Wolność płynąca z rezygnacji

Wolność płynąca z rezygnacji

Oferta specjalna -25%

Pierwszy i Drugi List do Tesaloniczan

0 opinie
Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 52,90 PLN
Wyczyść

Szalony konsumpcjonizm ogranicza naszą wolność, a często narusza godność. „Nie chcę być niewolnikiem pewnych rzeczy. Mam swój wewnętrzny świat, który daje mi jakąś niezależność” – mówiła nieżyjąca już aktorka Krystyna Feldman, znana z życiowego ascetyzmu.

Szukałam księżyca
i znalazłam go,
oto on,
błyszczy w środku nocy.
Szukałam mojego kota
i znalazłam go,
oto on
mruczy przy ogniu.
Lecz teraz
nic już więcej nie mam
do szukania,
do znalezienia;
mam wszystko co mi potrzeba


Helene (8 lat) żyjąca w jednej ze wspólnot L’Arche

We Francji od 50 lat istnieją złożone z osób świeckich wspólnoty zwane L’Arche (Arka). Są całkowicie niezależne ekonomicznie, co pozwala im na wyłamanie się z praw rządzących rynkiem i uwolnienie od współczesnego konsumpcjonizmu. Ich założycielem był Lanza del Vasto zafascynowany ideami Ghandiego. Członkowie L’Arche żyją z pracy swoich rąk, doskonalą się wewnętrznie. Nie używają prądu (pralek, lodówek, telewizorów…) i samochodów. Podobna wspólnota powstaje (to już druga próba) w Dębem w Polsce.

Ci, których nie stać na tak radykalne wycofanie się ze świata, a buntują się przeciwko totalnemu materializmowi i konsumpcjonizmowi, żyją bez telewizora, komórek, Internetu, nie kupują gadżetów…

Krystyna Feldman, aktorka, zmarła w 2007 roku: „(…) nie mam lodówki ani pralki. (…) nie mam samochodu (…). Nie mam komórki ani (…) komputera. Nie chcę być niewolnikiem pewnych rzeczy. (…) Poza tym mam też ten swój wewnętrzny świat, który daje mi jakąś swobodę, niezależność – o tyle oczywiście, o ile człowiek może je mieć. Ja to nazywam: górne piętro – takie, które stoi nad wszystkim” – mówiła w rozmowie z Dagmarą Romanowską we wrześniu 2004 roku.

Witamy w świecie konsumpcji

Zachowaniami konsumenckimi we współczesnym świecie rządzi tzw. etos infantylizmu. „Nowy konsument (…) ceni sobie (…) seks bez reprodukcji, pracę nieujętą w karby dyscypliny, (…) nabywanie bez celu, pewność bez wątpliwości, życie bez odpowiedzialności, narcyzm aż do późnych lat (…)” – pisał Samuel R. Barber w swojej książce Skonsumowani. Jak rynek psuje dzieci, infantylizuje dorosłych i połyka obywateli. Nie jest już ważne ani „być”, ani „mieć”, ale „przeżywać przyjemność”, zaspokajać ulotne, kapryśne życzenia. Kolekcjonować wrażenia. Świat współczesny jest szybki – przyjemności pojawiają się i znikają, trzeba się „załapać”. Długofalowe planowanie nie ma sensu, a wszystko co solidne, trwałe i wymagające wysiłku jest nużące i nie do przyjęcia. Atrakcyjna staje się jedynie nowa rzecz, związek, rozrywka, podróż…

– Kiedyś sprzęty miały swoją trwałość. Teraz wymienia się je z powodu koloru, przestarzałego designe’u albo dlatego, że nowy ma dodatkowe funkcje, bez których podobno nie da się żyć! – komentuje Teresa Kaczmarek, ekonomistka. Sama kupuje sprzęty tylko wtedy, kiedy nie da się już ich naprawić. Nie zamierza też wymieniać komórki na nowy model tylko dlatego, że operator oferuje taką możliwość. – W tym pędzie do wymieniania na nowe, otaczania się gadżetami umyka to, co ważne w życiu. Czy jeśli kupię mikser kręcący majonez z szybkością rakiety, to nigdy nie umrę? Wątpię! – śmieje się.

Sześcioletniej córce konsekwentnie odmawia kupowania gazetek o księżniczkach z plastikowymi gadżetami, które się błyskawicznie psują. Zbiera natomiast kolekcje ładnie ilustrowanych książek z klasyką literatury dziecięcej. – Ostatnio córa powiedziała, że nie zamierza przebrać się na balik za księżniczkę. Wymyśliła sobie strój Pippi i była bardzo z tego dumna. Ja też! Wszechobecne reklamy i gadżety są próbą wychowania dzieci na bezwolnych konsumentów – dodaje Kaczmarek.

Dziecko Kasi Cichopek

Medium, które doskonale propaguje konsumpcyjne wartości (abstrahując od nadawanych w nich reklam!) jest telewizja. „(…) być może nie zawsze udaje się przekonać ludzi, co mają myśleć, ale [telewizja] wykazuje jednak porażającą skuteczność w przekonaniu ich, o czym mają myśleć”! – twierdzi Dennis K. Davies, teoretyk mediów.

– Dlaczego pozbyliśmy się telewizora? Żeby mieć wolność wyboru sposobu, w jaki spędzamy czas, na czym zyskuje nasze życie rodzinne. Sami wybieramy filmy czy rozrywkę, które oglądamy, i informacje, które do nas docierają – mówi Robert Mikulik, pracownik HR. – Nie mam telewizora od 15 lat i wiem, że przynosi to same pożytki! – dodaje. Mateusz Halawa, socjolog, autor książki Życie codzienne z telewizorem uważa, że rezygnacja z odbiornika nie jest decyzją jednoznaczną. – Telewizja albo przestaje być komuś potrzebna, albo przestaje wystarczać! Być może ludzie rezygnują z telewizora po to, żeby odłączyć się od hałasu medialnego, ale może także dlatego, że to Internet coraz bardziej tętni życiem.

– Brak telewizora to jest nasz bunt przeciwko „papce medialnej”! – mówi Anna, psycholog. – Nie jest nam potrzebna do życia wiedza o tym, kto zwyciężył w aktualnej edycji „Tańca z gwiazdami”, jak poważny jest kryzys w ekonomii i kiedy Kasia Cichopek urodzi dziecko! W zamian zyskujemy wewnętrzną przestrzeń na własne, cenne przemyślenia – dodaje.

Pisarz Andrzej Stasiuk zapytany o to, dlaczego nie ma odbiornika TV, odpowiedział, że niektórzy ludzie nie potrzebują telewizora, by mieć o czym myśleć.

Jeśli ktoś rezygnuje z telewizji na rzecz Internetu, to zwykle dlatego, że daje on możliwość wyszukiwania na własną rękę informacji, które są dla kogoś interesujące, i porównywania ich. – Początkowo obawiałem się, że będę niedoinformowany! Ale wręcz przeciwnie – od kiedy nie mam telewizora, wchodzę głębiej w temat, Internet daje ogromne możliwości – mówi Mikulik. – I zdecydowanie mam świeższe i bardziej świadome spojrzenie na różne sprawy – dodaje.

Zdaniem znawców mediów, telewizja kreuje obraz, w którym infantylnie czarnobiały świat jest polem nieustannych konfliktów i rywalizacji. Jednocześnie serwuje niekończącą się, znakomicie wpisującą w etos konsumpcjonizmu telenowelę, spektakl o sile, władzy i pieniądzu. – Rezygnując z oglądania telewizji, chcemy sobie oszczędzić nerwów, smutków, zbędnych potrzeb i niezdrowych podniet. W zamian zyskujemy spokój, pogodę ducha i uśmiech wewnętrzny – tłumaczy Anna.

Moda na brak

Z badań wynika, że w 2008 roku przeciętny Polak spędzał przed telewizorem trzy godziny dziennie.

– Nie gapiąc się bezmyślnie w ekran, oszczędzamy czas, który możemy przeznaczyć na ważniejsze dla nas sprawy – rozmowy, czytanie, wspólne wyjścia, spotkania z przyjaciółmi, spacery… – mówi Anna. – Chcieliśmy, żeby nasze córki zamiast patrzeć razem w telewizor, na przykład pobawiły się z innym dziećmi, wchodząc z nimi w realne relacje i budując więzi.

– Telewizja kradnie czas, podobnie jak Internet. Czyni godziny bezużytecznymi! – komentuje Robert Pikosz, redaktor w jednym z wydawnictw. – Od kiedy pozbyłem się odbiornika, dużo częściej biorę udział w różnych wydarzeniach lokalnych i kulturalnych. Dotarło do mnie wtedy, że wielu artystów, aby zachować niezależność, znajduje się poza oficjalnym, medialnym obiegiem! – dodaje. Zdaniem Samuela R. Barbera, konsumpcjonizm „skutecznie kolonizuje liczne obszary decydujące o różnorodności kultury”, oferując w zamian ujednoliconą wersję popkultury silnie powiązanej z reklamą i kupowaniem. Wychowuje sobie w ten sposób kolejnych konsumentów.

Kilkanaście lat temu dzieci, które nie miały telewizora w domu, były podpytywane przez nauczycielki przedszkolne i szkolne, czy rodzice nie mają pieniędzy. – Teraz taki wybór wydaje się mniej egzotyczny, a nawet chyba modny – komentuje Mikulik. Halawa twierdzi wręcz, że w pewnych środowiskach brak telewizora jest dowodem na „kulturalną wyższość”. Pozbycie się go jest modne i oznacza znalezienie się w kręgu takich osób jak Marcin Świetlicki, Andrzej Stasiuk, Anna Maria Jopek, Jan Klata czy Rafał Dutkiewicz (prezydent Wrocławia).

– Oglądanie telewizji to faktycznie obciach. Ale prawdę mówiąc, nie ma czego oglądać! – podsumowuje Mateusz Mikański, grafik w agencji reklamowej. – Programowo telewizja ma niewiele do zaproponowania, wizualnie – jeszcze mniej! A człowiek nieświadomie przetwarza to, co oglądał. Po co się zatruwać – dodaje. Z tego samego powodu bardzo pilnuje, co ogląda w Internecie czy na DVD jego syn, 8letni Mikołaj.

Cena do zapłacenia

W imię ochrony prywatności, własnej wolności czy po prostu życia według wyznawanych przez siebie wartości niektórzy rezygnują z technicznych nowinek, cywilizacyjnych ułatwień, a nawet bogacenia się.

– Komórka jest ograniczeniem prywatności. Przy współczesnych systemach nawigacji jest to też oczywiście system potencjalnej kontroli – mówi prof. Jerzy Handschke, kierownik Katedry Ubezpieczeń Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu, który od momentu, gdy wyrzucił swoją pierwszą komórkę, nie dał się namówić na następną. – Bez komórki mam więcej spokoju i czasu dla siebie! A jeśli ktoś chce, łatwo się ze mną skontaktować.

– Brak Internetu w domu ułatwia obronę przed tymi, którzy oczekiwaliby mojej dyspozycyjności przez 24 godziny na dobę. I okazuje się, że niecierpiące zwłoki sprawy mogą poczekać – mówi Pikosz.

– Jestem zmęczona szybkością, z jaką świat pędzi do przodu, i nie chcę brać w tym udziału. Dlatego nie mam komórki – mówi pani Dorota, ogrodnik, specjalistka w wąskiej branży. – Żeby wyhodować nową odmianę rośliny, potrzebuję 1015 lat pracy i starań. Czy komuś coś się stanie, jeśli złapie mnie w domu wieczorem, a nie w ciągu dnia? – pyta. Zrezygnowała z przekształcenia swojej małej firmy w większy biznes: – Nie chciałam płacić ceny, którą musiałabym zapłacić. W dużym biznesie liczy się nie jednostkowa jakość, tylko duża liczba produktów średniej jakości.

Opowiada o człowieku, którego rodzina od kilku pokoleń zajmowała się jedną branżą. Musiał sprzedać rodzinny interes, bo nie wytrzymał konkurencji – ciągłego uciekania do przodu, kupowania coraz nowocześniejszych maszyn i presji rynku, na którym głównie rządzi chciwość. – Wolę mieć mniej, niż brać udział w czymś takim – dodaje.

Margareta, biolog i fotograf, nie kupuje i nie używa urządzeń cyfrowych. Nie ma komputera, zamiast maili wysyła listy. Zamiast dzwonić z komórki, załatwia wszystkie sprawy z telefonu stacjonarnego. Nie używa cyfrowego aparatu fotograficznego, zdjęcia robi starą lustrzanką. Słucha muzyki z radia albo z płyt gramofonowych. – Czy warto odrzucać techniczny postęp? To jest mój wybór. Ktoś może wybrać inaczej – mówi. – Pisanie listu własną ręką wyzwala inne emocje. Komórka używana często w miejscach publicznych wymusza styl rozmowy, którego nie lubię. Przedwojenna lustrzanka pozwala mi osiągnąć efekty niemożliwe przy fotografowaniu cyfrówką. Dla mnie wartością jest wrażliwość na ludzi i świat, uważne słuchanie i oglądanie – dodaje. Niechętnie ogląda też telewizję, bo jak mówi, „stępia wrażliwość na obraz”.

Uzależnieni

Może się wydawać, że rezygnacja z telewizora, komórki czy kupowania rzeczy niepotrzebnych jest prostym, niewymagającym wysiłku gestem.

– Żona i ja mieliśmy w domach rodzinnych telewizory. Kiedy zdecydowaliśmy się, że nie kupimy odbiornika do swojego domu, przez pewien czas przeżywaliśmy coś w rodzaju symptomów uzależnienia. Brakowało nam go! – opowiada Mikulik. – Jeśli gdzieś na przykład na wakacjach stał odbiornik, kusiło nas, żeby go włączyć. Musieliśmy nauczyć się spędzać wolny czas, którego nagle mieliśmy więcej. Na szczęście Niemcy, z którymi się wtedy zaprzyjaźniliśmy, nie mają telewizora i widzieliśmy, że da się tak żyć. Po dwóch, trzech latach od podjęcia decyzji wygrałem odbiornik w jakimś konkursie i oddaliśmy go teściom. Byliśmy wyleczeni! – dodaje.

We Włoszech (statystycznie przypada tam więcej niż jeden telefon komórkowy na osobę!) przeprowadzono badania wśród pracowników, którzy z racji wykonywanego zawodu często rozmawiali przez komórkę. Okazało się, że jeśli im ją zabrano, po pewnym czasie przejawiali klasyczne objawy uzależnienia.

Puenta nie z tej epoki

„Konsument chłonie świat produktów, dóbr i rzeczy, jaki mu się wpaja, a tym samym (…) jest przez ten świat definiowany. (…) Obwieszcza, że jest wolny, będąc zamknięty w klatce pragnień” – pisze Samuel R. Barber.

W PRLowskich sklepach niemal po wszystko stało się w długich kolejkach. Stało się, brało to, co było, i triumfalnie wracało ze zdobyczą do domu. W tamtych czasach pewien astronom starszego pokolenia znany był w Warszawie z ekscentrycznego (tak się wówczas wydawało!) zachowania. Jeśli akurat można było kupić przykładowo po trzy herbaty, prosił o dwie. Szybko posuwająca się do przodu kolejka zamierała – nim do sprzedawczyni dotarło, że ktoś z własnej woli rezygnuje z cennych dóbr, mijało zwykle sporo czasu. Zapytany, dlaczego to robi, odpowiadał, że człowiek nie jest automatem, tylko istotą myślącą. I nie musi brać trzech herbat tylko dlatego, że trzy zostały mu zaoferowane.

Wolność płynąca z rezygnacji
Daina Kolbuszewska

psychoterapeutka Gestalt, psycholog, mediator, dziennikarka. Autorka książki reportażowej Niemka. Dziecko z pociągu, której bohaterowie zostali upamiętnieni tablicą na dworcu w Krotoszynie....

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze