Krzyżyk z lufy czołgu
Oferta specjalna -25%

Ewangelia według św. Jana

0 opinie
Wyczyść

Lednica to poszukiwanie języka wiary. Dlatego nazywam tabliczki z dekalogiem, kartą kredytową. Jest to melanż bardzo nośny. Żyjemy na kredyt, zaufawszy Panu Bogu. Żyjąc wedle Jego przykazań, posiądziemy życie wieczne.

Jan Grzegorczyk: Ojcze, jakie symbole zawładną religijną wyobraźnią uczestników tegorocznej, czwartej już Lednicy?

Jan Góra OP: Przede wszystkim Ewangelia według św. Łukasza z błogosławieństwem i piękną dedykacją Jana Pawła II. Znalazły się w niej także wszystkie dotychczasowe lednickie przesłania Papieża.

Wręczanie Ewangelii to jest gest, który stosują biskupi w czasie kolędy. Roman Brandstaetter powiadał, że wszyscy mamy w domu Pismo święte, ale nikt go nie czyta. Napisał opowiastkę zatytułowaną „Lament nieczytanej Biblii”. Czy Ojciec wierzy, że losy „Ewangelii lednickiej” będą inne?

To jest kolejny przejaw wiary, że jak ludzie dostaną do ręki, to zaczną czytać, choćby z nudów, a potem się rozpalą. Niechby kilkadziesiąt osób z tych kilkudziesięciu tysięcy. Warto ten cały wysiłek ponieść choćby dla nich. Dzisiaj jest trochę inaczej — podaniu Ewangelii do ręki powinno towarzyszyć słowo i to słowo sformułował bardzo pięknie Jan Paweł II.

Oprócz Ewangelii każdy uczestnik otrzyma replikę najstarszego krzyża znalezionego na polskich ziemiach. Będzie on znakiem rozpoznawczym „ledniczan”, tak jak obecnie jest nim pierścień z zeszłorocznego spotkania. Cały cymes polega na tym, że te mosiężne krzyżyki zostały wykonane z lufy czołgu stopionej razem z blachą miedzianą. Materiał zorganizowali księża z diecezji opolskiej. To jest rzeczywiście czołg przetopiony na krzyże, broń na lemiesze. Następnym rekwizytem mającym pobudzić wyobraźnię są tabliczki z dekalogiem w formie karty kredytowej…

Cóż to za dziwny melanż — karta kredytowa, symbol naszych czasów z dekalogiem? Czy to nie jest jakaś merkantylizacja pojęć religijnych?

Lednica to poszukiwanie języka wiary. Dlatego nazywam tabliczki z dekalogiem kartą kredytową. Jest to melanż bardzo nośny. Żyjemy na kredyt, zaufawszy Panu Bogu. Żyjąc według Jego przykazań, posiądziemy życie wieczne. Dwie tablice z przykazaniami są wsparte na Rybie. Będzie to blaszka miedziana, którą każdy uczestnik zawiezie do domu i zawiesi nad drzwiami.

Dodatkową atrakcją będzie Arka Przymierza zrobiona wedle przepisów żydowskich. Ma ona pobudzić wyobraźnię i przypomnieć, że Pan Bóg dał nam prawo nie jako niewolnikom, psom czy zwierzętom zmuszanym do posłuszeństwa, ale jako dzieciom najdroższym.

Zawarłszy z Żydami przymierze, dał im światło przykazań. Cudowne, że chcemy celebrować to, co mają w swojej mentalności Żydzi — radość z Tory, radość z Prawa Bożego. Chcemy przełożyć smętek pedagogiki chrześcijańskiej na radość z posiadania przykazań. Kilkadziesiąt tysięcy ludzi zatańczy, ciesząc się z przykazań, które nie są dla człowieka więzieniem, ale właśnie jego wolnością.

Tadeusz Żychiewicz powiedział przed laty, że dekalog nie jest zbiorem przepisów karnych, bo gdyby tak było, to by trzeba zaaresztować wszystkich, którzy nie przestrzegają choćby pierwszego przykazania.

Tak, zgadza się. Dlatego chcę, żeby wszyscy zatańczyli z radości. Pan Bóg nam zaufał i dał nam przykazania. Żyjąc według nich, mamy w sobie światło wewnętrzne. Nie mamy kaca moralnego.

Arka będzie niesiona i stanie się ołtarzem na Lednicy, później będzie ołtarzem w Hermanicach i wreszcie wyląduje już na stałe jako ołtarz w kościele na Jamnej.

Czyli zepnie trzy wielkie dzieła Ojca.

Tak. Będzie to i ołtarz, i skarbiec, w którym będą przechowywane przykazania na kamiennych tablicach.

Każde nabożeństwo mają rozpoczynać jeźdźcy Apokalipsy pędzący na płonących koniach i w płonących zbrojach. Najlepsi kaskaderzy podpalą się, by rozpalić wyobraźnię młodzieży i będą przywozić wiadomości o przemijaniu czasów i nastawaniu wieczności.

Wielką sprawą tegorocznej Lednicy jest dzwon. Kiedy wchodziliśmy w rok dwutysięczny, pomyślałem, że trzeba to zaznaczyć, ale nie rykiem syren czy wystrzałem armatnim. Marzył mi się dźwięk dzwonu, który w chrześcijaństwie jest symbolem przebudzenia i zwoływania wspólnoty. Przypomniała mi się piosenka z Wesela Wyspiańskiego, „Miałeś, chamie, złoty róg…”. Tylko że w naszym przypadku to złote serce nie ma uśpić, ale obudzić śpiących. Pozłacane serce dzwonu zawieźliśmy do poświęcenia Papieżowi. Na Lednicy poprosimy księdza Prymasa o konsekrację tego dzwonu oraz o pierwsze uderzenie.

Dzwon nazywa się „Jezus Chrystus”. Pan Felczyński, ludwisarz, twierdził, że dzwon nie może się tak nazywać, bo to jest tak już w C–dur. Podobno Prymas mu zabronił. Ale złamał się, bo mu powiedziałem, że na polach lednickich, gdzie był chrzest Polski, nie może bić inny dzwon jak tylko „Jezus Chrystus”. Dzwon z Przemyśla, gdzie został odlany, przewieziono do Tarnowa Podgórnego — gminy, która go ufundowała. Po drodze wstąpił na Wawel, gdzie zaprzyjaźnił się z „Zygmuntem”. W Ostrowie wyszli mu na spotkanie przedstawiciele firmy „Trasco”, która buduje dzwonnicę. Obecnie, do czasu spotkania na Lednicy, dzwon stoi na dziedzińcu ojców dominikanów w Poznaniu.

Jak sprawdziły się symbole lednickie z poprzednich lat?

Rewelacyjnie. Jestem wzruszony, gdy widzę w Krakowie, w Warszawie, Katowicach w tramwajach ludzi z pierścieniem lednickim na ręce.

Mówi Ojciec o mistyce, a jednocześnie bezustannie wdziera się do Ojca języka sponsoring, marketing, firma. W trakcie naszej krótkiej rozmowy wykonał Ojciec kilka telefonów do ważnych dyrektorów i prezesów. Buduje Ojciec dzieło mistyczne za pomocą metod marketingowych. Czy Ojciec się już tym nie brzydzi, nie ma dość tego poniżania, mizdrzenia się do często postkomunistycznych dyrektorów, którzy za pomocą Lednicy chcą zbudować swoją nową wiarogodność?

Myślę, że nie mogę się brzydzić, bo to jest tak, jak bym się brzydził człowiekiem czy wręcz Kościołem — wcielonym Chrystusem. Wśród ludzi, do których apeluję, są i karierowicze, ale większość to osoby szlachetnie zapalone do Lednicy, działające bez żadnego wyrachowania. A poza tym, myślę, że ta cała wzniosłość powinna być dobrze uziemiona. Jak mawiał Karl Rahner, chrześcijaństwo to mistycyzm uziemiony. Bez uziemienia zniósłby to pierwszy lepszy piorun, pierwsza lepsza burza, bez uziemienia nic się nie ostoi. Kilka dni temu nad Jamną przeszła wielka burza z piorunami. I gdyby nie to, że wieża jest uziemiona, spłonęłaby. Tak biły w nią pioruny. To pokazuje, że nie można wybudować wielkiej mistyki bez uziemienia. Wystarczy przypatrzyć się bliżej tym, którzy wychodzili na szczyty duchowości. Jak bardzo byli trzeźwi, jak bardzo racjonalni, jak bardzo zakorzenieni. Tylko naiwność albo ideologia, wiara zideologizowana może twierdzić, że do dzieł Bożych dąży się naiwnie, bezmyślnie i po prostu biciem piany czy samym gadaniem.

Ojciec nie jest zmęczony Lednicą. A Papież?

Wręcz przeciwnie. On mnie pobudza, mówiąc jakby od niechcenia. Bo on nigdy nie mówi wprost. Mówi do siebie: świątynia chrztu Polski nad Lednicą… a ja dopowiadam: to znaczy, ja mam ją wybudować. A Papież nic nie mówi. Tak samo było z Bramą i ze wszystkim. Myślę, że Papież ufa w odrobinę mojej inteligencji i w to, że wyrażone przez niego myśli są dla mnie rozkazem. O tym, że jest przychylny, świadczą jego przemówienia skierowane do uczestników, a także prezenty, które są dla mnie na co dzień dowodem, że nie śnię. Będąc niedawno u Ojca Świętego, otrzymałem mszał z Góry Synaj dla św. góry Jamnej w czerwonej okładce — męczeńskiej i biały mszał z Ziemi Świętej dla ziemi świętej nad Lednicą. To są wspaniałe znaki błogosławieństwa.

Byłem świadkiem rozmowy Ojca z pewnym biskupem, który ostrzegał Ojca, żeby nie „zabiskupił” Ojciec Lednicy. Co to znaczy?

Cieszę się z udziału każdego biskupa w spotkaniu na Lednicy, a jednocześnie Lednica to święto młodzieży. Muszę to wszystko robić tak, żeby się to nie kłóciło. Chodzi o to, żeby patosem i wysokością urzędu nie zamknąć śluz, które przyprowadzą żywioł młodzieżowy nad Lednicę. Lednica to lekcja dla biskupów, jak przemawiać w sposób krótki i obrazowy do młodzieży. Jak odnaleźć się na spotkaniu, gdzie ma się status szeregowego uczestnika. Gdzie głos będzie ważył tyle, ile ważyć będą wypowiedziane przez niego słowa. Lednica będzie szkołą demokracji dla Kościoła. Jedną ze stacji Drogi krzyżowej poprowadzi na przykład Marek Kotański.

Ojciec, jakby tak zliczyć, traci pół roku na przygotowania do Lednicy, dla tego jednego dnia.

Lednica to nie jest ten jeden dzień. Lednica to jest praca, która do niej prowadzi. A potem cały rok ludzie dziękują za nią, staje się dla nich punktem odniesienia. Dla ich szarzyzny w regionie. Nie każdy mieszka w metropolii. Lednica zaludnia wyobraźnię i jest materią do myślenia. Jak to jeden z biskupów trafnie powiedział, dla duszpasterzy Lednica staje się targami duszpasterskimi, bo biorą tam sobie pomysły, które mogą w różnej skali realizować u siebie. Cieszę się, że z tych targów korzystają nie tylko duszpasterze, ale i proboszczowie i biskupi, nawet za granicą.

Ilu na te targi przyjedzie wystawców?

Myślę, że wielu, ale jeszcze więcej zwiedzających. W zeszłym roku było czterdzieści kilka tysięcy. Nie wszyscy chętni mogli dojechać. Wzruszył mnie list pewnego chłopaka, który zachorował, nie mógł przybyć, ale stał przy radiu i robił wszystko to, co my nad Lednicą. Szedł do kuchni po sól, zapalał świece i całował ziemię. Wydawało mu się, że jest z tą ogromną rzeszą młodzieży.

Te wszystkie „atrakcje”, o których wspominaliśmy, byłyby nic niewarte, gdyby gdzieś w głębi nie było jednej myśli, że Chrystus jest najważniejszy, jest siłą napędową i uzasadnieniem, że Chrystus nam przybliżył Boga i pozwolił nazywać Go Ojcem. A wszystko inne jest potrzebne w swojej proporcji. Najważniejszym elementem będzie wybór Chrystusa na Króla, co jest aktem metafizycznym, a nie politycznym.

Tym niemniej zbliżają się wybory i jak sobie Ojciec poradzi z zalotami polityków, którzy będą chcieli zbić kapitał polityczny, będą chcieli się pokazać w sektorze dla uprzywilejowanych?

Niech się pokazują, wpuszczę wszystkich, spod każdego szyldu. Z SLD i ZChN–u. Jak dobrze wiesz, nie znam się kompletnie na polityce. To jest tak, jakbym stanął w bramie i zabraniał wejść ludziom do Kościoła. Kościół jest uniwersalny i każdy może w nim znaleźć drogę swego nawrócenia. To jest Kościół pod gwiazdami — katedra Jana Pawła II. Nie wiadomo, gdzie modli się w nim faryzeusz, a gdzie celnik.

Przed laty snuł Ojciec plany, że Lednica to będą spotkania młodzieży Europy, w domyśle — powracającej do swych chrześcijańskich korzeni. W tym roku, w czasie gnieźnieńskiego zjazdu prezydentów, Johannes Rau powiedział, że nie rozumie postulatów budowania Europy w oparciu o wartości chrześcijańskie, bo Europa nie jest już tylko chrześcijańska.

O uszy mi się ta wypowiedź obiła, ale za bardzo nie wziąłem jej sobie do serca. Nie jestem prezydentem ani ideologiem. Nie czytam gazet, nie oglądam dzienników. Interesuje mnie rzeczywistość, a tą rzeczywistością dla mnie są tysiące młodzieży nad Lednicą, dla której robię to, co robię. I która będzie chodziła z pierścieniem i krzyżykiem lednickim.

Dziękuję.

Krzyżyk z lufy czołgu
Jan Góra OP

(ur. 8 lutego 1948 w Prudniku – zm. 21 grudnia 2015 w Poznaniu) – Jan Wojciech Góra OP, dominikanin, prezbiter, doktor teologii, duszpasterz akademicki, rekolekcjonista, spowiednik, prozaik, twórca i animator, organizator Dni Prymasowskich w Prudniku i Ogólnopolskiego Spotka...

Krzyżyk z lufy czołgu
Jan Grzegorczyk

urodzony 12 marca 1959 r. w Poznaniu – pisarz, publicysta, tłumacz, autor scenariuszy filmowych i słuchowisk radiowych, w latach 1982-2011 roku redaktor miesięcznika „W drodze”. Studiował polonistykę na Uniwersytecie im. A...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze