List do Galatów
Rozmowy ze szwedzkimi pastorami luterańskimi to przeżycie, które trudno porównać z czymkolwiek. Miałem właśnie okazję odbyć kilka takich konwersacji podczas swej majowej podróży do tego kraju, kiedy z ekipą telewizyjną robiliśmy film o przemianach obyczajowych w Szwecji. Pastor Lars Gardfeldt przyszedł na spotkanie z grubą warstwą pudru na twarzy, w tęczowym szaliku i z wieloma pierścieniami na palcach. Jako praktykujący homoseksualista opowiadał nam, że największym wydarzeniem w dziejach Kościoła w ostatnich czasach była wystawa fotograficzna „Ecce homo” przedstawiająca Jezusa wraz z apostołami jako homoseksualistów i transwestytów. Wystawa została uroczyście otwarta w najważniejszej szwedzkiej świątyni – katedrze w Uppsali za zgodą najwyższego zwierzchnika Kościoła luterańskiego arcybiskupa Carla–Gustava Hammara.
Odwiedziliśmy więc arcybiskupa. Być może pastor Gardfeldt jest ekscentrykiem, ale arcybiskup – jakkolwiek by było, głowa Kościoła – to poważna figura. Od niego z kolei usłyszeliśmy, że można wierzyć w cuda opisane w Ewangeliach, bo są one jedynie pewnym sposobem narracji, charakterystycznym dla ówczesnej kultury; że wiara w zmartwychwstanie Jezusa nie jest dla chrześcijanina konieczna, apostołowie zaś mogli Go przecież oglądać w wizjach, a nie w rzeczywistości; że aborcji ani homoseksualizmu nie można nazywać grzechem itd.
W największe osłupienie wprowadziła nas jednak pewna pastorka lesbijka żyjąca od lat na plebanii w Sztokholmie ze swoją partnerką, również pastorką. Nie dawał nam spokoju wygląd jej okrągłego brzucha, zapytaliśmy więc, czy przypadkiem nie jest w ciąży. Kiedy potwierdziła, zapytaliśmy – w swojej naiwności – jak to się mogło stać, skoro żyje w związku z inną kobietą. Pastorka odpowiedziała, że kolega przyniósł jej w strzykawce „materiał genetyczny”, a ona wpakowała go sobie do pochwy. – Nie doszło między nami do żadnego zbliżenia – zastrzegła gwałtownie, abyśmy nie pomyśleli sobie o niej czegoś nieprzyzwoitego.
Zaproponowaliśmy jej, aby opowiedziała o tym przed kamerą. Zdecydowanie odmówiła, tłumacząc, że w Szwecji grasują neonazistowskie szwadrony śmierci i jeśli ich członkowie dowiedzą się, że jest ona w ciąży, to na pewno ją zamordują. Staraliśmy się uspokoić pastorkę, zapewniając, że nasz film będzie pokazany tylko w Polsce i nikt go w Szwecji nie zobaczy. Nie dała się jednak przekonać, mówiąc, że w Polsce również są grupy neonazistowskie i po takim wystąpieniu na pewno ją namierzą.
Jedynymi pastorami, z którymi znajdowaliśmy wspólny język nie tylko w sprawach moralności, lecz również wiary (na przykład, uznając synostwo Boże i zbawczą rolę Jezusa Chrystusa), okazywali się pastorzy w kościołach zielonoświątkowych, baptystów czy ewangelikan. Jednym z naszych rozmówców był m.in. zielonoświątkowy prezbiter Ake Green z Borgholmu – skazany na miesiąc więzienia przez sąd pierwszej instancji w Kalmarze za to, że skrytykował homoseksualizm podczas homilii w kościele. Wielkie wsparcie okazywali mu w czasie procesu szwedzcy katolicy – w odróżnieniu od luteran, którzy nie zostawili na nim suchej nitki. Co ciekawe, w wielu kwestiach katolicy i prawosławni w Szwecji mówią tym samym głosem, co nowe wspólnoty protestanckie, podczas gdy luteranie wtórują raczej ateistycznej lewicy.
O analogicznym zjawisku – tyle że w Stanach Zjednoczonych – pisze Tomasz P. Terlikowski w swej właśnie wydanej książce Kiedy sól traci smak. Etyka protestancka w kryzysie. To znakomity przyczynek do tego, by przemyśleć geografię nowego ekumenizmu (czy też ekumenizmu sytuacyjnego) i zobaczyć, gdzie mamy sojuszników, a gdzie nie możemy na nich w żadnym wypadku liczyć.
Oceń