Ten Obcy
Oferta specjalna -25%

List do Galatów

0 opinie
Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 54,90 PLN
Wyczyść

Mroczny rycerz, scen. i reż. Christopher Nolan, wyst. Christian Bale, Heath Leder, Gary Oldman i inni, USA 2008

Świat Batmana się komplikuje, ale wszystko wskazuje na to, że działać będzie musiał tak, jakby wszystko pozostało po staremu. Życiowe motto Księcia Saliny jest wciąż aktualne. Szkoda, że nie dożył tego Karol Irzykowski. Pewnie byłby entuzjastą komiksowych ekranizacji, może nawet tych o Batmanie. Pisał przed laty, że „żywiołem kina jest widzialność obcowania człowieka z materią”. Temu widowisku, które pod względem technicznym jest produktem najwyższej klasy, przyklasnąłby z radością, bo definicję gatunku spełnia, w całej rozciągłości. Czy to wystarczy? Czy chodzi tylko o dwie godziny niezobowiązującej rozrywki? Przekornie powiedzmy, że chyba tak. „Chyba”, bo zwykle papierowy świat Gotham City tym razem ma w sobie zaskakująco mało z komiksowej fantazji. Ulice dziwnie przypominają Nowy Jork, a liczne grono postaci – chińskich mafiosów i terrorystów – podobne jest do tych, które zaludniają telewizyjne ekrany wiadomości. Stąd i przypuszczenie, że rezygnacja z fikcyjności filmowego świata ujawnia nam jakąś aktualną prawdę o świecie współczesnym.

Zacznijmy od początku. Przyjmijmy, że w komiksowej przestrzeni zderzają się ze sobą dwa przeciwstawne żywioły: cywilizacja i natura. W tę opozycję wpisane są trzy grupy postaci. Po stronie cywilizacji sytuowaliby się mieszkańcy miasta. Po stronie natury – czarne charaktery i społeczni wyrzutkowie. Na styku tych grup stałby Bohater, tytułowy Rycerz: z jednej strony obrońca i rzecznik społeczności, z drugiej ktoś emocjonalnie związany z naturą, czyli de facto z pierwiastkami antycywilizacyjnymi. Chcąc należycie odegrać swą rolę, musi pośredniczyć między społecznością a zagrażającymi jej siłami natury, w ostatecznym rozrachunku chroniąc interesy tej pierwszej. Jak to wygląda w praktyce? Batman vel Bruce Wayne to milioner odludek, wykorzystujący swoje pieniądze do walki z przestępczością. Przeszedł lifting made by Karen Horney, który rolę obrońcy mieszkańców miasta zabarwił nękającymi go pokładami neurozy, podważającymi zasadność misji i wzmagającymi poczucie winy. Takie czasy, można skwitować. Jednak psychologicznej komplikacji postaci obrońcy społeczeństwa towarzyszy wyostrzenie rysów jego protagonisty, którego zachowanie przypomina rodzaj swoistej zabawy, coraz potworniejszej, coraz bardziej swobodnej i zależnej od woli jednego człowieka, który postanowił być bogiem własnego świata zbudowanego na cudzej słabości i unicestwić ludzką solidarność. To Joker, do końca pozostający anonimowy, którego działanie jest próbą zlikwidowania przywilejów człowieczeństwa, pozbawienia go poczucia doniosłości sensu swego życia. Przez szalone par excellence działanie zamierza wykazać fikcyjność etyki ludzkiego braterstwa. Jest próbą prawdy sytuacji granicznych. Rzuca społeczeństwu wyzwanie – „I gdzie wasze człowieczeństwo!? Gdzie się podziewa, kiedy skaczecie sobie do gardeł?”.

Pomimo tej ponurej fali zła niszczącego wszelkie zapory, w kołowrocie złowrogich wydarzeń Batman próbuje współpracować z ludźmi, przede wszystkim z tymi, którzy zwycięsko oparli się wyżej wspomnianej fali. Zaznaczmy jednak, że nie są to ludzie prawdziwi w tym sensie, w jakim prawdziwy jest pałac w Łazienkach czy Sukiennice. To są ludzie określeni bez reszty przez funkcje dramaturgiczne widowiska. Tak jak geniusz zła jest geniuszem zbrodni, jego ofiary są kwintesencją wszystkich ofiar, a zaprowadzający prawo jest moralnie nieskazitelny. Wszystko musi być na swoim miejscu, odstępstwa od normy nie mogą się zdarzyć. A jednak się zdarzyły – i pod tym względem ten film różni się od filmów wcześniejszych. Jedna z postaci sprzeniewierza się swej funkcji, zawodzi i zdradza bronione ideały. Dlaczego? Z filmu wynika, że decydować może o tym zmęczenie materiału biologicznego, przypadek, a także zwykła słabość. Człowiek jest wszak poddawany nieustannym naciskom i pokusom. Natura ludzka jest silna, trzyma się. Czasem jednak nie daje rady. Dzięki temu wygrywa filmowy Joker, który przez promieniowanie oświeconego protektoratu, lepką akceptację, potrafi wyciągnąć z zanadrza tanią historyjkę ukazującą względność wszystkich autorytetów, „kupując” tym samym nieskazitelnego prokuratora i czyniąc z niego okrutnego mściciela. Jednak i geniusz zła bywa omylny. W swojej zuchwałości nie przewiduje, że nie każda akcja wywoła reakcję. Natura ludzka, choć pozwala się popychać ku złu, ma w sobie także skłonność do dobra, nie mniejszą niż do zła. Przewrotnie powiedzmy, że istnieje coś takiego, jak pokusa dobra, i ludzie niekiedy jej ulegają. W kluczowej scenie filmu zarówno tak zwani porządni mieszkańcy miasta, jak i więzienny margines, w chwili, gdy mają zadecydować o życiu i śmierci drugiej grupy, rezygnują z danego im „prawa”.

Przyznajmy – wniosek z tych rozważań trąci Majakowskim: „jednostka niczym, jednostka zerem”. Tej kwestii reżyser nie dopracował, a może celowo się uchylił od bezpośredniej odpowiedzi na to, czy zło tkwi w warunkach społecznych, czy w ludzkiej naturze. Wniosek z filmu brzmi zatem mniej więcej tak: człowiek to istota, która pozwala się prowadzić pewnym naturalnym cyklom biologicznym. Zło jest naturalną fazą tych cykli, bez niego nie można żyć. Jednak – w tym właśnie miejscu znajdujemy lukę w rozumowaniu reżysera – biologia nie dostarcza pełnej definicji człowieka. Istnieje jeszcze sfera psychiki i sfera ducha. Te wszak reżyser pomija, a jego opowieść sprowadza się do stwierdzenia, że ludzie w swych działaniach kierują się racjami biologicznymi, które istnieją poza sferą moralności. Brzmi to znajomo, choć nieco trywialnie. „Ludzie w masie są słabymi tchórzliwymi stworzeniami, które nie mogą ani znieść wolności, ani sprostać prawdzie”, zauważył już dawno temu Orwell.

Widz tego filmu zmuszony jest więc do podjęcia polemiki ze społeczeństwem, które żyje w nieustannym strachu i które odwraca się od każdego, kto chciałby je wyzwolić od tego paraliżującego uczucia, ale przypomina to wyważanie otwartych drzwi. Zrobił to już Jan Józef Szczepański w swoim reportażu sprzed czterdziestu lat, gdy pisał o Charlesie Mansonie, że działał on w ten sposób, iż niszczył w swoich wyznawcach wolę i zdolność kierowania się własnymi ocenami. „Głoszona przez niego wolność polegała na zniweczeniu poczucia osobistej odpowiedzialności za własne czyny. […] Pierwszym warunkiem umożliwiającym mu połów dusz był klimat protestu przeciwko wynaturzeniom cywilizacji, identyfikowalny z każdą postacią oficjalnego autorytetu. Nagłe przerażenie jałowością i potwornością świata, w którym człowiek nie nadążał za własną praktyczną pomysłowością. Bunt w gruncie rzeczy szlachetny, ale bunt emocjonalny. Ślepy”. I dalej mówił o wyznawcach Mansona – „Krzycząc »nie«, nie mieli przed sobą żadnej określonej wizji przyszłości. Sami tęsknie wzywali uwodzicieli. Więc zjawił się wśród nich Abaddon, z bezdennej otchłani. Przyszedł na gotowe i działał. A społeczeństwo odwracało oczy, niepewne, czy przysługuje mu jeszcze moralne prawo sądu”. Powtórzmy więc raz jeszcze: Świat Batmana się komplikuje, ale wszystko wskazuje na to, że działać będzie on musiał tak, jakby wszystko pozostało po staremu.

Ten Obcy
Roman Bielecki OP

urodzony w 1977 r. – dominikanin, absolwent prawa KUL i teologii PAT, kaznodzieja i rekolekcjonista, od 2010 redaktor naczelny miesięcznika „W drodze”, były Prowincjalny Promotor Środków Społecznego Przekazu (2018-2022), autor wielu wywiadów, recenzji filmowych i literackich...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze