Zawód: teolog
Oferta specjalna -25%

Dzieje Apostolskie

0 opinie
Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 59,90 PLN
Wyczyść

Nikt nie może uprawiać teologii jako zbioru swoich tylko poglądów, ale musi być świadom, że pozostaje w szczególnej łączności z tym posłannictwem Prawdy, za którą odpowiedzialny jest Kościół (RH 19).

Teolog na uniwersytecie

Paweł Łącki, Tomasz Czarnecki: Jak Ksiądz Dziekan czuje się na uniwersytecie jako teolog?

Paweł Bortkiewicz TChr: Bardzo dobrze. Od kilku już lat przekonuję się o życzliwości środowiska uniwersyteckiego dla teologii i teologów. Jestem świadomy specyfiki swojej misji w tym środowisku i widzę sens swojej obecności w nim. Z obecności teologa na płaszczyznach uniwersyteckiej i kościelnej wynikają różne konsekwencje, ostatecznie jednak łączą się one w tym, co jest wspólne zarówno dla misji uniwersytetu, jak i misji Kościoła, czyli w służbie prawdzie.

Czy nie istnieją napięcia wynikające z różnicy paradygmatów w poszukiwaniu prawdy na uniwersytecie i w Kościele? Paradygmat akademicki można by określić jako intelektualno–krytyczny, kościelny zaś jako ewangelizacyjny.

Można mówić o komplementarności czy harmonii tych dwóch czynników. Uniwersytet daje teologowi wolność w poszukiwaniach badawczych. Bez niej teologia byłaby jedynie nieustannym komentowaniem oficjalnie głoszonych tez i prawd wiary. Ponadto zagadnienia związane z istnieniem i rozwojem takich dyscyplin, jak antropologia, socjologia, biologia, psychologia i inne nauki społeczne stanowią wyzwanie dla współczesnej teologii i teologa jako naukowca. Ewangelizacja potrzebuje krytycznej i rzetelnej teologii. Jeżeli opierałaby się tylko na przekazie teologii „z niższej półki”, teologii „komentatorskiej”, nie mogłaby sprostać wymaganiom współczesnego człowieka. Uniwersytet ma misję krytycznej analizy kondycji człowieka w świecie współczesnym. Ewangelizacja jest adresowana do tego samego człowieka, dlatego warsztat krytycznego i wolnego poszukiwacza i warsztat ewangelizatora powinny się spotkać.

Czy istnieje w uprawianiu teologii napięcie między wolnością poszukiwań naukowych a posłuszeństwem Urzędowi Nauczycielskiemu Kościoła?

Oczywiście, że istnieje! Niekiedy przybiera bardzo dramatyczne formy — przypomina o nim każdorazowa interwencja Kongregacji ds. Nauki Wiary. W ostatnich dziesiątkach lat mieliśmy dziesiątki takich interwencji, chociaż słowa dziesiątki nie należy rozciągać na setki. Napięcie wynika ze specyfiki statusu teologa, który będąc krytycznym, wolnym w swoich poszukiwaniach badaczem, jest jednocześnie człowiekiem wiary, przynależącym do Kościoła, a zatem ma wyraźnie określony horyzont owej wolności, krytycyzmu. Tym horyzontem jest prawda. To problem trudny do zrozumienia we współczesnej kulturze, bo horyzont prawdy jako wolności jest przedmiotem kulturowej kontestacji. Z niej wyrasta z kolei krytyczna wypowiedź Kościoła w postaci encykliki papieskiej Veritatis splendor. Myślę, że trzeba tę encyklikę odczytywać nie tylko w kontekście konkretnych i bardzo wąskich problemów teologii moralnej, którym jest bezpośrednio poświęcona. Ma ona także walor kulturowy polegający na uwypukleniu napięcia między wolnością a prawdą.

Co Ksiądz jako dziekan wydziału teologicznego zrobiłby, gdyby miał możliwość zatrudnienia jednej z dwóch osób: teologa błyskotliwego i twórczego, ale zarazem bardzo — powiedzmy — nowatorskiego, i teologa zupełnie przeciętnego, ale wiernego nauczaniu Magisterium Kościoła?

Lekko się uśmiechając, powiem: starałbym się o dwa etaty. Myślę, że taki, nazwijmy go w cudzysłowie, „heretycki” teolog jest cennym nabytkiem jako badacz. Wiadomo, że teologia zawdzięcza swój rozwój herezjom, bo była zmuszona do reagowania na nie. Warto jednak zauważyć, że „twórcze herezje” wynikają z poszukiwania prawdy (niekiedy błędnie ukierunkowanej), a nie — z poszukiwania popularności. Natomiast z punktu widzenia dydaktyki trzeba położyć bardzo mocny akcent na to, aby teologia nauczana była odpowiedzialna za wiarę tych, do których jest adresowana. Na Wydziale Teologicznym UAM, który na pewno jest ortodoksyjny, jest sporo przestrzeni dla poszukiwań teologicznych, pewnych inspiracji i badań, które mogą wywoływać także kontrowersje, ale które mieszczą się w ramach nurtu ortodoksji.

Teolog i jego wiara

Czy osoba niewierząca może uprawiać refleksję teologiczną?

To trudny problem. Patrząc od strony formalnej, oczywiście można zgłębiać pewne treści na płaszczyźnie rozumu, ale rodzi się pytanie, czy takie poznawanie rzeczywistości jest studiowaniem teologii czy tylko religiologią. Teologia ma swoją wewnętrzną specyfikę, która decyduje o jej tożsamości: człowiek uprawiający tę naukę powinien przynależeć do wspólnoty Kościoła, wierzyć w Boga obecnego w Kościele.

Z teologią wiąże się specyficzny sensus ecclesiae, czyli pewien zmysł kościelny. Wyraża on coś więcej niż tylko intelektualne poznanie zespołu prawd wiary, to czucie, odczuwanie, a więc zaangażowanie się i utożsamienie z poznawaną rzeczywistością. To ono jest jednym z wewnętrznych aspektów metodologii teologii i ono decyduje o specyfice człowieka, który ją może w pełni uprawiać.

Czy w takim razie osoba niewierząca może studiować teologię na wydziale teologicznym?

Może. Przeprowadzając egzaminy wstępne, pytamy między innymi o motywacje studenta. Jeżeli kandydat odpowie, że interesują go te zagadnienia i że dla własnej wiedzy chciałby je zgłębić, zaakceptujemy to, jednak w pewnym momencie zaczną się trudności w studiowaniu i nawet jeżeli zostaną one pokonane, to taki teolog będzie jak muzykolog bez słuchu muzycznego: stanie się jedynie znawcą teorii. Kiedy słuchamy ludzi głęboko obeznanych z zagadnieniami religioznawczymi czy wręcz teologicznymi, ale stojących z boku Kościoła, możemy chylić czoło przed ich wiedzą, co jednak wcale nie oznacza, że możemy uznać ich za teologów.

Czy zawodowe zajmowanie się wiarą nie może stać się dla teologa powodem dystansu do jego własnej wiary?

Przywołam wspomnienie z czasu moich studiów. Jeden z najwybitniejszych profesorów seminaryjnych, których miałem zaszczyt spotkać w życiu, śp. ks. prof. Michał Peter, biblista, znawca Starego Testamentu, po jednym z wykładów prezentujących nam psalmy mówił, że jako biblista ma duży dyskomfort, kiedy odczytuje brewiarz, ponieważ tłumaczenie łacińskiej Wulgaty daleko odbiega od oryginału, nie mówiąc o wówczas dopiero podejmowanych i nie do końca sformalizowanych próbach tłumaczenia Biblii z języków oryginalnych na polski. Wprost mówił, że wiedza biblijna nie pozwala mu się modlić psalmami, dlatego też odkłada czasem brewiarz, włącza płytę gramofonową z psalmami nagranymi po hebrajsku, zapala siedmioramienny świecznik i „zawiesza” całą wiedzę krytyczną, pozostawiając jedynie znajomość języka hebrajskiego, i słucha psalmów. Dopiero wówczas się nimi modli.

Inny przykład: teolog słuchając kazań, spotyka się z wypowiedziami lokalnego Kościoła — od proboszcza poczynając, na biskupie kończąc. Niewątpliwie ma wobec tych wypowiedzi pewne uwagi krytyczne. Istnieje jednak coś takiego, jak nieodparta konieczność uznania całego depozytu wiary i mądrości Kościoła, uznania na zasadzie najprostszej: miłości do Kościoła.

Czyli można pogodzić krytycyzm teologiczno–naukowy i głęboką wiarę.

Jestem przekonany, że tak. Dramat czy tragedia rozpoczyna się w momencie, w którym teolog zaczyna preferować swój krytycyzm i swoją wolność ponad to, co jest rzeczywistością Kościoła, ponad jego depozyt i Tradycję.

Czynny zawodowo teolog jest w jakiś sposób „zawodowym chrześcijaninem”. Czy bycie teologiem nie oznacza odmowy prawa do wątpliwości i kryzysów w wierze, które są — nazwijmy to umownie — swoistym przywilejem innych chrześcijan? Czy teolog może mieć kryzysy wiary?

Pierwsze skojarzenie, które mi się nasuwa w związku z tym pytaniem, to stwierdzenie Augustyna — „wątpię, więc jestem”. Augustyn długo przed Kartezjuszem powiedział zdanie mocniejsze od słynnego cogito ergo sum. Bez kryzysów niemożliwe jest krytyczne i w pełni świadome oglądanie rzeczywistości. Mówiąc o kryzysach, mam na myśli spojrzenie, które dopuszcza wątpliwość, które może się nawet przeradzać w formę buntu czy protestu. Jest to wpisane w kondycję człowieka i nie sądzę, żeby teolog był od tego wolny. Uważam, że rozważania wybitnego teologa, który stawia więcej pytań niż odpowiedzi, przynoszą czasem więcej pożytku niż zdecydowane, pewne siebie stwierdzenia. Podczas pewnego spotkania teologów w Niemczech jeden z najwybitniejszych współczesnych polskich teologów o. Celestyn Napiórkowski, snując wieczorną medytację liturgiczną, bardzo głęboko teologiczną, poruszył temat nadziei zbawienia dla wszystkich. I cytując swego kolegę, o. prof. Hryniewicza, który głosi poglądy o nadziei powszechnego zbawienia, wyraził taką wątpliwość: „Być może jest tak, jak mówi Hryniewicz. Być może jest inaczej”. Zabrzmiało to we mnie mocniej niż stwierdzenie pewnego doktora historii Kościoła, który głosząc kazanie o piekle, powiedział: „Ja, doktor Kościoła, mówię wam, ludzie, że jest piekło!”. Myślę, że pierwsza formuła, formuła pytania, krytycznego spojrzenia, nawet wątpienia wobec tematu, może bardziej przemówić niż apodyktyczne i zresztą metodologicznie nieuzasadnione twierdzenie. Niezwykle ważna jest forma wypowiadania tych wątpliwości, to na ile ukierunkowane są na poszukiwanie prawdy, a na ile są budowaniem własnego autorytetu.

Powiedział Ksiądz, że każdy przeżywa kryzysy i wątpliwości, a przecież teolog jest w większym stopniu niż inni odpowiedzialny za wiarę Kościoła.

Formy publicznego wypowiadania się w postaci wykładu, publikacji, rzeczywiście muszą być naznaczone odpowiedzialnością za wiarę. Powinna ona dotyczyć nawet moich prywatnych dywagacji. Myślę, że dopuszczalna byłaby forma, w której teolog, nawet publicznie, dyskutuje z Magisterium Kościoła, ale na zasadzie spokojnego dialogu, np. kiedy mówi: „Kościół naucza w danej kwestii tak i tak, mam natomiast trudności ze zrozumieniem tego czy owego problemu”. Niedopuszczalna jest agresywna krytyka, która mogłaby burzyć wiarę słuchaczy, adresatów tych wypowiedzi.

Czy jakość twórczości teologa ma związek z tym, jak głęboka jest jego wiara?

Sądzę, że taka zależność zachodzi. Sięgając do historii, możemy pokazać, że największe autorytety teologiczne są jednocześnie w zdecydowanej większości osobami czczonymi w Kościele jako błogosławieni czy święci. Chodzi tu o wspólny mianownik uprawiania teologii i życia w postaci świadectwa. Mówią o tym również wielkie autorytety współczesności, autorytety czasami krytyczne wobec pewnych kościelnych zjawisk, a nawet je kontestujące, ale niewątpliwie zaangażowane w służbę Kościoła. To są autorytety świadków. Mam tu na myśli przede wszystkim Hansa Ursa von Balthasara, teologa bardzo niekonwencjonalnego w swojej drodze życiowej, jak i swoich inspiracjach — weźmy chociażby jego przyjaźń z Adrienne von Speyer — człowieka, który nie mieścił się w pewnych określonych strukturach w Kościele, ale który był jednocześnie nade wszystko świadkiem wiary. Myślę, że także Karl Rahner zasługuje na miano świadka wiary. Ks. prof. Skowronek, który był jego uczniem, pisał kiedyś, że Rahner pytany przez dzieci o modlitwę różańcową, kiedy już nie potrafił sobie z tym tematem poradzić, położył różaniec na ziemi i ciągnąc go niczym maleńki pociąg, bawił się nim z dziećmi. Można powiedzieć, że to taki banalny przykład, ale wydaje mi się, że pokazuje, iż nawet wielki intelekt stawał wobec prostych stosunkowo rzeczywistości wiary z poczuciem bezradności. Jednocześnie myślę, że ta bezradność inspirowała go do nowych poszukiwań i coraz to nowych dróg. Te wielkie postaci należące do pokolenia Rahnera, wspomnijmy choćby Congara, Chenu, tworzyły pokolenie ludzi, którzy doświadczyli bardzo konkretnych trudności ze strony instytucji Kościoła. To, że ci ludzie, mocno krytykowani, będący mniej lub bardziej na indeksie, stali się ojcami II Soboru Watykańskiego i zarazem ojcami odnowy Kościoła, świadczy, z jednej strony, o wielkiej sile wewnątrzreformatorskiej Kościoła, ale z drugiej o zmyśle i świadectwie wiary, które tych teologów tworzyło, konstytuowało. Jestem przekonany, że integracja wiary, moralności i teologii jest zbawienna dla samego teologa. To tworzy w pełni autentyczną teologię.

Wydaje się, że taka integracja jest niezbędna, ale przecież można również przytoczyć przykład, co prawda z obszaru teologii protestanckiej, Paula Tillicha, jednego z najwybitniejszych teologów w XX wieku, który prowadził życie rozwiązłe, a z drugiej strony nikt nie odmawia wielkości jego dziełu teologicznemu. Można też bez trudu znaleźć bardzo pobożnych, ale przeciętnych teologów.

Nie ma tu prostego przełożenia. Kiedy szukam wzoru czy modelu, myślę, że jest nim model integracji wiary, moralności i badań teologicznych. Naturalnie należy przy nim zachować specyfikę każdego z elementów, w tym także specyfikę teologii jako nauki. Jeżeli nawet zintegrujemy wiarę i moralność, a pozostawimy teologię bez waloru naukowego, będziemy mieli pobożną, ale mierną twórczość. Przykład Tillicha jest wyjątkowy. Większość teologów, także protestanckich, weźmy choćby Bonhoeffera czy Bartha, to ludzie, którzy w sobie dokonali tej integracji.

Dlaczego i na ile ważna jest modlitwa w życiu teologa?

Modlitwa jest pewnym oddechem ludzkiego życia, oddechem egzystencji w stosunku do Boga. Jeżeli teolog ma zajmować się Bogiem i Jego sprawami, to jego związek z tajemnicą wiary jest tutaj szczególny, dlatego sprawa modlitwy nabiera ogromnego znaczenia. Przypomina mi się przepiękne określenie Rahnera, który mówił, że człowiek jest partnerem nieskończonej bliskości Boga. Jeżeli tak spojrzymy na każdego człowieka, to ten oddech i puls modlitwy staje się wręcz koniecznością. Jeżeli teolog ma świadomość osobistego partnerstwa wobec nieskończonej bliskości Boga, to jego życie modlitwy staje się oczywiste, a przynajmniej powinno się stawać. Sądzę, że walor modlitwy potwierdza walor świadectwa — to, że teologia nie jest tylko dywagacją intelektualną, ale jest żywą rzeczywistością mającą charakter wewnętrznego doświadczenia, osobistego przeżycia, kontaktu, jest rzeczywistością wyrastającą z osobistego spotkania doświadczanej Tajemnicy.

Teolog i moralność

Czy bycie teologiem zobowiązuje do lepszego życia moralnego?

Tak. Teologia jest nade wszystko świadectwem rozpoznawanej Tajemnicy. Jeżeli ma mieć walor świadectwa, musi być autentyczna i transparentna, a to z kolei związane jest z osobistym świadectwem życia.

Czy teolog, który w swoim życiu nie przestrzega zasad moralności chrześcijańskiej, może pracować jako teolog? Czy np. katechetka po rozwodzie może nauczać religii?

Sam fakt grzeszności nie odbiera nikomu możliwości nawrócenia ani możliwości głoszenia prawdy, w którą się wierzy. Drugi element to kontekst środowiskowy. Oczywiście można tutaj mówić o pewnej pruderii. Jeżeli ksiądz narozrabiał w swojej parafii i utracił wiarygodność, biskup z reguły przenosi go na inne miejsce. Jeżeli katechetka jest po rozwodzie, to sytuacja jest bardziej złożona, bo problem rozwodu często nie jest problemem jednostronnie zawinionym. Sądzę, że nie można jej odebrać prawa do nauczania prawd, z którymi się utożsamia mimo porażki własnego życia. Natomiast problemem pozostaje środowisko. Nauczanie tej katechetki może zrodzić głęboką kontestację przepowiadanych treści. Należałoby zapewnić jej pracę w innym miejscu. Choć jest to na pewno trudne w realizacji, sądzę, że należałoby szukać tego rodzaju rozwiązań.

Człowiek, do którego skierowane jest nauczanie teologa, ma prawo zapytać: „Dlaczego nauczasz tych wymagających rzeczy, jeśli sam tak nie czyniłeś czy nie czynisz?”.

Wartość nauczania teologa polega na tym, że nie przepowiada on własnych teorii czy hipotez badawczych, lecz orędzie Ewangelii, które jest wiarygodne mocą wiarygodności Chrystusa i daje mandat do tego nauczania. Takie pytania pojawiają się szczególnie wówczas, kiedy w dramatyczny sposób objawia się słabość niektórych członków Kościoła. Wtedy należy przypomnieć, że nie głosimy siebie, ale Chrystusa.

Co w przypadku, gdy brak zgodności z pewnymi zasadami nie odnosi się bezpośrednio do obszaru pracy teologa? Czy np. teolog biblista, który nie zgadza się z nauczaniem Kościoła odnośnie do stosowania środków antykoncepcyjnych, może być dobrym teologiem w swojej dziedzinie i pracować na wydziale teologicznym?

Jestem przekonany, że jest wielu czynnych zawodowo teologów, których poglądy nie są w pełni spójne. Podobne zjawisko obserwujemy wśród wielu chrześcijan: selektywność w uznawaniu nauczania Kościoła. Oczywiście nie jest to dobra sytuacja, ale tak jest. Niestety istnieją teologowie, którzy kwestionują pewne zakresy prawd wiary czy moralności. A treści wiary i moralności wzajemnie się przenikają. Nawet jeżeli ktoś się specjalizuje w bardzo wąskim zakresie egzegezy, a jednocześnie odrzuca niektóre kwestie nauczania, przykładowo etyki seksualnej, to nie wierzę, żeby nie doszło do pewnej kolizji tych zakresów.

Teolog — świecki

Większość teologów to osoby duchowne.

Jeden z przełomowych podręczników szczególnie mi bliskiej teologii moralnej okresu soborowego, Liberi e fedeli in Cristo (Wolni i wierni w Chrystusie) Bernarda Häringa, miał podtytuł: Teologia moralna dla księży i świeckich. II Sobór Watykański dokonał przełomu, zwracając uwagę, że teologia moralna nie jest domeną wyłącznie kleru, ale wszystkich osób wierzących. Wówczas trzeba było akcentować nawet w podtytule podręcznika, że teologia jest zarówno dla duchownych, jak i dla świeckich. Dzisiaj takich rozróżnień nie mamy i są zajęcia z teologii dla kandydatów do kapłaństwa i dla osób świeckich. Oczywiście są segmenty związane ze specjalnością kapłańską i katechetyczno–pastoralną, ale tak naprawdę każdy chrześcijanin jest teologiem, z tym, że nie każdy uprawia teologię w sposób metodologicznie uporządkowany i świadomy. Ci, którzy to czynią, wnoszą w uprawianą przez siebie teologię bagaż osobistego doświadczenia.

Jakie bogactwo może być związane z uprawianiem teologii przez świeckich?

Teologowie świeccy są szczególnie predysponowani, aby ukazywać mistykę codzienności. My, księża, mówimy o wymiarze inkarnacji i eschatologii, ale dostrzeżenie wymiaru sakramentalnego codzienności często nam umyka. Człowiek wierzący ma szansę odkrywać obecność Boga w codziennym zmaganiu się, np. z płaczem dziecka, z troską o chleb i może z tego wyrosnąć bardzo cenna refleksja teologiczna. Myślę w tej chwili o konkretnej osobie, o Zbigniewie Nosowskim, który pisał swoją pracę magisterską o teologii codzienności u Karla Rahnera. Jest on teologiem–interpretatorem nie tylko pewnych wydarzeń społecznych i politycznych, ale potrafi bardzo ciekawie mówić językiem teologicznym o codzienności, np. o rzeczywistości małżeństwa.

W Polsce wśród teologów akademickich niewiele jest osób świeckich, a tym bardziej niewiele jest wśród nich kobiet. Czy Kościół instytucjonalny w Polsce nie odnosi się do nich z rezerwą?

Nie jestem w stanie odpowiedzieć na pytanie o przyczyny tego stanu rzeczy — jest ich zapewne wiele. Natomiast, co do rezerwy Kościoła — uważam, że problem należy widzieć w szerszej perspektywie. W polskim Kościele nadal nie doszło do pełnej akceptacji nauczania II Soboru Watykańskiego o roli laikatu w Kościele. Ciągle istnieje wzajemna nieufność. Czasami można nawet zaobserwować nieoczekiwaną zamianę miejsc czy ról związaną z wydzieraniem sobie pewnych kompetencji. Mój przyjaciel, człowiek świecki, opowiadał mi kiedyś, jak w jego parafii grupa młodzieży zorganizowanej w jakimś ruchu dyskutowała na swoim spotkaniu o ojcowskiej i miłosiernej roli kapłana w konfesjonale, podczas kiedy jej duszpasterz organizował tydzień kultury chrześcijańskiej. Wracając do problemu obaw Kościoła wobec świeckich — jest on rozległy, wiąże się przede wszystkim z pewną rezerwą czy faktycznym niepojednaniem między Kościołem „kleryckim” i „laickim”. Nieufność ta wynika z konkretnych doświadczeń — wystarczy przypomnieć problemy, z którymi boryka się Kościół na Zachodzie, a które wiążą się z bezkrytyczną czasem promocją osób świeckich w nauczaniu teologii.

Przypomnijmy, że pierwsza kobieta, która uzyskała habilitację z teologii katolickiej Uta–Ranke Heinemann, obecnie znana jest nie tylko jako kontestatorka nauczania Kościoła, ale nawet samego chrześcijaństwa.

Jest to dobry przykład, choć akurat pierwsza polska pani teolog zajmująca się teologią biblijną na KUL–u jest obdarzona pełnym zaufaniem Kościoła, podobnie zresztą jak pierwszy teolog–profesor Michał Wojciechowski, który z powodzeniem wykłada w Warszawie i Olsztynie. Promocja teologów świeckich w Polsce dokonuje się wolno i stopniowo. Warto może przypomnieć, że do niedawna na Papieskim Wydziale Teologicznym w Poznaniu (obecnie Wydział Teologiczny UAM) nie było możliwości promowania doktoratu kobiety, natomiast w ciągu zaledwie kilku lat dokonał się radykalny przeskok. Na wydziale zatrudnione są panie uprawiające teologię w sposób czynny. Nie każdy wypromowany teolog musi nauczać, dotyczy to nie tylko świeckich. Są ludzie, którzy mogą być z takich czy innych względów doskonałymi badaczami, ale niekoniecznie doskonałymi dydaktykami. Istnieją obszary Kościoła do zagospodarowania szczególnie przez teologów świeckich, które niekoniecznie wiążą się z dydaktyką akademicką. Mogą się one wiązać z działalnością medialną, administracyjną czy doradczą.

Czy nie obawia się Ksiądz, że jeśli na wydziałach teologicznych w Polsce pojawi się więcej teolożek, pojawią się również napięcia i przejaskrawienia związane z teologią feministyczną albo z dyskusją wokół zagadnienia kapłaństwa kobiet?

Nie. Nie jestem wprawdzie ekspertem w dziedzinie teologii feministycznej, ale wydaje mi się, że jak wiele innych poważnych punktów w dyskursie teologicznym, jest to bardziej kwestia wyakcentowania pewnych spraw, a nie istotnych różnic treści. Jeśli chodzi o polskie środowisko, to nie sądzę, aby pojawiła się szeroka debata o kapłaństwie kobiet. Pewne głosy są interesujące z punktu widzenia poznawczo–naukowego, nie przeceniałbym jednak ich znaczenia. Ponadto obecnie mamy do czynienia z realną promocją godności i funkcji kobiety, która dokonuje się w nauczaniu Jana Pawła II. Wymaga to niewątpliwie zgłębienia i szerszego wykorzystania w warunkach polskich. Zresztą w Polsce, wbrew pozorom, walor kobiety był przez wieki doceniany, a szacunek do kobiety jest cechą specyficzną polskiego etosu narodowego.

Dlaczego teolog świecki nie może głosić homilii, skoro swoim przygotowaniem merytorycznym nie odbiega od księży, a w niektórych przypadkach wręcz jego przygotowanie jest lepsze?

Na pewno w niektórych przypadkach mógłby to zrobić lepiej, ale trzeba pamiętać, że homilia ma swoje specyficzne miejsce, jest związana z pewnym wydarzeniem liturgicznym, osadzonym w konkretnym kontekście przepowiadania słowa Bożego. Jest cały szereg przestrzeni dostępnych dla świeckich teologów, od katechezy aż po świadectwo życia. To pytanie należy zatem potraktować raczej jako apel pod adresem księży, aby lepiej przygotowywali się do głoszenia kazań. Zdarzają się w tej dziedzinie karygodne zaniedbania. Z drugiej strony nie wydaje mi się właściwe, by świeccy szukali formy ekspresji swojej wiedzy teologicznej w tej konkretnej, zarezerwowanej i uprzywilejowanej przestrzeni.

Jakie cele stawia sobie Ksiądz jako nowy dziekan Wydziału Teologicznego UAM?

Zacząłbym może od nieteologicznego celu — musimy wyremontować stary budynek seminaryjny na potrzeby Wydziału Teologicznego. Jeśli chodzi o samą misję wydziału, chciałbym, aby pracownicy wydziału bardziej służyli naszej archidiecezji. Drugi postulat to pogłębienie form współpracy między wydziałem a uniwersytetem. Ponadto chcemy uruchomić nowy kierunek studiów pod nazwą „dialog społeczny”. Jest to duże przedsięwzięcie, podejmowane z myślą o świeckich. Z rozmów kwalifikacyjnych na studia wynika bowiem, że większość ludzi świeckich nie wiąże swojej przyszłości z katechezą, ale z obecnością w różnych formach aktywności społecznej, np. w ośrodkach pomocy społecznej. Byłby to pionierski kierunek na wydziałach teologicznych w Polsce. Mamy również szansę rozwoju zakładu ekumenicznego — pozyskaliśmy ks. Gernota Weiricha, bardzo interesującego teologa luterańskiego, i ks. Jarosława Moskałyka, który jest grekokatolikiem wywodzącym się z lwowskiej Akademii Teologicznej. Mielibyśmy wówczas fuzję dwóch nurtów teologicznych. Oczywiście to tylko niektóre zamierzenia. Bardzo chciałbym, żeby mottem Wydziału Teologicznego w ciągu mojej kadencji było sformułowanie „Bezwarunkowa ufność prawdzie”.

Życzymy zatem realizacji wszystkich zamierzeń i bardzo dziękujemy za rozmowę.

Zawód: teolog
Paweł Bortkiewicz TChr

urodzony 8 kwietnia 1958 r. w Jeleniej Górze – polski duchowny katolicki, chrystusowiec, członek Towarzystwa Chrystusowego dla Polonii Zagranicznej, profesor nauk teologicznych specjalizujący się w zakresie teologii moralnej, etyk, autor książek i artykułów z zakresu bioetyk...

Zawód: teolog
Paweł Łącki

recenzent, tłumacz, redaktor....

Zawód: teolog
Tomasz Czarnecki

redaktor....

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze