Zmienna empiria. Aby wierzyć, wystarczy istnieć. Służyć życiu i zdrowiu ludzkiemu. Jeszcze Go nie zauważył. Boski show

Zmienna empiria. Aby wierzyć, wystarczy istnieć. Służyć życiu i zdrowiu ludzkiemu. Jeszcze Go nie zauważył. Boski show

Oferta specjalna -25%

Drugi List do Koryntian

0 opinie
Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 54,90 PLN
Wyczyść

Zmienna empiria

Chcę się podzielić kilkoma uwagami dotyczącymi artykułu Adama Kalbarczyka „Wybieram ateizm” z sierpniowego zeszytu miesięcznika „W drodze”. Artykuł ten opisuje argumentację zwolenników ateizmu filozoficznego odrzucającego istnienie Boga. Jak pisze autor,

ateizm taki w zakresie poznawczym jako jedyną realną rzeczywistość przyjmuje otaczającą nas rzeczywistość empiryczną, a za wystarczający i jedynie ważny opis tej rzeczywistości uznaje naukę.

Cytat ten ma pozory klarowności, ale są to tylko pozory, ponieważ „rzeczywistość empiryczna” nie jest jednoznaczna i wraz z rozwojem nauki rozszerza się i zmienia. Znana dziś struktura atomowa materii w czasach Demokryta nie miała żadnych podstaw empirycznych. Toteż, zgodnie z poglądem prezentowanym przez autora, Demokryt zajmował się problemami nieracjonalnymi. Podobnie w pewnym okresie przyjmowano istnienie eteru wypełniającego przestrzeń i mającego paradoksalne właściwości. W mechanice newtonowskiej zaś jednym z podstawowych pojęć był czas absolutny. Zostało to odrzucone w szczegółowej teorii względności. Także grawitacja przestała być absolutnym prawem przyrody, ale według ogólnej teorii względności jest zjawiskiem związanym z krzywizną w przestrzeni czterowymiarowej. Klasyczna mechanika newtonowska była ulubionym argumentem ateistów filozoficznych, toteż fizyka relatywistyczna znajdowała się na indeksie w państwach, w których panował „jedynie naukowy światopogląd”. Inną ulubioną tezą była odwieczność istnienia materii, zatem zjawisko wielkiego wybuchu także nie cieszyło się popularnością w tych sferach. Ŕ propos: pamiętam, jak w czasach studenckich na wykładzie z fizyki profesor, wybitny specjalista, dowodził niemożliwości lotów kosmicznych, a w szczególności lotu na Księżyc.

„Rzeczywistość empiryczna” jest więc zmienna i nie może być podstawą kształtowania jakiegokolwiek spójnego światopoglądu, chyba że każdorazowe jej znaczenie będzie podpierane autorytetem, np. Józefa Wissarionowicza Dżugaszwilego, jak to było jeszcze 52 lata temu.

Często w historii pojawia się sytuacja, w której zwolennicy jakiegoś poglądu stwarzają język pseudonaukowy, określający pogląd przeciwny terminem o charakterze pejoratywnym. Mistrzami byli tu wyznawcy marksizmu–leninizmu nadający inne znaczenie terminom takim jak realizm czy idealizm. Autor artykułu uważa poglądy ateistyczne za „racjonalne”, natomiast, jak pisze, „wiara religijna jest nieracjonalna”. Ten zabieg terminologiczny jest arogancki i świadczy o braku sensownych argumentów. W istocie to właśnie pogląd reprezentowany w artykule można uznać za nieracjonalny. Polega on bowiem na przyjętym a priori ograniczeniu się do płaszczyzny empirycznej i odrzuceniu wymiaru duchowego rzeczywistości. Wiadomo, że do wymiaru tego można dojść m.in. przez doświadczenie mistyczne. Odrzucenie z góry możliwości takiego doświadczenia nie sposób uznać za postępowanie racjonalne. Z ciasnej teorii ateizmu filozoficznego jest wyjście. Znakomity, niemal współczesny przykład to Edyta Stein, która wyszła z ateizmu poprzez lekturę pism św. Teresy z Avili i w końcu została świętą i patronką Europy. Szczerze życzę autorowi artykułu, by nie zasklepiał się w poglądach, które skompromitowały się w XX wieku i podjął szersze lektury, zarówno w dziedzinie nowoczesnych badań fizycznych i przyrodniczych, jak i pism wielkich mistyków.

Julian Musielak, Poznań

Aby wierzyć, wystarczy istnieć

Wszelkiego rodzaju rozważania mają to do siebie, że często nie prowadzą do prawdy obiektywnej. I główną tego przyczyną są subiektywne założenia prowadzące do subiektywnych wniosków. I to właśnie doprowadziło autora artykułu „Wybieram ateizm” do błędnego wniosku, że „ateizm filozoficzny ma nad religią przewagę”, więcej „jest bardziej humanistyczny”.

Nie zgadzam się ze sztucznym podziałem ateizmu na „bezwyznaniowość związaną z myślową obojętnością na sprawy religijne” i tzw. „ateizm filozoficzny”. Myślę, że „filozoficzność” ateizmu wynika właśnie z wychowania, tradycji środowiskowej, indoktrynacji i dodatkowo rozwoju intelektualnego człowieka opierającego się na zasadzie „myślę, więc jestem” będącej podstawą „filozofii” ateistycznej. Autor dokonał rozdzielenia czegoś, co stanowi spójną całość, a jednocześnie wyabstrahował tezy potrzebne do rozwinięcia tematu i usprawiedliwienia swojej drogi myślowej. Dowodem takiej niespójności jest chociażby odrzucenie katolicyzmu jako religii, w której autor został wychowany.

W artykule odnajduję wiele innych niespójności, a w zasadzie nieuzasadnionych tez lub prób wyjaśnienia „sposobów” wiary. Nie wierzę, jak to napisał o wierzących autor, że za otaczającym nas światem jest inna ważniejsza od niego rzeczywistość. Wierzę, że ta Inna rzeczywistość jest tutaj (jestem — więc myślę).

Wiara to nie jest dostrzeganie w doświadczanych zjawiskach sił nadprzyrodzonych, lecz doświadczanie swojego istnienia poprzez Boga, mylnie utożsamianego ze sprawcą wszystkich nieszczęść, które dotknęły ludzkość, lub istotą dającą na to przyzwolenie. To właśnie człowiek ma wolną wolę i jest sprawcą — nie Bóg. Posługiwanie się przez autora błędnymi tezami prowadzi do takich właśnie sprzeczności.

A skoro autor odrzucił katolicyzm, to dlaczego z nim polemizuje i próbuje udowodnić wyższość swojego subiektywnego ateizmu ? Czyż katolicy stanowią problem w pojmowanym przez niego jako empirycznie poznawalny i egzystencjalny świecie? Myślę, że tak. Nie jest to więc bezwyznaniowa obojętność i jedynie odrzucenie wiary. Myślę, że jest to przejaw ateistycznego fundamentalizmu, któremu autor uległ. Aby wierzyć, nie trzeba rozumieć, nie trzeba się bać, nie trzeba poznawać. Wystarczy istnieć.

Jacek Jabczyński, Brzeg Dolny

Służyć życiu i zdrowiu ludzkiemu

Jestem lekarką pracującą w podstawowej opiece zdrowotnej, nie mam wykształcenia filozoficznego czy teologicznego, ale czuję się zmuszona do reakcji na artykuł Adama Kalbarczyka.

Jeżeli ateizm odrzuca wiarę w jakiegokolwiek Boga, odrzuca każdą religię, według Adama Kalbarczyka nie odrzuca wiary jako takiej. Pan Kalbarczyk na miejscu Boga stawia człowieka, czyli wierzy w człowieka. Jako argument przeciw istnieniu Boga przytacza nieszczęścia, które od zarania dziejów spotykały ludzkość, ale zapomina, że te nieszczęścia zawsze wywoływał człowiek mający wolną wolę daną przez Boga. Pisze, że albo realny jest Bóg, albo realny jest człowiek. Czy nie może być realny i Bóg, i człowiek? Jedno nie wyklucza drugiego.

Podziwiamy piękno przyrody, zjawisk przyrodniczych i to jest właśnie dowód na istnienie Boga. Jak możliwe byłoby powstanie takiego piękna przez przypadek? „Tylko w świecie ateizmu człowiek jest prawdziwie wolny…”. I to jest przerażające. Widzimy, do czego doprowadzili ateiści tacy jak Hitler i Stalin.

Bardzo poruszyła mnie sprawa eutanazji. Jak można mówić, że lekarz odmawiający eutanazji jest nieodpowiedzialny. Zgadzam się, że wielu może odmawiać eutanazji tylko z powodu religijnego zakazu. Dla człowieka wierzącego cierpienie ma głęboki sens. Znam wiele osób, które właśnie dzięki cierpieniu stały się lepsze, zaczęły zmieniać swoje życie, pokochały bliźniego. Zresztą, niech autor artykułu poda przykład człowieka, który nigdy w życiu nie cierpiał. Mówię tu o cierpieniu zarówno fizycznym, jak i psychicznym. Lekarz jest powołany do chronienia życia za każdą cenę, a nie do zabijania. Oczywiście musi też starać się likwidować cierpienie zgodnie ze swoją wiedzą i umiejętnościami, ale nie zawsze jest to możliwe i nie za cenę życia. Przyrzeczenie lekarskie mówi: „Służyć życiu i zdrowiu ludzkiemu”. Dawna przysięga Hipokratesa przedstawiała to wyraźniej: „Nikomu, nawet na żądanie, nie dam śmiercionośnej trucizny ani nikomu nie będę jej doradzał, podobnie też nie dam nigdy niewieście środka poronnego”. Chroń mnie, Boże, przed lekarzem ateistą, bo on może pójść na skróty. Nie będzie się kierował miłością, ale rozumem. Autor także nie rozumie, że wierzący nie jest w stanie wymazać swojej podłości za pomocą odpowiednich religijnych rytuałów. Człowiek nie jest w stanie zapomnieć o złych uczynkach, jeżeli tylko ma sumienie. Przebaczenie nie jest równoznaczne ze zmazaniem winy. W naszej wierze jest też pokuta za winy. Według pana Kalbarczyka człowiek jest ponad wszystkim, jest istotą idealną, wielkim panem wszechświata. Ze słów autora przebija pycha!

Wiesława Nankiewicz, Świdnik

Jeszcze Go nie zauważył

Trudno mi oprzeć się przeświadczeniu, że Pan jednak wierzy w jakąś „inteligencję przyrody” (tyle że nie nazywa jej Bogiem) rządzącą tym światem, którego Pan nie musi rozumieć, bo ma zaufanie do tejże „inteligencji”. Nie da się zaprzeczyć też, że potrzeba absolutu, wręcz tęsknota za nim, jest integralną częścią natury ludzkiej, tak przez Pana gloryfikowanej (i słusznie). I to jest dla mnie dowód na istnienie świata nadprzyrodzonego, bo po prostu tylu ludzi i tyle pokoleń nie mogło się mylić. Jeżeli wierzymy w człowieka, jego mózg i psychikę, to czyż one mogłyby stworzyć coś bezsensownego, co w dodatku jest motorem do tworzenia przez człowieka najpiękniejszych dzieł, samorealizacji, aktów heroizmu, przezwyciężania swoich wad? To właśnie religia sprawia, że człowiek wzrasta, że urzeczywistnia się w nim to, co najlepsze. Czyż zresztą Jezus nie był najpiękniejszym przykładem człowieczeństwa, wzorem godnym naśladowania? A wszyscy święci i święte? Nie znam takiego przypadku humanisty ateisty.

Jestem pewna, że Pan też jest istotą duchową, a nie pustym glinianym naczyniem i jakoś tę potrzebę absolutu realizuje, bo trudno nie wierzyć w nic, gdy się jest osobą tak refleksyjną. Chyba więc się Pan sam trochę oszukuje. Jednakże jestem pewna, że w swoich poszukiwaniach natknie się Pan w końcu na Boga. Pewnie już tak nieraz było, tylko Pan Go jeszcze nie zauważył. Będę się za Pana modlić.

Eliza Sobula, Warszawa–Wesoła

Boski show

To dobrze, że tego typu artykuły się pojawiają na łamach „W drodze”. Zmuszają nas do refleksji. Nie jestem z wykształcenia filozofem, nie ukończyłam studiów humanistycznych — skończyłam kierunek na pograniczu. Nie będę tego artykułu komentować, tylko postaram się przekazać to, co mnie „przekroczyło”. Przytoczę tylko dwa przykłady z mojego życia, które są cichym komentarzem do artykułu.

Nie tak dawno bardzo źle się czułam, wstając rano do pracy, myślałam, że nie dam rady się pozbierać, wyjechać, że to może być zawał, koniec. Pozbierałam się. W końcu wszystko było ok. Kilka dni później koleżanka zapytała mnie, co się działo ze mną w tym i w tym dniu, o tej i o tej godzinie. Właśnie o tej godzinie!? Sic! Opowiedziała się, że usłyszała głos, który mówił: — Módl się za X, odmów koronkę do Bożego Miłosierdzia. To był natarczywy głos. Odmówiła koronkę. Następny dowód. Miałam 50 lat, pogmatwane życie osobiste i nie miałam mieszkania. Mieszkałam przy rodzinie. Koszmar. W pewnym momencie zaczęłam krzyczeć do Boga: — Pomóż mi, bo to się skończy Kobierzynem albo czymś gorszym. Po paru dniach jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki moje problemy się rozwiązały. Tego nie da się opisać słowami: wszystkie drzwi: banków, znajomych, obcych ludzi, przyjaciół, otworzyły się przede mną, jakby czekały na mnie. Znajomi udzielali mi pożyczek na duże sumy od ręki. To, co się działo, to był Boski show. Pożyczki szybko spłaciłam. Doceniłam to trochę później. W tym czasie miałam też rozprawę w sądzie — opiekuję się chorą siostrą — zasłabłam, też myślałam, że to koniec (choruję na serce). Sędzina była superczłowiekiem. Też później ją doceniłam.

Zośka Adamczyk

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze