Drugi List do Koryntian
Faryzeusze i uczeni w Piśmie niejednokrotnie próbowali podchwycić Jezusa w mowie. Zastawiali na Mistrza z Nazaretu różnego rodzaju pułapki, aby Go skompromitować albo mieć o co oskarżyć. Jedną z takich prób było zapytanie: „Nauczycielu, wiemy, że jesteś prawdomówny i na nikim Ci nie zależy. […] Czy wolno płacić podatek Cezarowi, czy nie?”. Jezus – jako genialny Nauczyciel – nie dawał się wyprowadzić w pole. Udzielał odpowiedzi, które budziły złość wrogów, ale i podziw bezstronnych słuchaczy. Tak też było po stwierdzeniu: „Oddajcie więc Cezarowi to, co należy do Cezara, a Bogu to, co należy do Boga”. A wydawało się, że nie ma dobrej odpowiedzi i że Jezus niechybnie wpadnie w faryzejską pułapkę.
Gdyby Pan Jezus żył w dzisiejszych czasach, to byłoby mu znacznie trudniej poradzić sobie z oponentami. Współcześni dziennikarze i uczeni komentatorzy dysponują dużo większymi możliwościami manipulacji. Ta moc została zademonstrowana np. w sprawie teletubisiów. Iluż to ludzi pióra, mikrofonu i ekranu, iluż komentatorów, profesorów i autorytetów zachłystywało się oburzeniem z powodu głupiego, nikczemnego i podłego ataku na teletubisie. I może nawet zacząłbym podzielać ich oburzenie, ale zajrzałem do tekstu, od którego wszystko się zaczęło, a mianowicie do rozmowy tygodnika „Wprost” z rzeczniczką praw dziecka Ewą Sowińską.
Dziennikarze „Wprost” umiejętnie Ewę Sowińską podprowadzili pytaniami: „Niektórzy twierdzą, że homoseksualizm jest promowany nawet w bajce »Teletubies«. (…) Zareaguje pani?”. Na co pani rzeczniczka – nie przeczuwając podstępu – powiedziała m.in.: „Słyszałam o tym problemie. Sprawa jest niezwykle delikatna, bo ta bajka jest wyjątkowo przez dzieci lubiana. Mnie się kiedyś zdarzyło obejrzeć jeden z odcinków i muszę przyznać, że te postaci wydały mi się bardzo sympatyczne. (…) Poproszę moich psychologów z biura, by obejrzeli tę bajkę i ocenili, czy może być pokazywana w telewizji publicznej i czy sugerowany problem naprawdę istnieje [podkreśl. moje]” („Wprost”, 3 czerwca 2007).
A zatem indagowana, że jest jakiś problem, Ewa Sowińska stwierdza jedynie, że ona osobiście niczego niepokojącego nie zauważyła, ale sprawdzi, czy rzeczywiście mamy do czynienia z jakimkolwiek problemem. Dla mnie taka reakcja jest jak najbardziej na miejscu. Przecież rzeczniczka praw dziecka ma obowiązek sprawdzać sygnały, które dotyczą zagrożeń dla dzieci. A co z tego zrobiono? Ano na cały świat poszła informacja, że oto Sowińska nic innego nie robi, tylko w swej ślepej homofobicznej nienawiści podejrzewa i śledzi wszystkich i wszystko. Jakiś znerwicowany urzędnik z Norwegii domagał się nawet europejskiego sądu nad nią. Tymczasem jeśli w całej sytuacji coś rzeczywiście było chore, to na pewno nie wypowiedź polskiej rzeczniczki praw dziecka.
Zastanawiam się, co by powiedział Pan Jezus, gdyby współcześni faryzeusze zapytali go o teletubisie. Zapewne poradziłby sobie zdecydowanie lepiej niż Sowińska, ale przecież Pan Jezus wiedział, co kryje się w sercach jego rozmówców. Szkoda, że rzeczniczka praw dziecka nie była bardziej ostrożna i przewidująca i że w rezultacie dała się wpuścić w maliny. Tymczasem żyjemy w czasach, w których trzeba wiedzieć, że wokół pełno faryzeuszów i uczonych w Piśmie, którzy tylko czekają, aby podchwycić nas w mowie.
W kontekście histerycznej ideologii, która kryje się m.in. za megamanipulacją teletubisiami, warto przypomnieć słowa Jana Pawła II z listu Novo millennio ineunte: „Kościół nie może ulegać naciskom pewnego typu kultury, nawet jeśli jest ona rozpowszechniona i czasem agresywna. Należy raczej zabiegać o to, aby dzięki jak najpełniejszej formacji ewangelicznej chrześcijańskie rodziny potrafiły coraz bardziej przekonująco ukazywać, że możliwe jest przeżywanie małżeństwa w sposób całkowicie zgodny z zamysłem Bożym oraz z prawdziwymi potrzebami ludzi” (nr 47). Innymi słowy, trzeba uczyć się skutecznego prowadzenia sporu ze światem. Z tym światem, który na różne sposoby agituje za pełnym uznaniem małżeństw homoseksualnych, aborcją na życzenie, antykoncepcją dla nastolatków, eutanazją. Ze światem, który twierdzi, że czas skończyć z przestarzałym, tradycyjnym rodzinocentryzmem.
Oglądałem niedawno fragmenty programu Kuby Wojewódzkiego, który zaprosił do studia Wojciecha Cejrowskiego. Z satysfakcją patrzyłem, jak pajacowanie Wojewódzkiego coraz bardziej raziło miałkością przy prostych, a zarazem pełnych godności „katolickich” odpowiedziach Cejrowskiego. W pewnym momencie Wojewódzki zrobił jedną ze swoich głupich min i zapytał swego rozmówcę, czy ten podczas dalekich podróży sypiał z Indiankami. Na co Cejrowski, siedząc na bosaka i popijając swoje słynne ziółka, odparł ze spokojem, że nie sypiał, gdyż chce być wierny swojej żonie. A wierny chce być, bo nie lubi powtórek z miłości. Nie wiem, czy Wojewódzki zrozumiał istotę takiej odpowiedzi, ale wyraźnie stracił rezon. Okazuje się, że w publicznym starciu „luzaka” z „katolem”, ten drugi może być zdecydowanie górą.
Oceń