Niedawno objąłem nowe obowiązki w zarządzie Fundacji św. Józefa. Wiąże się to między innymi z koniecznością regularnego bywania w Warszawie. Kusi mnie, żeby rozwinąć wątek Ślązaka w stolicy, ale jeszcze tym razem się oprę (choć na dłuższą metę opór jawi mi się jako daremny). W każdym razie musiałem przeorganizować codzienność. Zdarza mi się nocować w siedzibie Fundacji. Temu zawdzięczam epizod stanowiący inspirację nie tylko dla tytułu niniejszego felietonu.
W łazience siedziby Fundacji wpadłem na żadło. Wiem – obecność lustra w łazience nie powinna mnie zaskakiwać (zwłaszcza jeśli nie jest to lustro do krainy czarów). Ale w tej łazience oprócz standardowego, wielkiego żadła na ścianie jest jeszcze drugie, dwustronne, okrągłe, zamocowane na przemyślnym wysięgniku. Przypominam, że piszący te słowa jest celibatariuszem niezbyt intensywnie dbającym o wygląd. Proszę zatem się nie dziwić, że obecność dwóch żadeł – podczas gdy oszczędnie potrafię wykorzystać jedno – nieco mnie rozbawiła. Tym bardziej że z jednej strony żadełko miało powiększające właściwości i ujawniało, że zmarszczki na moim czole mają co najmniej szerokość wilczych dołów z pól grunwaldzkich. Odkrycie to jednak niezbyt mnie zmieszało, bo prócz pewnej dozy estetycznej konfuzji przyniosło skojarzenie z pewnym biblijnym tekstem. „Jeżeli bowiem ktoś przysłuchuje się tylko słowu, a nie
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń