Powinna być strona internetowa poświęcona aktualnie żyjącym na ziemi Jezusom. Przeszukuję internet i jednego znajduję w Australii, innego w Afryce. To trafienia przypadkowe; pewnie na każdym kontynencie jest ktoś uważający siebie za inkarnację Syna Bożego. Tylko jednego nie musiałem szukać, bo wiedziałem, że od dwudziestu lat żyje całkiem jawnie w Rosji. O tych innych może się nie dowiem zbyt wiele poza lakonicznymi wpisami, ale o domniemanym Zbawcy ze Wschodu już więcej. Gdybym chciał zaczerpnąć bezpośrednio ze źródła, to za niezłą sumkę można wykupić ekskluzywną wycieczkę po Nowym Jeruzalem. A jeśli dołożę więcej, to nawet mogę usiąść w stosownej odległości od Nauczyciela i posłuchać jego kazania. Może nawet zrobić zdjęcie. Ale, jak to z aktualnymi Jezusami bywa, nie zawsze tak było, ponieważ początki są zupełnie trywialne: nikną gdzieś na przecięciu tajemnicy pogrążonej w mrokach niedopowiedzeń oraz żarliwości, która autentycznie porywa wszystkich wokół.
Chrystus z drogówki
Jędrzej Morawiecki po raz pierwszy wszedł do Sfery (Zony) Wissariona dwadzieścia lat temu. Sam Nauczyciel działał już od kilku lat. Siergiej Torop, z zawodu milicjant drogówki, rozpoznał w sobie wcielenie Syna Bożego w maju 1990 roku. Rok później zaczął głosić swoje nauki. Dosyć proste, chwilami zagadkowe – zupełnie jak w Ewangelii. Nauczał, że żyjemy w świecie przemocy, ale jest możliwość pokonania Cesarstwa Gwałtu. Trzeba w sobie zwyciężyć przemoc, wyrzec się zła. Nadchodzi koniec świata, a zbawienie przyjdzie z czystej Rosji, z samego serca tajgi. Torop nazwał się Wissarionem, co można tłumaczyć jako Dający Życie. I nowe życie było z dala od cywilizacji: o surowej wegańskiej diecie, bez lekarstw, bez pieniędzy, z niewielką ilością prądu. Więcej w zasadzie nie potrzeba, skoro Wissarion jest obok – światło, słowo, uzdrowienie. Trudno streścić całość nauki mesjasza z Syberii, ale wszystko w zasadzie mieści się dosłownie, bo naocznie, w samym Wissarionie. Wygląda jak Jezus z wizji Faustyny Kowalskiej odzwierciedlony na płótnie: odrealniona słodycz. Pośród tajgi przechadza się długowłosy piękny mężczyzna, ma doprawdy nieziemskie oczy, ubrany jest obowiązkowo w długi chiton (czerwony lub biały), na jego ustach zawsze jest tajemniczy uśmiech, który nasuwa skojarzenia, jakby nieustannie był z siebie zadowolony, no i porusza się w trybie slow motion, przez co wszystko wokół niego najpierw wpada w przyspieszenie, potem gubi swój rytm, wytraca prędkość tylko po to,
Zostało Ci jeszcze 75% artykułu
Oceń