Z perspektywy widza serial wymaga więcej czasu i uwagi w śledzeniu wszystkich wątków, ale potrafi się też odwdzięczyć. Nie grozi nam, jak w przypadku filmu, że ledwo wciągniemy się w fabułę, utożsamimy z bohaterami, a już zobaczmy końcowe napisy. Historie mogą się toczyć, obrazując dzień za dniem, a nawet godzinę za godziną. Pomiędzy kolejnymi odcinkami jest miejsce na oddech i przemyślenie tego, co się właśnie wydarzyło na ekranie. No, chyba że ktoś ogląda wszystko naraz. Niektórzy powiedzą, że to spłaszcza odbiór, i pewnie rzeczywiście trochę się traci, ale niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nigdy nie zarwał nocki, powtarzając sobie: Jeszcze tylko jeden odcinek.
Piątka Magdaleny
Wiek (nie)winności, czyli Dojrzewanie
Netflix / Wielka Brytania 2025
Choć jest to zdecydowanie jeden z najlepszych seriali tego roku, to słowa: „Podoba mi się”, jakoś dziwnie tu nie przystają, a zamiast wyrazów zachwytu mówimy, że boli, miażdży i przejeżdża walcem, a potem cofa i przejeżdża jeszcze raz.
Trzynastoletni Jamie zostaje oskarżony o zamordowanie koleżanki ze szkoły. Twórcy serialu nie pogrywają jednak z widzem i nie każą mu się domyślać przez cały sezon, czy to prawda, czy nie, podsuwając nowe tropy i mieszając wątki. Rozwiązanie poznajemy już w pierwszym odcinku. Każdy kolejny to próba odpowiedzi na pytanie, dlaczego zbrodnia się wydarzyła i jak mogło do niej dojść. A odpowiedź wcale nie jest łatwa, jeśli w ogóle możliwa do udzielenia.
Nic tu się nie składa. Spokojny dom, sympatyczni rodzice, dobre wychowanie. Co więc mogło doprowadzić do takiej tragedii? Serial obnaża przepaść, jaka dzieli świat dorosłych i nastolatków. Nawet w najbardziej kochających się, rozmawiających ze sobą rodzinach, zrozumienie może być tylko powierzchowne, a to, czego rodzice nie mówią dzieciom, jest niczym w stosunku do tego, czego dzieci nie mówią rodzicom: zawiedzione nadzieje, złamane serca, konflikty z rówieśnikami, przemoc ubrana w pozór sympatii. Przerażająca jest myśl, że miły, z pozoru niewinny komentarz w mediach społecznościowych może zawierać ukryty negatywny podtekst, tylko w zależności od koloru serduszka, które się pojawia na końcu. Nic dziwnego, że dorośli w poszukiwaniu odpowiedzi błądzą jak – nomen omen – dzieci we mgle. A widzowie razem z nimi. Zaledwie cztery odcinki, a niosą ze sobą taki ładunek emocji, że zostają w człowieku na długo.
Lek na całe zło, czyli The Pitt
HBO Max / Stany Zjednoczone 2025
Kiedy wydawało się, że ciekawe, świeże produkcje o szpitalach i medykach wyczerpały się na serialu Dr House, pojawia się The Pitt. W dodatku reklamowany twarzą Noaha Wyle’a, niezapomnianego doktora Johna Cartera z kultowego Ostrego dyżuru. Nie myślcie jednak, że są to popłuczyny po poprzedniku. Nic bardziej błędnego. The Pitt ma swój styl i zupełnie inny sposób narracji. Akcja dzieje się w czasie rzeczywistym, a cały piętnastoodcinkowy sezon to jeden dzień z życia szpitala. Razem z granym przez Wyle’a szefem oddziału ratunkowego w Pittsburghu Michaelem Robinavitchem, zwanym doktorem Robbym, zaczynamy dyżur. Krótka wymiana informacji ze schodzącą zmianą nocną, wprowadzenie nowych stażystów, wymiana żartów z szefową pielęgniarek. A potem już codzienny kierat – przegląd przypadków chorobowych i historii pacjentów. Czasem rozpoznanie nietypowej choroby, a czasem walka o czyjeś życie. Pod względem tempa serial przypomina niektóre akcyjniaki – ciągle coś się dzieje, nie ma chwili wytchnienia, emocje jeszcze nie zdążą opaść, a już pojawiają się kolejne przypadki. Twórcy nie cofnęli się przed bieżącymi tematami, m.in. problemami z zażywaniem fentanylu i skutkami covidu. Mimo takiego tempa nie zabrakło tu miejsca na głębszą refleksję. Ostatecznie okazuje się, że najlepszymi lekarstwami nie są żadna szczepionka, operacja ani tabletka najnowszej generacji. Są nimi empatia, wrażliwość na drugiego, życzliwość. Potrzymanie kogoś za rękę albo pozwolenie na chwilę ciszy. Pod tym względem w The Pitt zarówno pacjenci, jak i widzowie mogą się czuć dobrze zaopiekowani.
Show must go on, czyli Studio
Apple TV+ / Stany Zjednoczone 2025
O gustach się nie dyskutuje, ale można na nich nieźle zarobić. Co jednak zrobić, kiedy te gusta są wątpliwe? Z takim dylematem mierzy się Matt Remick, nowo wybrany szef studia filmowego, który ma je wynieść na wyżyny. Problem polega na tym, ż
Zostało Ci jeszcze 75% artykułu
Oceń