Ewangelia według św. Marka
Opowiadał mi frater Adalbertus:
„Zawędrowałem kiedyś do pewnego sławnego sanktuarium, w którym obiektem kultu był cudami słynący obraz Matki Boskiej. Na dziedzińcu kłębił się tłum pielgrzymów pochodzących z niskich warstw społecznych: babuleniek zakutanych w chustki, kiepsko ubranych mężczyzn, niesfornych dzieciaków. Słychać było jazgot, kłótnie o drobne sprawy i opowieści o cudach dotyczących zupełnie cielesnych aspektów życia. Wewnątrz sanktuarium atmosfera była bardziej przyciszona, ludzie z uwielbieniem wpatrywali się w obraz. Wszyscy zachowywali się na pozór pobożnie, mi jednak przyszły do głowy wątpliwości. Jak to jest, pomyślałem sobie, to wystarczy tu przyjść, pomyśleć sobie coś i to coś w cudowny sposób się stanie? Czy nie jest to przypadkiem pogański kult, który za obiekt uwielbienia wybrał sobie postać z historii chrześcijaństwa? Większość przybyszów składa milczące prośby dotyczące najzupełniej materialnych spraw! Tym bardziej dotyczy to ludzi, którzy nabierają sobie do butelek wody w źródełkach, nad którymi ktoś kiedyś miał jakąś wizję. Ta woda ma następnie służyć za lekarstwo. Ciekawe, że takie wizje zależne są od wyznania: katolikom ukazuje się Matka Boska, hindusom Kriszna, a Japończykom zwykle postać z panteonu Shintô. Muzułmanie twierdzą nawet, że w Fatimie ukazała się naprawdę córka Mahometa, która miała na imię właśnie Fatima. Nagle usłyszałem stojącego obok mnie pielgrzyma mówiącego przyciszonym głosem:
— Oto sanktuarium kobiety, która zaszła w niezaplanowaną ciążę.
Te słowa podziałały na mnie jak szpilka wbita w nieodpowiednie miejsce: omal nie podskoczyłem. Jazgot jazgotem i źródełka źródełkami, ale ten jegomość pozwala sobie chyba na zbyt wiele. Spojrzałem na niego, był to brodaty obdartus z zielonymi sznurowadłami w butach. On tymczasem kontynuował półgłosem:
— Zaszła w niezaplanowaną ciążę i zaakceptowała ją. Mogła się spodziewać negatywnej reakcji otoczenia, choć nie miała sobie nic do zarzucenia. To się nazywa odwaga. Dzięki temu sama stała się sanktuarium: nosiła w sobie Tego, który słusznie miał na imię Bóg– –z–nami. Potem Go urodziła. Urodziła Boga–z–nami.
Patrzyłem na niego ze zdumieniem. On tymczasem mamrotał dalej:
— Nigdy nie wiadomo, w kim, kiedy i co posieje Święty Wiatr. Wiadomo, że odrzucenie tego nieplanowanego błogosławieństwa jest odrzuceniem najcenniejszego skarbu. Jakież to błogosławieństwo: nosić w sobie Boga– –z–nami! Choćby nie wiem, jak otoczenie wydziwiało nad niezaplanowaną ciążą! Nosić w sobie Światłość, która przyszła do ludu kroczącego w ciemności! Nosić w sobie Słowo, które było na początku! Czyż może być skarb cenniejszy niż to? I pomyśleć, że każdy człowiek jest do tego wezwany!
Nagle spojrzał w moim kierunku i zapytał:
— Co się tak gapisz? Nie rozpraszaj się, patrz na obrazek.
Odezwałem się:
— Kim ty jesteś, nicponiu, że w sanktuarium Najświętszej Panienki tak obrazoburcze głosisz teksty?
On mi odpowiedział:
— Och, ja jestem tylko Szuszwolem ze Swarzyndza — po czym wmieszał się w tłum i tyle go widziałem”.
Oceń