Kilka tygodni temu rozmawiałem z kolegą, który duszpasterzuje w wielkim mieście. Nawiedził mnie na śląskiej prowincji, a ponieważ mój nieoceniony wikariusz jest na urlopie i rzadko się ruszam z Tychów, dlatego z ciekawością chłonąłem wieści z wielkiego świata. Szczególnie jeden wątek przykuł moją uwagę. I to na tyle, że natychmiast postanowiłem poświęcić mu felieton. Tym razem tytuł wyjaśnię na końcu, a zacznę od zjawiska, o którym opowiedział mi ów wielkomiejski gość. Mianowicie wygląda na to, że część osób, które w ubiegłych miesiącach dokonały „aktu apostazji” czy też „wystąpiły z Kościoła” – jak określa to stosowna Instrukcja KEP – nadal pojawia się w kościele, uczestniczy w Eucharystii (a zachodzi wręcz podejrzenie, że się spowiada i przystępuje do komunii).
Jeśli tak jest rzeczywiście – a podobne sygnały docierały do mnie też z innych stron – to sprawa wymaga, moim zdaniem, chwili uwagi, niekoniecznie bowiem pojęcie „apostazja”, które oznacza, jak wyjaśnia wzmiankowana Instrukcja, całkowite porzucenie wiary chrześcijańskiej, jest tutaj adekwatne. Oczywiście – najprawdopodobniej zdecydowana większość osób formalizujących swoje opuszczenie Kościoła robi to dlatego, że nie wierzy w Chrystusa jako zbawiciela człowieka. I są to po prostu apostazje kończące czasem długi proces erozji wiary i związku z Kościołem. Ale nie jest wykluczone, że jest jes
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Anna, 2 lutego 2022
To raczej odpowiedź:
Kilka lat temu wystąpiła m z Kościoła – na papierze. Uczęszczała m na Msze i czasem nadal to robię , lecz przeczytałam kiedyś, że w średniowieczu każdy mógł przyjść na Msze, każdy mógł uczestniczyć do wyznania wiary, potem wychodzili Ci co nie wierzyli, a wierzący pozostawali. Wychodze więc po kazaniu, ale nie dlatego, że nie wierzę, lecz dlatego, że wierzę jak wiele możemy zrobić naszymi umysłami, nawet stwierdziłam kiedyś, że jesteśmy kanibalami.
Na początku, za raz po apostazji, czułam się jakby to nic nie zmienialo w moim, życiu, później odczuwałam bunt. Bunt, że nie mogę przyjąć komuni świętej, bunt, że nie mogę iść do spowiedzi. Któregoś razu odczuwałam tak silny bunt i przeciwstawienie się temu, a nawet post cenie myśleniem, że przecież i tak mnie nikt nie sprawdzi, że podeszłam. Śpiewano wtedy, „spróbuj jak dobry jest Pan”.- spróbowałam – nie smakowało. Przeszło mnie.
Do konf esjonalu nje podeszłam ani razu.
Z tym, że Jezus jest Zbawicielem, klucilabym się. Z jednej strony, chodziło o to, że całym sobą pokazywał, że to Bóg zbawia, ale z drugiej – kiedyś słyszałam stwierdzenie, że malzonkowie zbawiaja się przez współżycie seksualne. Dziwne, ale teraz wiem o co w tym chodziło. Widziałam też mężczyznę, który tylko w taki sposób umiał się „spowiadać”, a zaprzestał. Chodził zgarbiony, bolały go korzonki, ciężko było mu wstać nawet. To płyny, które w nas zalegają, to to życie, które nam ciąży. Zbawia my się i zarażamy, droga kropelkową. Jeden drugiego brzemiona nosi – aż ich nie wypuści.
Teraz spowiadam się przed Bogiem – bezpośrednio bądź pośrednio – jak teraz.
Komunie przyjmuje duchowo, bądź spożywam posiłki.
Ale to Bóg mnie błogosławi.
Powód apostazji – życie wolności.
Przyjęłam to w duchu.