Mody polityczne przeminęły, a to, co najważniejsze w wierze Kościoła, przetrwało, nawet jeśli się wydawało, że nie ma prawa przetrwać.
Maciej Müller: Z naszej rozmowy o herezjach wynikało, że Kościół dość skutecznie radził sobie z tego typu problemami dzięki aktywności wielkich teologów, pisarzy, ojców Kościoła. Skąd więc się wzięła potrzeba zwoływania biskupów całego świata na soborach?
Damian Mrugalski OP: Zjawisko soboru to zagadnienie dość skomplikowane. Dziś sobór zwołuje papież – w starożytności robił to imperator. Dziś papież uczestniczy w obradach soboru albo nawet im przewodniczy – w starożytności papieże raczej nie pojawiali się na soborach, a jeśli brali w nich udział, to źle się to dla nich kończyło, jak w wypadku Wigiliusza. Papież ten w 553 roku przebywał w stolicy Bizancjum, gdzie odbywał się Sobór Konstantynopolitański II. Nie chciał jednak złożyć podpisu pod aktem potępienia biskupów, którzy umarli w jedności z Kościołem ponad sto lat wcześniej, i sam został potępiony przez sobór, a ostatecznie zmuszony przez imperatora do podpisania dokumentów, z którymi się nie zgadzał.
Wyobraźmy sobie, że dzisiaj przywódca jakiegoś mocarstwa, na przykład Donald Trump, zwołuje głowy różnych Kościołów świata do Waszyngtonu w celu poparcia prowadzonej przez siebie polityki. Po czym wszyscy, przekonani o słuszności poglądów tak wielkiego przywódcy lub przez niego zmuszeni potępiają papieża Franciszka, który nie zgadza się z polityką Trumpa. Czy coś takiego nazwalibyśmy soborem? Choć ten przykład jest dosadny, nie jest bezpodstawny. W podobny sposób działał cesarz Justynian, który dążąc do zachowania pokoju w swoim imperium, ingerował w teologię i zmuszał biskupów do przyjęcia odpowiednich zarządzeń. Ponadto w starożytności biskupi nie zawsze mieli nawet świadomość, że uczestniczą w soborze.
Jak to, przecież zebrali się w jakimś ustalonym miejscu, na zaplanowanych uprzednio obradach i pokonali w tym celu niekiedy długą drogę?
To prawda, ale nie zawsze chodziło o podjęcie decyzji dotyczących całego Kościoła. Tak było podczas zgromadzenia biskupów w 325 roku, które dziś nazywamy Soborem Nicejskim. Cesarz Konstantyn obchodził w owym roku jubileusz dwudziestolecia panowania i chciał, aby podczas uroczystych obchodów nie zabrakło biskupów, którzy byli gwarantem jedności imperium. W IV wieku chrześcijanie, w odróżnieniu od religii pogańskich, byli obecni w całym rzymskim świecie, a biskupi dbali o jedność wiary i dyscyplinę w poszczególnych prowincjach. Tak zorganizowana instytucja była pożyteczna również z politycznego punktu widzenia, co Konstantyn świetnie rozumiał. Zaprosił więc biskupów do swojego letniego pałacu w Nicei i chciał, aby przy tej okazji goście podali mu kalendarz dat Wielkanocy, które on jako Pontifex Maximus (najwyższy kapłan religii wyznawanych w imperium) miał ogłaszać, oraz wspólną formułę wyznania wiary chrześcijan.
Do Konstantyna dochodziły informacje, że wśród chrześcijan, którzy od niedawna cieszyli się wolnością, zaczynają się pojawiać spory doktrynalne i instytucjonalne, dlatego zaprosił biskupów nieco wcześniej, aby z nimi podyskutować o nurtujących ich problemach. Biskupi wzięli sobie sprawę do serca i przybyli z ogromną liczbą petycji, które imperator w końcu spalił, gdyż nie interesowały go sprawy mniejszej rangi.
Czyli w Nicei nie chodziło o potępienie Ariusza?
Bezpośrednio nie. Ariusza potępiono wcześniej, na synodzie w Aleksandrii ok. 323 roku. Choć do niedawna sądzono, że to właśnie w Nicei toczyła się zagorzała dyskus
Zostało Ci jeszcze 85% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń