Twarz aktora
fot. thomas griesbeck / UNSPLASH.COM
Oferta specjalna -25%

Ewangelia według św. Jana

0 opinie
Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 54,90 PLN
Wyczyść

Wszystko jest lekko dziwne, Jerzy Radziwiłowicz, Łukasz Maciejewski; Wielka Litera, Warszawa 2012, s. 414

Birkut – ten stary i ten młody – to będzie zawsze twarz Jerzego Radziwiłowicza. Delikatna, neurotyczna, z drzemiącą w niej niezwykłą siłą. Dla większości z nas ten aktor na zawsze pozostanie jednym z nich – z marmuru, z żelaza. Miałem to szczęście, że oglądałem kiedyś w Teatrze Telewizji adaptację Zbrodni i kary, w której Radziwiłowicz grał Raskolnikowa. Zobaczyłem inną twarz, zobaczyłem innego człowieka. Być może ten przypadkowy spektakl oszczędził mi zawłaszczenia marmurowo-żelaznego. Niemniej jednak TEN aktor pozostawał dla mnie zawsze fascynującą zagadką.

Zasady gry

Jerzy Radziwiłowicz jest obecny inaczej. Bez skandali, bez obnażania się i rodzinnej wiwisekcji. Nie gości w programach rozrywkowych, próżno go szukać na okładkach kolorowych magazynów. Gdzie jest Radziwiłowicz? W teatrze, tam gdzie powinien być aktor. Jest także obecny w rozmowie Łukasza Maciejewskiego Wszystko jest lekko dziwne, ale – jak przystało na aktora – jest tu na swój sposób. Na sposób gry.

To pierwszy tak obszerny wywiad z Radziwiłowiczem. Czytelnik pozna więc opowieści z dzieciństwa, wspomnienia związane z warszawskim Grochowem, lata szkolne, zakład fryzjerski ojca… Cały kanon pytań właściwych tego typu rozmowom. Mnie jednak interesuje inny Radziwiłowicz; ten, który znika gdzieś między Polską a Francją. Radziwiłowicz nieoczywisty. I taki też się odsłoni, z wielką miłością do teatru i do wieku XVIII, zaczytany w literaturze francuskiej, wnikliwy obserwator życia politycznego śledzonego w codziennych gazetach. Bohater wrażliwy niesłychanie na wszelkie drgania i niuanse tekstu, próbujący swych sił w tłumaczeniach dawnych dramatów, wreszcie – i to zaskakuje może najbardziej – miłośnik fado. Radziwiłowicz odsłania się we Wszystko jest lekko dziwne jako człowiek o wielu twarzach, ale również strzegący swego prywatnego oblicza. Ta rozmowa jest tym bardziej wiarygodna, że Maciejewski i Radziwiłowicz funkcjonują względem siebie na zasadach równego dialogu. I może momentami drażnić, że dziennikarz zamienia się miejscami z prawdziwym bohaterem tej książki, ale tylko w takiej – uczciwej – rozmowie możliwe jest odsłonięcie się. Ponieważ prywatność jest rzeczą świętą, dlatego najwięcej kart zostanie poświęconych wielkiej miłości: teatrowi.

Grać swoją rolę

Miałem szczęście do reżyserów, mówi Radziwiłowicz. Nazwiska jak sprawdzone marki: Grzegorzewski był erudytą, Wajda – intuicjonistą, Jarocki to perfekcjonista. Jednak bycie aktorem to podjęcie zawodu jeżącego się od trudności. Widz dostrzega najczęściej splendor, ostatnie chwile w błyskach fleszy. Zdaje się, że aktor poza światłem nie istnieje. „Ten zawód rzeczywiście bywa okrutny. Łatwo w nim o frustrację. Raz ma się świetną rolę i potem się przez dwa lata nie gra nic”. Wczytuję się w wyznanie Radziwiłowicza i zdaję sobie sprawę, że mówi on o rzeczach, które są dla mnie niepojęte. Osoba aktora (nie mylić z celebrytą!) mocno wpisana jest w polską kulturę, nadano jej swoistą rangę. Często naznaczono dziejotwórczym stygmatem, gdy aktor odgrywał rolę w teatrze historii. Dziś trudno sobie wyobrazić kulturę polską bez Dziadów z Gustawem Holoubkiem czy Człowieka z marmuru bez Radziwiłowicza właśnie. Nawet nasi literaccy bohaterowie – Wokulski, Konrad – to postacie „grające”. Co wie o tym aktor? Doprawdy niewiele, sam jednak nie przestaje zgłębiać tego fenomenu. Bohater książki Łukasza Maciejewskiego powtarza słowa Zbigniewa Zapasiewicza, że aktor to przede wszystkim jest zawód, a czymś więcej ten zawód bywa. Stąd niezrozumiałe jest utyskiwanie na polityczną i historyczną poprawność PRL-owskich seriali. To są dobre filmy, to są dobre scenariusze i świetna gra aktorska. Kino przygodowe, rozrywkowe. Nie oczekujmy od niego prawdy historycznej, ona jest gdzie indziej. Być może na marginesie tytułu. To też nawoływanie do ciągłego „czytania” świata. Radziwiłowicz jest pod tym względem obieżyświatem – czytelnikiem wprost wymarzonym, opowiadającym z dużą kulturą o rzeczach minionych i współczesnych, ciekawie puentującym najnowsze wydarzenia, obdarzonym ciepłym humorem i historyczną refleksją.

Zostałem aktorem, ponieważ byłem (nie)śmiały

Aktor to przede wszystkim twarz. Maciejewski wyznaje: „Pana twarz, twarz Jerzego Radziwiłowicza, nagle staje się twarzą królewicza, rycerza, mordercy, kogoś z naszych snów, z literatury, ale to jest ciągle ta sama twarz. To nie jest zwyczajne, że nagle tyle innych historii, zwyczajów, marzeń – również marzeń, wkracza w nasze codzienne, prozaiczne życie. Wstajemy rano, idziemy do pracy, wracamy, idziemy spać – a dzięki wam jesteśmy znowu w XVIII wieku, jeździmy karocą”. I dodaje dalej: „Jesteście naszym mitem. Najpiękniejszym”. Poszukujemy w aktorach klucza do samych siebie, ich role to próby zrozumienia nas samych. Często ludziom teatru przypisujemy cechy, których pragniemy. Śmiały na scenie – śmiały w życiu. Ten mit rozwiewa sam aktor: „Jedno z drugim nie musi wcale iść w parze. Ktoś jest pewny siebie akurat w tych okolicznościach, a w innych nie bardzo. Scena to jest taki świat szczególny, który jest całkowicie zorganizowany, który jest z jednej strony światem bezpiecznym, ponieważ wszystko jest pod kontrolą i wiadomo, co się po czym zdarzy. A z drugiej strony scena jest światem ryzykownym, dlatego można ponieść w nim klęskę. Z trzeciej strony jest światem, w którym można sobie pozwolić na pewne ryzyko, ponieważ jest tam sporo parawanów, które chronią. Panu się wydaje, że jak ktoś gieroja zgrywa na scenie, to jest taki sam w życiu. Duże nieporozumienie, bo może być tak albo zupełnie inaczej”. Maciejewski sprytnie puentuje: „Jan Nowicki mówi: »Zostałem aktorem, ponieważ byłem śmiały«”. A to idzie w dwie strony: zostałem aktorem, bo byłem nieśmiały i tylko na scenie mogłem przez chwilę być kimś innym, tamtym – śmiałym, odważnym, kim nie jestem (bo nie mogłem być) naprawdę. Czytając, trudno tego nie odnieść do sfery religii. Czy nie jestem naprawdę dopiero sobą, uczestnicząc w liturgii? Liturgia to przecież swoisty „teatr”. Czy w trakcie Agnus Dei (Baranku Boży), czy w trakcie przyjmowania komunii nie wydobywa się ze mnie to, jaki jestem?

Wajda, Wajda

Po wielu latach scenicznych doświadczeń, po niewątpliwym sukcesie, Radziwiłowicz zdołał ocalić w sobie ujmującą cechę: skromność. Opowiadając o Człowieku z marmuru, jednym z najważniejszych filmów w kulturze polskiej, stwierdza: „Było poczucie, że jest to dla Andrzeja film niezwykle istotny. Ja tego poczucia zacząłem nabierać w trakcie filmu. Nie będę oszukiwał, że od początku wiedziałem, jak ważną rzecz robimy. Z mojego punktu widzenia była to – oglądana od strony ludzkiej – historia bohatera, i to mnie szczególnie zajmowało. (…) Bardziej interesował mnie człowiek, którego grałem, niż wymowa filmu. Nie chcę oszukiwać, że z jakimś głębokim poczuciem misji harowałem nad jednym z najważniejszych filmów PRL-u. Tak nie było”. Przyjaźń i wzajemne zaufanie – Wajdy i Radziwiłowicza – zaowocowały niesamowitymi przedstawieniami. Jednym z nich była sztuka Nastazja Filipowna, oparta na jednym czy dwóch zdaniach z Idioty Dostojewskiego. Oto Myszkin i Rogożyn siedzą przez całą noc w pokoju obok zwłok Nastazji. Pisarz spuszcza zasłonę milczenia na to, co dzieje się między dwoma mężczyznami. Jan Nowicki i Radziwiłowicz odtwarzają tę scenę, zapełniając ją własną grą, słowami, które wydobyli z postaci, a których nikt nie miał odwagi zapisać. Taka improwizacja jest możliwa jedynie przy bardzo dogłębnym zrozumieniu granej postaci. Do anegdot już przeszło, że przygotowując się do roli Raskolnikowa, Radziwiłowicz przestał się golić, a na próby zaczął przychodzić z siekierą. Ta siekiera to obraz nośny, poruszający wyobraźnię, łakomy kąsek dla mediów, który można by eksploatować i budować na nim swój wizerunek „natchnionego” artysty. Zagadnięty po latach o ten epizod Radziwiłowicz odpowie skromnie: nie pamiętam.

Bez złudzeń

Aktor w rozmowie odziera ze złudzeń swój zawód. To przede wszystkim zawód, wyjaśnia. Wypytywany o nałogi (wszak zdaje się, że bez tego współczesny aktor nie istnieje w naszym społecznym odbiorze) kwituje szybko: bez przesady. Nie jest to aktorstwo zawodem bardziej stresującym niż inne, rozwodów czy problemów z alkoholem jest chyba tyle samo, co u lekarzy, sędziów, nauczycieli. Jest to jednak zawód postawiony bardziej na świeczniku, stąd uogólnienia. Sam Radziwiłowicz przyznaje się do namiętnej i wieloletniej znajomości z nałogiem palenia – „Jak cholera palę! Przecież teraz nie palę, bo tutaj nie wolno palić. Tylko dlatego” – ale w pozostałych sprawach jest bardzo powściągliwy. Kiedyś, jak wspomina, aktorowi wolno było więcej, zdarzało się niektórym grać w pijackim zaśpiewie, teraz wymagania się zmieniły. Aktorstwo staje się zawodem wymagającym dyscypliny, obciążonym presją opłacalności przedsięwzięcia, w którym artysta uczestniczy. Łatwo tu o śmieszność oraz brak wiarygodności. Jest to wreszcie zawód poruszający wyobraźnię odbiorcy, dlatego funkcjonuje on trochę poza samym aktorem. Maciejewski zauważa: „We francuskich filmach i teatrze grał pan namiętnych kochanków, zbrodniarzy, farmerów, neurotyków. W Polsce nikomu nie przyszłoby do głowy, żeby obsadzać pana w ten sposób”. Społeczny odbiór aktora – twarzy aktora – w danym kraju to rzecz frapująca i fascynująca. Nie wiem, na ile jest tego świadomy sam aktor. Radziwiłowicz z właściwym sobie humorem i taktem ripostuje: „We Francji byłem obsadzany inaczej niż w Polsce. Nie wiem, na czym polega to inne spojrzenie, ale bardzo mnie cieszy”.

Wszystko jest lekko dziwne to wywiad, który miejscami próbuje wyjść poza kanon standardowych tematów. Wtedy robi się ciekawie, zaskakująco, lekko dziwnie. Niezwykła rozmowa z człowiekiem, który ma świadomość, że jego praca i jego twarz wpisały się w interpretację dziejów najnowszych. I wciąż, jakby tym lekko zaskoczony, próbuje to zrozumieć lub po prostu żyć. Książka uświadamia też, jak wielką władzę ma aktor nad nami. Pomińmy już sceniczną rozpoznawalność, ale pozostaje jeszcze głos. Czytając, w głowie słyszałem wciąż ten ciemny, mocny głos. I byłem jak zaczarowany.

Twarz aktora
Marcin Cielecki

urodzony w 1979 r. – polski poeta, eseista, recenzent, pisarz.  Autor m.in. zbioru esejów Miasto wewnętrzne, książek poetyckich Ostatnie Królestwo, Czas przycinania winnic....

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze