem i prostotą. Nic nie uchodzi uwadze pianisty. Uwypukla to, co istotne, a czego nie spodziewaliśmy się odnaleźć w nagranych utworach. (MP)
(MP)
Chodzić po wodzie
Tegoroczne święta Zmartwychwstania Pańskiego wypełniła w mym domu muzyka z dwóch na pozór różnych, lecz przepełnionych radością Wielkiej Nocy płyt. Hip hip hura Alleluja! Arki Noego rozpoczyna ją już w tytule płyty i atmosfera wesela trwa aż do zamykającego Zmartwychwstał Pan. Ten ostatni utwór oraz Chrystus zmartwychwstan jest pokazują, że tradycyjne nie musi oznaczać: smutne, nudne i skostniałe. Zaśpiewane przez kilkulatki Kochać, to znaczy nadzieję dawać staje się dla nas drogowskazem na każdy dzień, a sepleniący głos wykrzykujący „Ja nie umieram, ja tylko zasypiam, kiedy oczy otwieram, Jezusa spotykam” jest jedną z piękniejszych interpretacji tajemnicy śmierci i zmartwychwstania. Najnowszy krążek Arki po raz kolejny pokazuje, że można z Ewangelią dotrzeć do milionów, a miliony pokazują, że ciągle są głodne Dobrej Nowiny.
Dali tego wyraz również telewidzowie zeszłorocznego wielkanocnego koncertu Wierzyć, to znaczy chodzić po wodzie, z którego pochodzi wydana również w zeszłym roku płyta Trzeciej Godziny Dnia Na żywo. Kilkakrotna emisja na życzenie publiczności to swoisty wyraz poparcia dla tego koncertu. Zaczyna się podniośle od tradycyjnego Haendlowskiego Alleluja, które nagle przeradza się w gospelowy hymn uwielbienia. Ten śpiew uwielbienia trwa przez całą płytę. Na stawiane przez Bono (wokalistę U2 i autora słów piosenki I still haven’t found), a wyśpiewane przez Mate.O wątpliwości pada natychmiastowa odpowiedź. Mietek Szcześniak, śpiewając Waterwalker, przekonuje – „wierzyć, to znaczy chodzić po wodzie”. Kolejność innych utworów wydaje się nieprzypadkowa, a płyta stanowi spójną całość i to nie tylko w warstwie tekstowej, ale i muzycznej. Świeże spojrzenie na znane już utwory, brak obaw o poczynione eksperymenty muzyczne i doskonałe partie wokalne solistów to jej siła muzyczna. Wspomniany Waterwalker, jak i Zmartwychwstał Pan wyśpiewane są przez Mietka Szcześniaka po mistrzowsku, a wykonawcy innych utworów Piotra Nazaruka aż miło słuchać. Doskonale zaśpiewał także chór, czego zwieńczeniem jest chyba najlepszy na płycie utwór Zmartwychwstał Pan. Rozpoczynające płytę Alleluja i kończąca Hosanna są doskonałą kwintesencją tego, co Trzecia Godzina Dnia chce nam przekazać.
Telewizja, gazeta codzienna to nie narzędzia Babilonu, ale dar Boży i doskonała szansa głoszenia radosnej nowiny. Chrześcijaństwo to religia radości. Trudno w to uwierzyć? TGD i Arka Noego pokazują, że można, a słuchając tych płyt, nie da się zapomnieć, że już w niedzielę grób był pusty.
(KK)
Oceń