Abstrakcyjna kompozycja ze sfer
fot. Milad Fakurian Glel / Unsplash

Kiedy wierzący człowiek odkrywa, że o własnych siłach nie jest w stanie już nic zdziałać, ma wówczas dwie możliwości: albo rozpacz, albo modlitwę. Ten drugi wybór rozpoczyna się od „świętej rezygnacji”, aby to Zbawiciel mógł przejąć inicjatywę.

Trzynaście lat temu leżałem krzyżem na posadzce bazyliki Świętej Trójcy w Krakowie i miałem wzniosłe pragnienia. Chciałem, aby Chrystus był we wszystkich moich myślach i we wszystkich działaniach. Uważałem, że mogę znieść dla Niego wszystko, nawet niezasłużenie cierpieć, nie broniąc się ani nie usprawiedliwiając. Sądziłem, że jestem zdolny odpowiedzieć na każde zranienie jeszcze większą miłością. Chciałem być księdzem, który oddaje ludziom swój czas w sposób nieograniczony, nawet gdy telefon dzwoni o drugiej w nocy. Być bezustannie dostępny, zareagować na każdy mail, każdą prośbę, jakąkolwiek wiadomość. Kilka minut później przyjąłem święcenia prezbiteratu i próbowałem. Naprawdę próbowałem. Z całych swoich sił. Po pewnym czasie zrozumiałem, że liczba spraw i ludzkich oczekiwań jest nieograniczona, a po jednym rozwiązanym problemie pojawiają się kolejne dwa. I nie byłoby pewnie w tym nic odkrywczego, gdyby nie to, że w nawale tych niewątpliwie ważnych zadań najprościej jest zostawić cichą, „bezużyteczną” modlitwę i zacząć liczyć wyłącznie na siebie. To stara chrześcijańska prawda: człowiek sprawdza się w społeczności, ale nawraca się w samotności.

Po trzynastu latach bycia księdzem nauczyłem się jednego – aby móc sensownie służyć innym oraz się nie wypalić, niezbędne są systematyczne przebywanie w obecności Bożej oraz momenty całkowicie pozbawione ludzi. W przeciwnym razie staniemy się jak pociąg bez maszynisty lub potrawa, która utraciła smak (Mt 5,13), a do serca wkradną się smutek oraz obezwładniająca frustracja1.

Zabijanie Ducha

Już w starożytności Arystoteles twierdził, że wrogiem życia wewnętrznego jest jedna wada: nadmierna aktywność. Kilka wieków później chrześcijańscy mnisi zamieszkujący pustynię Egiptu zauważyli, że diabeł nie tylko kusi złem, ale także nadmiarem dobra. Wówczas biega i sadzi malutkie drzewka, krzycząc: „Podlewaj! Podlewaj! Podlewaj!”. Chce zrobić wszystko, aby zabrać człowiekowi modlitwę i oderwać go od przebywania z Bogiem. W konsekwencji

Zostało Ci jeszcze 85% artykułu

Wykup dostęp do archiwum

  • Dostęp do ponad 7000 artykułów
  • Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
  • Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Wyczyść

Zaloguj się

Szukanie pełni
Krzysztof Pałys OP

urodzony w 1979 r. – dominikanin, rekolekcjonista, magister nowicjatu, prowadzi blog Światła Miasta, mieszka w Warszawie. Nakłade...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze