Wolność w spowiedzi
Oferta specjalna -25%

Dzieje Apostolskie

0 opinie
Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 59,90 PLN
Wyczyść

Przyjęcie sakramentalnego znaku wiary nie musi być dla człowieka doświadczeniem łatwym. Jest bowiem zawsze konfrontacją grzesznego i słabego człowieka z Bożą dobrocią, która wydaje się czasem niezrozumiała lub zbyt wymagająca. Jest to także konfrontacja człowieka ze znużeniem i bezradnością wobec samego siebie.

Od wieków chcąc pocieszać, koić lęk przed karą wieczną, obdarzać łaską przebaczenia, spowiedź sama wzbudzała lęk, wstyd, była ludzkim dramatem – i to nie tylko dla wyznających grzechy; była ciężkim obowiązkiem także dla spowiedników.

Obok częstych dziś poszukiwań spowiedzi pogłębionej, która dotyka rzeczywiście duchowej strony człowieka i jest znakiem tego, że problemu wiary nie da się sprowadzić do płaszczyzny tylko psychologicznej, trwa mniej lub bardziej jawna debata nad możliwościami ucieczki od dotychczasowego sposobu jednania się z Bogiem i bada się psychologiczne ograniczenia do stosowania dotychczasowych kryteriów oceny grzechów.

Sakramenty Kościoła są świętowaniem i najbardziej intensywnym spotkaniem człowieka z Bogiem na ziemi. Są zwiastowaniem i celebrowaniem miłości i dobroci Ojca do każdej osoby, a także prawdziwą odpowiedzią miłości, jaką może ona dać Stwórcy. Pomimo tego przyjęcie sakramentalnego znaku wiary nie musi być doświadczeniem łatwym. Jest zawsze konfrontacją grzeszności i słabości ludzkiej z Bożą dobrocią, która wydaje się czasem niezrozumiała lub zbyt wymagająca. Jest to także zderzenie człowieka ze znużeniem i bezradnością wobec samego siebie. Szczególnie dotyczy to spotkania z Miłosierdziem w sakramencie spowiedzi. Sakrament pojednania z Bogiem stwarza prawie zawsze znaczne trudności. Pojednanie — przyjęcie wyzwalającej łaski — kosztuje człowieka wiele. A może problemem jest tylko zewnętrzna forma celebracji, która mogłaby być zmieniona bez uszczerbku dla wewnętrznej treści, a przynosiłaby nie mniej pożytku spowiadającym się?

Powszechne pytania

Stawiane dzisiaj pytania, dotyczące zmian w formie spowiedzi — czy to konieczne, aby wyglądała tak, jak dotąd, czy nie można przyjąć zasady ogólnej absolucji, jak robi się to w niektórych kościołach na Zachodzie Europy, lub czy nie wystarczy osobista, gorąca modlitwa o przebaczenie wypływająca z autentycznego żalu itp. — świadczą o istnieniu prawdziwego ludzkiego problemu. Propozycje rozwiązania wypływają z osobistego doświadczenia osób spowiadających się i często powodowane są poczuciem strachu lub wstydu podczas tego sakramentu. Niestety, stawiane wyżej postulaty wcale nie muszą prowadzić do bardziej autentycznego spotkania z Bożym Miłosierdziem. Mają one na celu złagodzenie stresu związanego ze skrępowaniem i lękiem, próbują więc rozwiązać problem psychologiczny spowiadających się osób. Byłoby to rozwiązanie tylko cząstkowe. Tymczasem przemyślenia wymaga przede wszystkim problem teologiczny i to największej wagi: kwestia ludzkiej wolności, która realizuje się dzięki sumieniu, czyli zdolności człowieka do samostanowienia.

Pojawiają się też inne pytania, które spotyka się dziś dość powszechnie. Jak się zdaje, zadawane są raczej przez osoby zniechęcone spowiedzią: jak rozumieć obowiązek corocznej spowiedzi, jaki powinien być spowiednik, pełniący potrójną rolę: „lekarza”, „sędziego” i „ojca”? Kiedy żal za grzechy jest wystarczający, by otrzymać rozgrzeszenie? Czy wystarczy żal ze względu na wstręt do grzechu i strach przed piekłem, czy też konieczny jest żal doskonały, płynący z miłości do Boga? Jak powinno się postępować wobec „recydywistów”, którzy ponownie, mimo ostrzeżeń spowiednika, ulegają tej samej pokusie? Jakie znaczenie dla osądu grzechu mają okoliczności jego popełnienia? Kiedy jest grzech śmiertelny, kiedy „tylko” powszedni? Jaka powinna być rola sumienia, a jaka autorytetu w podejmowaniu decyzji?

Takie pytania pokazują, że obok częstych dziś poszukiwań spowiedzi pogłębionej, która dotyka duchowej strony człowieka, trwa — mniej lub bardziej jawna — debata nad możliwościami ucieczki od dotychczasowego sposobu jednania się z Bogiem. Wątpliwości te wskazują, że problemu winy i przebaczenia nie da się sprowadzić do płaszczyzny tylko psychologicznej. Bada się przy tym psychologiczne ograniczenia, które powodują, że wydaje się niemożliwe stosowanie dotychczasowych kryteriów oceny grzechów. Nie jest to problem nowy. Wystarczy zauważyć, że gdy np. Delumeau bada historię spowiadania, dochodzi do paradoksalnych wniosków, że od wieków, chcąc pocieszać, koić lęk przed karą wieczną, obdarzać łaską przebaczenia, spowiedź wzbudzała lęk, wstyd, była ludzkim dramatem — i to nie tylko dla wyznających grzechy. Była ciężkim obowiązkiem także dla spowiedników. „Spowiedź — pisze Delumeau — chciała pocieszać, ale najpierw niepokoiła grzesznika. Wybaczała mu niestrudzenie, czyż jednak nie wydłużyła ponad rozsądną miarę listy i okoliczności grzechów? Spowiedź wysubtelniła sumienie, rozwinęła w człowieku życie wewnętrzne i poczucie odpowiedzialności, ale także rozbudziła skrupuły i była dla całych milionów wiernych ciężkim brzemieniem”.

Między penitentem a spowiednikiem

Warto jednak ponownie przejrzeć także postulaty, jakie stawia się spowiednikowi. Które z nich, dla dobra penitenta, koniecznie trzeba zrealizować? Może należy jeszcze raz określić, co służy, a co przeszkadza dobrej spowiedzi? Z czego spowiednikowi nie wolno ustąpić, a czego powinien raczej unikać, by np. nie próbował zastępować terapeuty czy psychiatry, do czego zupełnie nie jest przygotowany, a czego często oczekują penitenci?

Znajdujemy się w sytuacji dylematu związanego ze spowiedzią: z jednej strony rozumiemy jej konieczność, z drugiej lęk przed nią i niepewność. Istnieją różne kryteria oceny problemu przyjmowane przez księży i przez osoby świeckie. Już od wieków „skala wartości i kryteria oceny grzechów rzadko były takie same po obu stronach konfesjonału. Można się zastanawiać, w jakiej mierze dwaj partnerzy sakramentu pojednania mówili tym samym językiem, żyli w tym samym świecie i w ten sam sposób pojmowali grzech śmiertelny”. Także i dziś w potocznym odbiorze istnieje ogromna dysproporcja w podejściu do tego sakramentu pomiędzy osobami świeckimi, które borykają się ze spowiedzią, a księżmi, którzy jej słuchają i mają swoje z nią problemy. Musimy przyjąć za punkt wyjścia sytuację człowieka zranionego przez wcześniejszą praktykę wyznawania grzechów. Być może jest to doświadczenie każdego katolika. Jednak da się odnaleźć takie wymiary sakramentu pokuty, które może warte są tego powszechnego zranienia.

Nie zamykając oczu na ludzkie opinie, warto zadawać sobie pytanie, co robić, żeby spowiedź dla obu stron: i penitenta, i spowiednika, była tym, czym jest w rzeczywistości w obu jej wymiarach: ludzkim i Boskim. Jest przecież celebrowaniem pojednania, czyli dziełem wyzwolenia z niszczącej mocy ludzkiego grzechu i manifestacją Bożej mocy przebaczania. Jest dramatem pojednania dokonującym się za cenę Ofiary Syna Bożego.

Spowiednik niekoniecznie musi pełnić rolę balsamu łagodzącego ludzki lęk i niepewność. Patronem spowiedników jest Jan Vianey, święty proboszcz z Ars. Nie był on wcale księdzem łatwym w kontakcie. Surowy, ascetyczny, wymagający. Dziś uchodziłby raczej za fanatyka. Był czas, że spowiadał przez 16 godzin dziennie w zimnym kościele. Stracił czucie w nogach z powodu odmrożenia. Ludzie, którzy przyjeżdżali do niego z całej Francji musieli niekiedy czekać na spowiedź przez kilka dni. Ars stało się miejscem pielgrzymek tysięcy pokutników szukających pojednania z Bogiem i rzecz jasna, miejscem najazdu ciekawskich. Święty proboszcz nie był łatwym spowiednikiem. Niekiedy, nie wiadomo dlaczego, odsyłał kogoś na koniec kolejki. Innym razem zaczepiał w drodze do kościoła i sam zaczynał wymieniać grzechy osoby, którą sobie wybrał. Jedno, co na pewno łączyło spowiedzi wszystkich przychodzących do niego, to nieustępliwość Proboszcza, który nie godził się na częściowe, niepełne, tymczasowe czy udawane pojednanie z Bogiem. Miał dar przenikania serca i widział, sobie znanym sposobem, czy spowiadający się rzeczywiście dokonał wewnętrznej zmiany hierarchii wartości i rozumienia istoty rzeczy. Wiedział, czy dokonało się prawdziwe nawrócenie. Jeżeli miał wątpliwości, nie wahał się być nieustępliwy i surowy. Ale nawet ta surowość nie odstraszała grzeszników, którzy często później chwalili się, że Jan Vianey chłostał ich naganami i zmuszał do zmiany życia. Mówili to ze łzami w oczach, takimi, jakie zobaczyć można u osób rzeczywiście wyzwolonych i szczęśliwych.

Znamienne są, wyrażane także dzisiaj, pragnienia wielu penitentów, aby spowiedź była prawdziwym i pełnym pojednaniem z Bogiem. Chcą oni, aby rozpoczynała ona nowy etap i zamykała ostatecznie dotychczasową historię życia. Często takie osoby umawiają się osobiście ze spowiednikiem i zaczynają od tego, że chcieliby wyspowiadać się inaczej niż dotąd. Chcieliby uwolnić się od „formułek”, które im to wszystko infantylizują i uformalniają. Niekiedy proponują rozmowę nieanonimową i poruszającą wiele splecionych ze sobą spraw dotkniętych i zdeformowanych przez grzeszność.

Pragnienie spowiedzi pogłębionej, dotykającej dotąd nie zauważanych problemów i rozjaśniającej motywy postępowania, natrafia często na prawie niepokonywalną barierę czasu księdza. Niekiedy budzi u niego strach: zajmuje ona bowiem co najmniej pół godziny oraz wymaga dodatkowych, niemałych kompetencji spowiednika. Oprócz autentycznej wiary kapłana potrzebne są mu przecież jeszcze przeróżne umiejętności: wiedza z teologii moralnej, dar rozeznawania, znajomość charakterystycznych cech duchowości wspólnot i ruchów religijnych, rozróżnianie duchowych kryzysów od problemów psychicznych. Na dodatek konieczna jest jeszcze umiejętność radzenia sobie w sytuacjach, gdy penitent po prostu potrzebuje fachowej pomocy psychiatrycznej, nie zaś czytania mistyków. Czy ksiądz, obok wielu koniecznych do jego posługi umiejętności, jest w stanie podołać jeszcze tym wszystkim oczekiwaniom? Czy nie jest konieczne powołanie nowych instytucji duszpasterskich dla duchowego towarzyszenia osobom, które tego potrzebują lub o to proszą?

Czym jest spowiedź?

Według Katechizmu Kościoła Katolickiego spowiedź jest jednym z sakramentów uzdrowienia (obok namaszczenia chorych), którego celem i wewnętrzną treścią jest otwarcie człowiekowi możności powrotu do łaski chrztu. W starożytności nie było dyskusji, czy i jak często powinniśmy się spowiadać. Chrześcijaństwo zmagało się wtedy z problemem, ile razy w ciągu życia można uzyskać wyzwalającą łaskę przebaczenia Bożego. Dzięki tej dyskusji — jej śladem jest dzieło Pasterz Hermasa z przełomu I i II wieku — przyjęto w Kościele ważną zasadę, że nie tylko chrzest gładzi grzechy, ale możliwe jest ponowne oczyszczenie duszy przez sakrament pojednania. Zwyciężyło duszpasterskie podejście pasterzy Kościoła do grzeszników, które otwarło drogę częstej celebracji sakramentu.

Adrienne von Speyr, w swojej książce Spowiedź, pisze, że aktualizuje się tutaj — dla tego jedynego penitenta — coś, co nazywa ona postawą spowiedzi Syna. Oznacza to dla niej pełne i bezwarunkowe powierzenie siebie Ojcu w całkowitej szczerości i otwartości. Przynosi ono człowiekowi wyzwolenie, zawiera w sobie sens spowiedzi. Sakramenty Kościoła są odzwierciedleniem życia Pana, tam też znajdują swą prawdę i prawzór. Podczas bycia na ziemi Jezus „trwał przed Ojcem w postawie, jaką powinien przyjmować penitent wobec spowiednika, Kościoła i samego Boga: w całkowitej, niczego nie skrywającej otwartości, w nieustannej gotowości przyjęcia Ducha Świętego, w pewności znajdowanej nie w sobie samym, lecz w Ojcu i Jego Duchu”. Jego relacja z Ojcem obejmuje to, co zawiera spowiedź: wyznanie grzechów, skruchę i zadośćuczynienie człowieka, jak też rozgrzeszenie udzielane przez Boga. Syn Boży stawszy się człowiekiem dzieli los oddalonych od Boga ludzi. Żyje jako jeden z tych oddalonych. Jezus, w miarę jak nabiera ludzkiej wiedzy o grzechu, coraz bardziej bierze cudzą winę na siebie po to, by Ojciec, patrząc na Niego, widział, jak Jezus coraz pełniej przyjmuje na siebie winę świata i staje się jednym z grzeszników. W ten sposób — mówi von Speyr — Ten, który zna prawdę o grzechu, jest Tym, który go w prawdzie wyznaje — powierza siebie Ojcu.

Kiedy człowiek wyznaje swe przewinienia na spowiedzi, wówczas między nim i grzechem zachodzi podwójna relacja: uznając i wyznając winę, utożsamia się z nią, a zarazem uznaje siebie za grzesznika. Uznając jednak winę za swoją, równocześnie dystansuje się od niej przez akt żalu. Wiąże się ze swoją winą po to, by się od niej uwolnić… Przystępuje do spowiedzi, bo chciałby po niej rozpocząć nowe życie.

Syn–Chrystus w swojej relacji do Ojca podobny jest do penitenta tęskniącego za nowym życiem. Bóg–Człowiek nie chce i nie może występować wobec Ojca jako „lepiej wiedzący”. Oznacza to Jego bezgraniczne posłuszeństwo oraz wyznanie nie ubarwione, nie zaśmiecone ludzkimi dywagacjami, wolne od przywiązania do grzechów, które komuś innemu mogą wydawać się interesujące lub wybaczalne. Osąd, ocenę, rozłożenie akcentów w całości pozostawia Ojcu. Idzie w tym tak daleko, że „w chwili najgłębszych ciemności wyznania na Krzyżu Syn przestanie Ojca rozumieć. Działanie pozostawia samemu Ojcu. Rozgrzeszenie z wszystkich grzechów, jakie na siebie wziął, otrzymuje dopiero na Krzyżu, dopiero w momencie śmierci…” Nasze winy nosił tak bardzo serio, że w chwili śmierci — mówi von Speyr — nie wykluczał nawet możliwości potępienia. Jego spowiedź jest zdaniem się całkowicie na wolę Ojca wobec Niego. Nie wyznaje grzechów pod warunkiem, że dane Mu będzie rozgrzeszenie. Zmartwychwstanie oddzielone jest od śmierci na Krzyżu przez ciszę Wielkiej Soboty, w której działać może już tylko Ojciec, nie Syn.

Postawa spowiedzi oznacza całkowite, bezwarunkowe powierzenie się grzesznika Sądowi Boga, podobnie jak powierza się Ojcu Syn Ukrzyżowany.

W spowiedzi sakramentalnej w Kościele spotyka się dwóch ludzi: ksiądz i penitent, którzy wtedy spotykają się naprawdę, kiedy obaj, tak jak Syn Boży, przyjmą postawę spowiedzi: wyznania swojej grzeszności z nadzieją na niezasłużone usprawiedliwienie przez Boga.

Dla kapłana postawa spowiedzi oznacza jeszcze coś innego: gotowość do wysłuchania i przyjęcia na siebie winy penitenta. I tak, spowiednik obciążony grzechem, który co dopiero usłyszał, staje wobec Sądu Bożego w postawie wyznania i żalu za niego. Wtedy słowa Ewangelii, jakie wypowiada do grzesznika: „ja odpuszczam tobie grzechy”, wypowiada jednocześnie do siebie i do spowiadającego się. Są to słowa Dobrej Nowiny dające zmartwychwstanie.

Penitent z kolei — to grzesznik, który staje w postawie spowiedzi wobec księdza, Kościoła i Boga, i wie, że ma prawo — jak Syn na Krzyżu — oczekiwać tylko śmierci. Staje jednak z nadzieją, że przez tę śmierć w ramionach Ojca przejdzie do zmartwychwstania.Pytamy, czy ktokolwiek z nas, czy też naszych penitentów, ma świadomość tego, co dzieje się wewnątrz rytu celebracji spowiedzi? Przecież w miejscu grzesznika Syn Boży staje wobec Ojca w postawie spowiedzi, wyznaje jego grzechy i wkracza w ciemność tego wyznania jak w ciemność śmierci na Krzyżu. Bez względu na to, czy mamy tego świadomość, czy nie, od chwili naszego chrztu takie „zastępowanie” nas przez Syna–Chrystusa dzieje się bezustannie. „Kiedy bowiem my nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, sam Duch wstawia się za nami w błaganiach, których nie można wypowiedzieć słowami” (Rz 8,26).

Zadanie spowiednika — chronić wolność sumienia

Spróbujmy określić, jaka rola w wydarzeniu spowiedzi przypada spowiednikowi. Ma on utożsamić się z Chrystusem nie tylko z mocy posiadania święceń (ex opere operato). Powinien podczas sprawowania sakramentu przyjąć duchową postawę Chrystusa wyznającego grzechy świata na Krzyżu.

Spowiednik postępuje etycznie, jeśli przyjmuje postawę spowiedzi w imieniu penitenta. Często wszystko, co może dać spowiadającemu się, to cierpliwe słuchanie i celebrowanie sakramentu, doszukując się w nim minimum skruchy, jakim jest wyznanie: „wiem, że nie postąpiłem zgodnie z nauką Wspólnoty Kościoła i żałuję, że nie żałuję”. Kapłan musi ponadto być strażnikiem tego, by penitent postępował zgodnie ze swoim sumieniem, i to bez względu na to, czy jest ono dobrze uformowane, czy nie. Jednak powinien informować go o ewentualnych błędach jego sumienia.

Kard. J. H. Newman przypisuje sumieniu człowieka tak wielką rolę, że widzi w nim istotny element ludzkiej religijności. Mówi on, iż „sens moralności i religii, a nawet autorytetu papiestwa (prawa do nauczania, wiązania i rozwiązywania zobowiązań wobec Boga) opiera się właśnie na godności sumienia”. Według Newmana, „nie byłoby sensu słuchać głosu papieża (autorytetu nauczania Kościoła), gdyby człowiek nie stawał najpierw wobec wewnętrznego głosu własnego sumienia, w którym odzywa się Bóg”. Wyciąga stąd wniosek, że „należy słuchać sumienia, bez względu na to, czy jego decyzje są słuszne czy błędne i bez względu na to, czy błąd jest winą błądzącego czy nie… Oczywiście, jeśli człowiek jest winien błędu, którego mógłby uniknąć, gdyby sprawę zbadał poważniej, to jest odpowiedzialny przed Bogiem za ten błąd, ale mimo to, jak długo jest w tym błędzie, musi działać według niego, bo szczerze uważa ten błąd za prawdę”.

Rolą spowiednika jest ocenić, czy człowiek postępuje zgodnie z sumieniem, ale powinien także ocenić, jak ono funkcjonuje. Gdy penitent postępuje nie według sumienia, ale kieruje się lękiem lub psychologicznym poczuciem winy lub też, gdy działa wbrew normom nauki Kościoła, ponieważ jego rozeznanie jest błędne, należy go pouczyć na temat zasad moralności chrześcijańskiej. Jednak dopóki nie włączy w kryteria oceny swoich czynów nowo poznanych praw, powinien postępować zgodnie ze swoim sądem. W takim przypadku, etyczną postawą spowiednika będzie tak sprawę wyjaśnić, aby penitent zechciał szukać nowego światła dla oceny swojego zachowania tak długo, aż pozna, na czym polegał błąd. Wtedy będzie umiał okazać żal za grzechy, który pojmowany jest w chrześcijaństwie jako rozumna ocena swojego czynu jako zły.

Według Newmana, błąd w postępowaniu polega na tym, że gdy ludzie odwołują się do uprawnień sumienia, nie myślą o uprawnieniach Stwórcy, ani o obowiązkach stworzenia w myślach i uczynkach wobec Niego. Domagają się oni prawa do myślenia, wypowiadania się, pisania i postępowania według własnego osądu lub humoru, bez odniesienia do Boga lub jakichkolwiek norm. Wtedy zadaniem spowiednika jest ocenić zdolność przyjmowania przez penitenta postawy spowiedzi, a dopiero po tym zastosować adekwatny sposób reakcji na jego wyznanie grzechów.

Kapłan musi uwzględniać osobiste możliwości spowiadającego się do tego, by szedł za głosem sumienia. Zależy od jego stopnia wolności, a także od czynników psychologicznych, takich jak lęk, świadomość popełnianego zła oraz od praktycznych pomysłów na to, jak zła uniknąć na przyszłość. Na płaszczyźnie duchowej spowiednik musi brać pod uwagę duchowe wyrobienie i wewnętrzną gotowość penitenta na przyjęcie Dobrej Nowiny o miłosierdziu Boga wobec grzesznika.

Sprawa jednak jest bardziej złożona. Używaliśmy bowiem dotąd szerokiego i nie sprecyzowanego dostatecznie pojęcia wolności, która przez różnych ludzi może być odmiennie pojmowana. W książce Źródła moralności chrześcijańskiej S. Th. Pinckaers zestawia dwa modele funkcjonowania ludzkiej wolności: jeden nazywa wolnością ukształtowaną przez wartość, drugi określa jako wolność obojętną wobec wartości.

Wolność obojętna wobec wartości to taka, w której sumienie człowieka rozpoznaje prawo moralne jako pochodzące z zewnątrz. Człowiek ma za zadanie właściwie je rozpoznać i podporządkować mu swoje postępowanie. Do istoty tej wolności należy wybieranie pomiędzy dobrem i złem.

Wolność kształtowana przez wartość to taka, w której sumienie człowieka kieruje się — tak proponuje św. Tomasz — „prasumieniem”, poznaniem zasad moralnych i wskazań Ewangelii oraz gotowością odpowiadania na natchnienia łaski. Taka wolność to zdolność działania w dowolnym czasie, zgodnie z rozpoznawaną wartością i właściwą miarą doskonałości. Wybór zła jest tutaj niedostatkiem wolności. Człowiek w konkretnych czynach kieruje się zarazem wewnętrznym wyborem, jak i podlega zewnętrznym naciskom zwyczajów, opinii, zasad przyjmowanych jako obowiązujące w jego grupie społecznej. Spowiednik ma za zadanie rozpoznać strukturę wolności, jaką posługuje się penitent.

Dobrym przykładem zastosowania powyższych zasad przez spowiedników w konkretnych problemach są sprawy poruszone w dokumencie Papieskiej Rady ds. Rodziny z 1997 roku „O niektórych zagadnieniach moralnych dotyczących życia małżeńskiego — vademecum dla spowiedników” (Kard. Alfonso Lopez Trujillo).

Dokument stwierdza, że według nauki chrześcijańskiej właściwym kontekstem etyki małżeńskiej jest powołanie człowieka do świętości. Służy temu dar czystości małżeńskiej, który wyraża się tym, że ludzka płciowość włączona jest w więź międzyosobową, w całkowite, wzajemne oddanie się mężczyzny i kobiety tak, aby było zachowane pełne znaczenie daru z siebie i zdolności do posiadania potomstwa. Odpowiedzialni małżonkowie są świadomi zaszczytu płynącego ze współpracy z Bogiem w stwarzaniu nowego człowieka, a także chcą być hojni w podejmowaniu decyzji co do posiadania potomstwa. Stosowanie naturalnej regulacji poczęć uznaje się za drogę formowania w człowieku otwartości na dar życia, a także drogę do utrwalenia w sobie prawdziwej koncepcji osoby i płciowości.

Z tych prawd dokument wyciąga konkretne wnioski i wskazania dla spowiedników w ich posłudze wobec małżonków. Celem sakramentu pojednania jest powrót do obcowania z Bogiem, nie zaś tresura postępowania uznawanego za moralne. W takim razie spowiednikowi nie wolno wymuszać u penitentów korekty zachowań oraz koncentrowania uwagi na sprawach dotyczących seksu, jakby były to najistotniejsze problemy moralne. Jak już powiedzieliśmy, o wiele ważniejszy jest powrót do bliskości z Bogiem. Spowiednik powinien szanować tempo działania łaski w duszy penitenta i nie dążyć na siłę do przeskakiwania przez niego etapów rozwoju w okazywaniu miłości, do której spowiadający się jeszcze nie dorósł.

Gdy penitent zadaje pytania, należy zrozumiale i prawdziwie przedstawić naukę Kościoła. Jest to znak, że w duszy człowieka zaczęła się droga większej niż dotąd wrażliwości sumienia. Ale z kolei Vademecum stwierdza, że nawet „częste popadanie w grzech antykoncepcji nie stanowi jeszcze powodu odmowy rozgrzeszenia”. Odmowa może być konieczna dopiero przy braku skruchy. Aby jednak nie pozostawić nie wyjaśnionej do końca sprawy co do hierarchii zagadnień, Vademecum stwierdza rzecz najbardziej zaskakującą. W punkcie ósmym czytamy, że gdy penitent nie dorósł duchowo, nie pojmuje nauki Kościoła i trwa w subiektywnie nieprzezwyciężalnej ignorancji w sprawach czystości małżeńskiej, lepiej jest pozostawić go w tej ignorancji, a najpierw budować jego więź z Bogiem.

Podsumowanie

Osoby uczestniczące w celebracji sakramentu pojednania, czyli i spowiadający się, i bardziej jeszcze ksiądz, powinni dążyć do tego, by przyjmować świadomie postawę spowiedzi: całkowitego, bezwarunkowego powierzenia się Bogu.

Spotkanie człowieka z Bogiem w miłości, czyli także wydarzenie pojednania, dokonywać się może tylko w wolności człowieka. Stąd wypływa zasada wolności sumienia penitenta wraz z jej konsekwencjami. Najbardziej bolesną z nich jest fakt, że człowiek nie jest gotowy do pojednania, ponieważ znajduje się w sytuacji trwałej okazji do grzechu. Wtedy nie może pogodzić się z Bogiem w sposób widzialny — sakramentalny. Musi w takim wypadku jakiś czas iść indywidualną drogą, bez drogowskazów wiary Kościoła, bo jego sumienie błądzi lub podjął decyzję takiego sposobu życia, który z nauką Kościoła jest w sprzeczności.

Spowiednik powinien służyć wyjaśnieniami, by ciemności poszukiwań penitenta rozjaśniać przez światło Ewangelii. Sumienie, jako akt rozumu, jest wrażliwe na prawdę. Kiedy wykracza ona poza dotychczasowy horyzont przyjmowanych zasad, niepokój sumienia może prowadzić do kryzysu otwierającego na nawrócenie i nowe decyzje co do sposobu życia.

Spowiedź to celebrowanie Bożego Miłosierdzia. Lepiej więc, by kapłan okazał się zbyt miłosierny, niż zbyt rygorystyczny. Jego powołaniem jest odchodzenie od osądzania, a przyjmowanie wewnętrznej postawy solidarności z grzesznikiem. Najważniejszą zasadą etyczną dla spowiednika jest chęć pojednania człowieka z Bogiem, ważniejszą niż pragnienie natychmiastowej zmiany jego postępowania.

Podczas pisania tego tekstu korzystałem z następujących pozycji: J. Delumeau, Wyznanie i przebaczenie. Historia spowiedzi, tłum. Maryna Ochab, Wyd. Marabut, Gdańsk 1977; Adrienne von Speyr, Spowiedź, tłum. Wiesław Szymona OP, Wyd. „W drodze”, Poznań 1996; Servais Th. Pinckaers OP, Źródła moralności chrześcijańskiej, tłum. Agnieszka Kuryś, Wyd. „W drodze”, Poznań 1994.

Wolność w spowiedzi
Mirosław Pilśniak OP

urodzony 5 lutego 1959 r. w Mosinie – dominikanin, z wykształcenia matematyk, absolwent Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, autor wielu kompozycji muzyki liturgicznej, obecnych w śpiewniku Niepojęta Trójco....

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze