W objęciach „teologii narodu”?
fot. ruta celma / UNSPLASH.COM
Oferta specjalna -25%

Drugi List do Koryntian

0 opinie
Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 59,90 PLN
Wyczyść

Nie znam się na polityce. Wiem, że to wyznanie w naszym kraju równe jest stwierdzeniu: „Jestem społecznie wykluczony”, ponieważ tematy polityczne tudzież parapolityczne zagospodarowują na tyle znaczącą część, jeśli nie świadomości, to przynajmniej ludzkich emocji, że unikanie rozmowy na temat bieżącej polityki odbierane bywa jako niechęć do konwersacji w ogóle. O czym tu gadać, jeśli nie o tym, jak to „oni” depolonizują Polskę, zmuszają młode pokolenie do emigracji, żeby osłabić tkankę narodu et cetera?

Jakiś czas temu, żeby przeciwdziałać temu mojemu wykluczeniu, uczyniłem desperacki krok – ponieważ na studiowanie politologii czasu ani chęci nie staje, postanowiłem przyjrzeć się temu od teologicznej strony. Przecież istnieje coś takiego jak katolicka nauka społeczna. Jakież było moje zdumienie, gdy się okazało, że rozumiany etnicznie naród nie stanowi tam jakiejś szczególnej, teologicznie nadrzędnej wartości, a jedynie jedną ze wspólnot, w których człowiek realizuje dobro wspólne. Nie wspomnę już o tym, że nie ma żadnej teologicznej przesłanki, by jednemu narodowi (nawet polskiemu) przypisywać szczególną rolę w dziejach zbawienia. Innymi słowy – z poszukiwań tych wyszedłem z przekonaniem, że przynajmniej w jednym punkcie kościelny dyskurs – od niektórych publicznych wystąpień wysokich hierarchów, poprzez media powołujące się na katolickość, kazania proboszczów, na sąsiedzkich dysputach przez płot kończąc – ma tendencję do wyskakiwania poza założenia KNS. I jest tym punktem właśnie koncepcja etnicznie rozumianego narodu i jego roli. Konstatacja ta niestety obudziła we mnie jeden z wymiarów tożsamości dogmatyka. „Niestety”, bo nie lubię, kiedy odzywa się we mnie tropiciel herezji – dochodzą wtedy do głosu łowieckie atawizmy, a to niezbyt merytoryczny doradca. Niemniej uległem instynktowi i postawiłem pytanie: „Skąd teologicznie może się to brać?”.

Istotny jest przy tym akcent na „teologicznie”, gdyż przyczyny zjawiska są pewnie złożone i komponent teologiczny jest tylko jednym z kilku, a polskie dzieje ostatnich wieków odegrały rolę niebagatelną. Poza tym tylko na teologicznym polu mam jako takie kompetencje metodologiczne.

Pytanie zatem zaczęło mi świdrować głowę (a skojarzenie ze świdrem na Śląsku ma specyficzne konotacje – zapytajcie internet o świder górniczy). Trochę trwało, nim wygrzebałem z pamięci i w stertach dawno odłożonych książek Polską teologię narodu – pracę zbiorową wydaną na KUL w 1988 roku pod redakcją jednego z najbardziej wpływowych polskich teologów. Nie czas teraz, by recenzować ponadtrzystustronicowe dzieło. Wyrażone są w nim jednak jasno dwie idee o kluczowym znaczeniu dla hipotezy odpowiedzi. Po pierwsze – naród rozumiany etnicznie i identyfikowany przez wspólnotę języka jest podniesiony do rangi podmiotu, ma „pewną wsobność, podmiotowość, a nawet quasi-personalność”. Autor mówi wręcz o „władzach poznawczych” narodu. Po drugie – tak rozumiany naród jest kategorią teologiczną. Teksty nowotestamentalne, w których pojawia się słowo „naród”, zinterpretowane zostają w świetle powyższego jego rozumienia i uznane za potwierdzenie boskiego ustanowienia narodów. Nakaz „nauczania wszystkich narodów” z zakończenia Mateusza (autor idzie za tłumaczeniem Biblii Tysiąclecia, a nie za oryginałem, który mówi o czynieniu uczniów spośród narodów) miałby być kluczowym tego potwierdzeniem. W konsekwencji to „naród” staje się chrześcijański przez chrzest. „Istnieje bowiem ‘chrzest narodu’ oraz ‘naród ochrzczony’. Konkretnie chrzczone są jednostki, ale te z kolei współtworzą chrzest narodu”. I tak dalej – o bierzmowaniu narodu, Eucharystii narodu etc. A zaraz potem jest już o polskim mesjanizmie (kiedy teraz słyszę wypowiedzi niektórych liderów tzw. ruchu narodowego, to zapala mi się lampka skojarzeń – nic nie poradzę).

Jaki z tym problem? Ano taki, że oficjalne nauczanie Kościoła, zdaje się nie widzi w rozumianym etnicznie narodzie kategorii zbawczej. Kościół jest wspólnotą zbawienia, w której nie ma już Żyda ani poganina, Niemca, Polaka czy Ślązaka. Wspólnoty narodowe i państwowe są tylko formami samoorganizacji społeczności – jako takie mają wartość związaną z realizacją dobra wspólnego, dziedzictwa kultury itd. Ale nie są podmiotowymi rzeczywistościami zbawczymi. A już na pewno Polacy nie są narodem wybranym.

Przywołałem jedną książkę, ale w istocie chodzi o szkołę myślenia, która od kilkudziesięciu lat ma znaczący wpływ na formację elit intelektualnych polskiego duchowieństwa. Mogę się mylić, ale jeśli to flirt z herezją, to możemy się za chwilę obudzić z problemem Kościoła narodowego.

W objęciach „teologii narodu”?
ks. Grzegorz Strzelczyk

urodzony w 1971 r. – prezbiter archidiecezji katowickiej, doktor teologii dogmatycznej, były członek Zarządu Fundacji Świętego Józefa KEP (2020-2023)....

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze