Twoja cela nauczy cię wszystkiego

Twoja cela nauczy cię wszystkiego

Oferta specjalna -25%

List do Rzymian

0 opinie
Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 54,90 PLN
Wyczyść

Do abby Mojżesza w Sketis1 dołączył pewien brat i prosił go o naukę. Starzec powiedział mu: „Idź i zamieszkaj w swej celi, a ta nauczy cię wszystkiego” 2.

W tej krótkiej historii nieznany nam bliżej brat spotyka się z jedną z największych postaci żyjących na pustyni, z abbą Mojżeszem. Wcześniejsze życie Mojżesza nie należało do szczęśliwych. Był niewolnikiem w Etiopii, prawdopodobnie ciemnoskórym. Udało mu się zbiec i rozpocząć życie rabusia obracającego się między podróżnikami i karawanami. Napadał na ludzi, a może i mordował. Na wyludnionych obszarach Egiptu napady rabunkowe były równoznaczne z morderstwem. Porzucenie ofiary w surowych warunkach bez możliwości transportu pozostawiało jej niewielką nadzieję na dotarcie do jakiegoś obozowiska lub wioski.

Mojżesz doznał jednak w swoim sercu nawrócenia i został mnichem oddanym surowym rygorom życia pod przewodnictwem czcigodnego kapłana abby Izydora. Następnie abba Makariusz nakłonił go do poszukiwania samotności w Petrze, gdzie w odosobnieniu żył abba Antoni i gdzie Mojżesz miał umrzeć męczeńską śmiercią razem z siedmioma braćmi pustelnikami. Zatem ów nieznany brat z opowieści, który poszukiwał abby Mojżesza, musiał usłyszeć o nim wiele interesujących historii od innych mnichów i pustelników. Poszukiwanie rady u wielebnego abby Mojżesza nie było zadaniem łatwym. Łączyło się z wielkim wysiłkiem wymagającym fizycznej i psychicznej odporności, niezbędnej do tego, by przemierzyć pieszo surowy teren Petry. Jednak brat nosił w sobie ponaglające pragnienie spotkania abby Mojżesza, którego życie nie dawało spokoju sercu pielgrzyma. Błagał więc starego mędrca pustelnika o radę. Nie szukał rozwiązania konkretnych spraw codziennego życia. Poszukiwał raczej mądrości, która rodzi się ze spotkania z bólem i cierpieniem wynikającymi z samego faktu istnienia na Ziemi. W obliczu jego prośby, pełnej niepokoju i desperacji, odpowiedź, z którą się spotkał, może sprawiać wrażenie odprawy. Brat błagał abbę Mojżesza o słowo — po tygodniach podróży spędzonej pośród głodu i pragnienia, w strachu przed dzikimi, wygłodniałymi zwierzętami i rozbójnikami wyglądającymi łupu — i oto otrzymuje radę, by wrócił do domu i tam pozostał, by usiadł w celi i uczył się lekcji od najlepszej nauczycielki — własnej samotności.

Opowieść ta nie mówi nam o tym, czy słowa abby Mojżesza obraziły albo rozczarowały brata pielgrzyma. Przeciwnie, z faktu, że opowieść ta do nas dotarła, możemy wywnioskować, że brat wziął sobie radę pustelnika do serca i przekazał ją swoim braciom mnichom i nowicjuszom. W rzeczywistości abba Mojżesz nie odniósł się do najgłębszych trosk słuchacza, nie starał się łagodzić jego bólu ani uśmierzać lęków bądź też czytać w głębi jego serca, by napełniać je szczególną mądrością. Abba Mojżesz dał bratu coś o wiele bardziej wartościowego, coś, co łatwo przeoczamy w ludzkiej gonitwie za prostymi odpowiedziami. Starzec nie karmił młodego mnicha odwieczną mądrością, a raczej pouczył go, jak zaspokoić głód, który pcha ludzi ku głupocie i trywialności.

I brat był gotów go słuchać. Istnieją dwa niezbędne warunki do takiej gotowości: odwaga i doświadczenie. Nietrudno sobie wyobrazić, że brat ów doświadczył w swoim życiu „ściany”. Nie był on jak abba Mojżesz, który odnalazł pustynię Sketis, gdy ukrywał się jako rozbójnik. Nieznany nam z imienia brat dotarł do „ściany”, do pustki, która wysysa z nas sens i radość życia. Gdy matowieje zewnętrzny połysk naszego optymizmu, stajemy w obliczu bezwzględnej rzeczywistości. Wyraża się ona w niedającym spokoju, uporczywym doświadczeniu tego, że w miarę jak posuwamy się w latach, coś niezmiernie istotnego przecieka nam przez palce.

Czyż nie jest prawdą w odniesieniu do człowieka, że niezależnie od tego, jaką obierze drogę — zawsze to, co w nim najlepsze, a co nazywamy „sobą”, umyka naszemu zrozumieniu? Dlaczego jest tak, że nieważne, czym się zajmuję, chociaż czasami czynię to z powodzeniem, nigdy nie mogę zaznać satysfakcji? Dlaczego, skoro jestem uczciwy wobec siebie samego, odkrywam, że ciągle za czymś gonię, nie bardzo wiedząc, czym jest owo „coś”? To doświadczenie wewnętrznego niepokoju zakorzenione we wszystkich, niedających się zliczyć chwilach, które składają się na nasze życie, stało się udziałem naszego brata pielgrzyma ruszającego na poszukiwanie abby Mojżesza i jego nauki, a także Mojżesza, który kiedyś sam jako rozbójnik poszukiwał odpowiedzi na swoje rozterki.

Jacob Needleman w książce Świadomość i tradycja opowiada nam historię nowojorskiego psychiatry, który eksperymentował, poddając hipnozie swojego pacjenta — młodego żołnierza. Zastosował posthipnotyczną sugestię, na skutek której żołnierz stukał trzykrotnie stopą o podłogę, kiedy psychiatra pstryknął palcami. Zapytany o to, dlaczego robił takie dziwne rzeczy, żołnierz udzielił całkowicie racjonalnego i zupełnie błędnego wyjaśnienia: ponieważ miał coś w bucie. Psychiatra tak tłumaczy znaczenie owego eksperymentu:

Czy nie jest prawdopodobne, że tak właśnie wygląda całe nasze psychiczne życie? Można przecież wyobrazić sobie, że każdy wykonywany przez nas ruch, każde wypowiadane słowo, każda myśl jest właśnie taka? Może zawsze „fabrykujemy” coś w oparach nikłej posthipnotycznej mgiełki? Jest przecież jedna rzecz, co do której mam pewność, chociaż dopiero teraz mogę docenić jej wagę. To chwila, w której zapytałem żołnierza, dlaczego uderzył stopą o podłogę, a on w tym momencie zdał sobie sprawę, że przecież nie wykonał żadnego świadomego ruchu. Był to moment, w którym uzmysłowił sobie, że jego stopa stuknęła o podłogę „sama z siebie”. Zadając mu pytanie o to, dlaczego uderzył stopą, sugerowałem jego umysłowi, że to on coś uczynił. Mówiąc inaczej, zahipnotyzowałem go lub raczej kontynuowałem ogólny proces hipnozy, który dzieje się cały czas w nas wszystkich od kołyski do grobu. Wskutek tej sprzeczności zarumienił się, a prawda faktów o stukaniu stopą o podłogę została wymazana ze świadomości3.

Gdyby nie fakt hipnozy, żołnierza można by oskarżyć o kłamstwo. W pewnym sensie kłamał, ale było to kłamstwo nierozpoznane, ponieważ dzielone z całym społeczeństwem i dlatego niezwykle trudne do wykrycia. Być może jest to nie tyle kłamstwo, ile sieć utkana wokół nas wszystkich, która więzi nas w powszechnej fikcji. Kiedy budzimy się z tego wspólnego nam wszystkim transu, kiedy podejrzewamy, że byliśmy raczej niewolnikami aniżeli ludźmi wolnymi, wtedy jesteśmy jak bohaterowie pustynnych opowieści, ludzie, którzy po to, by zrzucić z siebie maski cywilizacji i zakończyć komedię, którą każe ona odgrywać ludzkiemu duchowi, uciekają od niej. To akt niemałej odwagi, by stanąć twarzą w twarz z fikcją i dręczącym nas doświadczeniem tego, że coś z naszym życiem jest nie w porządku.

Poszukiwanie kozła ofiarnego, wymówki, użalanie się nad sobą to pospolite maski, które oddzielają nas od głęboko zakorzenionych wątpliwości. Przez te fikcje, owe przyjęte przez nas oszustwa, odwracamy naszą uwagę od dręczącego podejrzenia, że na dnie tego, co nazywam „sobą”, znajduje się coś okropnie dolegliwego. Nie mamy odwagi spojrzeć we wszystkie zakamarki i kąty naszej kuchni w obawie, że okaże się pusta.

Wyjątkowość człowieka to jego chwała i jego nędza, to źródło radości i źródło udręki, ponieważ kiedy wszystko jest już zrobione i powiedziane, pozostajemy ze swoim życiem sami. Kiedy byłem bardzo młody, pytałem ojca, skąd mogę wiedzieć, że kolor, który nazywam „czerwonym”, jest tym samym kolorem, który nazywają czerwonym wszyscy inni. Skąd mogę wiedzieć, że tego, co widzę jako czerwone, inni nie spostrzegają jako zielone, a jeszcze inni jako niebieskie? Dziecko nie zadaje raczej odwiecznego pytania z zakresu epistemologii. Pyta o sprawy daleko bardziej fundamentalne. Czy żyję życiem samotnika w raju głupców? Co jest rzeczywiste? Czemu mogę zaufać? Co jest trwałe? Na czym mogę polegać? Skąd mogę wiedzieć, że wszyscy nawzajem nie zwodzimy samych siebie? Czy to, co zwiemy życiem, nie jest formą ogólnej konspiracji po to, by oddzielić nas od prawdziwej rzeczywistości? W jaki sposób poddać próbie podejrzenie, które z trudem przyjmujemy do wiadomości, że wszystko to, co uważamy za realne, znaczące i autentyczne, jest rodzajem snu, fikcją wyrosłą z ogólnego transu?

Był to pilny problem, z którym nasz brat pragnął zwrócić się do abby Mojżesza i prosił, by ten odniósł się do niego. Proste odpowiedzi, pobożne frazesy, nawet szczere zapewnienia nie ugaszą pragnienia otrzymania prawdziwej rady w obliczu ludzkiego dylematu. „Idź i usiądź w celi, a ona nauczy cię wszystkiego”. Tylko ten rodzaj skromności wobec doświadczenia przejścia mógł zaradzić niepokojącym życiowym doświadczeniom. Mądrość abby Mojżesza wypływa z głębi ludzkiego doświadczenia. Jeśli podążymy za nią w głąb otchłani ludzkiej świadomości, odkryjemy, że taka rada rozkwita wielością znaczeń.

„Usiądź w celi” z pozoru oznacza: zamknij się wewnątrz przestrzeni ograniczonej czterema ścianami i sufitem. Jest to dobrowolne uwięzienie, nie jako pokuta albo kara, ale jako uznanie, że pochłaniają nas drobne i rozpraszające nas sprawy. Ucieczka od życia aktywnego — lub, dokładniej, zbytniej aktywności — do celi odcina nas fizycznie od dezorientacji i hipnotyzujących „ziemskich” spraw. Jest to konkretne przyznanie się do tego, że nasza jaźń na wolności jest chora. Abba Mojżesz wskazuje też na coś o wiele głębszego i bardziej wewnętrznego. „Cela” oznacza również „jaźń”. Usiądź w sobie samym! Tak jak nauczysz się życia pustelniczego, trwając w nim przez trzy albo cztery lata, podobnie nauczysz się wszystkiego o sobie samym. Zamknięty w tej żywej celi nauczę się rozdźwięku między tym, co o sobie myślę, a tym, jak doświadczam samego siebie czy jak się zachowuję. Uczymy się, że świadomość nie jest równoznaczna z jej zawartością, że myśli i impulsy oraz emocje przychodzą i odchodzą, ale świadomość sama w sobie jest jak scena, na której aktorzy grają swoje role. Odkrywamy w ten sposób w samych sobie coś, czego nie możemy uchwycić, subtelne doświadczenie „ja jestem”, które trwa niezależnie od tego, co w nas ulega zmianie. Doprowadza nas to do drzwi rozległej i wyzwalającej pustki, która jest bardziej pozytywna od jakichkolwiek twierdzeń natury werbalnej, mentalnej lub emocjonalnej, na które może mieć nadzieję nasza jaźń. Stajemy w miejscu, za którym rozpościera się przestrzeń czegoś niezmiernie pozytywnego, w której obliczu wszelkie obrazy i opisy bledną niczym gwiazdy na porannym niebie.

Ostateczne znaczenie słowa „cela” to „wyzwolona jaźń”, w której życie staje się przezroczyste i oczywiste. Różnorodność form nie przestaje rzecz jasna istnieć, jednak skoro jaźń staje się przezroczysta, między formami nie ma już żadnych granic. Ta jedyna egzystencja wyrażająca się poprzez całą tę różnorodność, w tym szczególnym momencie staje się „tym” — wszystkim naraz. Oto za czym tęskni ludzkie serce, a co było zawsze oczywiste. „Twoja cela” nie ma ścian fizycznych ani z betonu, ani z drewna, nie ma ścian z kości i ciała ani też granic psychologicznych definiujących oddzielną, niezależną jaźń. Twoja cela jest jak targowisko.

„Cela” abby Mojżesza jest metaforą uwięzionej jaźni. Jeśli nasz apetyt na prawdę jest dostatecznie silny, by podeprzeć naszą upadającą odwagę sponiewieraną przez nieustanny szturm życiowych doświadczeń, wówczas naszą nagrodą będzie wyłaniająca się prawdziwa istota tego, co zwykliśmy nazywać sobą.

Rozbieranie na kawałki mądrości abby Mojżesza po to, aby ją sobie przyswoić, mija się z celem. To nie ona ma być przejrzysta dla nas, lecz my musimy stać się przejrzystymi dla niej, podobnie jak wskazywał na to św. Jan od Krzyża w swojej wizji słonecznego światła wpadającego przez czystą, przezroczystą szybę okienną.

Jeśli wiedzeni przyzwyczajeniem będziemy nieustannie uciekać przed samotnością i lekcją, którą ma ona dla nas, chowając się za wydarzeniami w społeczeństwie i wokół nas, wówczas prawdopodobnie przyjmiemy radę abby Mojżesza jako coś nie do zniesienia. Jeśli jednak jesteśmy zmęczeni trywialnością spraw publicznych i sfrustrowani płytkością naszej codziennej komunikacji, wówczas z łatwością odczujemy ulgę zawartą w tej radzie — „Idź i usiądź w celi”. W jakikolwiek sposób zareagujemy, nie wstąpimy do naszej celi w osamotnieniu.

przeł. Krzysztof Pachocki

1 Centrum monastycyzmu w Egipcie, na pustyni Sketis, na południe od Nitrii.
2 Apoftegmaty Ojców Pustyni, t. 2, przeł. ks. M. Kozyra, Źródła monastyczne 9, Wydawnictwo Benedyktynów, Tyniec–Kraków 1995.
3 Jacob Needleman, Consciousness and Tradition, Crossroad, Nowy Jork 1982, s. 81.

Twoja cela nauczy cię wszystkiego
Gregory Mayers CSSR

redemptorysta, rekolekcjonista i kierownik duchowy, w 1971 roku założył Instytut Ścieżka Kontemplacji zajmujący się nauczaniem i praktykowaniem kontemplacji. Jest konsultantem dziennikarskim programu Progoff Intensive Jour...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze