Zaduma nad Początkiem
Oferta specjalna -25%

List do Rzymian

0 opinie
Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 54,90 PLN
Wyczyść

Zakładam, że materią rządzą zasady duchowe; to właśnie one decydują o wyglądzie oraz jakości naszej rzeczywistości, nadając jej kształt i porządek, cel i sens.

Panu zawdzięczam chwile zadumy
I obrazy ciszy, które kreśli przed moimi oczami.

Japońska wersja Psalmu 23 1

Do refleksji nad początkiem skłoniła mnie ostatnio przeczytana książka Zdzisława Pawłowskiego Opowiadanie, Bóg i Początek.

Miałem w ręku sporo interpretacji pierwszych rozdziałów Biblii. Były wśród nich takie, które traktowały opis stworzenia świata jako mit, były też takie, w których relacja o siedmiu dniach stworzenia, stanowiła jedyną prawdę przekazaną przez Boga. Przyznam się, że oba podejścia są dla mnie trudne do zaakceptowania i niewiele potrafiłem z nich skorzystać. Sam własnej interpretacji nie miałem i nie potrafiłem połączyć mojej wiary z wiedzą o otaczającej mnie rzeczywistości.

Kiedy czytałem w Piśmie Świętym historię stworzenia świata, mnożyły się we mnie pytania dotyczące szczególnie chronologii jego powstawania oraz różnic w dwóch następujących po sobie opisach. Moje lektury jeszcze te wątpliwości nasiliły, a nie chcąc traktować tekstów Genesis jak bajek, najchętniej je pomijałem, nie zastanawiając się nad nimi dłużej. Stosowałem uniki, mówiąc sobie, że cóż ja, biedny żuczek ze swoim ograniczonym umysłem, będę zastanawiał się nad początkiem.

Zdzisław Pawłowski pisze:

Źródło napotykanych trudności stanowi fakt, że Biblia jest słowem Bożym i ludzkim oraz to, że jej celem jest nie tylko informowanie nas o czymś, lecz i wewnętrzna przemiana czytelników i słuchaczy. (…) W opowiadaniu o ludzkiej historii ważny jest początek, ma on bowiem zdolność oddziaływania na przyszłe losy bohaterów 2.

Biorąc sobie do serca „oddziaływanie na przyszłe losy”, spróbowałem odnieść opis stworzenia do siebie.

Moja zaduma dotyczy początku, którego kreatorem jest Bóg. Zakładam, że materią rządzą zasady duchowe; to właśnie one decydują o wyglądzie oraz jakości naszej rzeczywistości, nadając jej kształt i porządek, cel i sens.

Dzień pierwszy

Ziemia zaś była bezładem i pustkowiem; ciemność była nad powierzchnią bezmiaru wód, a Duch Boży unosił się nad wodami 3.

Tak wyglądała rzeczywistość, gdy Bóg zaczął realizować stwórczy zamiar. Pan „posiada zdolność ustanawiania początku” 4, dotyczy to zarówno stworzenia świata, jak i indywidualnego nawrócenia. Choć nad światem dominują dwie siły: ciemność i bezmiar wód — wrogowie życia i Bożych zamysłów — Jego wszechmoc pozwala na wykorzystanie ich w procesie stworzenia. Duch unoszący się nad wodami symbolizuje gotowość i panowanie.

Opis ten jest adekwatny do mojej sytuacji w chwili, gdy tonąłem w odmętach uzależnienia. Nie wiem, czy mogę mówić o początku, czy bardziej odpowiednie będzie tu słowo koniec. Ogarnęła mnie ciemność, a ja, zupełnie tracąc orientację, pogrążyłem się w niej bezgranicznie. Dzień i noc stały się ciemnością i ja w niej umierałem. Od dłuższego czasu leżałem sparaliżowany, zupełnie pozbawiony siły i chęci do życia. Nawet nie byłem w stanie samodzielnie załatwić potrzeb fizjologicznych. Zresztą nic już nie miało żadnego znaczenia. Lekarz powiedział, że szkoda mnie ciągnąć do szpitala, bo to kwestia dwu, trzech dni: „lepiej będzie, gdy spokojnie umrze w domu”. Leżąc w takim stanie, musiałem brać narkotyki. Wcześniejszy pobyt w szpitalu skończył się bardzo szybko, gdyż ich brak powodował zaniki świadomości i bardzo bolesne umieranie. Nie byłem w stanie sam zrobić sobie zastrzyku, dlatego zmuszona była robić mi je moja mama, która niedawno straciła drugiego syna, mojego brata, właśnie z powodu uzależnienia. Teraz, podając mi narkotyki, starała się mnie uratować.

Nic nie miało już znaczenia: dzień — noc, dobro — zło, jedyne, co się jeszcze liczyło, to heroina, bez której umierałem; zresztą z nią również. Leżałem, marząc o raju, w którym jest pod dostatkiem narkotyków i nie trzeba się bać, że może ich braknąć. Wszystko stało się płynne: radość — smutek, życie — śmierć, zostało jedynie wieczne, trwałe i niezmienne pragnienie heroiny. Nie było Boga, nie było miłości. Była ciemność i bezmiar wód. Nie miałem już o co walczyć i po co żyć. Kiedy jednak ponownie znalazłem się w szpitalu, w sali obok umarł mój kolega, z którym wspólnie brałem narkotyki. Jemu nie miał kto dostarczyć ich do szpitala. Odszedł w wielkiej cichości i zapomnieniu, zwinięty w kłębek, jak w łonie matki. Gdy się o tym dowiedziałem, trochę mu zazdrościłem. Wszystko już miał za sobą. Nie ma co dłużej opisywać ciemności. Trwała ona całą wieczność, a w naszej rzeczywistości pół roku. „…a ciemność nazwał nocą”.

O ciemno ciemno ciemno. Wszyscy odchodzą w ciemność, W próżnię przestrzeni międzygwiezdnej, istoty puste w pustkę, Kapitanowie, bankierzy, znakomici pisarze, Hojni patroni sztuk, mężowie stanu i władcy, Wysocy urzędnicy, prezesi rad nadzorczych, Potężni przemysłowcy, drobni handlarze — wszyscy odchodzą w ciemność; I gaśnie słońce i księżyc, i Almanach Gotajski, I Gazeta Giełdowa, i Skorowidz Dyrektorów, I stygnie rozum, i traci motywy działania. I wszyscy podążamy z nimi w milczącym orszaku, Na niczyim pogrzebie, bo grzebać nie ma kogo. Powiedziałem do duszy mej, bądź spokojna i pozwól, by ciemność zstąpiła na ciebie, Bo będzie to ciemność Boga. Jak w teatrze — Światła zostały zgaszone, by zmienić scenę Z pustym dudnieniem kulis, z przesunięciem ciemności na ciemność 5.

Ten fragment wiersza Eliota w pełni oddaje stan, w jakim się wówczas znalazłem. Podobnie o ciemności wyrażają się różni mistycy i prorocy. Prorok Izajasz tak opisuje sytuację:

podniesie oczy na górę, potem popatrzy na ziemię; a oto tylko utrapienie i ciemność, i przygniatająca noc! 6

* * *

Wtedy Bóg rzekł: Niech się stanie światłość! 7.

Był jednak Ktoś, kto myślał inaczej, i On nie dał za wygraną. Spowodował, że wbrew wszystkiemu pojawiło się światło; ono jednak nie należało do mnie. Było światłem Jego miłości, pragnieniem innych; mojej mamy, ojca, córek.

I tak upłynął wieczór, i tak upłynął poranek — dzień pierwszy 8.

Dzień drugi

Potem rzekł Bóg: Niech powstanie sklepienie pośród wód i niech oddzieli wody od wód! 9

Oddzielenie wody od wód — jest dziwnym procesem, w naszej rzeczywistości trochę absurdalnym, którego cel zdaje się enigmatyczny. To wyznaczenie granic nieograniczonemu, umiaru bezmiarowi, porządku chaosowi. Ta sztuczna granica pochodzi z zupełnie innego wymiaru, jednak bez niej niemożliwe jest dalsze stworzenie. Jest to linia podziału przestrzennego, jednocześnie wyznaczającego kierunek drogi, którą należy pokonać, aby znaleźć się ponad.

Podobnie jak w wypadku światła nie chodzi o światło słoneczne, które pozwala widzieć materię, tak i w wypadku rozdzielenia wody od wód i stworzenia sklepienia nie chodzi o substancję fizyczną. Światło, które wydzielił Bóg, jest widoczne nawet dla niewidomego. Granicę nieba dostrzega się raczej sercem niż oczami. Jest delikatna, ulotna, niematerialna. To nie mur tworzący podziały. Ona nie zamyka, a raczej otwiera i daje możliwości. Mimo kruchości jest wieczna, gdyż to nie człowiek ją wyznaczył, więc nie może jej zniszczyć. Gdy została cofnięta, ziemię zalał potop, który wrócił świat do czasów przed stworzeniem.

Tak jak każdy z nas ma swoją ciemność, tak każdy też doświadcza bezmiaru wód. W chwilach gdy znika granica leżąca u podstaw porządku, tracimy grunt pod nogami i panikujemy, gdyż mamy poczucie, że toniemy. Ja tonąłem w uzależnieniu. Nie wyobrażałem sobie życia bez narkotyków i nie chciałem go sobie bez nich wyobrazić. Jeżeli Bóg istnieje, jeżeli mnie kocha, to niech ześle mi narkotyki. Nie chciałem istnieć w Jego świecie, pragnąłem żyć w swoim, bo przecież mam do tego prawo. Otaczało mnie morze samotności, lęku, żalu, pragnienia; bezgraniczne pragnienie narkotyku. Jak dobrze pasowały do mnie słowa Psalmu 22:

Rozlałem się jak woda I rozłączyły się wszystkie kości moje. Serce moje stało się jak wosk, Roztopiło się we wnętrzu moim. Siła moja wyschła jak skorupa, A język mój przylgnął do podniebienia mego I położyłeś mnie w prochu śmierci 10.

* * *

Uczyniwszy to sklepienie, Bóg oddzielił wody pod sklepieniem od wód ponad sklepieniem; a gdy tak się stało, Bóg nazwał to sklepienie niebem 11.

Moim sklepieniem stała się granica między życiem i śmiercią otwierająca możliwość wyboru drogi w jednym lub drugim kierunku. To ona wyznaczyła podstawowe wartości w moim życiu, pozwalające mi doświadczyć następnego dnia. Jednak również ona nie należała do mnie, nie była moja, nie wzięła się z mojej przeszłości, teraźniejszości, wiary. Ona przyszła z zewnątrz.

I tak upłynął wieczór, i tak upłynął poranek — dzień drugi 12.

Dzień trzeci

Niech zbiorą się wody spod nieba w jedno miejsce i niech się ukaże powierzchnia sucha! … Niech ziemia wyda rośliny zielone 13.

Myśląc o tym, co się działo do tej pory, i o tym, co ma miejsce trzeciego dnia, postrzegam działalność Boga bardziej jako porządkowanie i organizowanie niż tworzenie rzeczy nowych. Stwórca w świat materialnego bezładu i chaosu wprowadza duchowe zasady. Na słowo Boga te bezkształtne, wszechogarniające wody skupiają się w jedno miejsce, odsłaniając ziemię, prawdziwe przeznaczenie człowieka. Pojawia się stały ląd, materia, z której i on, człowiek, zostanie stworzony. To wody przez swoją aktywność uwalniają powierzchnię suchą, która teraz stanie się podstawowym obszarem kreacji Boga. Pan mocą swojego słowa powoduje, że ziemia zaangażowana jest w proces tworzenia i wydaje rośliny zielone.

W moim życiu było podobnie; kiedy przestałem brać narkotyki, co w ogóle nie było proste, szybkie i bezbolesne, ukazały się nowe przestrzenie, a na horyzoncie pojawił się stały ląd. Uzależnienie kieruje się swoimi prawami, aby je okiełznać, należy wyjść na brzeg, znaleźć się poza obszarem jego działania. To znaczy, że nie mogłem brać trochę albo rzadziej, należało z tym zerwać zupełnie, zacząć działać w innej rzeczywistości. Gdzie jednak miałem szukać stałego lądu? Rodzina przestała istnieć, na pracę w zawodzie nauczyciela nie miałem co liczyć, a twórczo całkowicie się wypaliłem. Wiary, że życiu można nadać kształt, porządek, sens, nie miałem.

To moje uzależnienie wyznaczyło pierwsze obszary mojej aktywności, i to właśnie ono stało się podstawowym motorem zmian we mnie. Musiałem znaleźć dla niego przeciwwagę. Zacząłem prowadzić zajęcia „Terapia przez sztukę” z osobami uzależnionymi i dziećmi niepełnosprawnymi.

Warto odwołać się do ciekawego obrazu Blake’a przedstawiającego Boga jako Stwórcę. Bóg — schylony z cyrklem w dłoni — stanowi centrum obrazu i właściwie poza Nim nic nie istnieje, reszta jest ciemnością. To On zdominował i rozświetlił całą przestrzeń. Kiedy przyglądam się postaci Kreatora, to ani przez myśl mi nie przejdzie, że mógłby nie dokończyć swojej pracy, że mogłyby zapanować ciemności. W pełni ufam w Jego moc i działanie. William Blake, ważna postać angielskiego romantyzmu, nie pozwala nam się rozpraszać, każe nam patrzeć na Stwórcę. On albo ciemność, a właściwie nie mamy wyboru.

W nowych warunkach, słaby, delikatny, bardzo potrzebowałem Jego wsparcia, jednak poza materią nie potrafiłem niczego ani nikogo wokół siebie zauważyć.

I tak upłynął wieczór, i tak upłynął poranek — dzień trzeci 14.

Dzień czwarty

Niech powstaną światła na sklepieniu niebios, aby oddzieliły dzień od nocy i były znakami dla oznaczenia pór, dni i lat! 15

Działalność Boga przeniosła się tego dnia na sklepienie niebios, jednak tworzone tam dzieło niczego nowego nie wprowadza, gdyż służy ono utrwaleniu podziałów, które wcześniej zostały dokonane. Światła, które powstają, nie są bogami, nie decydują o życiu i śmierci, umaterialniają podział dnia pierwszego, tworząc dodatkowo cykl pór roku, który stanie się kalendarzem i podstawowym wyznacznikiem podziałów czasowych w świecie. Przeszłość, przyszłość, teraźniejszość, ot, co się zmaterializowało. To umaterialnienie ducha ma być pomocą do dalszego tworzenia. Jego działanie ma na względzie przyszłość.

Kiedy jest się na początku drogi, przyświeca nam podstawowe hasło: „żyj dniem dzisiejszym”. Wczoraj już było i przestało istnieć, jutra nie jestem w stanie przewidzieć i nie ma po co się o nie martwić, ale jest dziś, i to jedyny dzień, na który mam realny wpływ. Moje jest „dziś”, reszta należy do Boga. Stając w swej kruchości na początku drogi, jesteśmy w trudnej sytuacji: za nami tylko ciemność, przed nami również ciemność, gdyż doświadczenie życia właśnie ją implikuje. Cóż nam pozostaje? Chwila. Przegrana przeszłość, niewiadoma i niepewna przyszłość, ale radosne teraz. Życie może być ciągiem „teraz”. I tak niektórzy żyją całymi latami, niewiele troszcząc się o przeszłość i przyszłość. Żyję konkretnym dniem, jeżeli to zbyt trudne, to żyję jedną godziną, gdy i to wydaje się nie do osiągnięcia, żyję chwilą — i nic ponad to. O, jak dobrze to poznałem.

On jednak stworzył niebo i ziemię, słońce i gwiazdy, stworzył je dla mnie, może więc warto je zauważyć. Nie jestem sam na tym świecie, ale mam do niego prawo, jak słońce i księżyc, woda i ogień. Nauczyć się cieszyć nocą i dniem, gwiazdami i słońcem, wiatrem i wodą, to było wyzwanie fascynujące i piękne. Z moimi znajomymi wypłynąłem jachtem na włóczęgę po mazurskich jeziorach. Czułem, że na nowo rodzę się do życia, czułem, że znowu chcę, że pragnę żyć.

Pochwalony bądź Panie z wszystkimi swoimi twory, Przede wszystkim z szlachetnym bratem naszym, słońcem, Które dzień stwarza, a Ty świecisz przez nie, I jest piękne i promienne w wielkim blasku; Twoim, Najwyższym, jest wyobrażeniem. Pochwalony bądź, Panie, przez brata naszego, księżyc, i nasze siostry, gwiazdy; Tyś ukształtował je w niebie jasne i ciemne, i piękne. Pochwalony bądź, Panie, przez brata naszego, wiatr, I przez powietrze, i czas pochmurny i pogodny, i wszelki, Przez które dajesz tworom Twoim utrzymanie. Pochwalony bądź, Panie, przez siostrę naszą, wodę, Co pożyteczna jest wielce i pokorna, i cenna, i czysta. Pochwalony bądź, Panie, przez brata naszego, ogień, Którym oświecasz noc, A on jest piękny i radosny, i silny, i mocny. Pochwalony bądź, Panie, przez siostrę naszą, matkę ziemię, Która nas żywi i chowa, I rodzi różne owoce z barwnymi kwiaty i zioły 16.

Michał Anioł, czołowy twórca renesansu, człowiek pragnący wolności, żył w poczuciu zniewolenia przez układy społeczne i siebie samego. Jego geniusz nie znosił pęt, jednak Leonardo mawiał o nim, że jest niewolnikiem kamienia. Artystę pochłaniała praca, oddawał się jej aż do skrajnego wyczerpania. Rzeźbił swoich niewolników pragnących rozerwać więzy — wyzwolić się z bryły kamienia. Pod koniec życia rozbijał młotem swoje ostatnie, podobno najdoskonalsze, rzeźby. Na sklepieniu w Kaplicy Sykstyńskiej malował stworzenie słońca, księżyca i planet. Jego wyobraźnia kipiała i wyrzucała z siebie wizje niemające równych w historii malarstwa. Dostojnicy Kościoła czuli się obrażeni, patrząc na wypiętą na nich pupę Boga, który w zapale twórczym nie zauważył, że wiatr rozwiał Mu szaty. Wszyscy byli oburzeni, ale mimo zgorszenia malowidło z miejsca zostało okrzyknięte arcydziełem. Michał Anioł, artysta genialny, żywiołowy, gwałtowny, nie wyobrażał sobie, aby Bóg był inny.

I tak upłynął wieczór, i tak upłynął poranek — dzień czwarty 17.

Dzień piąty

Niech zaroją się wody mrowiem istot żywych, a ptactwo niech lata nad ziemią pod sklepieniem niebios! 18

Ponowne odkrywanie świata pozwoliło mi zobaczyć go w zupełnie nowej, nieznanej perspektywie. Spojrzałem na rzeczywistość jak na celowy zamysł Boga. Przestała być przypadkowa, fragmentaryczna. Świat miał swoje odwieczne Boskie prawa, które porządkują materię i czynią ją posłuszną woli Stwórcy. Duchowe zasady leżące u początku stworzenia powodują, że życie staje się szczęśliwe i wartościowe.

Życie tylko dla siebie, jak jamochłon, sprawia, że mamy duszę jamochłona. Tego dnia Bóg błogosławił wszelkiemu stworzeniu. Można teraz zrozumieć kazanie św. Franciszka, który tak mówił do ptaków:

Ptaszki, braciszki moje, bądźcie bardzo wdzięczne Bogu, Stwórcy swemu. Zawsze i na każdym miejscu winniście Go chwalić, bo pozwolił wam swobodnie latać wszędzie i dał wam odzienie podwójne i potrójne. I przeto jeszcze, że zachował wasz rodzaj w arce Noego, by nie ubyło rodzaju waszego. Bądźcie Mu również wdzięczne za żywioł powietrzny, który wam przeznaczył. Nadto, nie siejecie i nie żniecie, a Bóg was żywi i daje wam rzeki i źródła do picia; daje wam góry i doliny dla schrony i drzewa wysokie do budowania gniazd waszych. A chociaż nie umiecie prząść ani szyć, Bóg was odziewa i dziatki wasze, więc kocha was bardzo wasz Stwórca, skoro wam tyle zsyła dobrodziejstw; strzeżcie się bracia moi, grzechu niewdzięczności i starajcie się zawsze chwalić Boga 19.

W podobnym duchu malowany jest obraz średniowiecznego malarza Mistrza Bertrama. Jest to typ ikonograficzny często powtarzany jeszcze w okresie późnego gotyku — nieskomplikowana kompozycja, urok bliski naiwności dziecka. Myślę, że do tego obrazu pasuje powiedzenie: piękno to rzeczywistość widziana oczami miłości. Centralnie, na pionowej osi obrazu, znajduje się stojący Bóg Kreator. Błogosławi On swojemu stworzeniu, pochylając się nad nim w miłości. Jego długa zwiewna szata malowana jest w dwu symbolicznych kolorach: niebieskim i czerwonym. Płaskie złote tło symbolizuje świętość i podniosłość chwili. Zdaje się, że zwierzęta ustawione po obu stronach Stwórcy rzędem wydają radosne odgłosy, ciesząc się z obecności Pana. Całość niezwykle prosta, przesiąknięta wielką życzliwością, wyraża dominację idei nad zmysłami i materią.

I stworzył Bóg wielkie potwory i wszelkie żywe, ruchliwe istoty, (…) I błogosławił im Bóg 20.
I tak upłynął wieczór, i tak upłynął poranek — dzień piąty 21.

Dzień szósty

Niech wyda ziemia istotę żywą (…) I uczynił Bóg dzikie zwierzęta (…) I stworzył Bóg człowieka na obraz swój 22.

Kolejny etap to stworzenie wszelkich zwierząt, a i tym razem ziemia odegrała ważną rolę w ich powstaniu. Zdzisław Pawłowski pisze tak:

W przeciwieństwie do pozostałych istot żywych, których proces tworzenia dopuszczał aktywną rolę wód lub ziemi, powołanie do istnienia ludzkości zdefiniowane jest wyłącznie w kategoriach odniesienia do Boga 23.

Dzień szósty to czas, gdy rodzi się nasze człowieczeństwo, którego wyznacznikiem jest podobieństwo do Boga. Jest to chwila, gdy zaczynamy słuchać Jego głosu. Stwórca traktuje nas osobowo, szanując ludzką godność i wolność. Pragnieniem dobrego Ojca jest samodzielność swoich dzieci. Matka Teresa zadaje pytanie:

Czy sądzicie, że nadal potrzebowalibyśmy czołgów i generałów, gdyby wszyscy ludzie umieli dostrzec w swoich bliskich obrazy Boga? 24

Pan w każdym człowieku umie dostrzec to, co dla nas często pozostaje niezauważalne. Podobieństwo do Boga bywa niewygodne, szczególnie kiedy mamy je zauważyć u kogoś. Nie chcemy więc pozwolić, aby stał się dzień szósty. Nasz świat w konsekwencji pozbawiony jest relacji osobowych, a rzeczywistość i ludzi traktujemy przedmiotowo. To zabiera nam godność i podobieństwo do Niego.

Tak wyraźnie i długo doświadczałem życia w takim świecie, że zupełnie zatraciłem świadomość, iż może być inaczej. Nie miałem już nawet takich pragnień, z uporem powtarzałem, że życie jest walką, i całym swoim jestestwem czułem, że tak właśnie jest. Nie było we mnie potrzeby, by myśleć, wierzyć i czuć inaczej. Wiem teraz, że najpierw sami w sobie musimy dostrzec obraz Boga. Podobieństwo do Niego oznacza prymat miłości, prawdy, szacunku do całego stworzenia, to głębokie poczucie jedności świata. Zdzisław Pawłowski mówi nawet:

los istot żywych na ziemi z natury porządku stworzenia nie może być obojętny człowiekowi, ale stanowi podstawowy wymiar relacji między Bogiem a ludzkością 25.

W dalszym ciągu z trudnością odnajduję Boski porządek i jedność ze światem, a Jego obraz, który w sobie noszę, tak często staje się dla mnie niedostrzegalny. Nie zawsze potrafię uszanować drugiego człowieka, z serca błogosławić, pochylić się nad całym stworzeniem i zobaczyć, że jest DOBRE. Często gorzko dźwięczy mi w uszach słowo: „proch”!

Za najbardziej wymowną pracę ukazującą istotę stworzenia uważam fresk Michała Anioła z Kaplicy Sykstyńskiej przedstawiający stworzenie Adama. Malarz zerwał z dotychczasową ikonografią dotyczącą tego tematu. Malowidło przedstawia moment ożywienia Adama poprzez Boskie tchnienie. Kompozycja obrazu wyraźnie podzielona jest na dwie części wzdłuż osi diagonalnej: od lewego górnego do prawego dolnego rogu. Podział ów podkreślony jest zarysem ziemi i nieba, kontrastujących ze sobą ciężarem i tonacją kolorów. Adam przedstawiony jest w pozycji półleżącej, wsparty na łokciu, spoczywa na ziemi. Jego nagie ciało jest harmonijne i piękne. Młody, silny, świetnie zbudowany, o wspaniałej muskulaturze, zachwyca fizycznością. Jednak wyraźnie odczuwamy — chyba bardziej niż widzimy — że czegoś mu brak. Ten brak staje się oczywisty, a nawet wręcz niepokojący, w zestawieniu z niemal symetrycznie umieszczoną postacią Boga, która poraża zdecydowaniem i mocą. Dodatkowo samotna postać mężczyzny przeciwstawiona jest dynamicznej grupie postaci znajdujących się w otoczeniu Boga, osłoniętych Jego płaszczem, który wydął się jak żagiel w porywach wiatru. Stwórca zdecydowanym ruchem ręki wyciąga dłoń w kierunku człowieka, którego ręka — jakby pod wpływem przyciągania ziemskiego — spadając, omdlała, wsparła się na kolanie. Ich dłonie niemal się dotykają wskazującymi palcami, jakby w tej chwili miał nastąpić przeskok iskry elektrycznej, pozwalającej naładować energią obudzoną materię człowieka. Poza kontaktem rąk jeszcze wymowniejszy jest kontakt oczu. Człowiek tęsknym wzrokiem spogląda na Boga, bez którego pomocy zdaje się tylko górą mięśni. W zdecydowanym spojrzeniu Stwórcy jest siła i moc, pewność i miłość, a w twarzy maluje się zamyślenie i troska. W całej grupie otaczającej Boga widoczne jest duże napięcie; oczy wszystkich zwrócone są na człowieka i w wielkiej niepewności oczekują zakończenia cudu stworzenia.

Ta scena nieodparcie nasuwa mi obrazy ludzi uzależnionych. Ja sam, który tego wszystkiego doświadczyłem, chwilami nie mogę zrozumieć, jak ci młodzi, piękni, silni, wykształceni, inteligentni ludzie stają się zupełnie bezsilni, bezwolni, bezradni wobec nałogu. Wówczas myślę, że w większości wypadków u postaw uzależnienia leży choroba duszy, ta olbrzymia niemożliwość odnalezienia w naszym świecie Boga i naszego do Niego podobieństwa. Niby mamy wszystko: zdrowie, siły, pieniądze, samochody, pracę, bliskich, a jednak, nie wiadomo dlaczego, lgniemy do śmierci, jak ćma do świecy, i mimo bolesnych poparzeń nie potrafimy się z tego obłędu wyzwolić. W efekcie nasze życie przypomina bezkształtną ziemię otoczoną ciemnością i bezmiarem wód.

Trudno policzyć, a jeszcze trudniej opowiedzieć, jak często moje nowe życie zalewał bezmiar wód. Mimo że od wielu lat nie brałem narkotyków, czułem, że stałem się niegodny mówić o podobieństwie. Zwątpienie zabierało radość, zabierało sens, zabierało chęć i potrzebę życia. Kilkakrotnie stałem na krawędzi i pragnąłem już tylko przestać istnieć. Doświadczenie porażki i życiowej przegranej pozbawiało mnie nadziei, a brak stałej pracy, domu i perspektyw, uruchamiał nieznośne poczucie niepotrzebności. Pytałem wówczas: po coś mnie, Panie, stworzył? Czyżby po to, abym poznał całe cierpienie i całą nicość świata? Czując, jak przeszkadzam innym w życiu, nie chciałem wychodzić na ulicę. Nigdy nie miałem potrzeby sięgnięcia po narkotyki, nawet nie zapaliłem papierosa, nie wypiłem piwa lub wina, jednak byłem bardzo, bardzo nieszczęśliwy. Myślę, że ocalił mnie przyjaciel, a raczej przyjaciółka.

To jednak opowieść o początku, o obecności Boga pośród swojego stworzenia, warto więc zacytować fragment Psalmu 18, w którym śpiewa radość z Jego bliskości.

Miłuję cię, Panie, mocy moja. Pan skałą i twierdzą moją, i wybawieniem moim, Bóg mój opoką moją, na której polegam. Tarczą moją i rogiem zbawienia mego, warownią moją. Wołam: Niech będzie Pan pochwalony! 26

Coraz częściej jednak zdarzają się takie dni, gdy słowa psalmu są moją pieśnią, która wylewa się z głębi i brzmi prawdziwie i nadzwyczaj czysto. To chwile, w których zdaję się słyszeć Jego błogosławieństwo i wydaje mi się, że dostrzegam nasze do niego podobieństwo. Dni takich jest coraz więcej i czasami krzyczałbym z radości, jednak lękam się, żeby Go nie spłoszyć.

I spojrzał Bóg na wszystko, co uczynił, a było to bardzo dobre 27.
I tak upłynął wieczór, i tak upłynął poranek — dzień szczególny: szósty 28.

Dzień siódmy

Tak zostały ukończone niebo i ziemia oraz cały ich zastęp. (…) I pobłogosławił Bóg dzień siódmy, i poświęcił go.

Dzień siódmy kończy akt stworzenia. To czas błogosławiony. Wyraża nową jakość w całym cyklu stworzenia. Praca została ukończona. Świat uzyskał ostateczny kształt, a człowiek tożsamość, która oparta jest na bliskim kontakcie z Bogiem i poczuciu jedności z całym światem. Nastał czas Boga.

Bywa, że człowiek w swoim zabieganiu, w swoich troskach i zmartwieniach, zapomina od dniu błogosławionym, nie ma na niego czasu. Może właśnie tego dnia warto nastawić uszu i posłuchać, co Bóg chce nam powiedzieć? Czy jesteśmy w stanie Go usłyszeć, gdy dudnią w nas nasze pragnienia, potrzeby? Czy możliwe jest choć na chwilę przerwanie swego wewnętrznego monologu i posłuchanie innego głosu? Dobrze wiem, jakie to trudne, a czasami wręcz niemożliwe.

Na temat dnia siódmego Pawłowski pisze tak:

Punktem kulminacyjnym procesu stwórczego dokonującego się w ciągu sześciu dni jest stworzenie ludzkości, jednak jego celem nie jest ludzkość, lecz dzień Bożego odpoczynku. Dzień siódmy zatem jest w pełnym tego słowa znaczeniu rekapitulacją całego porządku stworzenia: w nim stworzenie osiąga nie tylko swój właściwy cel, ale zostaje doprowadzone do swojej doskonałości 29.

Radość świętowania, spokój kontemplacji, przyjemność bycia razem, to chwile, które nadają życiu jakość. Dla mnie to dzień rodzący duchową głębię. Warto chociaż spróbować cieszyć się wtedy całością i jednością stworzenia: wiosną, latem, wodą, ziemią, słońcem, wiatrem, lasem, życiem, sobą, Bogiem. Ja bywam zachwycony! Często czuję się tak, jakbym po wielu godzinach błądzenia w lesie znalazł drogę i mimo utrudzenia, znacznej odległości od domu, poczuł się bardzo szczęśliwy, gdyż wiem, dokąd iść. Miejsca stały się znajome, przyjazne, bliskie, a zbliżający się zmierzch nie napawa lękiem, lecz przypomina, że w domu ktoś czeka z ciepłą kolacją. I słyszę w sobie cichy głos:

Gdziekolwiek byłoby dwóch, nigdy nie będzie tak, aby Bóg nie był z nimi, tam zaś, gdzie jeden pozostanie sam, powiadam mu, że jestem razem z nim. Dźwignij kamień, a ujrzysz, że jestem tam obecny, spróbuj rozłupać drwa, a zobaczysz, żeś Mnie odnalazł. Niech nikt, kto szuka, nie spocznie, póki Mnie nie znajdzie, kiedy zaś Mnie znajdzie, ogarnie go zdumienie, a wciąż się dziwiąc, osiągnie królestwo, osiągnąwszy zaś królestwo, zdobędzie pokój 30.

Na Jego cichy i pewny głos odpowiadam nieraz zwątpieniem. Przypominają mi się słowa Matki Teresy:

Nigdy jednak nie potrafię Cię odnaleźć w moich, małych, codziennych smutkach. Gdzieś, pośród ziemskich trosk, zapominam o Twojej zbawczej męce, a radość z Twojego zmartwychwstania tonie w bezbarwnej i monotonnej krzątaninie wokół moich własnych spraw 31.

Z wielości prac przedstawiających zamknięcie cyklu stworzenia wybrałem obraz Hieronima Boscha zatytułowany Raj. W tle majaczą góry o biomorficznych kształtach. Roślinność rajskiego ogrodu zadziwia: obok normalnych drzew pojawiają się ni to rośliny, ni to zwierzęta, swoją formą przypominające budowle. Podobnie zwierzęta: baśniowe białe jednorożce żyją obok słoni i jeleni, ale widoczne są również różne inne dziwadła. Na pierwszym zaś planie Adam i Ewa, którym towarzyszy Bóg — wygląda bardzo dostojnie, cały w purpurze, zdaje się, że ofiarowuje Adamowi rękę Ewy. To świat zgody i pokoju, piękna i szczęśliwości. W cichości wszyscy o nim marzymy, mimo że tak często wątpimy w jego możliwość jego istnienia.

Takie były dzieje nieba i ziemi podczas ich stworzenia 32.

Drugi opis stworzenia człowieka

W chwili gdy dobrnęliśmy do szczęśliwego końca opowieści o stworzeniu, okazuje się, że nie wszystko jest takie proste, jak wynikałoby z biblijnej historii. Zaczyna się nowa opowieść, która z pozoru w wielu miejscach przeczy pierwszej. Wczytując się w nią, uzmysłowiłem sobie, że to zdarzenie opowiada ktoś inny. Tak jakby była to relacja człowieka opowiedziana poprzez jego ludzkie słabości, która w konsekwencji okazuje się opowieścią o upadku, a nie o stworzeniu.

Obudziłem się wcześniej niż zwykle i znowu zacząłem myśleć o początku. Zacząłem się modlić i spróbowałem się wyciszyć, gdyż nie wiedząc dlaczego, czułem się niespokojny i wzburzony. Wówczas poczułem moją delikatność, moją kruchość, moją chwilowość. Nie lękałem się, nie pragnąłem, nie czułem napięcia, jednak niemal fizycznie odczuwałem delikatne wewnętrzne drżenie. Jakby liść rozedrgany na wietrze, ulotny, migotliwy, cały zawarł się w mojej głębi. Zdałem sobie sprawę, że to jest we mnie od zawsze. Uświadomiłem sobie, że całe życie starałem się od tego czegoś uciec. Próbowałem za wszelką cenę to ukryć, w żaden sposób z tym się nie kontaktować, czasami zabić. To nie jest lęk. To uczucie niepewności mojego istnienia, świadomość, że jestem pyłkiem, prochem, tchnieniem. Leżałem i czułem, jak drży moja dusza. Trudno mi było pogodzić się z tym, że nic ode mnie nie zależy, nic, co naprawdę istotne, ważne, znaczące. Moje życie nie zależy ode mnie, ono nawet do mnie nie należy. Kto inny jest jego panem i ma nad nim władzę. Jestem, a za chwilę mnie nie będzie, jak mego ojca, brata i większości moich przyjaciół. Wówczas, dawno temu, gdy umierałem, nie bałem się śmierci, chociaż wydawała się bardzo bliska, teraz wydaje się odległa i też nie robi większego wrażenia. Natomiast nie do zniesienia jest ta słabość, niepewność, bezsilność i to poczucie niewiedzy. Co będzie jutro, co stanie się za chwilę, poczułem się przytłoczony niepewnością… Uświadomiłem sobie, że tu zaczyna się druga opowieść o początku.

Opowieść z perspektywy człowieka, który doświadcza swojej słabości. Czuje się niesamodzielny i bardzo samotny. Nie wie i nie rozumie, co się wokół niego dzieje. Ma świadomość, że powstał z prochu i czuje olbrzymią zależność. Zaczyna odczuwać pragnienia. W centrum jego świata znajdują się drzewa, z których nie wolno mu jeść. Poczuł, że nie może o niczym decydować, natomiast jest zmuszony wykonywać rozkazy oraz strzec i uprawiać ogród. Wokół ciekawy świat pełen bogactw, a on tu samotny, ze zwierzętami. Pan Bóg uczynił kobietę i przyprowadził ją do człowieka. Krótka radość szybko zostaje zmącona, jakby w wyniku knowań innych, przelotnej słabości, przypadku. Owoc wyglądał i smakował dobrze. Konsekwencje jednak były poważne. Nikt by się ich nie spodziewał — wszystko zaczyna się tak niewinnie. Tu mogłaby się zacząć moja opowieść o upadku, jednak nad nią spróbuję zadumać się innym razem.

Wszyscy nosimy w sobie te dwie opowieści o początku, które przeplatają się ze sobą. Jaki zbudujemy sobie obraz świata, czy z tej pierwszej, czy drugiej relacji, zależy również od nas samych. Każdego dnia bezwiednie opowiadamy sobie te historie i to one kształtują nasze życie, nasze uczucia, naszą codzienność.

Każdego dnia chcę się uczyć widzieć świat z perspektywy pierwszej opowieści, w której Boski zamysł uporządkował materię. Świat jest jasny i prosty, a Bóg błogosławi całemu stworzeniu, pochylając się nad nim z miłością. Człowieka traktuje osobowo, dbając o jego godność, czyniąc go podobnym sobie. Staram się unikać odbierania rzeczywistości poprzez drugą opowieść, której konsekwencją jest upadek i zerwanie więzi z Bogiem, gdyż zbyt boleśnie go doświadczyłem.

1 Kathryn Spink, W ciszy serca. Medytacje i modlitwy Matki Teresy, Verbinum, Warszawa 1988, s. 75.
2 Zdzisław Pawłowski, Opowiadanie, Bóg i Początek. Teologia narracyjna Rdz 1–3. Rozprawy i studia biblijne, Oficyna Wydawnicza Vocatio, Warszawa 20032
3 Rdz 1,2, Biblia Tysiąclecia. Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu, Wydawnictwo Pallottinum, wyd. 2 popr., Poznań — Warszawa 1971, s. 22.
4 Zdzisław Pawłowski, op. cit., s. 299.
5 Thomas Stearns Eliot, East Coker, przeł. Krzysztof Boczkowski, http://homermz.republika.pl e–mail: homermz@plusnet.pl
6 Iz 8,22, Biblia Tysiąclecia, s. 856.
7 Rdz 1,3, op. cit., s. 22.
8 Zdzisław Pawłowski, op. cit., s. 304.
9 Genesis 1,6, Biblia — Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu z apokryfami, Brytyjskie i Zagraniczne Towarzystwo Biblijne, Warszawa 1990, s. 9.
10 Ps 22,15–16, op. cit., s. 598.
11 Rdz 1,7, Biblia Tysiąclecia, s. 22.
12 Zdzisław Pawłowski, op. cit., s. 308.
13 Rdz 1,9.11, op. cit., s. 22.
14 Zdzisław Pawłowski, op. cit., s. 308.
15 Rdz 1,14, Biblia — Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu z apokryfami, s. 9.
16 Kwiatki świętego Franciszka z Asyżu, Wydawnictwo Zielona Sowa, Kraków 2003, s. 17.
17 Zdzisław Pawłowski, op. cit., s. 312.
18 Rdz 1,20, op. cit., s. 9.
19 Kwiatki świętego Franciszka z Asyżu, s. 43.
20 Rdz 1,21.22, op. cit., s. 9.
21 Zdzisław Pawłowski, op. cit., s. 322.
22 Rdz 1,24.25.27, op. cit., s. 9.
23 Zdzisław Pawłowski, op. cit., s. 335.
24 Matka Teresa z Kalkuty, Miłość owoc, który dojrzewa w każdym czasie, Rozważania na każdy dzień, wyb. Dorothy S. Hunt, Wydawnictwo Księży Marianów, Warszawa 1991, s. 84.
25 Zdzisław Pawłowski, op. cit., s. 342.
26 Ps 18,2–4, op. cit., s. 593.
27 Rdz 1,31, op. cit., s. 10.
28 Zdzisław Pawłowski, op. cit., s. 329.
29 Zdzisław Pawłowski, op. cit., s. 346.
30 Kathryn Spink, op. cit., s. 65.
31 Ibidem, s. 64.
32 Rdz 2,4, op. cit., s. 10.

Zaduma nad Początkiem
Zenon Nienartowicz

(ur. 1953 r. – zm. 11 grudnia 2015 r.) – absolwent ASP w Poznaniu, pracował w Ośrodku Rehabilitacji Narkomanów i Fundacji „Daj Szansę” w Toruniu, prowadził zajęcia indywidualne z dziećmi niepełnosprawnymi, uprawiał grafikę komputerową, rzeźbę, rysunek, pisał o uzależnieniu i...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze