Szatan nasz powszedni
Oferta specjalna -25%

Liturgia krok po kroku

0 opinie
Wyczyść

Scenariusz jest zazwyczaj bardzo podobny. Najpierw ktoś usilnie stara się wywołać artystyczny skandal, potem czeka na reakcję duchownych i katolickich mediów, aż wreszcie stroi się w pióra ciemiężonego twórcy, który nie może rozwinąć skrzydeł w uległej wobec Watykanu, zacofanej i patriarchalnej Polsce.

Lewicowe media bronią artysty przed atakiem rozgorączkowanych, prawicowych publicystów oraz anatemą biskupów. Udzielają jednocześnie lekcji katolikom, tłumacząc im, na czym polega współczesna sztuka i dlaczego powinni ze zrozumieniem odnosić się do ludzi, którzy np. publicznie bezczeszczą święte księgi, zanurzają krucyfiks w urynie lub drwią z papieża.

Co ciekawe, tacy artyści często są określani mianem „odważnych”. Odważny piosenkarz, odważny rzeźbiarz, odważna performerka. Coś, co we współczesnej Polsce jest wyrazem zwykłego konformizmu, uchodzi za niezwykłe męstwo. By obnażyć to cyniczne odwrócenie pojęć, wystarczy zadać sobie pytanie: co zostanie uznane za akt większej odwagi na salonach Warszawy, Krakowa i Poznania – kpiny z Radia Maryja czy naśmiewanie się z gejów? Żarty z Benedykta XVI czy poparcie zakazu aborcji? Ściągnięcie krucyfiksu ze ściany w szpitalnej sali czy pojawienie się w biurze z różańcem w dłoni?

W naszym kraju, rządzonym przez polityków chodzących na pasku rzymskiej kurii, w którym dzieci są brutalnie indoktrynowane przez „czarnych”, a ulice miast pełne są bezlitosnych asasynów z Opus Dei, do telewizji publicznej wkroczył właśnie jeden z takich uciemiężonych, dyskryminowanych artystów – niejaki Nergal. Satanista, który zyskał sławę najpierw jako partner równie wybitnej artystki Dody, potem jako „odważny” kontestator dusznej atmosfery w swojej ojczyźnie – gdy podczas jednego z występów podarł na strzępy Biblię, wreszcie – gdy zachorował na białaczkę – jako obiekt współczucia tabloidów i ich czytelników żądnych niezdrowych wrażeń.

Przyzwyczailiśmy się już do tego, że w telewizji, także państwowej, co rusz natykamy się na różne postaci, które nie do końca odpowiadają naszym wyobrażeniom o wzorcu moralności. A to aktorzy rozwodnicy, emablowani przez rozszczebiotane prezenterki, a to pani, która chwali się swoimi trzema aborcjami, albo homoseksualista szczycący się nieortodoksyjnym podejściem do cielesnych przyjemności.

Jednak satanista na ekranie to zupełnie nowa jakość. Wydawało się, że pewnych granic przekroczyć się nie da, że świat jeszcze do końca nie zdurniał i że prędzej czy później „postęp” się zatrzyma. Z drugiej strony trudno oprzeć się wrażeniu, że mamy do czynienia z procesem, w którym pewne elementy społecznej inżynierii się powtarzają. Nie zauważaliśmy ich dotąd, gdyż byliśmy zbyt naiwni. A może po prostu nie chcieliśmy ich dostrzec i odsuwaliśmy je od siebie jako coś jednocześnie obrzydliwego i absurdalnego.

W podobny sposób oswajano nas z postulatami gejów i lesbijek. Zaczynało się zawsze od apelu o zaniechanie dyskryminacji (przyznaję, homoseksualiści byli w przeszłości niesłusznie gnębieni), lecz wkrótce ruszała lawina żądań: związki partnerskie, małżeństwa, adopcja dzieci, już niedługo zapewne kwoty w parlamencie, aż wreszcie stosowne parytety w urzędach państwowych i władzach spółek. Przeszliśmy daleką drogę: od tolerancji, poprzez akceptację, aż po dyskryminację tych, którzy nie wyrażają wobec gejów i lesbijek obowiązkowej adoracji.

Sataniści także byli dotąd na cenzurowanym, nie dlatego jednak, że większości społeczeństwa nie podobała się ich „duchowa orientacja”, lecz dlatego, iż jako sekta byli dla tego społeczeństwa poważnym zagrożeniem. Nie rozumiem, dlaczego TVP nie zaprasza do swoich programów przedstawicieli Kościoła scjentologicznego, Bractwa Zakonnego Himavanti czy raelianów. Być może jednak moje wątpliwości zostaną wkrótce rozwiane, wszak w telewizji na Woronicza produkuje się wystarczająco dużo teleturniejów. Miejsca starczy dla wszystkich.

Na razie postępowe media każą nam się zachwycać Nergalem, bo – jak napisała jedna z dziennikarek – jest on „naszym produktem eksportowym” i każdy katolik powinien być z niego dumny. Dzięki prezesowi TVP oraz liderowi grupy „Behemoth” satanizm wyjdzie w Polsce z ukrycia i przestanie być obiektem niesprawiedliwych ataków. Może wreszcie gazety zaczną pisać prawdę o szatanie i pokazywać jego prawdziwe oblicze, ludzkie i miłe. Oblicze istoty zapracowanej od rana do wieczora, która nie ustaje w wysiłkach, by umilić nam doczesne życie.

Później pojawią się propozycje, by satanizm został uznany za religię. Później sataniści otworzą własne szkoły. A jeszcze później z życia publicznego wyruguje się tę prawdziwą sektę, rzymskokatolicką, która, jak wiadomo, odpowiada za całe Zło na naszej planecie. 

Szatan nasz powszedni
Marek Magierowski

urodzony 12 lutego 1971 r. w Bystrzycy Kłodzkiej – iberysta, absolwent hispanistyki na UAM, dziennikarz prasowy, polityk i dyplomata, ambasador RP w Izraelu (25.06.2018 - 07.11.2021), ambasador RP w Stanach Zjednoczonych (od 23.11.2021r.)....

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze