Ewangelia według św. Marka
Opowiadał mi frater Adalbertus:
„Wybrałem się kiedyś na pielgrzymkę misyjną, jak to w dawnych czasach robili dominikanie. Chodziłem od miasta do miasta i głosiłem Dobrą Nowinę nawrócenia. Słowa moje trafiały jednak do głuchych uszu. Niektórzy czasem wysłuchali, co miałem do powiedzenia, a następnie wracali do codzienności, goniąc za pieniędzmi i prowadząc rozpustne życie. Nawet księża uważali często, że parafię trzeba prowadzić jak przedsiębiorstwo i fachowo troszczyli się o finanse. Pewnego wieczora w małym mieście chciałem wejść do świątyni Pańskiej, ale była zamknięta na cztery spusty, tego bowiem wymagało towarzystwo ubezpieczeniowe. Usiadłem więc na schodkach przed kościołem i zastanawiałem się nad upadkiem obyczajów. Z jednej strony dochodził hałas ze znajdującego się tam kasyna, z drugiej w drzwiach sklepu z napisem PORNO SHOP wdzięczyła się skąpo ubrana panienka. Środkiem ulicy szedł chwiejnym krokiem jakiś osobnik wyglądający na dziada, którego los pokarał ubóstwem i który teraz musi żebrać o chleb. Nagle ulicą przejechał z nadmierną prędkością lśniący mercedes. Dziad ledwo zdążył przed nim uskoczyć, a stojąc potem na chodniku, wykrzyknął:
— Chwała Najwyższemu, który karze głupców bogactwem!
Zdumiałem się tym okrzykiem, więc rzekłem do niego:
— Proszę cię, dziadu, wyjaśnij mi, co masz na myśli.
Dziad odwrócił się ku mnie i rzekł:
— On myśli, że swoim wysiłkiem i sprytem zarobił mnóstwo pieniędzy i że teraz będzie szczęśliwy; jeszcze nie wie, że to właśnie jest kara. A ty tu siedzisz i myślisz, że cały twój wysiłek idzie na marne. Obaj jesteście w błędzie. Opowiem ci historię pewnego Żyda, rzemieślnika z małego miasteczka. Otóż, postanowił on ruszyć w świat, by głosić słowo Boże. Miał sławę cudotwórcy, potrafił uzdrawiać ludzi, modląc się nad nimi do Najwyższego, więc ludzie przychodzili go słuchać. Jak to zwykle bywa, potem wracali do domów i robili swoje. Miał grupę uczniów, którzy chodzili wszędzie razem z nim. Jednak oni też zdawali się nic nie rozumieć z jego nauki. Raz po raz na przykład kłócili się, który z nich jest najważniejszy. Uczonym rabinom natomiast nie w smak był taki wędrowny kaznodzieja popularniejszy niż oni, więc donieśli na policję, że to jest groźny wywrotowiec. Kaznodzieja został aresztowany i stracony, a uczniowie, dowiedziawszy się, że policja polityczna maczała w tym palce, rozpierzchli się na wszystkie strony. Jaki stąd morał? Ano taki, że jak ci kazali siać, to nie masz się martwić o żniwa, bo to nie twoja sprawa. Jak powiadają: człowiek strzela, Pan Bóg kule nosi.
To powiedziawszy, dziad ruszył dalej swoim chwiejnym krokiem. Krzyknąłem za nim:
— Powiedz mi, dziadu, kim jesteś, żeś taki mądry?
On się odwrócił (wtedy dopiero spostrzegłem zielone sznurowadła jego butów) i powiedział:
— Możesz mnie nazywać Szuszwolem ze Swarzyndza.
To powiedziawszy, oddalił się”.
Oceń