Zapiski z toskańskiego szpitala
fot. russ ward / UNSPLASH.COM
Oferta specjalna -25%

Drugi List do Koryntian

0 opinie
Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 54,90 PLN
Wyczyść

Z okna mego pokoju na szóstym piętrze szpitala pod wezwaniem Zwiastowania NMP widzę cyprysy, a trochę dalej gaj oliwny. Mówię sobie, że widok mógłby być zdecydowanie gorszy. Małe pocieszenie na początek pobytu.

***

Życie na wsi niesie ze sobą pewne niebezpieczeństwa. Doświadczyłam na własnej skórze (dosłownie!), co to znaczy być ukąszoną prawdopodobnie przez pająka. Oto dlaczego leżę tu już od tygodnia i dalej nie czuję się dobrze.

Zastanawia mnie zawsze bierność, która ogarnia chorego. W pewnym momencie kuracja staje się kompletnie obojętna, patrzę na kroplówkę, która wpuszcza mi antybiotyk do żył. Jest tego strasznie dużo, cztery razy dziennie ogromna butla. Tik-tik-tik lecą kropelki i zdaję sobie sprawę, że mogłoby to się dziać obok, jakby moje ciało nie należało już do mnie.

Pewien mądry ksiądz powiedział kiedyś, że trzeba się dużo modlić, póki człowiek zdrowy, bo podczas choroby nie jest to łatwe. I coś w tym jest. Jeśli nie masz siły mówić, jedyną modlitwą jest całkowite oddanie się Opatrzności. A to nie jest łatwe, bo musisz się przyznać, że nie ty kontrolujesz sytuację.

***

Choroba to najbardziej demokratyczne zjawisko na świecie, dotyczy wszystkich ludzi, wszędzie. Nie każdego oczywiście dotyka z taką samą częstotliwością, nie u każdego stanowi zagrożenie życia. I każdy z nas inaczej ją przeżywa. W tym ostatnim wypadku bardzo ważną rolę odgrywa opieka lekarska i pielęgniarska. I tu mam niesamowite szczęście. Gdybym nie wiedziała, że jestem w szpitalu państwowym, mogłabym pomyśleć, że oddział na szóstym piętrze to prywatna klinika. Czysto, jasno, przyzwoite jedzenie, a przede wszystkim kompetentny i uroczy personel medyczny i pomocniczy.

Pielęgniarka ocierała mi łzy i trzymała za rękę o trzeciej nad ranem, gdy gorączka była wysoka, powtarzając: „Proszę się nie martwić, wszystko będzie dobrze”, a dowcipny pielęgniarz z dziennej zmiany opowiadał, jak za młodu śpiewał w chórze („Od śpiewu gregoriańskiego po Ravela, proszę pani”), oraz o zbawczym wpływie dżemu z fig i migdałów na zszargane nerwy. Niby tak zawsze powinno być, ale jak wiemy, doświadczenia mogą być różne.

***

Od trzeciej doby zaczęłam jeść prawie normalnie, wybierając ze szpitalnego jadłospisu opcję wegetariańską. Dobra zupa z przetartych jarzyn z parmezanem, gotowane jarzyny lub warzywa strączkowe, świeże sery (mozzarella, ricotta), świeże owoce. Jestem wreszcie głodna i wszystko bardzo mi smakuje. Czuję, że będzie lepiej.

***

Biurokracja szpitalna ma problem, jak mnie zdefiniować, czy jestem Włoszką, czy Polką, czy Bośniaczką, bo lekarz z pierwszej przychodni, nie wiadomo dlaczego, napisał, że urodziłam się w Bośni i Hercegowinie (!!!). Nic nowego, w tym samym szpitalu urodziłam w drugiej połowie lat 80. trójkę dzieci i żeby ułatwić sobie życie, personel mówił o mnie: „Ta Polka, która znowu rodzi”. W końcu miła pani z administracji spytała, czy przypadkiem nie jestem z tej samej rodziny co słynny Pier Capponi, który obronił Florencję przed Francuzami w 1494 roku. Kiedy odpowiedziałam z pewnym zakłopotaniem, że owszem, to mój przodek, z uśmiechem na ustach powiedziała: „Pani jest florentynką!”, wyraźnie dając mi do zrozumienia, że cała reszta nie ma żadnego znaczenia.

***

Jestem w pokoju trzyosobowym, moje towarzyszki to pani O. z Erytrei i pani E. z Florencji. Pierwsza uciekła do Włoch jakieś 20 lat temu. Ma dwoje dorosłych dzieci, które mówią doskonale po włosku, z wyraźnym florenckim akcentem, i są zupełnie zasymilowane. Chłopak za żadne skarby nie chce wrócić do kraju, nawet na wakacje, dziewczyna natomiast chciałaby z ciekawości choć raz tam pojechać. Czasami widać, że nie rozumieją się z matką, nawet na poziomie językowym, bo oni nie mówią w języku tigrinia (język semicki używany w północnej Etiopii oraz południowej i środkowej Erytrei), a jej włoski jest dość niejasny, szczególnie gdy rozmawia przez telefon. Narzeka na wszystko, jedzenia prawie nie dotyka, ale ma złote serce i jest zawsze gotowa do pomocy.

Druga współlokatorka, pani E., jest w dość kiepskiej kondycji i lekarze mimo wszelkich starań nie bardzo wiedzą, od czego zacząć kurację. Rdzenna florentynka ma kapitalne poczucie humoru, a gdy się trochę lepiej czuje, to dużo się śmieje i dyktuje mi pyszne przepisy, które mam zamiar wypróbować, jak tylko stąd wyjdę.

***

Pani O. wyszła wczoraj, a ja prawdopodobnie opuszczę szpital pojutrze. Biedna pani E. zostaje sama i bardzo tego nie chce, bo, jak mi szczerze wyznała, jest jej smutno. Rano leżała z zamkniętymi oczami, a kiedy dowcipny pielęgniarz wparował do pokoju z kolejną butlą kroplówki, krzycząc radośnie: „Pani gotowa?”, to bez otwierania oczu odpowiedziała: „Ja już się urodziłam gotowa, proszę pana”.

Zapiski z toskańskiego szpitala
Tessa Capponi-Borawska

urodzona 3 marca 1959 r. we Florencji – ukończyła studia historyczne na tamtejszym uniwersytecie, do Polski przyjechała w 1983 roku, przez wiele lat wykładała na Uniwersytecie Warszawskim. Od wielu lat publikuje w „Twoim...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze