Źródła nadziei
Oferta specjalna -25%

List do Rzymian

0 opinie
Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 54,90 PLN
Wyczyść

W San Sisto znajduje się obraz studiującego św. Dominika z psem trzymającym pochodnię. W tle inny dominikanin kijem przepędza psa. Napis mówi nam, że Dominik nie przeciwstawiał się diabłu siłą, ale studiami! Studia przygotowują nas do wypowiadania wyzwalającego słowa. Czynią to ucząc nas współczucia, pokazując nam, że Bóg jest obecny nawet w środku cierpienia, i że to jest właśnie miejsce, gdzie musimy wykuwać teologię. Studia dają intelektualną dyscyplinę, która otwiera uszy na słuchanie Boga, wzywającego nas do wolności.

Kiedy św. Dominik z narażeniem życia wędrował przez południe Francji, miał zwyczaj wesoło śpiewać. „Zawsze wydawał się radosny, za wyjątkiem chwil, kiedy czuł litość, gdy jego bliźniego dotykały problemy” 1. I ta radość Dominika jest nieodłącznym elementem naszego powołania do bycia głosicielami Dobrej Nowiny. Jesteśmy wezwani do „uzasadnienia tej nadziei, która w nas jest” (1 P 3,15). Dziś w świecie ukrzyżowanym przez cierpienie, przemoc i biedę, nasze powołanie jest trudniejsze i bardziej niż kiedykolwiek niezbędne. W każdym zakątku świata występuje kryzys nadziei. Jak żyć radością św. Dominika, pozostając ludźmi naszych czasów i podzielając kryzys narodów oraz mocne strony i słabości kultury? Jak mamy żywić głęboką nadzieję, ugruntowaną w niepodważalnej obietnicy Boga, obietnicy życia i szczęścia dla Jego dzieci? Tym listem chciałbym wyrazić następujące przekonanie: życie poświęcone studium jest jedną z dróg wzrostu w miłości, która „wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma” (1 Kor 13,7).

Studium jest drogą do świętości, otwierającą serca i umysły braci na siebie nawzajem, drogą, która buduje wspólnotę i formuje nas jako ufnych głosicieli nadejścia Królestwa.

Studium jest samo w sobie aktem nadziei, ponieważ wyraża przekonanie, że zarówno nasze życie jak i cierpienie ma sens. Zrozumienie go jest dla nas darem, Słowem Nadziei obiecującym życie. Zwiastowanie Maryi jest tym momentem w historii naszego odkupienia, który wspaniale ukazuje sedno otrzymania daru Dobrej Nowiny. W rozważaniu o tym, jak studium utwierdza naszą nadzieję, odwołam się do potężnego symbolu spotkania.

Zwiastowanie to przede wszystkim chwila skupienia. Maryja wsłuchuje się w oznajmianą jej dobrą wiadomość. To właśnie jest początkiem wszelkich naszych studiów — uwaga skierowana na Słowo Nadziei głoszone w Piśmie świętym.

Po drugie jest to chwila płodności. Przypomnijmy sobie Maryję, przedstawioną przez Fra Angelico z książką na kolanach, skupioną, oczekującą, zasłuchaną. Owocem Jej skupienia jest to, że rodzi Dziecię, Słowo, które stało się ciałem. Jej wsłuchanie uwalnia cały potencjał twórczy, Jej kobiecą płodność. Podobnie studium, skupienie na Słowie Bożym, powinno uwalniać źródła naszej płodności, uzdalniać nas do rodzenia Chrystusa w świecie, który często wydaje się bezpłodny i skazany na zgubę. Rodzimy Chrystusa w cudzie tworzenia. Gdziekolwiek brzmi Słowo Boże, słyszymy o tej konkretnej nadziei, która wciela się w naszym życiu i w naszych słowach. Congar lubił cytować słynne słowa Peguy: „Nie Prawda, ale Realność… To znaczy Prawda ujęta historycznie, z jej konkretnym stanem w przyszłości, w czasie”. Oto miara naszych studiów: czy rodzą one na nowo Chrystusa? Czy są czasem naprawdę twórczym, czasem Wcielenia? Domy studiów powinny być jak oddziały położnicze!

Po trzecie w chwili, kiedy lud Boży wydaje się opuszczony i bez nadziei, Pan daje mu przyszłość, drogę do Królestwa. Zwiastowanie przemienia sposób, w jaki lud Boży mógłby zrozumieć swoją historię. Zamiast prowadzić do poddaństwa i rozpaczy, otwiera drogę do Królestwa. Czy nasze studia przygotowują drogę na przyjście Chrystusa? Czy przemieniają nasze rozumienie historii ludzkości tak, abyśmy mogli dojść do jej rozumienia, nie z punktu widzenia zwycięzcy, ale maluczkich i uciskanych, o których Bóg nie zapomniał, i których obroni? 

Nauka słuchania

Anioł wszedł do Niej i rzekł: „Bądź pozdrowiona pełna łaski, Pan z Tobą, błogosławiona jesteś między niewiastami”. Ona zmieszała się na te słowa i rozważała, co miałoby znaczyć to pozdrowienie.

Łk 1,28–29

Maryja słuchała słów anioła, dobrej nowiny o naszym zbawieniu. To jest początek wszelkiego studium. Studiowanie nie jest uczeniem się jak być błyskotliwym, ale jak słuchać. Simone Weil napisała do o. Perrin, że „rozwój zdolności wsłuchiwania się stanowi prawdziwy przedmiot studiowania i jest niemalże jedynym jego celem” 2. Tego typu odbiór, takie otwarcie uszu, które cechuje wszelkie studium, ostatecznie głęboko łączy się z modlitwą. I studium, i modlitwa wymagają od nas wewnętrznego wyciszenia i wyczekiwania na Słowo Boże przychodzące do nas. Jedno i drugie wymaga od nas pewnej pustki tak, abyśmy czekali na Pana i na to, co może nam dać. Pomyślmy o namalowanym przez Fra Angelico obrazie Dominika, siedzącego u stóp krzyża i czytającego. Czy on studiuje, czy się modli? Czy to w ogóle jest sensowne pytanie? Prawdziwe studium czyni nas żebrakami. Dochodzimy do wspaniałego odkrycia: nie wiemy co dany tekst oznacza; staliśmy się nie rozumiejącymi i potrzebującymi pomocy, i dlatego też czekamy w postawie intelektualnego otwarcia na to, co będzie nam dane.

Maryja słuchała obietnicy danej Jej przez anioła i porodziła Słowo Życia. Wydaje się to takie proste. Czy nie wystarczy samo otwarcie się na Słowo Boże kierowane do nas w Piśmie? Dlaczego dla uformowania głosicieli Dobrej Nowiny potrzeba tylu lat studiów? Dlaczego musimy studiować filozofię, czytać grube i trudne książki teologiczne, kiedy mamy Słowo samego Boga? Czyż nie jest to proste — podać „uzasadnienie tej nadziei, która w nas jest”? Bóg jest miłością i miłość zwyciężyła śmierć. Cóż można więcej powiedzieć? Czy nie zdradzamy tej prostoty w naszych zawiłych dyskusjach? Ale dla Maryi nie było to takie proste. W opowiadaniu o zwiastowaniu pojawia się zdumienie. „Ona zmieszała się na te słowa i rozważała co miałoby znaczyć to pozdrowienie”. Słuchanie zaczyna się, gdy mamy odwagę być zdumionymi, zaniepokojonymi. Dopiero potem Maryja kieruje do anioła pytanie: „Jakże się to stanie, skoro nie znam męża?”. 

Zaufanie do studiów

Podobno, gdy św. Albert siedział kiedyś w swojej celi i studiował, ukazał mu się diabeł w postaci jednego z braci i starał się go przekonać, że traci czas i energię, studiując świeckie nauki, że to szkodzi jego zdrowiu. Albert uczynił tylko znak krzyża i widzenie znikło. 3 Niestety, bracia nie zawsze dają się tak łatwo przekonać! Wszystkie dyscypliny — literatura, poezja, historia, filozofia, psychologia, socjologia, fizyka, etc. — które próbują zrozumieć świat, są naszymi sprzymierzeńcami w szukaniu Boga. „Musi być możliwe znalezienie Boga w złożoności ludzkiego doświadczenia”. 4 Nasz świat, pomimo całego swego bólu i cierpienia, jest ostatecznie owocem „tej Boskiej miłości, która pierwsza poruszyła wszystkie piękne rzeczy” 5. Nadzieja, która czyni nas głosicielami Dobrej Nowiny nie jest mglistym optymizmem, bezrefleksyjną wesołością, pogwizdywaniem w ciemnościach. Jest przekonaniem, że w końcu możemy odkryć jakiś — faktycznie istniejący i czekający na odkrycie — sens życia.

Dlaczego dla wielu z nas studia są tak ciężkie? Po części jest to spowodowane naznaczeniem przez kulturę, która straciła wiarę, że studia warte są wysiłku i wątpi w możliwość dotarcia do utęsknionej prawdy poprzez debatę. Dachau, Hiroszima, Rwanda, Bośnia: wszystko to są symbole załamania się wiary w możliwość wybudowania wspólnego, ludzkiego domu przez dialog. Ten brak zaufania może przyjąć dwie postaci: relatywizmu, który wątpi w osiągnięcie prawdy kiedykolwiek, albo fundamentalizmu, który stwierdza, że już w pełni posiada prawdę.

Wobec tej beznadziei, jaką jest relatywizm, my oświadczamy uroczyście, że można poznać prawdę, i że w istocie przyszła ona do nas jako dar. Możemy mówić za św. Pawłem: „Ja bowiem otrzymałem od Pana to, co wam przekazałem” (1 Kor 11,23). Studiowanie jest działaniem eucharystycznym. Otwieramy nasze ręce, by przyjąć dary tradycji bogatej w wiedzę. Kultura zachodnia jest naznaczona głęboką podejrzliwością wobec wszelkiego nauczania, gdyż jest ono utożsamiane z indoktrynacją i bigoterią. Jedyną liczącą się prawdą jest ta, którą ktoś odkrył sam, albo która jest ugruntowana w czyichś uczuciach. „Jeśli czuję, że jest to dobre dla mnie, wtedy jest w porządku”. Tymczasem nauczanie powinno wyzwalać nas z ciasnych przekonań płynących z indywidualnych doświadczeń i uprzedzeń, i otwierać na ogromne przestrzenie prawdy, nad którą nikt nie może zapanować.

Obserwuje się także wzrastający przypływ fundamentalizmu — biorącego początek z głębokiego strachu przed myśleniem — który oferuje „fałszywą nadzieję wiary pozbawionej niejasności” (Oakland nr 109). Wewnątrz Kościoła przyjmuje on czasem formę powtarzania usłyszanych słów, odmowy wzięcia udziału w nie kończących się poszukiwaniach zrozumienia, nietolerancji wobec wszystkich, dla których tradycja nie jest tylko objawieniem, ale także zaproszeniem do tego, by zbliżyć się do tajemnicy. Ten fundamentalizm może sprawiać wrażenie żelaznej wierności ortodoksji, ale sprzeciwia się podstawowej zasadzie naszej wiary, która dyskusje i rozumowanie uważa za cześć oddawaną naszemu Stwórcy i Odkupicielowi — dawcy rozumu, byśmy myśleli i przybliżali się do Niego. Nigdy nie będziemy dobrze uprawiać teologii, jeśli nie uzbroimy się w pokorę i odwagę słuchania argumentów tych, z którymi się nie zgadzamy i nie będziemy ich brać poważnie. Św. Tomasz napisał: „Jak nikt nie może osądzić sprawy dopóki nie wysłucha argumentów obu stron, tak ten kto musi zajmować się filozofią będzie w lepszej sytuacji, by dokonać sądu, jeśli wysłucha wszystkich argumentów z obu stron” 6. Musimy zostawić pewność odrzucającą niewygodne prawdy, widzieć obie strony sporu, zadawać pytania, które mogą nas przestraszyć. Św. Tomasz był człowiekiem pytań, traktującym poważnie każde pytanie, bez względu na to, jak głupie mogłoby się wydawać. Nasze ośrodki studiów są szkołami nadziei. Gdy zbieramy się, by studiować, nasze wspólnoty stają się „świętym głoszeniem”. W świecie, który stracił zaufanie do wartości rozumu, nasza wspólnota świadczy o możliwości wspólnego szukania prawdy. Może nią być także seminarium uniwersyteckie, dyskutujące o zagadnieniach z dziedziny bioetyki, bądź grupa pastoralna w Ameryce Łacińskiej, studiująca razem Biblię. Tutaj powinniśmy się razem uczyć zaufania do siebie jako partnerów w dialogu, towarzyszy podróży. W studiach nie może być miejsca dla poniżenia, jeśli mamy wzajemnie dodawać sobie odwagi na drogę. Nikt nie może uczyć, jeśli do głębi nie zrozumie paniki drugiego człowieka przed otwarciem nowej książki czy zmaganiem się z nową ideą. Tak więc zadaniem nauczyciela nie jest wypełnianie faktami głów uczniów, lecz umacnianie ich w głęboko ludzkiej skłonności do poznania prawdy i towarzyszenie im w poszukiwaniach. Musimy nauczyć się patrzeć i stać samodzielnie. Kiedy o. Lagrange uczył w Ecole Biblique, zwykł mówić do swoich uczniów: „Słuchajcie! Nie będziecie mówili, że o. Lagrange powiedział to czy tamto, ponieważ sami to stwierdzicie” 7. Przede wszystkim nauczyciel powinien dodać studentowi odwagi, by nie bał się możliwości popełnienia błędu i podjęcia ryzyka pomyłki. Mistrz Eckhart powiedział, że „rzadko się zdarza, by ktoś osiągnął coś dobrego, przedtem trochę nie błądząc”. Żadne dziecko nigdy nie nauczy się chodzić, dopóki nie upadnie co najmniej kilka razy. Dziecko, które się boi zostanie na pupie do końca życia!

Narodziny wspólnoty

Anioł rzekł do Niej: „Nie bój się Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus”.

Łk 1,30

Celem naszych studiów nie jest jedynie przekazanie informacji, ale rzeczywiste sprawianie, że Chrystus rodzi się w świecie. Sprawdzianem wartości studiów jest nie tyle fakt, czy jesteśmy dobrze poinformowani, ale czy czynią one nas płodnymi. Każde nowo narodzone dziecko stanowi niespodziankę, nawet dla rodziców. Nie mogą oni wiedzieć z góry kogo wydadzą na świat. Podobnie studia powinny przygotować nas na zaskoczenie. Chrystus przychodzi do nas w każdym pokoleniu w sposób, którego nigdy nie mogliśmy przewidzieć, i który jedynie stopniowo możemy rozpoznawać jako autentyczny; tak samo jak Kościół potrzebował czasu, by przyjąć szokującą teologię św. Tomasza.

Chciałbym wykazać, że życie poświęcone studium buduje wspólnotę i w ten sposób przygotowuje miejsce dla Chrystusa, aby zamieszkał między nami. Nie ma bardziej strasznego doświadczenia rozpaczy niż kompletna samotność, gdy osoba ludzka skierowana jest całkowicie na swoje „ja”. Jeśli nasze społeczeństwo jest tak często kuszone przez rozpacz, to może dzieje się tak dlatego, że jest to dominujący obraz ludzkiej istoty w świecie, osamotnionej jednostki w pogoni za jej pragnieniami i dobrem osobistym. Radykalny indywidualizm naszych czasów wydaje się wyzwoleniem, ale może on pogrążyć nas w samotnej beznadziei. Wspólnota oferuje nam „ekologię nadziei” 8. Jedynie razem możemy ośmielić się mieć nadzieję na odnowienie świata.

Naukowiec, ze swoimi książkami lub ekranem komputera, z tabliczką na drzwiach „Proszę nie przeszkadzać”, wydaje się być doskonałym przykładem samotnika. Prawdą jest, że studia często wymagają od nas, byśmy byli sami i zmagali się z abstrakcyjnymi zagadnieniami. Ale jest to służba, którą oddajemy naszym braciom i siostrom. Owocem tej samotnej pracy ma być budowanie wspólnoty przez otwarcie tajemnic Słowa Bożego. Poprzez studia uczymy się należeć jedni do drugich i tym samym mieć nadzieję.

a) Przemiana umysłu i serca

Nawet samo wyobrażenie osoby jako całkowicie samotnej, wyizolowanej jednostki, jest dyskusyjne. Doktryna o stworzeniu pokazuje bowiem, że Stwórca jest nam bardziej bliski, niż mogłaby być jakakolwiek inna istota, gdyż jest On zawsze obecnym źródłem naszego istnienia. Nie możemy być sami, ponieważ sami nie moglibyśmy nawet istnieć!

W kulturze zachodniej występuje obsesja poznania samego siebie. Ale jak mogę poznać siebie z dala od Tego, który utrzymuje mnie w istnieniu? Św. Katarzyna była na wskroś współczesna, zapraszając swych braci do wejścia do „celi poznania siebie”, ale to poznanie było nieodłączne od poznania Boga. „Nie możemy dostrzec ani naszej godności, ani naszych ułomności, które niszczą piękno duszy, dopóki nie spojrzymy na siebie samych w spokojnym morzu Bożego istnienia, w którym jest nasz obraz” 9. Nawet chwile kompletnej pustki, ciemnej nocy duszy, kiedy czujemy się zupełnie opuszczeni, mogą być zamienione w moment spotkania: „Noc, która łączy oblubienicę z jej ukochanym, noc przemieniająca oblubienicę w życie jej ukochanego” 10.

Studia nie mogą być tylko treningiem umysłu, one są przemianą ludzkiego serca. „I dam wam serca nowe i ducha nowego tchnę do waszego wnętrza, odbiorę wam serce kamienne, a dam wam serce z ciała” (Ez 36,26).

Studia zatem uczą nas delikatności i nawet św. Tomasz, będąc wielkim teologiem, miał miękkie serce. O. Yves Congar napisał kiedyś, że jego rozwijająca się choroba i paraliż powodują coraz większą zależność od braci. Nic nie mógł uczynić bez ich pomocy. Powiedział: „Od kiedy zachorowałem i stale potrzebuję pomocy ze strony moich braci, zrozumiałem przede wszystkim… że cokolwiek głosimy czy mówimy, jakkolwiek może to być wzniosłe, jest bezwartościowe, jeśli nie towarzyszy mu praxis, rzeczywiste, konkretne działanie służby i miłości. Myślę, że trochę tego brakowało w moim życiu, byłem trochę zbyt intelektualny” 11.

Kiedy Savonarola mówi o rozumieniu Pisma Świętego przez św. Dominika powiada, że było ono osadzone na miłości (caritas). Ponieważ to miłość Boga inspirowała Biblię, tylko osoba kochająca może ją zrozumieć: „A wy bracia, którzy chcielibyście zrozumieć Pismo, i którzy pragniecie głosić kazania, uczcie się miłości, a ona będzie uczyć was. Mając w sobie miłość, zrozumiecie ją” 12.

Studia przemieniają ludzkie serca przez swoją dyscyplinę. Jest to „forma ascezy przez wytrwałość i wysiłek, wiążący się ze studiami” (LCO 83), która należy do naszego wzrostu w świętości. Proponują nam one trudną dyscyplinę pozostawania w naszych celach w milczeniu, starając się zrozumieć, podczas gdy my pragniemy uciec. Jedną z innowacji, którą wprowadził nasz Zakon, było umożliwienie braciom szczególnie oddanym studiom samotności w pojedynczej celi, ale jest to samotność, która może być ascezą. Kiedy będziemy sami, zmagając się z tekstem, przyjdzie nam na myśl tysiąc ważnych powodów, dla których powinniśmy przerwać, wyjść i spotkać się z kimś, by porozmawiać. Szybko przekonamy samych siebie, że mamy obowiązek tak uczynić, i że dalsze siedzenie przy biurku byłoby zdradą naszego powołania i chrześcijańskiego obowiązku! Lecz jeśli nie wytrzymamy w tej samotności i ciszy, nie będziemy mieć nic cennego do ofiarowania. W Liście do brata Jana jest powiedziane: „Kochaj twoją celę ciągle w niej pozostając, jeśli chcesz mieć dostęp do piwnicy z winem” 13, a to ewidentnie jest obraz raju dla nowicjusza z trzynastego wieku! Duża część studiów jest rzeczywiście — i to w sposób nieunikniony — nudna. Uczenie się czytania języka hebrajskiego i greckiego jest ciężką i nużącą pracą. Często zastanawiamy się, czy jest ona tego warta. Aktem nadziei jest to, że ta praca przyniesie owoce w sposób, którego nie możemy sobie teraz wyobrazić. 

b) Studia i budowanie wspólnoty w Zakonie

Studia nie tylko powinny otwierać nasze serca na innych, ale wprowadzać nas we wspólnotę. Studiować oznacza podejmować rozmowę z braćmi i siostrami, a także z innymi ludźmi, w poszukiwaniu prawdy, która nas wyzwoli. Św. Albert Wielki napisał o przyjemności wspólnego szukania prawdy in dulcedine societatis quarere veritatem 14.

W pracy naukowców znajdują często odzwierciedlenie wartości uznawane przez społeczeństwo. Duża część życia akademickiego opiera się na produkcji i konkurencji, jak gdybyśmy produkowali samochody, a nie szukali mądrości. Uniwersytety mogą być jak fabryki. Artykuły muszą schodzić masowo z linii produkcyjnej, a rywali i wrogów trzeba usunąć. Jednakże nigdy nie wypowiemy oświecającego słowa o Bogu, jeśli nie będziemy uprawiać teologii inaczej, bez współzawodnictwa i z szacunkiem. Nikt nie może uprawiać jej sam. Nie tylko ze względu na niemożność opanowania wszystkich dyscyplin, ale przede wszystkim dlatego, że zrozumienie słowa Bożego jest nieodłączne od budowania wspólnoty. Ogromna część materiału przygotowanego na Sobór Watykański II powstała we wspólnocie braci w Le Saulchoir, przy szczególnym zaangażowaniu ojców Congara, Chenu i Ferreta, którzy pracowali razem i dzielili się swoimi odkryciami.

Teologia nie jest tylko tym, co dokonuje się w ośrodkach studiów. Jest to moment iluminacji, nowej intuicji, kiedy Słowo Boże spotyka nasze zwykłe codzienne doświadczenie bycia człowiekiem, doświadczenie grzechu i niepowodzenia, wysiłków na rzecz zbudowania ludzkiej wspólnoty i sprawiedliwego świata. Cały świat nauki, bibliści, patrologowie, filozofowie i psycholodzy mają nam pomóc, by ta dyskusja była płodna i prawdziwa. Teologia wtedy jest dobra, gdy np. biblista pomaga bratu pracującemu duszpastersko zrozumieć jego doświadczenie, i kiedy brat z doświadczeniem pastoralnym pomaga temu bibliście zrozumieć Słowo Boże.

Gdzie uprawiamy teologię? Potrzebujemy dużych teologicznych fakultetów i bibliotek. Ale potrzeba nam także ośrodków, gdzie teologia jest uprawiana w innym kontekście, razem z tymi, którzy walczą o sprawiedliwość, w dialogu z innymi religiami, w ubogich slumsach i szpitalach. Szczególnie w tym momencie życia Kościoła prawdziwe studia wymagają budowania wspólnoty między kobietami a mężczyznami. Teologia, która wyrasta wyłącznie z męskiego doświadczenia utyka na jedną nogę, oddycha jednym płucem. Dlatego też dzisiaj musimy uprawiać teologię razem z rodziną dominikańską, wsłuchując się wzajemnie w swoje intuicje, tworzyć teologię prawdziwie ludzką. Jak mówi Bóg do św. Katarzyny ze Sieny: „Równie dobrze mogłem stworzyć ludzi w taki sposób, że wszyscy mieliby wszystko, ale Ja wolałem dać różne dary różnym ludziom, aby wszyscy się wzajemnie potrzebowali” 15.

Studia a budowanie sprawiedliwego świata

Nasz świat widział tryumf jednego systemu ekonomicznego. Trudno sobie wyobrazić jakąś alternatywę. Pokusą dla naszego pokolenia może być pogodzenie się z cierpieniami i niesprawiedliwościami naszych czasów i zaprzestanie dążenia do lepszego świata. Ale my, kaznodzieje powinniśmy być stróżami nadziei. Bóg obiecał nam wolność dzieci Bożych i będzie wierny swojemu Słowu. W San Sisto znajduje się obraz studiującego św. Dominika z psem trzymającym pochodnię. W tle, inny dominikanin kijem przepędza psa. Napis mówi nam, że Dominik nie przeciwstawiał się diabłu siłą, ale studiami! Studia przygotowują nas do wypowiadania wyzwalającego słowa. Czynią to ucząc nas współczucia, pokazując nam, że Bóg jest obecny nawet w środku cierpienia, i że to jest właśnie miejsce, gdzie musimy wykuwać teologię. Studia dają intelektualną dyscyplinę, która otwiera uszy na słuchanie Boga, wzywającego nas do wolności.

Kiedyś Felicissimo Martinez OP opisał duchowość dominikańską słowami „otwarte oczy”. Na Kapitule Generalnej w Caleruega, Chris McVay skomentował to tak: „Dominik był poruszony do łez — i do działania — przez głodujących w Palencji, przez właściciela gospody w Tuluzie, przez ciężkie położenie niektórych kobiet w Fanjeaux. Ale to nie wystarcza, by wyjaśnić jego łzy. One wypływały z dyscypliny duchowości otwartych oczu, pozwalającej dostrzec wszystko”.

Jest rzeczą bolesną oglądać to, co się dzieje. Łatwiej jest mieć serce z kamienia. Wystarczająco często oglądałem miejsca, o których chciałbym zapomnieć, oddziały szpitalne dla młodych ludzi w Rwandzie, którym amputowano kończyny, żebraków na ulicach Kalkuty. Jak można znieść widok takiego ogromu nędzy? Musimy jednak być posłuszni Pawłowemu nakazowi patrzenia na to, co oczywiste i musimy widzieć umęczony świat. Książki, które czytamy, muszą zmusić nasze serca do otwarcia się. Franz Kafka napisał: „Sądzę, że powinniśmy czytać tylko ten rodzaj książek, które nas ranią i przeszywają… Potrzebujemy książek, które wpływają na nas jak katastrofa, które głęboko nas zasmucają, jak śmierć kogoś kogo kochaliśmy bardziej niż siebie samych, jak wygnanie go do lasu z dala od kogokolwiek, jak samobójstwo. Książka musi być siekierą dla zamarzniętego morza wewnątrz nas” 16.

Lecz nie wystarczy tylko oglądać te miejsca ludzkiego cierpienia i być turystą, zwiedzającym ukrzyżowany świat. Właśnie w tych miejscach powinno uprawiać się teologię. Na tych kalwariach można spotkać Boga i odkryć nowe słowo nadziei. Pomyślmy, jak dużo wielkiej teologii napisano w więzieniu, począwszy od listu św. Pawła do Filipian, przez wiersze św. Jana od Krzyża, skończywszy na listach Dietricha Bonhoeffera w hitlerowskim obozie koncentracyjnym. Jesteśmy — powiedział św. Jan od Krzyża — jak delfiny, które zanurzają się w ciemne głębie morza, aby wynurzyć się na blask światła. Obóz dla uchodźców w Goma czy łóżko na oddziale onkologicznym — mogą stać się miejscami odkrywania teologii niosącej nadzieję.

Nie tylko w sytuacjach krańcowego udręczenia możemy spotkać Boga. Vincent de Couesnongle napisał: „Nie ma nadziei bez świeżego powietrza, bez tlenu czy nowej wizji. Nie ma nadziei w dusznej atmosferze” 17. Od początku nasza teologia była teologią miast i rynków. Św. Dominik wysłał swoich braci do miast, miejsc nowych idei, eksperymentów z organizacją ekonomiczną i demokracją, ale zarazem siedlisk nowej biedoty. Czy mamy odwagę pozwolić, aby niepokoiły nas problemy nowoczesnego miasta? Jakim słowem nadziei możemy podzielić się z młodymi ludźmi, stojącymi wobec grożącego im do końca życia bezrobocia? Jak można odkryć Boga w cierpieniu samotnej matki, czy przerażonego imigranta? To także są miejsca teologicznej refleksji. Co mamy do powiedzenia światu, który staje się jałowy z powodu zanieczyszczenia środowiska? Czy zgodzimy się podjąć pytania, które stawiają młodzi i wejść na pola minowe takich zagadnień moralnych jak etyka seksualna, czy wolimy raczej święty spokój?

Musimy mieć odwagę zobaczyć, co się dzieje przed naszymi oczyma. Musimy uwierzyć, że wszędzie tam, gdzie Bóg wydaje się bardzo odległy, gdzie ludzie są wystawieni na pokusę rozpaczy, można uprawiać teologię. Ale oczywiście jako dominikanie, musimy postawić jeszcze trzeci wymóg. Nasze słowa nadziei będą miały moc tylko dzięki zakorzenieniu w poważnych studiach Słowa Bożego i analizie współczesnego społeczeństwa. W roku 1511 Montesino wygłosił swoje słynne kazanie przeciw uciskom Indian i postawił pytanie: „Czy oni nie są ludźmi? Czy nie mają rozumnej duszy? Czy nie macie obowiązku kochać ich jak siebie samych? Czy tego nie rozumiecie? Czy nie możecie tego pojąć?”. Montesino zachęcał swoich współczesnych, by otworzyli oczy i zobaczyli świat inaczej. Współczucie nie wystarczy do jasności widzenia. Wytężone studia były potrzebne, by przebić się przez fałszywe mitologie konkwistadorów i to było źródłem profetycznej postawy Las Casas’a.

Dar przyszłości

Będzie On wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego, a Pan Bóg da Mu tron Jego praojca, Dawida. Będzie panował nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca”. Na to Maryja rzekła do anioła: „Jakże się to stanie, skoro nie znam męża?

Łk 1,32–34

Jak to się stanie? Jak dziewica może wydać na świat dziecko? Jak kobieta, żyjąca w tej niewielkiej i mało ważnej kolonii Rzymskiego Imperium, może wydać na świat Zbawiciela świata? Któż mógł się domyślić, że historia tego ludu miała w sobie zarodek takiej przyszłości? Dwa tysiące lat temu wydawało się, że linia Dawida dobiega końca, ale nieoczekiwanie otrzymał syna, który miał zasiąść na jego tronie.

Duża część naszych studiów dotyczy przeszłości. Zgłębiamy historię ludu izraelskiego, ewolucję Biblii, historię Kościoła, Zakonu, a nawet filozofii. Uczymy się o przeszłości. Czymś zasadniczym jest rozwijanie pamięci. Lecz nie w tym celu, byśmy mogli poznać wiele faktów. Studiujemy przeszłość, aby odkryć ziarno niewyobrażalnej przyszłości. Podobnie jak dziewica, czy niepłodna kobieta zachodzi w ciążę, tak nasz świat, który zdaje się być jałowym, okazuje się być płodnym w możliwości, o których nigdy nie śniliśmy, w Królestwo Boże. „Historia czyni więcej niż jakakolwiek inna dyscyplina dla wyzwolenia umysłu spod tyranii opinii” 18. Pokazuje nam, że rzeczy niekoniecznie muszą być takie jakie są, i że historia może otworzyć nas na nieoczekiwaną przyszłość. Odkrywamy, jak to wyraził o. Congar, nie tylko istnienie Tradycji, ale wielość tradycji odsłaniających niewyobrażalne bogactwa. Sobór Watykański II był momentem nowego początku, ponieważ na nowo ukazał przeszłość. Zostaliśmy przeniesieni wstecz, do czasów sprzed podziałów wprowadzonych przez Reformację, do czasów sprzed średniowiecza, aby na nowo odkryć atmosferę Kościoła przed podziałem na Wschód i Zachód. Było to wspomnienie, które wyzwala nas do nowych rzeczy.

Historia wprowadza nas do wspólnoty szerszej, niż ta żyjąca dzisiaj. Odkrywamy, że jesteśmy członkami wspólnoty świętych i wspólnoty naszych przodków. Oni także mają prawo zabierać głos we wspólnych rozważaniach. Sprawdzamy nasze idee w konfrontacji z ich świadectwem, a oni zapraszają nas do spojrzenia przekraczającego ciasne granice naszych czasów.

Nowa wizja historii oswabadza nas nie tylko od współczesnych opinii, ale także od „władców tego świata” (1 Kor 2,8). Normalnie historia spisywana jest z punktu widzenia zwycięzców, silniejszych, tych, którzy budują imperia, a historia utwierdza ich władzę. Musimy nauczyć się opisywać ją ze strony maluczkich i zapomnianych, a takie ujęcie historii wyzwala nas. To jest powód, dla którego pamięć jest aktem religijnym, zasadniczym w tradycji żydowskiej i chrześcijańskiej. Kiedy zbieramy się, by modlić się do Boga, „pamiętajmy o cudach, które On zdziałał” (Ps 105,5).

W końcu cofamy się pamięcią do małego i pozornie nieznaczącego ludu izraelskiego. Opisujemy historię nie z perspektywy wielkich mocarstw, Egipcjan czy Asyryjczyków, Persów, Greków czy Rzymian, ale z punktu widzenia malutkiego narodu, którego historia — choć ledwie wspomniana w książkach ludzi wielkich i potężnych — była płodna w narodzenie Syna Najwyższego. Historia zaś, w której odnajdujemy siebie, jest ostatecznie opowieścią o dziewicy, która słyszy wiadomość od anioła, i człowieka, który został przybity do krzyża w morzu krzyży. Tę historię wspominamy w każdej Eucharystii. Uczymy się poprzez nią, jak przedstawiać historię ludzkości.

Czy mamy śmiałość opowiedzieć historię Kościoła, a nawet Zakonu z taką odwagą? Czy mamy śmiałość opowiedzieć dzieje Kościoła wolne od tryumfalizmu i arogancji, uznające momenty podziału i grzechu? Z pewnością Dobrą Nowiną, fundamentem naszej nadziei jest to, że Bóg przyjmuje właśnie takich błądzących, buntujących się ludzi za swój lud. Tak często, gdy uczymy się dominikańskiej historii, dowiadujemy się o chwalebnej przeszłości. Czy mamy odwagę mówić o niepowodzeniach, o konfliktach? Poprzedni archiwista Zakonu, o. Emilio Panella OP napisał studium 19 o tym, czego kroniki nie mówią, co omijają. Taka opowieść ostatecznie daje nam więcej nadziei i zaufania, gdyż pokazuje, że Bóg zawsze współpracuje z „naczyniami glinianymi, aby z Boga była owa przeogromna moc, a nie z nas” (2 Kor 4,7). Może On nawet osiągnąć coś przez nas. Na Kapitule Generalnej w Meksyku ośmieliliśmy się wspomnieć piąte stulecie naszego przybycia do obu Ameryk. Wspominaliśmy nie tylko wielkie dzieła naszych braci Las Casas’a i Montesino, ale także przemilczenia i niepowodzenia innych. Ale oni wszyscy są naszymi braćmi. Przede wszystkim wracaliśmy pamięcią do tych, których zmuszono do milczenia lub usunięcia się. Wspominaliśmy tak z nadzieją na bardziej sprawiedliwy świat.

Św. Dominik wędrował śpiewając, nie tylko dlatego, że był dzielny i nie tylko dlatego, że miał radosne usposobienie. Lata studiów dały mu serce uformowane tak, by miało nadzieję. Studiujmy tak, aby dzielić jego radość.

Historia mówi, nie miej nadziei
po tej stronie grobu.
Ale jednak, raz w życiu
Wyczekiwana fala przypływu
Sprawiedliwości może się podnieść,
I nadzieja rymuje się z historią.

Miej zatem nadzieję na wielki przypływ
Z dala od zemsty.
Uwierz, że dalszy brzeg
Jest osiągalny stąd. 20

Fragmenty listu generała do Zakonu, ogłoszonego w Święto Ofiarowania Najświętszej Maryi Panny 21 listopada 1995 roku.

1 Cecilia Miracula Beati Dominici, 15, Archivum Fratrum Praedicatorum XXXVII, Rzym 1967, s. 5nn.
2 Simone Weil, Attente de Dieu, Paryż 1950, s. 71.
3 Thomas of Chantripé.
4 Cornelius Ernst OP, Multiple echo, wyd. Fergus Kerr OP i Timothy Radcliffe OP, Londyn 1979, s. 1.
5 Dante, Piekło, Pieśń 1, 40.
6 Metaph. III, lec 3.
7 Bernard Montagnes, Le Pčre Lagrange, Cerf, Paryż 1995, s. 54.
8 Janathan Sachs, Faith in the Future, Londyn 1995, s. 5.
9 List 226. Catherine of Siena, Passion for Truth, Cum passion for Humanity, Mary O’Driscoll OP, Nowy Jork 1993, s. 26.
10 Św. Jan od Krzyża, Canciones de Alma, 5.
11 Przemówienie o. Congara z okazji wręczenia nagrody Jedności Chrześcijańskiej, 24 listopada 1984.
12 Dalle Prediche di fra’Gerolamo Savanarola w: „Memorie Dominicane” XXVII 1910.
13 De Modo Studendi.
14 In Libr VIII Politicorum.
15 15 Dialog, 7.
16 List do Oskara Pollaka, 27 stycznia 1904.
17 Le Courage du Futur, ch 8.
18 Owen Chadwick, Origins, 1985, s. 85.
19 „Que che la Cronica Conventuale non dice”, „Memorie Dominicane”, 18, 1987, s. 227–235.
20 Seamus Heaney, The Cure at Troy: version of Sophocleses’ Philocpetes, Londyn 1990.

Źródła nadziei
Timothy Radcliffe OP

urodzony 22 sierpnia 1945 r. w Londynie w Wielkiej Brytanii – dominikanin, wieloletni profesor Nowego Testamentu na Uniwersytecie Londyńskim, generał Zakonu Kaznodziejskiego (1992-2001). Święcenia kapłańskie przyjął w 19...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze