Źródło
Oferta specjalna -25%

Liturgia krok po kroku

0 opinie
Wyczyść

Opowiadał mi frater Adalbertus:

„Noworoczne błogosławieństwo mówi słowami Mojżesza: »Niech pokaże Pan oblicze swoje tobie i niech się zmiłuje nad tobą. Niech obróci Pan twarz swoją ku tobie i niech da ci pokój«. Tylko gdzie znaleźć to oblicze? Egipcjanie podobno wierzyli, że obliczem Boga jest słońce, ale dziś wiadomo, że to nie jest oblicze Boga, tylko jedna wielka bomba wodorowa. Podobnie Wenus to nie żadna bogini miłości, ale planeta otoczona atmosferą z siarkowodoru. Takie były oczywiście tylko dawne pogańskie mity. Biblia mówi, że Bóg Izraela jest wśród ludzi, ale czasem mam wrażenie, że to też tylko mit. Gdzie się przecież człowiek obróci, tam twarze wykrzywione w złośliwym uśmiechu, ciągle ktoś chce albo oszukać, albo wykorzystać, albo w najlepszym razie uczciwie coś sprzedać. Gdzie więc znaleźć oblicze Najwyższego? Może gdzieś w krzakach, gdzie nie ma ludzi? Niektórzy twierdzą, że można je zobaczyć właśnie w przyrodzie: w czerwonych jagodach jarzębiny albo gałęziach dębu, ale czy takie twierdzenie można traktować poważnie? Dawni Słowianie uważali wprawdzie dęby za objawienie bóstwa, ale to też są tylko dawne mity. W Biblii jest napisane, że mamy prosić Najwyższego, a będzie nam dane, ale jak do dębczaka albo jarzębinki zwracać się z prośbą: »Spraw, abym zdał egzamin« albo »Aby moja ciotka wyzdrowiała«? Niemniej jednak takie dziwne przesądy są całkiem rozpowszechnione. Kiedyś w czasie swych wędrówek natknąłem się na dolinkę, przez którą płynął potok zwany przez okoliczną ludność Żywą Wodą. W źródle tego potoku można było ponoć zobaczyć twarz Boga. Z ciekawości postanowiłem tam pójść.

Najwyraźniej źródło było obiektem dość częstych odwiedzin, między bowiem kamieniami wzdłuż potoku wiła się dobrze wydeptana ścieżka. Dolina porośnięta była niskimi sosenkami i drzewkami jarzębiny, która o tej porze roku miała pomarańczowe kiście jagód. Pomiędzy drzewkami pobekiwały pasące się tu i ówdzie owce. Ścieżka wychodziła na polankę, za którą zaczynało się strome zbocze; potok wypływał spod wysokiej pionowo sterczącej skały. Samo źródło było obudowane półkolistą kamienną studzienką. Stał tam już ktoś i zaglądał do tej studzienki. Wyglądał na pasterza, opierał się na długiej lasce z brzozowego konaru, a ubrany był w barani kożuch i sandały ściągnięte w łydce zielonymi rzemieniami. Patrzał w studnię zadziwiająco długo, jakby coś niezwykłego w niej zobaczył. Zapytałem go:

– Cóż tam takiego widzisz, dobry człowieku, że się tak długo w wodę wpatrujesz?
– Och, tylko twarz Boga tu widzę, czcigodny braciszku, nic więcej. Czyżbyś nie słyszał jeszcze, że w tym źródle możesz zobaczyć oblicze Najwyższego?
– Czy ja też mogę zobaczyć? – spytałem. Pasterz ustąpił mi miejsca, a ja zajrzałem i mówiąc szczerze, wcale się nie zdziwiłem, ujrzawszy odbitą w wodzie własną kalafę. Wykrzyknąłem:
– Co wy mi tu opowiadacie! Czym się niby ta studnia różni od innych? Tak samo jak w każdej innej studni widzę tylko odbitą w wodzie własną kalafę!
– No, jeżeli wszędzie widzisz tylko siebie, to rzeczywiście nie zobaczysz nigdzie oblicza Najwyższego – rzekł pasterz, uśmiechając się złośliwie.
– Co znaczy – wszędzie widzę siebie? To chyba przecież jasne, że jak zajrzę do studni, to zobaczę w niej własne odbicie!
– Och, odbicie nie ma wielkiego znaczenia. Natomiast jeżeli w głowie masz tylko własny interes, to jasne, że boisz się, iż inni cię wykorzystają. Podobnie z dębami i jarzębiną, one wcale nie są po to, by przekazywać petycje. Tylko chciwi sądzą, że oblicze Pana ukazuje się po to, by można Go poprosić o załatwienie własnych interesów.

Nagle gdzieś nieopodal zabeczała owca, przeciągle i – jak mi się zdawało – rozpaczliwie.

– Coś mi się zdaje, że ktoś się do mnie zwraca z prośbą o pomoc – rzekł pasterz. – Muszę iść.

Ruszył w górę stromego zbocza. Zapytałem go jeszcze:

– Czy możesz mi powiedzieć, z kim miałem przyjemność?
– Z Szuszwolem ze Swarzyndza – odparł, a kiedy właśnie miał zniknąć za jarzębinami, obrócił się i dodał:
– Jeśli chcesz znaleźć Boga, musisz zapomnieć o sobie. Pamiętaj.

Po czym znikł między drzewkami”.

Źródło
Włodzimierz Fenrych

urodzony 10 maja 1955 r. w Poznaniu – absolwent historii sztuki na UAM w Poznaniu, obieżyświat, publikował w „Czasie Kultury”, „Spotkaniach” i „Tygodniku Powszechnym”. Autor cyklu felietonów pt....

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze