„Czytając tekst literacki, jesteśmy w stanie »widzieć oczami innych«, uzyskując szeroką perspektywę, która poszerza nasze człowieczeństwo. Uaktywnia to w nas empatyczną moc wyobraźni, która jest podstawowym nośnikiem zdolności utożsamiania się z punktem widzenia, kondycją, uczuciami innych, bez których nie ma solidarności, dzielenia się, współczucia, miłosierdzia. Czytając, odkrywamy, że to, co czujemy, jest nie tylko nasze, jest uniwersalne, więc nawet najbardziej opuszczona osoba nie czuje się sama” – czytamy w Liście Ojca Świętego Franciszka o roli literatury w formacji kapłańskiej opublikowanym w lipcu 2024 roku (pkt 34). Idąc tropem papieskiej myśli, spróbujemy opowiedzieć o wybranych zagadnieniach teologicznych za pomocą literatury. Stąd tytuł tego cyklu, który przez najbliższy rok będzie się ukazywał na łamach „W drodze”, a w wersji podcastowej na kanale dominikanie.pl w serwisie Spotify w każdą drugą środę miesiąca. Więcej o cyklu: wdrodze.pl/podcast-dobrze-sie-wierzy-literatura.
Moment, w którym się nam wydaje, że coś wiemy, jest tylko urojeniem. Jutro może być inaczej, ktoś inny zrobi krok dalej i rozwiąże dany problem lepiej i mądrzej.
Rozmawiają literaturoznawca prof. Ryszard Koziołek i Roman Bielecki OP
Kiedy Umberto Eco otrzymał propozycję pracy nad scenariuszem filmu na podstawie napisanej przez siebie powieści, odpowiedział, że nie jest w stanie się w to zaangażować, bo czułby się jak chirurg operujący własne dziecko, który nie może opanować drżenia rąk. Stąd filmowe Imię róży z 1986 roku w reżyserii Jeana-Jacques’a Annauda to rodzaj kompromisu między literaturą i kinem. Z jednej strony imponuje rozmachem inscenizacyjnym, z drugiej strony sprowadza powieść do rozwiązania kryminalnej zagadki dotyczącej śmierci młodego mnicha, który zabił się, spadając z wieży klasztoru.
Taki zabieg wynikał najprawdopodobniej z uświadomienia sobie, że książka i film operują różnymi językami, a próba wiernej adaptacji mogłaby się skończyć katastrofą. Mówimy przecież o monumentalnym dziele napisanym przez wielkiego erudytę i znawcę historii wieków średnich. Człowieka, który dogłębnie przestudiował ówczesną semiotykę, czyli naukę o symbolach i ich interpretacji. A także znakomitego teoretyka literatury, umiejącego wykorzystać swoją wiedzę o systemach opowiadania – tych awangardowych i tych tradycyjnych, widocznych choćby w konstrukcji pisanej historii wplecionej w układ godzin modlitw zakonnych – od laudy przez prymę i tercję aż do komplety.
Stworzył tym samym niezwykły labirynt, zarówno ten realny, jakim jest wielka i tajemnicza biblioteka opactwa, w której się rozgrywa ta historia, jak i ten metaforyczny, wynikający z wielości poruszanych wątków.
Eco, pisząc tę powieść, zachował się jak najlepszy nauczyciel chcący wyłożyć swoim uczniom sprawy trudne i złożone w sposób przystępny i atrakcyjny. Dlatego całość jest ubrana w sensacyjną intrygę opartą na wzorcu powieści kryminalnej i postaciach genialnego detektywa, któremu towarzyszy niezgułowaty uczeń. Ślady prowadzą oczywiście do słynnego Sherlocka Holmesa. Choć nawiązań do innych książek i wierszy j
Zostało Ci jeszcze 85% artykułu
Oceń